Pieśni Jan Dantyszek 6,3
ocenił(a) na 610 lata temu Wyjątkowo tym przypadku trudno byłoby cokolwiek powiedzieć o utworach, gdyby nie rozpocząć od osoby autora.
Jan Dantyszek (a właściwie Johann von Hoefen) był synem skromnego kupca, podwójnym szlachcicem, Prusakiem, polskim ambasadorem i dyplomatą, niedoszłym konkwistadorem hiszpańskim, podróżnikiem, przyjacielem Erazma z Rotterdamu, znajomym Lutra, wrogiem reformacji, miłośnikiem kobiet i wina, surowym obrońcą moralności, ojcem dwójki dzieci, biskupem katolickim (i przełożonym Kopernika),wreszcie znanym i cenionym przez współczesnych renesansowym poetą neołacińskim.
Czyli już wiadomo, kim był Dantyszek? Racja… nie za bardzo. Otwarte pytanie, czy on sam znalazł odpowiedź - z pewnością całe życie poszukiwał siebie, przebierając w bardzo różnych wcieleniach.
Nie ukrywam, że to biografia, która jest de facto długą opowieścią o wierceniu się, skierowała moją uwagę na utwory Dantyszka - nie odwrotnie. Czy poezja okazała się właśnie taka - „rozwiercona”? Otóż nie.
Dantyszek jako poeta był wybitny w swoich czasach, chociaż naturalnie dla dzisiejszego odbiorcy nie będzie to jakiś poznawczy fajerwerk. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie jest do czytania, skądże. Są w tym ciągle żywe barwy, rumieniec.
Konwencją tych wierszy jest wczesnonowożytna, humanistyczna poetyka, która czuje się najlepiej w alegorii i z zamiłowaniem pielęgnuje swoją (nieszczególne płodną) grządkę mitologiczno-klasycznych odwołań. Stąd brała się moja początkowa obawa, czy i tutaj nie spotkam tego kompulsywnego odruchu szarpania za brodę Zeusa w co trzecim wersie, który bywa doprawdy nieznośny u poetów wieku XIX i ich kontynuatorów z następnego stulecia. Na szczęście tej przesady nie ma. Wprawdzie cały ów orszak postaci i motywów antycznych to już przeżyta, muzealna piękność, ale wypada wcale nie tak kanciasto, jak można oczekiwać - nie męczy głownie dzięki prostemu, bezpretensjonalnemu ukształtowaniu formy wypowiedzi. Jest to zasługą wyczucia autora, a w pewnym wymiarze może również i tego faktu, że na polski utwory były tłumaczone współcześnie, mową zaś oryginałów jest łacina – język, którego charakterze leży umiar i swoiście dostojna melodyjność.
Sporo objętości tego zbioru zajmują utwory okolicznościowe - a więc mniej czy bardziej oficjalne - ale nawet mimo tego brzmi w nich jasno osobisty ton. Słychać w nim poszukiwanie jasnych zasad, pragnienie ładu i pokoju, tęsknotę za uporządkowaniem i harmonią, która mogłaby nastać, lecz przecież nie następuje, ponieważ świat jej nie zna i nie chce. Życzenie, które włożył poeta w usta Junony: „niech świat pewniej stanie” – wydaje się być jego własnym.
Można podsumować to w ten sposób, że to co upragnione, ale nieosiągalne w zewnętrznym życiu autora, potrzebowało przynajmniej papieru, na który mogłoby rzucać swój poblask - i jak to bywa niemal ze wszystkim, co wychodzi od autentycznej, nienasyconej potrzeby tworzenia, jest jakaś urocza prawdziwość w utworach Dantyszka. Życie jest krótkie, sztuka - długowieczna.