Wszystko, co brzydkie i cudowne Bryn Greenwood 7,2
„Wszystko, co brzydkie i cudowne” Bryn Greenwood
Ośmioletnia Wavy jest jedyną odpowiedzialną osobą w swoim najbliższym otoczeniu. Jej ojciec to znany w mieście diler narkotyków, jej matka jest alkoholiczką i narkomanką, pogrążoną we własnym świecie. Dziewczynka od najmłodszych lat dba o nią i swojego młodszego brata. Odskocznią od problemów jest dla niej obserwacja nieba. Mimo młodego wieku jest w tym świetna i potrafi odszukać niemal każdy istniejący gwiazdozbiór. Pewnego wieczoru, podczas cowieczornego rytuału, doprowadza do wypadku. W ten sposób poznaje Kellena, jednego ze zbirów swojego ojca. Mimo różnicy wieku nawiązują nić porozumienia, rozpoczynając niezwykłą przyjaźń, która z czasem przeradza się w miłość.
Jest to jedna z tych książek, których nie idzie jednoznacznie ocenić. Tak jak jej tytuł, jest piękna, kontrowersyjna i brzydka jednocześnie. Czyta się ją bardzo dobrze, wciąga z rozdziału na rozdział i nie sposób się od niej oderwać. Czytając tę powieść przeżywałam pełen wachlarz emocji. Od razu zaznaczę, nie jest to lekka lektura na jeden wieczór. Przede wszystkim jest to książka o opuszczonym, zaniedbanym dziecku, które wychowuje się w patologicznym środowisku, któremu nikt nie pomógł...
Relacja Wavy i Kellena jest trudna, wręcz nie do pomyślenia, ciężko się z nią pogodzić, ale jednak jest i staje się dla tej dwójki ucieczką od rzeczywistości. Bardzo dobrym zabiegiem wprowadzonym przez autorkę było przedstawienie perspektywy wielu osób, nie tylko głównych bohaterów, ale i tych pobocznych. Dzięki temu ta historia jest żywa, mimo że trudna i niezwykle przykra. Dodam jeszcze, że styl Bryn Greenwood jest świetny, jej pióro i sposób prowadzenia narracji powoduje, że ciężko tę książkę odłożyć.
„Wszystko, co brzydkie i cudowne” ma tyle samo zwolenników, co przeciwników. Czy ja ją polecam? Tak, ale wiem, że nie spodoba się każdemu. Jest kontrowersyjna i emocjonująca (niekoniecznie w dobry sposób),zmusza do refleksji i na pewno długo o niej nie zapomnę.