Najnowsze artykuły
- ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik239
- ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński41
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Laurence Gillot
2
6,3/10
Pisze książki: komiksy
Ten autor nie ma jeszcze opisu. Jeżeli chcesz wysłać nam informacje o autorze - napisz na: admin@lubimyczytac.pl
6,3/10średnia ocena książek autora
12 przeczytało książki autora
2 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Mały Ptyś i Bill. Indiańska Gwiazdka
José Luis Munuera, Laurence Gillot
Cykl: Mały Ptyś i Bill (tom 2)
6,8 z 4 ocen
4 czytelników 1 opinia
2023
Mały Ptyś i Bill. Smażenie naleśników
José Luis Munuera, Laurence Gillot
Cykl: Mały Ptyś i Bill (tom 1)
5,8 z 11 ocen
14 czytelników 6 opinii
2023
Najnowsze opinie o książkach autora
Mały Ptyś i Bill. Smażenie naleśników José Luis Munuera
5,8
Ptyś i Bill to niezwykle zabawna, przepełniona humorem seria. Znajdziecie tutaj przygody Ptysia i jego psa, które rozbawią dzieci. Teraz nowa wersja dla nieco młodszych.
Mały Ptyś i Bill to nowa część serii Mój pierwszy komiks 5+. Teraz przedszkolaki będą miały okazję poznać tę zabawną dwójkę przyjaciół. Idealnie nadaje się jako pierwszy komiks do samodzielnego czytania lub do wspólnego spędzenia czasu.
Mały Ptyś i jego wierny towarzysz Bill już od najmłodszych lat mają głowy pełne pomysłów. Tym razem przyszedł czas na smażenie naleśników. Chłopiec bardzo chce pomóc swojemu tacie. Podrzucanie naleśników musi być super zabawą. Na początku naleśniki lądują w zupełnie innym miejscu niż powinny. Z czasem okazuje się to bardzo zabawne. Także Bill postanawia przyłączyć się do reszty. Z taką drużyną wszystko może się wydarzyć.
Ta zabawna, pełna humoru książka wprowadza dzieci do świata komiksów. Krótki tekst jest tutaj niewątpliwie dużą zaletą. Nie zniechęca najmłodszych i świetnie nadaje się dla tych, którzy rozpoczynają przygodę z samodzielnym czytaniem. Kolorowe, pełne dziecięcej fantazji ilustracje pasują tutaj idealnie.
Mały Ptyś i Bill. Smażenie naleśników José Luis Munuera
5,8
By zanurzyć nos w bajkowych komiksach, w takim, jak choćby „Mały Ptyś i Bill” za oknem nie musi być brzydka pogoda. Nie trzeba też „Małym Ptysiem...” zapychać nudy. W ogóle zbyteczny jest jakikolwiek powód, a tym bardziej tłumaczenie się. Na „Ptysia...” ochota jest zawsze i wszędzie i nie ma znaczenia aura panująca za oknem, godzina wykukana przez zegarową kukułkę, czy kondycja ciała, które najczęściej jest oklapłe i bez życia.
Dlaczego?
W brzydki dzień perypetie Małego Ptysia i Billa rozchmurzą niebo. Podobnie będzie z wisielczym humorem. Zły nastrój znika, jak za dotknięciem czarodziejskiej patelni, a kąciki ust unoszą się do góry i przypominają kształtem banana (tego można owijać cienkim naleśnikiem i posypać cynamonem, polać mleczną czekoladą i ozdobić kleksem bitej... ale lepiej wrócę do recenzji). Przy lekturze „Małego Ptysia”, już na pierwszej stronie chore ciało zdrowieje, bo to książeczka niebywała. Nie dość, że zabawna, to pięknie rysowana. Nie dość, że smaczna, to także ciepła i prozdrowotna. Same plusy.
Oto Ptyś nachodząc w kuchni tatę stojącego z patelnią i … smażącego naleśniki wielkie, jak księżyc, płaczem wymusza przejęcie owej patelni. Bo On przecież też musi, bo tak i już, a jak nie, to w ryk...
I choć Ptyś ma zaledwie kilka lat, a przy kuchence musi stać na taborecie, to nic mu nie stoi na przeszkodzie (tylko taborecik stoi, bo musi, a on na nim, bo też musi). Ptyś bierze patelnię w rączki i siup, z wszystkich sił rzuca naleśnikiem do góry. Ten musi się przecież przewrócić na drugą stronę, tak wcześniej robił tata, więc teraz robi to on. Lecz... dziwna sprawa, bo jak naleśnik był, tak teraz go nie ma. To wręcz kuchenne zjawisko bliskie magii. Naleśnik odleciał i nie spada. A dlaczego? A bo wylądował na planecie zwanej lampa. W tym oto momencie skończyła się kariera kulinarna Małego Ptysia i z największą ochotą wyszedłby z kuchni, ale... tata każe dokończyć pracę. Nudy? Na początku z pewnością tak, ale jeśli połączyć odklejanie naleśnika z abażuru i psiaka Billa, który tylko na to czeka, to można mieć niezły ubaw. Bill, to spaniel, który z radości merda ogonem, ślini się i co najważniejsze, kocha Ptysia.
Do naleśnikowego dnia dołączają wszyscy, bo prócz Billa zjawia się i mama... i zdziwiona sąsiadka, która raczej nie zna się na żartach, a na zabawie tym bardziej. Podobne wrażenie można odnieść patrząc na żółwia za oknem, który ma taki sam kolor, jak ponura sąsiadka palto, więc ich wisielczy nastrój też z pewnością ma ten sam poziom.
A dlaczego naleśniki wywołały śmiech? Tego dowiedz się sam.
Rysunki w „Małym Ptysiu...” są urzekające. Samoczynnie się do nich uśmiechasz. Czujesz jakąś kolorową magię, a w twoim ciele budzi się dziecko, które potrafiło we wszystko uwierzyć i wszystkim się zachwycać. Jesteś połączeniem Ptysia (rozkosznie słodkiego) i Billa (choć nie merdasz ogonem). I choć ten komiks nie ma wiele stron, to przebija z niego morał. Rodzina jest najważniejsza i zawsze jest razem. Rodzina daje szczęście. Niby tak oczywiste, a jakże istotne na co dzień.
Takie publikacje uczą dzieci i to jest w nich najpiękniejsze (prócz rysunków, oczywiście, bo te są urocze).
Czyta każdy, zachwyca się każdy, a czytając chichocze, bo to nieuchronne.
Wspaniały czas spędzony z komiksem – i śmiech w pakiecie.
-----------------
i mierzi mnie, gdy ktoś pisze krytykę odnośnie liczby stron itp. Biorąc Ptysia w dłonie widać, jaki jest gruby, jednak nie ilość stron ma znaczenie, a wartość merytoryczna. W recenzji pisze się o treści, a nie wyglądzie!!!
#agaKUSIczyta