Koniec Marta Hermanowicz 7,4
ocenił(a) na 87 tyg. temu "Wszystko przez babcię" - jak mantrę powtarza Malwina. Przez babcię deszcz w pierwszy dzień szkoły, przeprowadzka, sny o wojnie. Sny, które powinna śnić babcia, ale ona ucieka w bezsenność, więc bezpańskie sny przytrafiają się wnuczce. W nich prowadzi równoległe życie babci, a życie babci to Syberia, głód, strach, utrata. Życie wnuczki - niemal to samo. Bo ona to "niewypał z czasów wojny, dziecko relikt przeszłości, stara maleńka, dzidzia piernik". Odstaje w szkole, nie pasuje w domu. Odmieniec wszędzie. Wyjście z domu to walka o życie, a może o śmierć, bo przecież cały czas ją ściga - modląc się o uderzenie autem w drzewo czy łykając garść tabletek. "Nie wiem, ilu pasażerów na gapę mnie zasiedlało", mówi wnuczka, bo kolekcjonuje zmarłych - tych w głowie i tych wyciętych ze zdjęć, skrupulatnie zbieranych i ukrywanych. Szaleństwo? Tak. Wcale nie.
Wszystko przez babcię? Wszystko przez Boga.
W powieści jak refren wraca piosenka "Ostatnia niedziela", "Znachor" w tv i "Pożegnanie jesieni" Witkacego. Wszystko zmierza do nieuchronnego końca czy zapętla się w nieskończoność?
Marta Hermanowicz przejmująco pisze o dziedziczeniu traum, o strachu, który przechodzi z pokolenia na pokolenie, o zmarłych, do których dołączają kolejni i zasiedlają domy i myśli.
Dawno nie czytałam czegoś tak niezwykłego, oplatającego maestrią zdań, które żonglują metaforami i grą słów. Wędrujemy przez lata i wydarzenia, przez dni i godziny, które niby niepowtarzalne, a przecież urastające do rangi mitu.
Podczas lektury towarzyszyło mi wiele uczuć, ale dwa dojmujące: zachwyt i zazdrość, że ja nigdy nie będę umiała tak pisać.
Wspaniała powieść.