Amerykańska dziennikarka, autorka książek i blogów o kulinariach. Urodziła się w rodzinie rosyjskich Żydów (jej dziadkiem ze strony mamy był szef wywiadu radzieckiej floty bałtyckiej, pułkownik Naum Salomonowicz Frumkin) i do 11 roku życia mieszkała w Moskwie. W 1974 roku korzystając z breżniewowskiego zezwolenia na emigrację dla Żydów wraz z matką wyemigrowała przez Rzym do USA. Mieszkały najpierw w Filadelfii a następnie w Nowym Jorku, gdzie jej mama, z wykształcenia nauczycielka, pracowała jako przewodnik po Metropolitan Museum. Anya ukończyła renomowane konserwatorium Juilliard School w klasie fortepianu, ale zaczęła pisać o kuchni. Dziś jest cenioną autorką i recenzentką kulinarną, nagrodzoną dwukrotnie prestiżową nagrodą James Beard Aword. Pisze głównie o kuchni hiszpanskiej, napisała też m.in rosyjską książkę kucharską (wspólnie ze swym mężem, Johnem Welchmanem). Mieszka obecnie w Australii, często bywa też w swym domu w Istambule.
Lubię takie przyjemne zaskoczenia jak to, które ogarnęło mnie niemal od pierwszych stron książki. Połączenie reportażu z osobistymi wspomnieniami i refleksjami autorki dało zdumiewająco dobry efekt. Ten niezwykły mariaż czyni "Szarlotkę Lenina" pozycją wyjątkowo interesującą.Trzypokoleniowa historia rodzinna ukazana jest na tle najważniejszych wydarzeń politycznych ZSRR i Rosji. Wszystko to dyskretnie przeplecione smakiem i zapachem kuchni rosyjskiej. Smaczek ten sprawia, że karty historii ZSRR jawią się w nieco innym, moim zdaniem bogatszym i bardziej duchowym obrazie Rosji i samych Rosjan. Urodzona i wychowywana w Związku Radzieckim autorka, posiadaczka typowej rosyjskiej duszy, obdarzona wrażliwością i zmysłem obserwacji a do tego świetnie radzącą sobie z piórem stworzyła dzieło, od którego trudno było mi się oderwać w trakcie czytania. Aż dziw bierze, że książka napisana w języku angielskim, przetłumaczona później na język polski, nie utraciła swojego rosyjskiego klimatu. W tym miejscu ukłon dla tłumaczki.
Książka wyjątkowa i zdecydowanie z charakterem - tego zawsze szukam i to bardzo cenię w literaturze.
Spodziewałam się trochę czego innego. Jako dziecko wychowane w komunizmie, z perwersyjną rozkoszą wspominam zawsze przeróżne serwowane mi wówczas przez rodzinę i instytucje specjały. I takich wspomnień szukałam także w "Szarlotce Lenina".
Kulinariów w tej książce jest jednak niewiele. Zaczyna się pod tym względem dobrze, im dalej jednak w las, tym więcej było elementów społeczno-politycznych, wspomnień autorki, a mniej smaczków żywieniowych. Wychowana w tych realiach, zaznajomiona dość dobrze z historią, niektóre fragmenty uznałam za przerośnięte i nudne. Jestem zatem lekko rozczarowana, ale to chyba tylko kwestia mojego nastawienia, bo poza tym jednym zastrzeżeniem, "Szarlotkę" należy uznać za książkę udaną.