Najnowsze artykuły
- ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński36
- ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant6
- ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
- ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na maj 2024Anna Sierant977
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Anna Wołoszyn-Figiel
2
7,8/10
Pisze książki: literatura dziecięca, poezja
Anna Wołoszyn-Figiel – historyk z wykształcenia, etnograf z zamiłowania. Hobbystycznie pisze prozę i wiersze. Ferie to jej pierwsza książka, w której stara się pokazać uniwersalność pewnych wartości mimo zmieniających się czasów.
7,8/10średnia ocena książek autora
6 przeczytało książki autora
1 chce przeczytać książki autora
2fanów autora
Zostań fanem autoraSprawdź, czy Twoi znajomi też czytają książki autora - dołącz do nas
Książki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Najnowsze opinie o książkach autora
Ferie Anna Wołoszyn-Figiel
8,5
Ferie zimowe to zaledwie dwa tygodnie wypoczynku, ale ten czas trzeba dzieciom jakoś zagospodarować. Chociaż rodzice Jarka z powieści „Ferie” autorstwa Anny Wołoszyn-Figiel zadbali raczej o swój wypoczynek. Synka zostawili u dziadka, a sami pojechali na urlop do Austrii. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale pan Kazimierz (zwany w książce Starcem) i wnuk słabo się znają. Mieszkają na dwóch krańcach Polski i mają mało okazji do kontaktu. Czy dziesięcioletni Jarek nie będzie się nudził w niewielkiej górskiej miejscowości? Czy dziadek i wnuk znajdą wspólny język?
Na historię opisaną w publikacji „Ferie” składają się właściwie dwa wątki. Pierwszy z nich zarysowałam już w poprzednim akapicie. W drugim „bryluje” nastoletni Przemek. Chłopiec butny, rozpieszczony i zadufany w sobie. Do jego ojca dociera, że syn przewodzi bandą łobuzów, która m.in. dokucza młodszym dzieciom. Mężczyzna jest załamany. Pyta się sam siebie, co zaniedbał w wychowaniu syna. Zastanawia się również, jak na niego wpłynąć i jaką karę mu wymierzyć.
Główną myślą, jaka wyłania się z tej książki to, iż dzieci nie mogą zostać pozostawione same sobie. Na nic wymyślne prezenty, zorganizowane zajęcia, kiedy nie ma blisko opiekuna, który poświęci uwagę, wysłucha, okaże zrozumienie. Oboje chłopcy pochodzą z tzw. dobrych, a raczej majętnych domów. Na wszystko mogą sobie pozwolić, a jednak czegoś im brakuje i to odbija się na ich poglądach i zachowaniu. Młodszy z nich (Jarek) po poznaniu dziadka zmienia swoje myślenie. Poznaje inny punkt widzenia i inne życie. Chłopiec układa sobie to wszystko w dziecięcej głowie i otwiera się przed rodzicami. Nowe doświadczenie pomaga mu uporządkować i nazwać kłębiące się w głowie uczucia. Ten wątek jest przepiękny. Autorce udało się uchwycić kontrast pomiędzy pokorną, skromną starością, a głośną, przebojową młodością. Sprowokowała bohaterów, aby zastanowili się nad tym co ważne.
Co do wątku Przemka mam mieszane uczucia. Świetnie, że został podjęty temat nękania. W bohaterze tym drzemią ogromne pokłady agresji oraz pogardy wobec świata. Pocieszająca jest reakcja rodziców: nie wybielanie dziecka, a chęć konfrontacji z problemem. Mam jednak wrażenie, że Anna Wołoszyn-Figiel nie do końca miała pomysł, jak załatwić tę sprawę. Przemek zostaje ukarany. Wyjątkowo nie będziemy dyskutować o zasadności tej kary, zastanówmy się natomiast, czy coś z niej wynikło, czy doprowadziła do jakiegoś morału. Nie za bardzo. Nastolatek sam powiedziałby, że został upokorzony. W czasie odbywania kary nie wydarzyło się nic co dałby mu do myślenia, a i ojciec nie wykazał się, jakąś specjalną inicjatywą w „reperowaniu” syna. Co prawda panowie spędzili trochę czasu wspólnie, co zacieśniło wzajemne więzy, ale jako czytelnik nie wyniosłam z tego jakiejś mądrej myśli. Czegoś ewidentnie brakuje w zakończeniu tego wątku – zadośćuczynienia ze strony Przemka i morału.
Historia opisana przez Annę Wołoszyn-Figiel podoba mi się, jednak nie podoba mi się wstęp do niej. Na „dzień dobry” poznajemy pisarza, który szuka weny. Zainspirowany zmartwieniem swojego kolegi, który czeka na przyjazd wnuczka tworzy tę opowieść. Nie znoszę takich wstępów, które nic nie wnoszą. Na fabułę składają się dwa wątki (wystarczająco),a książka ma przyzwoitą objętość. Nie potrzebujemy mieszać czytelnikom w głowowe trzecim, kompletnie nieistotnym.
Kiedy czytam takie powieści jak „Ferie” - pełne uniwersalnych wartości – zastawiam się, co mogą dać dzieciom. Tutaj fantastycznym przykładem jest Jarek, który nie boi się obserwować i myśleć. I nie jest istotne, czy zgadzacie z wnioskami dziesięcioletniego bohatera. Ważne jest to, że się otworzył i głośno je wypowiedział. W wątku Przemka niczego ciekawego nie wypatrzyłam, co nie znaczy, że w waszym przypadku będzie tak samo. Być może inne doświadczenia sprawią, że coś tam dojrzycie.
