Spider-Man 1 (1962) Stan Lee 6,9
ocenił(a) na 919 tyg. temu Na płaszczyźnie popkulturowej uwielbiane przez fanów komiksy są od dawna jednym z siedmiu popkulturowych cudów świata. Bo nie ma to jak z przenieść coś wprost z arkan naszej nieskalanej niczym, wciąż żywej, pełnej pomysłów i nieskończonej ferii projekcji wyobraźni na dwuwymiarowy świat plansz pełnych, licznych rysunków zamkniętych w odpowiednio dobrane kadry, które układane są w odpowiedni sposób, przedstawiające odpowiednią i płynną, zamkniętą w daną narrację opowieść – opowieść, która ma przedstawiać określoną daną fabułą historię oraz ukazać modele, wątki, relacje postaci, przekazać jakieś idee i wartości. Tak, to się nazywa komiksem; to raczej subiektywna próba opisania tego, czym powinien być komiks, jak powinno się umieć go opisać, przedstawić. Bo komiks to różnorodność, to coś, co można nazwać niedokończonym dziełem; niedokończonym, gdyż to ostatecznie od samego czytelnika zależy to, jak subiektywnie wybrzmi w jego wyobraźni uwydatniona w całości w komiksie historia. Można porównać go do pociętego na zdjęcia filmu, zamkniętego w ramki z dorysowanymi dymkami, które kreują narrację, uporządkowanego w odpowiednim szyku. Czytelnik zaczytany w lekturze komiksu ,,wciska przycisk play” w swojej głowie, a potem dzięki jego wyobraźni odtwarza się odpowiednia dla niego samego historia.
Pośród narracji obrazkowych, bo tak często określa się komiks, istotną rolę w jego ewolucji do formy, jaką widzimy obecnie, odegrał komiks amerykański, a zwłaszcza superbohaterski, którego początki i zarazem ruch ku pełnemu rozwojowi jego formy i treści realizujący się intensywnie i ,,z kopyta!” szacuje się na okolice lat 30-tych i 40-tych XX wieku. Ramy tych dekad to globalnie okres burzliwy, niestabilny. To Świat stojący na progu wojny, będący w niej i ryzykujący pod koniec II Wojny pukającą do drzwi katastrofą nuklearną. W skrócie to ujmując: superbohater, a tym samym tego rodzaju narracja, została stworzona w celach propagandowych – wstępujący do armii amerykańskiej ochotnik, a najczęściej był to młody mężczyzna, musiał mieć solidny, konkretny wzór do naśladowania, ten cudowny ideał amerykańskich cnót, z którego aż wyzierało wachlarzem cech idealnego herosa, który bez względu na wszystko, na błahostki i sprawy prywatne, zostawia to za sobą, aby ratować ukochaną ojczyznę. Od komiksu superbohaterskiego, gdzie w tej prawdziwej pełnej heroizmu, zawartych tu idei superherosa, energii pompatyzmu i propagandy pierwszym takim herosem był znany nam Kapitan Ameryka od Marvel Comics, zaczęła rozwijać się, zmieniać, rozszerzać na multum odgałęzień i gatunków branża komiksowa. Komiksy potrafią być dziś skrajnie różne – uważam, że doszło do dość ciekawego zjawiska: jeden a drugi komiks, np. europejski kryminalny a amerykański sci-fi z danego Uniwersum, potrafi dzielić tyle elementów, które składają się na budowę typowej narracji obrazkowej, że nie sposób jest określić, że skoro np. ,,komiks amerykański superbohaterski” uważany jest za ten klasyczny wzór komiksu, to czym jest ów twór europejski? Wynika z tego, że ramy rozumienia i ujęcia formy tego typu medium są obecnie niezwykle płynne, wręcz zacierające się. I kto by pomyślał, że wszystko w tej komiksowej epopei zaczęło się od specyficznego ,,celu” jakim było stworzenie przez Amerykanów postaci Kapitana Ameryki okładającego w jednym z komiksowych zeszytów piąchami samego Hitlera! A czy przypadkiem nie jest, że oficjalnie powstanie Marvel Comics – jako Timely Comics we wcześniejszej formie – datuje się na 1939 rok, datę, która dała ludzkości kolejny globalny konflikt zbrojeniowy? Czy nie poświadcza to na korzyść tego, że przez ponad 80 lat istnienia ogólnego rynku komiksowego potrafił on rozwinąć się do tak licznych form, odmian, gatunków i podgatunków, co z kolei udowadnia, że komiks potrafi podążyć za prądem zmian kulturowych, społecznych, technologicznych, które, adaptują się tak jak adaptuje się ludzkość: jej kultura, nauka, filozofia, systemy prawne i społeczne.
