Jussi Adler-Olsen urodził się 02.08.1950 w Kopenhadze jako Carl Valdemar (Jussi) Henry Adler-Olsen, najmłodszy spośród czwórki dzieci i jedyny syn. Jako pięciolatek otrzymał specjalne królewskie pozwolenie na posługiwanie się swoim oryginalnym imieniem Jussi. Zanim został zawodowym pisarzem, był harcerzem, gitarzystą rockowym, redaktorem encyklopedii, operatorem, kompozytorem i scenarzystą filmowym, twórcą i popularyzatorem komiksów oraz wydawcą. Wiedzę na temat międzynarodowych spisków i chorób umysłowych zdobył w trakcie studiów politologicznych, socjologicznych, medycznych i filmowych oraz wcześniejszych doświadczeń ze szpitali psychiatrycznych, gdzie się wychował z racji zawodu ojca.
Zadebiutował w roku 1997 powieścią Alfabethuset, która trafiła na europejskie listy bestsellerów. Prawdziwej popularności przysporzyła mu seria powieści kryminalno-sensacyjnych o Departamencie Q duńskiej policji.
Mieszka w Allerød koło Kopenhagi. Żonaty, ma dorosłego syna. Wolny czas poświęca na renowację starych domów oraz kompozycję.http://jussiadlerolsen.dk/de/
Czwarte, najsłabsze z dotychczasowych spotkań z departamentem Q. Na pewno nie pomogły znane z poprzednich części i powielane schematy: układy w samej Komendzie Policji, eksponowana tym razem fizjologia chorych bohaterów i przeciągane ponad miarę wątki, które mają spajać całą serię (tajemnica Assada, alter-ego Rosy, proces zdrowienia Hardy'ego).
Na domiar złego, nowe śledztwo nie stanowi zagadki dla czytelnika, gdyż, razem z wszystkowiedzącym narratorem, śledzimy historię w retrospekcji. A to, co z kolei miałaby stanowić suspens (roztrzygnięcie ostatecznej walki bohaterów) - jest tak naciągane, że aż nudne.
Wszystkie te elementy, przekraczające czasem poziom obrzydliwości, absurdu i granic prawdopodobieństwa, kręcą się wokół tematu eliminowania "małowartościowych" ludzi, eugeniki i poprawiania rodzaju ludzkiego poprzez kontrolę urodzeń i wymuszone sterylizacje. I znowu, nie przekonał mnie ten przerysowany wątek grupy ryzykantów - szaleńców, poświęcających swój czas, pieniadze, by na swój pokrętny sposób, w jednym gabinecie ginekologicznym "naprawiać" świat.
Podsumowanie: tutaj więcej znaczy mniej. Za dużo wszystkiego i przewidywalność akcji zmęczyły mnie i znudziły. Cztery gwiazdki daję trochę na zachętę.
Ta część serii odrobinę lepsza niż poprzednia; na plus zaliczyć można dobrą choć zawiłą intrygę oraz wprowadzenie nowego bohatera pozytywnego - prześladowanego młodego imigranta, któremu można kibicować. I inny nowy element, ale ten jak dla mnie słaby: wprowadzenie do zespołu Q młodego policjanta, Gordona, kolejnego dziwaka, który miał za zadanie ożywić fabułę. Ale zarówno ten element, jak i nowa kochanka bohatera czy nowy szef - nie wniosły oczekiwanej wartości dodanej, raczej niepotrzebnie zagmatwały akcję. Jak się spodziewasz, domyślny czytelniku, zapewne spotkamy się z nimi w kolejnej części cyklu.