Jerzy Jan Pachlowski - polski dziennikarz i pisarz. Rodowity Krakowianin.
W czasie II wojny światowej stracił całą rodzinę, skutkiem czego przyszło mu się wychowywać w domach dziecka.
Absolwent moskiewskiego Instytutu Literackiego im. Gorkiego (Литературный институт имени А. М. Горького).
Przez dwa lata pracował w "Głosie Szczecińskim" oraz "Ziemi i Wodzie". Kolejne sześć spędził na morzu, pracując jako rybak dalekomorski.
Autor pięciu książek oraz redaktor wielu antologii (w tym wydanych po rosyjsku, łotewsku czy bułgarsku).
Laureat Nagrody im. Zaruskiego (1966) i Nagrody im. Josepha Conrada (1971).
Prezes Związku Literatów Polskich - Oddział w Szczecinie )1976-1981).
Założyciel a potem prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (SPP).
Wydane książki autora: "Delfiny idą po wiatr" (Wydawnictwo Poznańskie, 1963),"Ryba i słońce" (Ossolineum, 1971),"Opowiadania morskie" (Wydawnictwo Poznańskie, 1977),"Wołanie horyzontów" (Wydawnictwo Morskie, 1977),"Na krawędzi wody" (Polskie Pismo i Książka, 1991).
Żona: Helena (do 03.04.2012, jego śmierć).http://
Dość dawno temu kandydatów do Wyższej Szkoły Morskiej pytano o lektury marynistyczne. Okazywało się bardzo często, że ograniczają się do "Znaczy Kapitana" i paru książek o wojnie (Pertek, Romanowski).
Tymczasem właśnie Opowiadania morskie Pachlowskiego powinny być lekturą obowiązkową.
Zbiór opowiadań. Nie ma porywającej akcji ani perełek humoru. Od czasu, gdy autor zdobywał doświadczenie a morzu minęło ponad 50 lat (Pachlowski, dziennikarz z zawodu, był rybakiem dalekomorskim w latach 60). I mimo to, wszystkich zmian technologicznych, politycznych i innych, prawie wszystko jest aktualne.
Egzotyka to nie tylko ciepły wietrzyk w styczniu i palmy, ale i Słońce wypalające oczy i mózg, gdy trzeba malować na biało maszt. Ludzie morza to nie tylko bractwo szlachetnych, wspomagających się i pijących ostro w tawernach, ale chamy i dziwacy, z którymi trudno wytrzymać (a tawerny zniknęły). Nowicjusz zamiast "morskim powietrzem wolności" zachłysnąć się może czym innym (choroba morska) i gniewem na poganiających go przełożonych.
Po prostu proza życia. Coś jak "Piosenka dla robotnika rannej zmiany" Stachury.
Ale ważna w Polsce, bo pokazująca prawdziwe życie rybaków dalekomorskich, a nie blichtr przebrzmiałych liniowców pasażerskich lub pomysły kabareciarzy ("marynarz w noc się bawi, za dnia w hamaku śpi, ma w każdym porcie narzeczoną").