W morzu spółek, ba!, mega-korporacji w materii rozrywki, które tworzą komiks największymi graczami w tym przemyśle są Marvel Entertainment i DC Comics oraz (choć są to raczej pomniejsze wśród tych ważnych role): Dark Horse Comics i Image Comics. Gdyby zebrać liczby Światów, które kreują się w niezliczonych komiksach za pomocą tych firm, wyszło by całe morze obfitości Multiversów, oazy niezliczonych, niepowtarzających się historii, przedstawianych w taki sposób i w takich ilościach, jakby nigdy nie miały one końca. Jednak to chyba Marvel Comics – i tu jest to bardziej subiektywna, prywatna opinia kierująca mnie ku temu wnioskowi – jest największym wydawcą komiksowych treści na świecie, liderem ostatecznym i swego rodzaju przodownikiem w tym względzie, na którego pracy i osiągnięciach inni w branży się wzorują. Wszechświat, czy raczej ,,ocean wszechświatów” zwany Multiversum Marvela jest bardzo bliski naszemu Wszechświatowi. Posiada bardzo podobną, choć niepozbawioną wielu fantastycznych zjawisk i wątków, historię powstania: Wielki Wybuch, powstanie abstrakcyjnych bytów, których jestestwa trwa tyle ile świt i zmierzch niejednej cywilizacji, ich ,,następców” Eonów, pierwszych cywilizacji kosmicznych, aż w końcu ostateczne ukształtowanie się z multum różnych Wszechświatów Wszechświata nazwanego ,,Uniwersum-616/Earth-616”. I ta ,,Ziemia” jest bardzo ale to bardzo podobna do naszej, rzeczywistej, jednakże ten Wszechświat oddziela od przestrzeni, w której trwamy i w której m.in. ja piszę ten tekst tylko i wyłącznie aspekt fikcji i fantazji. Czyż to nie jest w tym całym tyglu marvelowskich komiksowych kreacji najpiękniejsze? Czy tak drobiazgowe podejście do pracy w komiksie nie odzwierciedla ludzkiego życia i jego adaptacji na przestrzeni tysięcy lat?
W Uniwersum narracji obrazkowych Marvel Comics po pierwszym i chyba najpopularniejszym ich bohaterze w całym dziedzictwie twórczym marki – które jak wiemy wciąż jest kontynuowane – którym jest niesłychany Kapitan Ameryka, te ,,drugie skrzypce” gra Spider-Man, pod którego warstwą tego oto superbohaterskiego alter ego kryje się sylwetka Petera Parkera. Bo młody Parker i bohater, którym się on staje to praktycznie synonimy – to tak sprytnie skonstruowana i napisana postać, że tworzy ona na przestrzeni wielu lat pisanych o nim historii: jedność, ot dając nam idealne alter ego herosa z odpowiednimi mocami dostosowanymi do wyglądu, zachowania, osobowości młodej męskiej postaci. Pajęczy bohater Petera Parkera to, jak podkreślałem powyżej, ikona wydawnictwa Marvel; tak jak Kapitan Ameryka, Thor, Hulk: symbol, bez którego niezwykle trudno jest wyobrazić sobie współczesny świat narracji obrazkowych. Dzisiaj każdy zna Parkera i Spider-Mana: od dzieciaka z osiedla gdzieś na południu Polski po dorosłego czytelnika ze słonecznego Los Angeles czy dalekiej Rosji. ,,Spidey’ego” stworzył Stan Lee, a rozrysował Steve Ditko i Jack Kirby oraz m.in. później Romita Sr. I to miał być ich eksperyment. Poprzez napisanie i narysowanie i odpowiednie dopełnienie kolorami zeszytów komikswych tytułowanych przez Marvela "Amazing Fantasy Vol.1, #15" nasi twórcy chcieli sprawdzić, jak miłośnicy komiksów zareagują na sylwetkę nastolatka obdarzonego nadludzkimi możliwościami, który momentalnie staje się superbohaterem. I teraz Ja miałem okazję, dzięki serii "Marvel Origins" od wydawnictwa Hachette Polska przyjrzeć się tym specyficznym zeszytom, tym historiom. To w "Spider-Man (1962)" Hachette oprócz tych wydań dodało jeszcze coś z bardzo dobrego "Amazing Spider-man #1-5".
