To była zbrodnia, o której mówił cały świat. Magda Knedler pisze o „Nikt ci nie uwierzy"
To była jedna z najokrutniejszych zbrodni w tamtych czasach. Pisały o niej gazety na całym świecie. 14 lutego 1921 roku znaleziono dwa zakrwawione ciała młodych kobiet: 16-letniej Dorothei i jej 12-letniej kuzynki Ursuli. Wówczas wszystko wskazywało na to, że młodsza zamordowała starszą kuzynkę, po czym popełniła samobójstwo. Nikt jednak nie mógł w to uwierzyć. Obie kochały się jak siostry, ale żadna z nich nie byłaby zdolna do zbrodni. Magda Knedler w swojej najnowszej książce „Nikt ci nie uwierzy" po raz kolejny sięga po kobiecą historię. To oparta na faktach powieść o tragedii wykorzystanych kobiet, opresyjnym systemie prawnym i krzywdzących stereotypach. Pisarka opowiada czytelnikom lubimyczytać.pl o historii zawartej w książce.
Magda Knedler specjalnie dla czytelników lubimyczytać.pl pisze o historii spisanej w „Nikt ci nie uwierzy”
Dorothea Rohrbeck traci ojca w roku 1914, ma wtedy dziesięć lat, jest wychuchaną jedynaczką, wychowywaną w wielkim domu przez guwernantkę, pannę Berthę Zahn. Śmierć ojca, poczciwego Wilhelma, bogatego farmera z wyjątkową smykałką do interesów, to oczywiście cios, ale młodość chroni, daje odporność, pomaga się uporać z cierpieniem i stratą. Świat jest przecież piękny, piękne są lasy i pola, piękny jest dom i piękna jest panna Bertha, która nadal sprawuje opiekę nad osieroconą dziewczynką. A Dorothea chce żyć, uczyć się, spotykać z przyjaciółkami, czytać książki, jeździć na wycieczki. Owszem, była wojna i społeczeństwo jest okaleczone, panuje bieda, głód, ale są i dobre strony. Przestarzała hierarchia społeczna skruszyła się na proch, krajem już nie rządzi nobliwy kaiser, lecz prezydent – syn krawca. Kobietom przyznano prawa wyborcze. A zatem wszystko jest możliwe. Trzeba się cieszyć wolnością. Dorothea rośnie, przekonana, że świat poukłada się po wojnie i będzie lepszy, a jej własna przyszłość rysuje się w jasnych barwach. Kiedy osiągnie pełnoletniość, odziedziczy pałac i dobra ziemskie. W tej chwili majątkiem zarządza dwóch sędziów opiekuńczych, którzy kontrolują jej wydatki i wypłacają pensję pannie Zahn, ale to sytuacja przejściowa. Owszem, po wojnie wypłaty nieco się zmniejszają i trzeba żyć skromniej, ostatecznie jednak skromniej żyje teraz każdy, więc nie ma w tym nic dziwnego.
Dorothea myśli tak, kiedy na swoje wydatki otrzymuje coraz mniejsze i mniejsze kwoty. Martwić zaczyna się wtedy, gdy pewnego dnia musi pożyczyć od sąsiadów mąkę i jajka, bo w pałacowej kuchni nie ma już niczego do jedzenia. Później jest tylko gorzej. Sędzia opiekuńczy z Berlina, Vielhack, nie zgadza się wypłacić jej pieniędzy, by uszyła sobie sukienkę na konfirmację (sakrament komunii świętej w kościele ewangelickim) i sugeruje, by strój przygotowała... ze starych koszul ojca. Sytuacja wreszcie zmienia się dramatycznie i obie kobiety zostają bez grosza w chwili, gdy pensja panny Zahn zostaje wstrzymana, a Vielhack uznaje, że guwernantkę należy zwolnić. Dlaczego? Oczywiście po to, by móc urządzić życie Dorothei inaczej, by odseparować ją od postępowej nauczycielki – kobiety samodzielnej, stawiającej na gruntowną edukację, rozwój poprzez nowoczesne lektury i zdobywanie praktycznych umiejętności. Po to, by ułożyć Dorothei świat na nowo. Taki świat, w którym będzie posłuszna. Komu?
I wreszcie prosisz setny raz. Wstajesz, zwijasz dłoń w pięść i czujesz już tylko agresję.
A przecież prosiłaś. Prosiłaś grzecznie. Moim zdaniem tak to właśnie jest z kobietami, które przez długi czas grzecznie o coś proszą.
