Witamy w Ballyfrann Deirdre Sullivan 6,5
ocenił(a) na 53 lata temu „Fikcja niczym bluszcz oplata rzeczywistość. Skrywa to, co złe, faworyzując to, co dobre.”, czyli pomysł był, ale gdzieś się zmył.
Sięgając po Witamy w Ballyfrann, oczekiwałam mrocznej zagadki i tajemnic. Okładka jest bardzo klimatyczna (jednak ta oryginalna podoba mi się dużo bardziej!). Lubię czytać fantastykę i chętnie po nią sięgam.
Bliźniaczki Madeline i Catlin przenoszą się do Ballyfrann, położonego na górskim odludziu miasteczka cieszącego się złą sławą – od wielu pokoleń dochodzi tu do tajemniczych zaginięć dziewcząt. Stare zamczysko, a którym teraz mieszkają, też nie sprawia wrażenia miejsca nadmiernie przyjaznego…
Z sióstr Catlin zawsze była tą bardziej przebojową, a Maddy przywykła do życia w jej cieniu. Jednak przeprowadzka do Ballyfrann wszystko zmienia – Catlin odnajduje miłość, Maddy zaś zaczyna odkrywać w sobie potężne moce, których istnienia wcześniej nie przeczuwała. Czeka ją wyprawa w głąb samej siebie, jeśli chce pomóc siostrze, której grozi, że to dziwne miasteczko skradnie jej coś znacznie cenniejszego niż serce. Czeka ją także wyprawa w przeszłość swojej rodziny – a to niekoniecznie bywa przyjemne…
Ludzka dusza jest jednak pełna tajemnic. To, co z pozoru wydaje się słuszne i dobre, okazuje się groźniejsze, niż się im wydawało.
Witamy w Ballyfrann to w oryginale Perfectly Preventable Deaths, co decydowanie lepiej brzmi niż nasz polski tytuł, który w ogóle nie przypadł mi do gustu. Sama historia też nie do końca mnie zachwyciła. Owszem klimat miasteczka i jego sekrety są tutaj dużym plusem. To jednak zabrało mi tego czegoś. Pomysł na fabułę był, ale gorzej z wykonaniem. Autorka w ogóle nie bardzo zagłębiała się w swoich bohaterów, przez co niewiele o nich wiemy i jakoś nie specjalnie można ich polubić. Jedynie Maddy może wzbudzić sympatię. Reszta w głównej mierze irytuje.
Książka jest dosyć dziwna i raczej nie każdemu się spodoba. Przez pierwsze sto stron w ogóle nie mogłam wczuć się w lekturę i odłożyłam ją na jakiś czas. Gdy powróciłam do niej, nadal nie mogłam się przekonać i tak zostało aż do końca. Autorka dużo czasu poświęca na nastoletnie dramaty i przemyślenia, od których głowa może rozboleć. Dialogi są miejscami strasznie sztywne i nic nie wnoszą do fabuły. Niestety spodziewałam się czegoś lepszego, tutaj nic mnie nie zachwyciło.
Witamy w Ballyfrann to książka młodzieżowa, która może znużyć czytelnika. Główne bohaterki są nijakie. Catlin niezmiernie mnie irytowała – pusta dziewczyna, która pragnie tylko poznać jakiegoś faceta i się z nim przespać. Dawno już żadna bohaterka nie wywołała u mnie takiej irytacji.
Całość jest dosyć powolna. Dopiero pod koniec akcja nabiera rozpędu. Gdyby cała książka była w podobnym stylu to na pewno byłaby ona dużo lepsza. Podsumowując, jest to bardzo dziwna książka, w której znajduje się kilka drastycznych scen (z udziałem zwierząt). Przez większość książki nudziłam się i dosyć opornie mi się ją czytało. Pomysł był, ale gdzieś się zmył.