Tak, to debiutujące serię ,,Origins" od Hachette wydanie, było niczym niezwykłe doznanie czytelnicze i fanowskie – podróż w czasie do pierwocin Spider-Mana, do wzorców, do archetypów, do wyjątkowo nostalgicznej z perspektywy czasu, średnio dobrej i mało interesującej, ale w jakimś stopniu znakomitej palety kolorów, wypełnień teł, tej ,,kredowośći”, tej nierozróżnialności wizerunków fizycznych postaci, zbytniej elegancji Parkera, który raz z jednego planu przypominał nastolatka a przy zbliżeniach delikatnie pociągnięcia ołówkiem, niedociągnięty kontur nadawały mu wyglądu zapracowanego biurokraty lub naukowca po 50-tce. Na to, jak kreślono pod względem bezpośredniego kształtu obrazu ów cały komiks, można jak i z drugiej strony nie powinno się tego robić, narzekać – lata 60-te i 70-te w komiksie amerykańskim miały swoją specyfikę: Marvel tworzył je swoją metodą, gdzie większość pisał fenomenalny Stan Lee (wraz z tymi słynnymi zapraszającymi czytelnika do lektury niniejszego zeszytu słowami na wstępie każdego z nich! Nikt wcześniej czegoś takiego nie dokonywał!) a rysował Kirby czy Ditko i John Romita Sr; a to dopiero kilku z wielkich z ekipy Excelsior Stana Lee. W odniesieniu do scenariuszy historii zawartych w niniejszym omawianym i recenzowanym tomie przygód Spider-Mana na łamach marvelowskiego Uniwersum, przygotowanym przez wydawnictwo Hachette, tu również pojawia się ,,cień wątpliwości” – albo powinniśmy się do nich przywiązywać z racji bycia tymi archetypowymi dla rozwoju pajęczego bohatera czy całego szeregu innych opowieści od Marvel Comics pomysłami i wzorcami, albo traktować je jako prosty sposób na przedstawienie krótkiej, podziurawionej fabularnie, dynamicznej, opowiastki, gdzie wszystko zmierza do konfrontacji Spider-Mana z wrogiem lub wrogami i ich zatrzymaniu bądź nagłej ucieczce. To był schemat, podróż od punktu A do punktu B. Jedynie język, którym obdarowano narracje może przyciągać uwagę – moralizatorskość Lee i kreowanie takich wypowiedzi bohaterów, takiego narratora, takich ich myśli, jakby wypowiadały je na głos po to, aby skupić na sobie uwagę, żeby podkreślić, że ,,to ja jestem wyjątkowy i ja to robię” są obecnie nie do podrobienia, a dziesiątki lat temu na pewno świadczyły o celu powstawania komiksów superbohaterskich i o tym, dla kogo były przeznaczane.
,,Marvel Origins” z numerem pierwszym i to z pierwszym wydaniem ogólnym w historii zawierającym narracje o najsłynniejszym nastoletnim herosie w dziejach, to było doświadczenie do zapamiętania po wsze czasy, ,,aż po fanowski grób”. Niezwykłe słowa uznania należą się marce, która odpowiedzialna była za porozumienie się z Marvel Entertainment i uzyskanie zgody na wydrukowanie tak kultowych, tak oldschoolowych wydań komiksów Marvela sprzed multum lat, i to na swoich zasadach. ,,Podziękówa” idzie w kierunku Hachette Polska, za przetłumaczenie narracji zeszytów, także za wstawienie krótkich notek na początku tego wydania ,,Marvel Origins”, pomiędzy historiami czy na końcu - to zawsze jest dużym atrybutem a dla fana, także ciekawą informacją odnośnie tego, jak o komiksach piszą dyrektorzy wydawnictw, dziennikarze, czy inni twórcy.