Innsmouth i okolice. Całkiem niezła antologia eksploatująca na różne sposoby motywy ze znanego opowiadania Lovecrafta (chyba nie trzeba wspominać jakiego?). Trochę tu klasycznego pulpu, trochę staromodnej grozy, trochę kingopodobnej paplaniny i odklejonych od atmosfery horroru czytadeł. Nie jest to może poziom Derletha, ale w zdecydowanej większości czytało się to naprawdę znośnie i bez większych zgrzytów (no, może za wyjątkiem Zostały tylko buty, Za kwadrans trzecia, Powrót do domu, Deepnet i To tylko znów koniec świata. Głupawo-śmieszne historyjki, wplątane na siłę lovecraftiańskie motywy i wilkołak (!) w pewnym stopniu gryzą się z całością, lecz spodziewałem się że będzie dużo gorzej, więc i na to również mogę przymknąć oko). Ogólnie polecam, choć lovecraftowym "ultrasom" wyznającym Jedynego Mistrza Grozy przepisałbym na początek twórczość Augusta Derletha (jeśli jeszcze go nie znają).
Ten spory zbiór może być przykładem tego, że trudniej pisać zabawne historie od tych poważnych. W 17 opowiadaniach autorzy wzieli sobie na celownik prawie wszystkie aspekty fantasy, SF i paru innych gatunków literackich. Zwykle efekty były takie sobie. Większość tych historii to najzwyklejsze lekkie fantasy, tak dobrze parodiujące kanon, że praktycznie niczym się od niego nie różniące. A że humor miał być głównym atutem tych historii, to w razie jego braku naprawdę nie mają się one czym bronić. Jedynie kilka opowiadań: PRE–HISTORIA J. Hogana,
SPRAWA KUBY OBCINACZA D. Langforda, TAŃCZĄCY Z ELFAMI C. Ward i OBCY, KTÓRZY WIEDZIELI WSZYSTKO. ABSOLUTNIE WSZYSTKO G. Effingera przypadło mi do gustu. Ale muszę przyznać, że ich poziom był tak wysoki, że zrekompensował mi trud przedzierania się przez znacznie większą liczbę historii naprawdę kiepskich i równie licznych średniaków, dzięki czemu czasu poświęconemu tej książce RACZEJ nie żałuję.