Gdyby tylko wiedziała... Lisa Jackson 6,7
ocenił(a) na 21 tydz. temu W północnej Kalifornii dochodzi do koszmarnego wypadku samochodowego. Jedna z podróżujących kobiet ginie na miejscu, druga w stanie ciężkim trafia do szpitala. Gdy po tygodniach trudnej rekonwalescencji Marla Cahill wreszcie wybudza się ze śpiączki, dociera do niej okrutna rzeczywistość – nie pamięta nic ani z dnia tragedii, ani z przeszłości; nie ma pojęcie kim jest, jak się nazywa, skąd pochodzi, co robiła ledwie parę miesięcy wcześniej. Zatroskana rodzina otacza ją jednak odpowiednią opieką, a Marla dowiaduje się, że od piętnastu lat jest żoną bogatego i wpływowego przedsiębiorcy Alexandra Cahilla wywodzącego się ze starego rodu Cahillów; wiedzie u jego boku spokojne oraz dostanie życie, spełnia się także w roli matki i żony. Wszystko więc co teraz musi zrobić, to powrócić do dawnej sprawności i utraconego życia.
Ale to wcale nie będzie takie proste. Przebywając w odizolowanej rezydencji, w towarzystwie czujnej teściowej i wykwalifikowanego personelu, kobietę nachodzą wątpliwości. Ma złe przeczucia i coraz więcej pytań, na które nie potrafi znaleźć odpowiedzi…
****
Z łatwością dałam się skusić na powieść Lisy Jackson. Motywy utraty pamięci, tajemnic z przeszłości, zawiłych intryg, niewypowiedzianych kłamstw i sekretów, stanowią w końcu odpowiedni wabik dla entuzjasty gatunku; każdy z tych aspektów mógł bowiem składać się na powieść maksymalnie angażującą i wciągającą. Połączenie trzymającego w napięciu thrillera psychologicznego z elementami sensacji oraz kryminału to przecież strzał w dziesiątkę, prawda? Teoretycznie owszem. ,,Gdyby tylko wiedziała’’, choć okrzyknięta mianem ‘hipnotyzującego bestsellera’, z powyżej wymienionymi hasłami ma jednak niewiele wspólnego; a ze stanem hipnotycznym?
No może i ma - jeśli mówić o uśpieniu ciekawości odbiorcy, wówczas wszystko się zgadza.
Historia rozpoczyna się dokładnie tak, jak zapowiada opis. W Północnej Kalifornii na Autostradzie 17 dochodzi do wypadku, którego ofiarami padają dwie młode kobiety; nie jest to jednak całkiem przypadkowe zdarzenie. Sprawca odpowiedzialny za śmierć jednej z nich i ciężkie obrażenia drugiej, umyka w ciemną noc, pozostawiając swą tożsamość w sferze domniemywań epizodycznie pojawiającego się inspektora Paterno. Ten filmowy epizod – przepełniony wybuchami, ogniem strzelającym wysoko w niebo i odłamkami szkła rozpryśniętymi po asfaltowej nawierzchni – oznacza zarówno wstęp, jak i przyczynek do zarysowania ogólnej fabuły. Przynajmniej w niesprecyzowanym zamyśle akcyjnym oraz - jestem przekonana - szczerym entuzjazmie Lisy Jackson. W praktyce zaś to, co mogło uchodzić za siłę napędową powieści, swój impet traci tuż za rogiem; pierwsze rozdziały są żmudną przeprawą przez długie elaboraty dotyczące zawiłych konotacji rodzinnych i dramatycznych zawirowań miłosnych dwójki bohaterów. Kto z kim, kto kiedy, dlaczego, ile, jak często; zdrady, wielkie pieniądze, rozdarte serca, walka z własnymi demonami, ucieczka na koniec świata itde, itpe. W takiej sytuacji trudno więc mówić o skrzętnie budowanym napięciu, suspensie, a co dopiero o demaskowaniu zamachowca i rozwiązywaniu zagadki utraconej tożsamości Marli Cahill…
Powieść skonstruowana na modłę miałkich, maksymalnie przeciągniętych melodramatów może zaskoczyć, ale i też rozczarować współczesnego odbiorcę. Bezbarwne opisy, liczne powtórzenia, papierowe postaci, schematyczna fabuła, klimat obrzydliwie bogatej socjety umiejscowiony na tle byle jakiego wątku kryminalnego… Napisana językiem prostym, właściwie banalnym, pozbawionym charakteru; osadzona pomiędzy przeciągniętymi fragmentami obyczajowymi, a klasycznymi amerykańskimi small talkami, w których jako przerywniki pojawiają się ‘jasne cholery’, ‘pieprzone dranie’, ‘szlagi’ i inne tanie bluzgi – historia Jackosn ociera się o grafomanię i zasadniczo… Trąci myszką. Wziąwszy pod uwagę ewolucję rynku wydawniczego oraz mnogość (i ciekawość) aktualnie wybrzmiewających trendów czytelniczych, zastanawiam się do kogo ,,Gdyby tylko wiedziała’’ kierować należy. W gatunek wpisuje się nijak, w samą literaturę jakkolwiek ubogacającą czy przeciwnie – sprawiającą podstawową przyjemność – także nieszczególnie.