- cytat z książki „Nikt ci nie uwierzy"
Ursula Schade dorasta w dziwnej rodzinie. Jeszcze przed wojną straciła ojca, a jej matka chciałaby być kobietą samodzielną, tylko nie bardzo wie jak. Wikła się w romanse, pije likiery, ma potrzeby cielesne, których nie kryje. Nie jest też biedna. Oszczędności i spadek po mężu pozwalają jej żyć dostatnio i zapewniać odpowiednią opiekę dwóm córkom – Ursuli właśnie i młodszej Irmie. Gertruda Schade jest więc niezależną i całkiem przystojną wdową, która pozostaje jednak wciąż pod dość silnym wpływem swojej matki – Agnes Eckert. A Agnes Eckert ma twarde poglądy w kwestii podziału społecznych ról. Miejsce kobiety jest w domu, władza nad światem należy do mężczyzn. Tak myśli kobieta, która sama od lat jest wdową i mieszka z córką oraz dwiema wnuczkami. Same kobiety. Pozornie idealna przestrzeń dla postępowych poglądów i chowania dziewcząt w duchu nowoczesności. Wydaje się jednak, że zarówno Gertruda, jak i Agnes, są tą samodzielnością zmęczone. Odpoczęłyby. Oddały odpowiedzialność mężczyźnie, tak jak kobiety robiły przez wieki. Kiedy więc na drodze Gertrudy pojawia się Peter Grupen, weteran wojenny, okaleczony, ale wciąż przystojny, który podaje się za świetnie prosperującego architekta, ta w ogóle się nie waha. Co z tego, że o trzynaście lat młodszy? Co z tego, że w zasadzie nic o nim nie wie? Po wojnie zdrowych, młodych mężczyzn jak na lekarstwo.
Grupen ma na to wszystko swój plan. Ursula poznaje prawdę o nim jako pierwsza. Zaczyna się od nieśmiałych uścisków, dotyków, „ojcowskich” pocałunków. Złudzenia rozmywają się, kiedy Grupen odwiedza ją w sypialni. Dziewczynka ma dwanaście lat. Z początku sądzi, że ojczym okazuje jej w ten sposób miłość. A kiedy przestaje tak sądzić, jest pewna, że może tylko milczeć, bo nikt jej nie uwierzy. Bo jak twierdzi sam Grupen – jeśli ludzie mają do wyboru uwierzyć dziewczynie lub dorosłemu, poważnemu mężczyźnie, zawsze wybiorą to drugie.
Peter Grupen ma swoje tajemnice i swoje humory, ale jest mężczyzną, a mężczyzna w rodzinie to coś cennego. Mężczyzna wszystkim się zajmie. Agnes i Gertruda bez wahania powierzają mu swoje pieniądze, swoje sprawy, swoje życie. Peter wszystkim się zajmie, mawia Agnes. Czy wie, co Peter robi nocą? Czy można nie wiedzieć, jeśli się z nim mieszka w jednym domu? Tyle że to nie jego wina. To nigdy nie jest wina mężczyzny, że przychodzi do dziewczyny. To dziewczynę się obwinia, nie mężczyznę. Mężczyzna ma swoje potrzeby i trudno się dziwić. A jak suka nie da, pies nie weźmie. Wiek nie ma znaczenia. Dwunastolatki też bywają przecież ladacznicami.
Nie wiem, dlaczego nic mi nie chciała powiedzieć. Może to ze względu na ciebie. Może chciała, by jak najmniej ludzi znało twój sekret, bym nie znała go nawet ja. Na pewno rozumiała, że wyrządzono ci krzywdę, a jednocześnie domyślała się, że ucierpisz jeszcze bardziej, jeśli staniesz się przedmiotem powszechnej dyskusji. Że stracisz dobre imię, nawet jeśli jesteś ofiarą. Bo przecież Grupen cię skaził. Zepsuł.
- cytat z książki „Nikt ci nie uwierzy"
Ursula więc milczy dalej, a Grupen, za plecami całej rodziny, reżyseruje spektakl. Wie już, że w Kleppelsdorfie mieszka bogata siostrzenica jego żony – Dorothea Rohrbeck, przyszła dziedziczka fortuny. Panna szesnastoletnia. Na dodatek ładna. Grupen więc wpada na pomysł, że może mu się żyć jeszcze lepiej niż teraz. By osiągnąć cel, trzeba się trochę napracować, ale Peter niejedno już widział i niejednego doświadczył. Ma wprawę w manipulowaniu ludźmi, ma też po swojej stronie tradycję, historię, system społeczny, nawet prawo. Wszystko to, co uznaje kobietę za podległą mężczyźnie. Powojenne zmiany są raczkujące, nieśmiałe. Owszem, kobiety głosują, ale jeśli mężatka zarabia własne pieniądze, musi pytać męża o zgodę na ich wydawanie. Owszem, kobiety studiują, ale większość nadal sądzi, że lepiej, by nie studiowały, bo przecież ktoś musi zajmować się domem i dziećmi. Owszem, kobiety pracują, ale większość nadal sądzi, że lepiej, by nie pracowały, bo przecież od wieków pracowali mężczyźni i ktoś – no właśnie – musi się zająć domem i dziećmi. Rewolucja obyczajowa? W porządku, ale może bez przesady, są jakieś granice. KKK. Kuchnia, kościół, kołyska. Właśnie takie.
