Jean van Hamme Urodził się 16. stycznia 1939 r. w Brukseli. Znak zodiaku - Koziorożec. Z wykształcenia jest ekonomistą, ale nie bilanse księgowe stały się jego pasją. Szybko zorientował się, że dużo ciekawsze jest wymyślanie opowieści i scenariuszy. Jest autorem powieści przygodowych, pracuje również dla telewizji. Najwieksza popularnośc zdobyły jego scenariusze komiksów, napisane dla tak znanych rysowników, jak CUVELIER, GERI, BEAUTEMPS, DANY, AIDANS, CHERET i VENCE. W 1976 r. poznał polskiego rysownika Grzegorza Rosińskiego. Znajomośc ta zaowocowała nowym pomysłem na scenariusz komiksu - postacią THORGALA AEGIRSSONA. Wymyślony przez VAN HAMME'A fantastyczny, mroczny świat Thorgala narysowany przez Rosińskiego odniósł wielki sukces. Wciaż są wznawiane starsze tytuły i powstają nowe przygody Thorgala. VAN HAMME otrzymał dwukrotnie nagrode SAINT-MICHEL za najlepszy scenariusz komiksu: w 1978 i 1980 roku.
Zapomniałem jak dobrym scenarzystą był van Hamme. Ten album to wariacja na temat ocalałej grupy rozbitków. Starsi znają to z "Tajemniczej wyspy" Juliusza Verne'a, młodsi z serialu "Lost". Opowieść niby prosta, a wciąga i w miarę czytania trudno się od niej oderwać. Kreska Danego i kolorystyka z pierwszej części podobała mi się bardziej, ale i w drugiej jest nieźle. Tęsknię za takimi komiksami. Te narysowane w latach 70tych mają dla mnie jakąś czarującą estetykę i uważam, że były to najlepsze lata dla europejskiego komiksu.
Niespecjalnie skomplikowana historia rodem z Dzikiego Zachodu. Nie zawsze tak "romantycznego", jak nam się czasem wydaje. Ale i wątek, powiedzmy - "uczuciowy" - gra tu niemałą rolę...
Dzięki "sprawnym dłoniom" twórców komiks wręcz "ocieka zapachem" dawnych czasów. Niezbyt może przyjaznych "zwyczajnym" ludziom, ale bez wątpienia sprzyjającym hartowaniu się tzw.mocnych charakterów. Idealnie wręcz pasuje do tego okresu znane powiedzonko, że "co cię nie zabije - wzmocni cię". Choć niekiedy naprawdę niemałym kosztem...
No i niejako potwierdza się stara zasada - jak jesteś w czymś dobry, to prędzej czy później zaakcentujesz to w życiu. Nawet, jeśli z pozoru/z boku sytuacja nie wygląda zbyt optymistycznie...
Właściwie w lekturze mamy prawie wszystko, z czym może kojarzyć się sławetny Dziki Zachód. Są sprawni rewolwerowcy, banki będące (nie zawsze) bezpiecznym miejscem, by schować tam swoje oszczędności, jest także małe miasteczko, szybko rozrastające się dzięki linii kolejowej. Nie mogło zabraknąć więc i tzw. rzezimieszków, kowbojów, czy stróża prawa. Może nie aż tak "kryształowo czystego", jak byśmy tego chcieli, ale jednak w jakimś sensie próbującego utrzymać względny spokój w podległej mu mieścinie... Ale że praktycznie żadnej władzy nie należy przesadnie ufać, to - jest jak (właśnie) jest, na załączonych, komiksowych obrazkach...
Jednak najważniejsze w tego typu ( a może wszystkich innych także ?) opowieściach są ludzkie charaktery. I motywy, pchające nas do dobrych, lub wręcz przeciwnie, czynów...
Bo mimo upływu czasu ludzie aż tak bardzo nie zmieniają się. Inne są tylko "okoliczności", w których przychodzi nam funkcjonować. Zaś pragnienie bycia bogatym, poważanym przez innych - wciąż należy do tych "czołowych". Nawet, jeśli droga do jego spełnienia nie zawsze wiedzie przez "przyjazne obszary" obowiązującego właśnie prawa...
Ale w tym twardym, mrocznym świecie jest też i miejsce na sprawy tzw. "sercowe". Gdyż to, mimo wszystko - właśnie one niejednokrotnie zmieniały "bieg historii". Nie tylko poszczególnych jednostek (jak choćby w niniejszej opowieści),ale i większych grup/ społeczeństw, kiedy np. jakiś "zakochany" władca, mniej lub bardziej legalnie "zdobywał" ukochaną osobę z, powiedzmy - "obozu wroga"...
Komiks czyta się dobrze, rysunki są przyjazne dla oka, każdy pewnie znajdzie jakiś wątek dla siebie. Bo jest tu ukazana zarówno "twardość" niezbędna do przeżycia na Dzikim Zachodzie, jak i "miłość", która potrafi zakwitnąć w najmniej oczekiwanych (?) miejscach...