Żywi czy martwi? Porwania ludzi w Meksyku jako narzędzie terroru Federico Mastrogiovanni 7,8
ocenił(a) na 86 lata temu „Póki ktoś jest zaginiony, pozostaje niewiadomą. Kiedy taki człowiek się odnajduje, możemy nadać jego sprawie określony bieg. Również w przypadku gdy zaginięcie przeradza się w pewność zgonu, wdraża się pewne postępowanie. Póki jednak zaginiony jest tylko zaginionym, nie można wobec niego zastosować żadnej z wyżej wspomnianych procedur. Jest niewiadomą, jest zaginionym. Nie ma tożsamości. Nie ma go. Nie jest ani martwy, ani żywy, jest zaginiony.”
Co jakiś czas przekonujemy się, niestety, iż nic nie pisze tak przerażających scenariuszy jak samo życie…
Gdy we wrześniu 2014 roku świat zaszokowała wiadomość o zaginięciu w mieście Iguala w południowym stanie Guerrero czterdziestu trzech meksykańskich studentów, jadących autobusami protestować przeciw reformie edukacji (dziś wiemy już że zastali brutalnie zamordowali a ich ciała, najprawdopodobniej, spalone),wszyscy przecierali oczy z niedowierzania. Przez Meksyk oraz cały cywilizowany świat przeszła fala gwałtownych protestów oraz akcji wspierających rodziny a informacje, początkowo bardzo szczątkowe, o tym wydarzeniu tygodniami nie schodziły z czołówek gazet czy telewizyjnych ramówek. Już wkrótce okazać się miało jednak iż owe tragiczne wydarzenie jest jedynie przysłowiowym „wierzchołkiem góry lodowej” znacznie szerszego zjawiska, nazywanego „wymuszonym zaginięciem”, do którego od lat dochodzi w tym kraju. Jego skala jest dosłownie porażająca, wedle oficjalnych statystyk (z oczywistych powodów znacznie zaniżonych i niepełnych) liczbę zaginionych w ten osób szacuje się na ponad dwadzieścia trzy tysiące.
Mam właśnie przed sobą wstrząsająca książkę Federico Mastrogiovanniego „Żywi czy martwi? Porwania ludzi w Meksyku jako narzędzie terroru” będąca poruszającym i szokującym zapisem dziennikarskiego śledztwa (bardzo trudnego i niebezpiecznego, zważywszy na okoliczności) dotycząca tego procederu. Autor próbuje dotrzeć do źródeł tego ponurego zjawiska, poznać jego przyczyny, mechanizmy, dzięki któremu tak długo udaje mu się funkcjonować oraz ludzi i procesy decyzyjne, które powodują iż rozmiar tego zbrodniczego procederu przybrał aż tak wielką skalę. Odgrzebuje archiwa, dociera do mało znanych dokumentów, rozmawia z dziesiątkami świadków i osób zaangażowanych w walkę z tym zjawiskiem (również ofiarami, którym udało się przeżyć) policjantami, agentami federalnymi, wojskowymi, politykami , urzędnikami państwowymi, dziennikarzami, przedstawicielami lokalnych mediów, organizacji pozarządowych, fundacji, itd. Przemieszczając się z miejsca na miejsce, kawałek po kawałku stara się zebrać w jedna spójną całość prawdę o krwawych wydarzeniach rozgrywających się w Meksyku.
Na konkretnie udokumentowanych przykładach (wstrząsająca historia młodego Alana, któremu w dramatycznych okolicznościach udało się uciec porywaczom, dostać się na posterunek policji i zadzwonić do swoich rodziców, lecz zanim zdołali oni do niego dotrzeć został „po cichu” wydany przestępcom) opisuje zjawisko w którym ludzie porywani są z własnych domów, samochodów, boisk, uprowadzani z parkingów i ulic, torturowani psychicznie i fizycznie, wykorzystywani seksualnie i brutalnie mordowani. Kreśli obraz zupełnego zezwierzęcenia i bezkarności oprawców, przywodzący na myśl najgorsze przykłady nazistowskich zbrodni dokonywanych oddziały Einsatzgruppen SS na wschodzie Europy.
„Kiedy jakiś kartel potrzebuje załatwić problem ze swoimi przeciwnikami, służą mu do tego chłopcy uwięzieni w klatkach niczym drób w kurniku lub bezpańskie psy. W chwili gdy szef gangu chce pokazać swoją siłę, ktoś wyciąga tych biednych chłopców z kryjówki, a wkrótce potem okazuje się, że dyndają powieszeni na moście lub leżą zawinięci w sarape na skraju szosy z karteczką przytwierdzoną do piersi nożem.”
To co jednak najbardziej uderza i szokuje w tej publikacji (oprócz, naturalnie, historii poszczególnych ofiar) to udział w tym okrutnym procederze przedstawicieli lokalnej administracji państwowej, polityków (rożnego szczebla),wielkiego biznesu i międzynarodowych koncernów (inwestujących w wydobycie gazu łupkowy, złota czy ropy naftowej),sił policyjnych i meksykańskiego wojska, które stały się elementami umożliwiającymi stworzenie parasolu ochronnego dla doskonale prosperującej przestępczości zorganizowanej i potężnych narkotykowych karteli.
„Udokumentowano wiele przypadków, kiedy policja, nawet jeżeli nie porywa ani nie zatrzymuje nikogo nielegalnie, zobowiązuje się dostarczać przestępcom informacji lub po prostu „oczyszcza” teren, by organizacje przestępcze mogły spokojnie popełniać zbrodnie”
Książka Federico Mastrogiovanniego nie jest jedną z tych lektur, które czyta się lekko, łatwo i przyjemnie. Jest twardym, brutalnym, podanym bez znieczulenia i solidnie, merytorycznie podbudowanym dziennikarskim przekazem (tym ważniejszym iż pochodzącym do osoby doskonale znającym panujące w Meksyku realia),który ma wstrząsnąć sumieniami czytelników, opinią publiczną oraz przypomnieć o ludziach o których wciąż nie wiadomo czy są „żywi czy martwi”. Ważna, wstrząsająca i trudna pozycja, pozostawiająca czytelnika przepełnionego niedowierzaniem, grozą i bardzo gorzką refleksja. Polecam.