Pierwszy raz czytałam tę baśń w najbliższej oryginału wersji, czyli właśnie autorstwa Gabrielle-Suzanne Barbot de Villeneuve. Zdecydowanie nie żałuje, że po nią sięgnęłam, szczególnie w tym przepięknym wydaniu. Jednak mimo, że to moja ulubiona baśń ta wersja nie do końca mnie zauroczyła. Zdecydowanie bardziej lubię wersję Robin McKinley czy disneyowską.
Myślę, że to dlatego, że ta wersja ma zbyt dużo wróżek, zbyt wiele magicznych zbiegów okoliczności, zbyt wiele historii pod spodem. Jest to piękna historia, ale opowieści wróżek i księcia zaczęły mnie mocno nużyć. Dodatkowo sama historia Pięknej i Bestii została dla mnie w pewien sposób spłycona.
Cieszę się, że przeczytałam tą wersję, ale zdecydowanie nie będzie to moja ulubiona.
Kiedy byłam dzieckiem uwielbiałam bajki Disneya, a moja ulubiona była „Piękna i Bestia”. Dlatego pomyślałam, że pokocham też oryginalną historię, szczególnie w tym pięknie ilustrowanym wydaniu od MinaLima.
Oprócz ilustracji i elementów interaktywnych, w środku jest oryginalny tekst, przetłumaczony przez J.R. Planchè jeszcze w 1858 roku. Dlatego czytanie tej bajki na początku było dla mnie pewnym wyzwaniem, ale z każdą stroną było coraz lepiej.
Pierwsza połowa książki była naprawdę dobra i bardzo mi się spodobała. Narracja i bajkowy klimat były naprawdę super. Historia Pięknej i Bestii, jaką znamy, kończy się gdzieś w połowie książki… i od tego momentu sytuacja się pogorszyła. W drugiej połowie książki mamy zwrot akcji na zwrocie akcji, przez co pozostałe 30-50 stron są naprawdę nudne. Nie wiem, jakie moce dały mi siły na przeczytanie tej książki do końca, ponieważ zakończenie całkowicie zrujnowało mi całe doświadczenie. Szczęśliwa, że przeczytałam oryginalną historię, ale nie wierzę, że jeszcze kiedykolwiek po nią sięgnę.