cytaty z książek autora "Krystyna Januszewska"
Cisza to muzyka, która nas otacza, choć jej nie słyszymy. Jest obok, bez przerwy i gra nam do ucha melodię życia. Miło pomyśleć o tym, szkoda, że nie da się zanucić.
Małostkowe uczucia, niepotrzebne tkliwości, racja serca, zamiast umysłu, to zbędny balast, wprowadzający w życiu galimatias i chaos.
Jedno słońce, jeden świt i jeden zachód można kochać jedną wielką miłością i nie trzeba tej miłości dzielić na różne inne.
Natura tak skonstruowała człowieka, że nic mu się bardziej nie podoba niż to, co traci. Niczego bardziej nie pragnie od tego, co mu się odbiera.
Życie to nie jest kłębek włóczki, żeby go ciągle odwijać i zawijać. Pewne rozdziały trzeba za sobą zamknąć.
Teraz stała przed ostateczną próbą i nie mogła zawieść. Musi wziąć w ręce naczynie z miłością i donieść je bezpiecznie do celu. Klucz do wszystkiego, co zaplanowała, zamknęła głęboko na dnie duszy i długo by ją namawiać do szczerego wyznania. Nie było na świecie istoty, której by teraz zaufała.
Człowiek bez miłości usycha, kobieta, która nie czuje się kochana, zamyka się w sobie. Mężczyzna, którego nikt nie podziwia, traci grunt.
Jeden rozbudzał w niej kobietę, drugi tę kobiecość wyniósł na piedestał. Młodszy wydobywał z niej ostatnie tchnienie w miłosnym tańcu, rozrywając na strzępy godność i subtelność, starszy jedynie subtelnością się posługiwał, okazując swój szacunek.[s.156]
Boje się utraty tego, co zebrało się w mojej duszy przez lata. Śmierć mnie nie przeraża, ale to, że znikną bez śladu moje marzenia, uczucia, wszystko co tak bardzo zaprząta moją głowę; absorbuje myśli, że nic nie pozostanie po mnie, gdy umrę, ale uleci w górę razem z parą wodną. Może przeniesie część moich marzeń i pragnień w swoim oddechu i zasieje gdzieś w polu, a potem wyrośnie z nich piękne drzewo, roślina, cokolwiek, w czym mogłabym jakoś przetrwać (...) Strach przed nicością deformuje stosunek, do tego co wieczne. Zaczynam popadać w melancholię, coraz częściej wracam do wspomnień i zastanawiam się, czy warto było tak bardzo się starać. Każdy dzień topnieje mi w rękach, rozpływa się w codziennych czynnościach, maleje do drobiazgów, przepływa daleko od tego, co miało być w życiu najważniejsze. Co zrobić, by najeść się go na zapas, by gdy minie, dało takie uczucie sytości, że nie będzie żal odchodzić?
Miejsca i ludzie wymazani z pamięci. Nie ma już tamtych domów, ogrodów, czas unicestwił ślady narodzin, miejsca pochówku przysypał pyłem historii. Na ich grobach buduje się czasem nowe miasta, autostrady. Zarosły ścieżki prowadzące za dom, za stodołę, w pole. Nie da się odnaleźć śladów stóp odbitych w błocie, przedmiotów, których dotykali, ani odwiedzanych przez nich zakątków. Byli dla siebie ważni, dziś już nie ma znaczenia, czy byli szczęśliwi. Czas płynie dalej, a w głowie kołaczą się myśli, że z nami będzie podobnie. Istniejemy dotąd, dokąd sięga pamięć tych, którzy nas wspominają. Zatrą się imiona, nazwiska, twarze, fakty z życia pokryją się plamą pleśni. Nie poznamy do końca historii świata i trzeba się z tym pogodzić.
Stare, bielone chałupy zostaną tylko w skansenach, jedynych miejscach pamięci. Malwy pod pochyłym płotem, stołki, ławy, bańki na mleko, słomiane zabawki przepełnione zapachem tamtych ludzi i miejsc, świat utracony odchodzi w smugę cienia. Dopóki krew pulsuje w skroni, jestem, a potem znikam.
Jesteśmy klockami wielkiej układanki i nie od nas zależą koleje, którymi toczy się życie, trzeba podporządkować się nieuchronnym wyrokom, bo innej drogi nie ma.
Gdy jest się daleko od wspomnień, bo życie doczesne nie daje na co dzień wytchnienia, to przeszłość wydaje się zaledwie mgnieniem. Kiedy się człowiek odda wspomnieniom, to stwierdza, że przeszłość była bogata i barwna, a do tego żył w czasach niepowtarzalnych, choć nie do końca szczęśliwych.
Nie chce kobiety, bo jeszcze nie wie, że jest potrzebna jak w źródle woda. Woli na razie za towarzysza mieć psa, wałęsać się nocami i marzyć przy księżycu, niż wiązać się z drugim człowiekiem. Powiedział jej kiedyś, że lepiej żyć samemu. Nie trzeba później płakać, kiedy umierają bliscy. Zapytał też, po co jej było to życie, skoro prawie wszystkich straciła. Tyle męki, pracy, tyle trudu, a teraz w pustej izbie płacze wieczorami. Byłaby sobie sama i żyła jak pani przy ojcu.