Podsumowując, „Ferie” to całkiem przyjemna książka opowiadająca głównie o szacunku. Nieprzekombinowana fabularnie i językowo, ale – w dużej mierze – realizująca założenia autorki. Mogę ja polecić młodym miłośnikom powieści obyczajowych.
Ferie Anna Wołoszyn-Figiel
8,5
Pierwsze, co mi się ciśnie na usta, to powiedzieć, że... chciałabym mieć takiego dziadusia, jakiego ma książkowy Jarek. Ciepły, ostoja spokoju, pokory i wdzięczności. Starszy pan, który mieszka w małej mieścince, a którego wnętrze jest skarbcem mądrości i czułości jednocześnie. To człowiek o złotej wręcz duszy, którą poznaje wnuczek. Jarka podrzuca syn pana Kazimierza, bo wraz z żoną jadą na dwutygodniowy wyjazd za granicę. A syn? Tego przecież trzeba gdzieś zakotwiczyć, a ojciec z pewnością nie będzie miał nic przeciwko. Przecież i tak siedzi w domu. Syn Staruszka nie utrzymuje z nim kontaktu, rzuca słowa na wiatr nie dotrzymując danego słowa. W ogóle nie interesuje się własnym tatą, a Jarka zostawia bez wcześniejszego uzgodnienia.
I oto stają obok siebie - dorastający Jarek i starszy Pan. Nie znają się, nic o sobie nie wiedzą. Są jak dwie czyste kartki papieru, które dopiero spiszą. Ale teraz, pierwszy moment... Nic nie jest tak, jak powinno być. Nie ma internetu, nie ma co robić, nie ma pizzy co wieczór. Ogólnie nuda ze starym człowiekiem pod jednym dachem. Lecz po tygodniu coś się zmienia, samo od siebie. Wspólne zdobycie góry i zwiedzanie jaskini odczarowuje patową stagnację. Chłopiec zaczyna rozmawiać z dziadusiem, ale i zmienia się, jako dziecko. Okazuje się, że to rozważny, przyjacielski i wrażliwy chłopiec. I mimo hardości i początkowej wściekłości, wręcz furii, okazuje się być chłopcem uczynnym, rezolutnym i szczęśliwym. A to wszystko dzięki Dziadkowi, który... z każdym kolejnym dniem staje się mu coraz bliższy. Nagle wnuczek obywa się bez gier na tablecie, bez pizzy i bez sportu w telewizji. Odkrywa smak krupniku, gorącej czekolady, jaką robi Dziaduś oraz doświadcza bezinteresownej przyjaźni. Poznaje trójka biednych dzieci, które nie oceniają człowieka po zawartości portfela, a po głębi serca. Te dzieci są tak inne od tych z miasta, myśli Jarek. Tak wyjątkowe...
Jarek zmienia się. Wszystko się w nim przestawia i układa, jak puzzle, które dotąd były w rozsypce. To chłopiec mądrzejszy od własnych rodziców, który ma swoje zdanie i swoje serce. I okazuje się, że to serce... bezgranicznie kocha Dziadunia.
Tak w skrócie rysuje się fabuła „Ferii”. I choć to niepozorna z wyglądu książka, to tak mnie oczarowała, że jestem stale pod jej wielkim wrażeniem. Onieśmiela czytelnika. Sprawia, że z zapomnianego kufra pamięci wysypują się skrywane od lat marzenia. Otwierają się wspomnienia, wracają smaki sprzed lat. Pojawia się uśmiech i wdzięczność. Myślisz o czasie, jaki był i który nie wróci, ale jakże on był piękny... Dziękujesz za dzieciństwo i śmiech beztroski. Za bliskość dziadków i dotyk ich dłoni. Za rosół i placek z owocami, jaki robiła babcia. Budzi się czar dorastania.
Ta książka rzuca urok dobra.
„Ferie” pani Anny Wołoszyn-Figiel czyta się z wypiekami na twarzy. To mądra powieść, w której jest i gniew dziecka i bunt i niezgoda na decyzje dorosłych. Jest kłopot komunikacji między dorosłymi. Jest i tęsknota i łzy i ból. Tu jest wszystko. Tu jest człowiek wraz ze swoimi słabościami, które są i które często dają o sobie znać, ale których nie należy się wstydzić. lecz jest tu jeszcze coś, co zobaczysz w tle. Rodzina, miłość i zrozumienie. Jest akceptacja i wiara w to, co się ma i kim się jest. Wiara w ten czas dany tu i teraz. Przecież życie trwa, mówi nam autorka. Nasze życie to nie tylko dwa tygodnie ferii raz w roku. Te ferie trwają cały rok. To życie trwa rok po roku. Patrz – szepcze pani Anna – patrz i żyj.
Tej książki nie można przegapić. Ona domaga się wyróżnienia, specjalnego traktowania i delikatności. To perełka każdego księgozbioru. To niewyobrażalne piękno skryte w subtelnych okładkach. To magia słów. To cudowny lek na wszystko. Przez cały rok.
#agaKUSIczyta