Ludzie Północy. Tom 1. Saga anglosaska Brian Wood 7,1
ocenił(a) na 65 lata temu Mam wyraźny problem z tą serią na kilku płaszczyznach, a nie chce się rozpisywać, jak jakiś Nabokov. Także: wybaczcie lenistwo, ale będę się streszczał. Fascynują mnie czasy wikingów, waregów i pozostałych oszołomów z dalekiej północy, nie są to łatwe tematy, bo wymagają skrupulatnego przygotowania do pracy, a Brian Wood (scenarzysta) pomimo znajomości tematu popełnia błędy historyczne - gubi się w szczegółach, a czasem koloryzuje, jak Frank Miller w swoim albumie o spartiatach. Boli mnie to, że na rzecz przygody czy taniej sensacji unika dokładnego przywiązania do dat historycznych czy oznaczeń na herbach. Psuje to kontekst oraz całkiem niezłe rozpisanie ważnych wydarzeń dla Irlandii czy wikingów mieszkających w Rusi, dlatego jeszcze bardziej doceniam europejskich twórców, jak Bourgeon, który dba nawet o słownictwo miejscowych tubylców!
Mierzi też podkręcona na maksa estetyzacja przemocy. Krew leje się hektolitrami, łby odpadają co odcinek, toć to Krwawy Sam (Peckinpah) w swoich dziełach kulturowych nie nakręcał się na tyle, by ,,upiększać'' krew w obrazie, ażeby wyglądała ,,atrakcyjnie'' pod kątem artystycznym. Takie to niebezpieczne, żeby zachłystywać się rzeźnią we własnej twórczości. Prowadzi to do ambiwalentnych uczuć, bo doceniasz, że autor dba o zachowanie krwawych reali, natomiast nie trzeba tego dodatkowo ,,wywyższać'' jako jeden z elementów fabularnych. Mało subtelne. Czasem popełnia te same błędy, co ,,Saga Winlandzka'' - też o wikingach. Tonie w mieliznach scenariuszowych, zahacza o przewidywalność wydarzeń, psuje historię swoimi ,,wygłupami'', ja wiem, że twórcy lubią sobie pofolgować i ,,olać'' prawdziwość zdarzeń, ale skoro już Wood trzyma się historycznych momentów, dlaczego stara się zrobić wszystko, żeby wyszła z tego jedna wielka pompa z Hollywood?