Kiedy więc Grupen dociera do Vielhacka, zarządcy majątku Dorothei Rohrbeck, i tłumaczy mu, że dziewczynę trzeba nieco utemperować – oczywiście dla jej dobra – ten bez wahania przytakuje. Kiedy żona Grupena znika w tajemniczych okolicznościach, a ten zamierza ożenić się z Dorotheą, każdy go popiera. To dobre wyjście. Grupen zajmie się majątkiem, będzie nim odpowiednio zarządzał, a dziewczyna weźmie się do czegoś „kobiecego”. Przyjęć, herbatek, robótek ręcznych i dzieci. Tak będzie dla niej najlepiej. Kto to widział, by dziewczyna zarządzała majątkiem? Cały ten wielki dom, wszystkie te rozległe dobra, pieniądze, nieruchomości, konta w bankach. To nie dla dziewczyn. Dorothea sobie nie poradzi. A Grupen wciąż przystojny, wciąż młody. I taki opiekuńczy. Chce dobrze. Powinna być wdzięczna. Powinna być posłuszna.
Panna Rohrbeck jest bystra, szybko się orientuje, jakim człowiekiem jest Grupen. Przeczuwa coś złego, a kiedy jej obawy znajdują potwierdzenie, próbuje znaleźć wyjście z sytuacji. Rozumie już związek między swoją opłakaną sytuacją finansową oraz problemami panny Zahn z utrzymaniem posady a zachowaniem Grupena i jego wizytami w Kleppelsdorfie. Zniknięcie ciotki Gertrudy, dziwne zachowanie kuzynki Ursuli, która gaśnie w oczach i wciąż jest smutna, a wreszcie i babcia Eckert, która rządzi się w jej domu przy każdych odwiedzinach i próbuje zdominować Dorotheę – to wszystko zaczyna przerażać dziewczynę, pewną już, że wpadła w pułapkę. Nie chce wyjść za Grupena. Zadaje pytania o ciotkę – co się z nią stało, dlaczego przepadła bez wieści? Nie zadowala się odpowiedziami, że wynajęto detektywa. Grupen ją osacza. Ponawia oświadczyny. Wszyscy go popierają. Oczywiście babcia, ale też dalsza rodzina. I sędzia opiekuńczy Vielhack – ten, który dysponuje najlepszymi narzędziami, by wywrzeć na Dorotheę nacisk. Panna musi przecież z czegoś żyć. A on może wstrzymać jej wypłaty. Uznać, że powinna żyć skromniej, uczyć się oszczędności. A jeśli tego nie potrafi – ktoś to może zrobić za nią. Na przykład mąż. Na przykład Peter Grupen. Tak będzie dla niej najlepiej. Powinna być wdzięczna. Posłuszna. Jeśli będzie posłuszna, nie wydarzy się nic złego.
Grupen odwiedza w sypialni Ursulę, a o rękę prosi Dorotheę. Przychodzi moment, w którym panna Rohrbeck szuka pomocy. U babci. U sąsiadów. U jednego ze swoich opiekunów. Tyle że Grupen miał rację. Nikt jej nie wierzy. „Dorte, żartujesz”, tak odpowiada sąsiadka. O babci nie ma co mówić, babcia uważa, że Dorte to rozpuszczona histeryczka. Nawet choroba Ursuli – choroba dziwna u dwunastolatki, taka, na którą zapada się z bardzo konkretnej przyczyny i która powinna dać Agnes Eckert jasny obraz sytuacji – niczego nie zmienia. Agnes Ekcert wciąż powtarza, że Peter wszystkim się zajmie. Dlatego Dorothea prawdopodobnie wie. Wyjście nie istnieje. Albo wyjdzie za Grupena i będzie posłuszna, albo...
14 lutego 1921. Sto lat temu. Takie rzeczy już się nie dzieją. Wystarczy się rozejrzeć.
Książka Magdy Knedler „Nikt ci nie uwierzy” wydana jest nakładem Wydawnictwa MANDO. Premiera 10 lutego 2021 roku.
Książka jest już do kupienia w księgarniach online.
Artykuł sponsorowany
komentarze [10]
I cyk na półkę"do przeczytania" 😊 uuu będzie się działo z emocjami...
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postwidzę, że autorka lubi sięgać po trudne tematy. Pozycja wydaje się być intrygująca i warta uwagi
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postNiesamowita historia...zostałam zaintrygowana.
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postŚwietny tekst. I jeszcze te stare artykuły z gazet oraz fotka. Na pewno kupię książkę i z przyjemnością przeczytam
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postBardzo lubię książki Pani Magdy, na pewno przeczytam ;)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postMoże być naprawdę ciekawa! Wpisuję na listę do przeczytania!
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten postPolecam! Trudny temat, ale autorka stworzyła majstersztyk :)
Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post