Nieco dziwią mnie tak niskie opinie o tej książce. Książka zdecydowanie lepsza niż bardzo rozwleczony i przesadnie pełny odniesień i analogii do rzeczywistości "Dziennik czasu zarazy". Uważam, że książka jest zwyczajnie dobra. Nie wybitna, nie najlepsza w całej twórczości Piekary. Ale dobra. Ale pod jedynym warunkiem. Mianowicie że ktoś jest fanem świata Inkwizytorskiego, w szczególności fanem cyklu "Płomień i krzyż". Łączy wiele wątków, spaja i odsłania kolejne "szkiełka z mozaiki", jak to sam autor obrazowo określił. Jest także klamrą zamykającą "Ruską trylogię", podobnie jak Płomień i Krzyż część III jest po części otwarciem do Ruskiej Trylogii. Jeśli natomiast nie jest fanem cyklu? No cóż, wtedy może wydać się przegadana jeśli ktoś nie zna, albo nie interesują go wątki historii świata widziane z punktu widzenia Wewnętrznego Kręgu Inkwizytorium.
Dowiadujemy się dużo nowych rzeczy o świecie przedstawionym i zaczynamy czuć, że to wszystko zmierza ku jakiejś konkluzji i jakiemuś bliżej nieokreślonemu zakończeniu. Ponadto książka domyka tematy i wyjaśnia końcówkę ostatniego tomu "Ruskiej trylogii". Mam nadzieję, że autor nie znudzi się pisaniem kolejnych części i domknie wszystkie pootwierane wątki, a także wyjaśni świat na tyle na ile można wyjaśnić, zamiast zostawiać fanów w nieukojonym żalu i tęsknocie za zakończeniem, którego będą wyglądać niczym przysłowiowa kania dżdżu :D.
A wszystkim tym którzy tak bardzo narzekają, że czemu autor nie kończy cyklu, czemu tak dużo, czemu nie zarzyna tej złotej kury. Mogę odpowiedzieć tylko tak jak sam autor się wypowiedział w posłowiu: nie chcesz nie czytaj. Dopóki te książki będą w miarę choćby tak dobre jak najlepsze z nich, dopóki kolejne "szkiełka z mozaiki" będą się odsłaniać, dopóki autor ma frajdę z pisania i mam nadzieję zysk, dopóty niech pisze choćby i 100 części. Z chęcią je przeczytam.
Ale nie, Jacku kończ bo mówią że to za dużo, że masz kończyć. Kończ i tyle bo wrażliwość części czytelników nie zniesie jak napiszesz kolejne części. Po prostu ci nie wolno! Bo tak życzą sobie wrażliwi na nadmiar tomów w cyklu fantastycznym niektórzy z czytelników. Kończ, ale nie pisz bo ci nie wolno. ;). A czemu masz kończyć? Bo tak. Bo tak i już. Bo za dużo :D.
Podczas lektury nieraz i nie dwa uśmiechnąłem się pod nosem czytając kolejne wygadywane przez Bohenwalda facecje i krotochwile. Było kilka momentów, w którym nastąpiło to "aha", kiedy kolejne elementy układanki wskoczyły na miejsce niczym te widziane oczami mocną Arnolda trybiki w skomplikowanej maszynie.
Sam cykl "Płomienia" zdaje się być bardziej dojrzały, bardziej przemyślany. Decyzje i wydarzenia w nim tyczą się całego świata wręcz, a nie tylko najbliższego otoczenia Mordimera.
Moim zdaniem dobrze, że autor postawił na rozwój cyklu w formie sagi, w której każda kolejna część jest spójna z wydarzeniami z innych części. Chociaż jak sam autor przyznaje, nie było tak od początku. Budowanie historii w której kolejne części są częścią większej historii moim zdaniem podnosi walory całości. Chociaż jak nieraz można zauważyć, nastręcza to trudności autorowi w lawirowaniu w konieczności spięcia całości w logiczną całość, ponieważ cykl przypomina najpierw mały domek, do którego z czasem zaczęto dobudowywać kolejne ściany, piętra i pomieszczenia. I które nie zawsze łatwo dają się dobudowywać do już istniejącej zabudowy. I nawet część ścian trzeba wyburzyć, a niektóre pomieszczenia uczynić ślepymi zaułkami. Rozumiem to i jest to nieuniknione. Np wątek infantylny nieco z wszechmocnym aniołem stróżem Mordimera, który zjawiał się na ratunek, a który został w nowszych częściach słusznie moim zdaniem wycofany z historii. Ale pewnych rzeczy nie da się uniknąć i są one moim zdaniem na plus.
Podsumowując, książka dobra jako część cyklu "Płomienia" i dobra jako część świata Inkiwzytorskiego, odsłania przed nami kolejne elementy układanki. A sam cykl "Płomienia" myślę, że jest dla wielu osób bardziej interesujący niż cykl główny skupiony wokół Mordimera. Pozycja obowiązkowa dla fanów serii "Płomień i krzyż", ponieważ nic już po tej części nie będzie takie same, podobnie jak po zakończeniu "Łowców dusz".
Nieco dziwią mnie tak niskie opinie o tej książce. Książka zdecydowanie lepsza niż bardzo rozwleczony i przesadnie pełny odniesień i analogii do rzeczywistości "Dziennik czasu zarazy". Uważam, że książka jest zwyczajnie dobra. Nie wybitna, nie najlepsza w całej twórczości Piekary. Ale dobr...
Rozwiń
Zwiń