– Ale wtedy bym ciebie, Jasiu, nie miała. Może ten cały trud był tylko po to, żebyśmy razem zostali. Kto wie, co by się ze mną działo. Widać taki los był mi pisany. Każdy ma swój i nie ucieknie od niego – powiedziała ze smutkiem.
Nikt nie wie, jakimi torami chodzi myśl ludzka. Co dla jednego jest zbrodnią, dla innego ratunkiem od zguby.
On czuł się mężczyzną jutra, więc do pełni potrzebna mu była kobieta dzisiejsza, a może nawet wczorajsza, jak mawiał: młode wampirzyce ssą krew pełnokrwistych mężczyzn, więc bezpieczniej jest znaleźć się w objęciach statecznej niewiasty.
Czy starość rodziców daje dzieciom przyzwolenie na to, żeby uszczęśliwić ich wedłu własnego widzimisię?(...)
Ile razy patrzyłam na siwą głowę mojej matki, na pochylone plecy ojca, w ich oczy coraz częściej załzawione. Boję się pustki, która po nich zostanie. Nie jestem na to gotowa. Nie jestem gotowa na odrąbanie połowy ciała. Ból będzie straszny. A przecież kiedyś nadejdzie. Teraz ich świat zwęził się do jednego okna, z którego widać drogę do mojego serca. Kiedyś byli młodzi, butni, zapatrzeni w siebie, chciwi życia. Teraz całą uwagę skupiają na mnie. We mnie szukają siebie , łudzą się, że ich życie powtórzy się, przetrwa w dwóch przekazanych komórkach. Kruchość ich życia przeraża, każdy niepweny symptom paraliżuje - oddech zbyt ciężki albo zbyt lekki, za długi sen, za krótki, niespodziewany telefon późną nocą, głos sąsiada w słuchawce - wtedy zamiera we mnie dusza. A natura egzekwuje swoje prawa bez pozowolenia, układa wszystko w ciąg wydarzeń, koło się zamyka, nie ma ucieczki.
Ale do tego, żeby zrozumieć swój błąd i pojąć, co tracę, potrzebowałem aż czterdziestu lat, a nie kilku sekund. Zawiodłem ją i ona odeszła. To był jeden z moich grzechów głównych. Chciała, żebym był razem z nią, a ja, żeby ona ze mną. Okazało się, że to nie zawsze da się pogodzić.
Jak długo można iść do przodu z twarzą wciąż skierowaną za siebie?-pomyślał, gdy muzyka wypełniła go już po brzegi.-Jak można oddać dwadzieścia lat życia za uczucie, które nie istniało?
[…] bo tak samo jak pory roku, zmieniają się pory życia.
Dzięki pamięci żyjemy trzykrotnie, raz w przód, dwa razy do tyłu.
Czasem rozsadzała ją energia i wtedy rozśmieszała ją najmniejsza drobnostka, innym razem chodziła zamyślona, a wszystko, o czym mówiła, było niesłychanie skomplikowane. Mama tłumaczyła mi, że Marta ma bogatą duszę, w którą trzeba się mocno wsłuchiwać. Kiedy zobaczyła coś pięknego, jej oczy stawały się ogromne. Zaczynała marzyć i opowiadać te swoje marzenia.
Bo życie jest zbyt krótkie, by na nim przeprowadzać doświadczenia. Trzeba wybrać przetarty szlak, przetestowany przez innych.
(...) czy raz powiedziane słowo bądź okazane uczucie może tak nagle zniknąć z powierzchni ziemi?
Nikt nie staje się koniem, tylko dlatego, że urodził się w stajni.[s.190]
Troszczyli się o siebie niezmiennie i szczerze. Łączyło ich przywiązanie i przyzwyczajenie. O miłości do siebie zapomnieli dawno. Mijali się, nie dotykając, nie patrząc w oczy, jakby ze wstydu za stracone złudzenia, za rozczarowania, których sobie nawzajem dostarczyli.
(...) nawet najlepszy specyfik, gdy umieścimy go w brzydkim opakowaniu i nie zadbamy o jego prezentację, mimo wartości, jakie posiada, nie odniesie pożądanego skutku.
Trudno było się połapać w krętych korytarzach oczekiwań i pomóc odnaleźć w ciemnych zakamarkach strychu, na którym ukryła marzenia i iluzje.
Doszukiwanie się symboli w każdym przedmiocie czy zjawisku niczego nie zmieni, bo symbole to abstrakcje, zwidy, wymysły, kombinacje, nie dające żadnej pewności, jedynie przypuszczenia.
Twardość kamiennej bryły, gładkość wypolerowanej skały była dla niej tą najczystszą formą.
Nie miał zamiaru komplikować życia Marii ani sobie odbierać rozkosznej stabilizacji. Żył w wygodnym świecie, robił, co lubił, i chciał, żeby tak pozostało.[s.155]