-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant12
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać413
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
Kiedy Matylda zostaje porzucona przed ołtarzem, obecny na niedoszłym ślubie szkolny kolega proponuje jej zaszycie się w Sarnim Dworze. Jest to walący się zamek należący od lat do jego rodziny. Główna bohaterka pisze kryminały i maluje obrazy, więc Sarni Dwór wydaje jej się inspirującym miejscem do uskuteczniania tychże aktywności.
Niestety nawet tam kobieta nie ma spokoju. Dziwne stuki-puki niosą się po nocach, schody trzeszczą, jakby ktoś po nich łaził. Wkrótce Matyldę nawiedza najlepsza przyjaciółka Ildefonsa (dziwne imię w polskiej książce - odhaczone). Także z malowania nici, zwłaszcza po znalezieniu przez dziewczyny zwłok człowieka najętego do ogarniania zwierząt w zagrodzie u jałówki. Wychodzi na to, że ktoś próbuje jałówkę wrobić w rozboje, gdyż cios w głowę spotyka niedługo później również Ildefonsę. Na szczęście ten nie okazuje się śmiertelny.
W zamku nadal tajemnicze rzeczy się dzieją. Komisarz Mleczko zaczyna prowadzić śledztwo. Matylda musi użerać się z komisarzem, a komisarz z Matyldą. Sypią się iskry. Tymczasem zwierzęta zachowują się coraz bardziej osobliwie - kuc o mało nie ginie za sprawą potrawy ze szpinaku, baran atakuje wypięte tyłki, a z dobrej reputacji jałówki zostają jedynie strzępy.
Mam troszkę problem, jeśli chodzi o moje wrażenia. Do pewnego momentu "Kryminalne przypadki Matyldy" czytało mi się rewelacyjnie. Aż byłam tym faktem zdziwiona. Podobała mi się narracja z perspektywy głównej bohaterki i ona sama w sumie też. Pasował mi humor, akcje ze zwierzakami, atmosfera Sarniego Dworu, a przede wszystkim przepychanki Matyldy z inspektorem. Była między nimi bardzo fajna, wyczuwalna chemia. I myślę, że wszystko byłoby okej, gdyby książka była nieco krótsza. Niby nadal sporo się działo, ale zaczęło mnie już to wszystko lekko męczyć. Humor także siadł, a liczyłam na więcej komicznych sytuacji. No takie się to zrobiło przeciągnięte, rozciągnięte. Mnogość wątków również się tutaj nie przysłużyła. A przede wszystkim relacja Matylda - komisarz jakoś straciła na atrakcyjności.
Reasumując - było dobrze, ale po skróceniu i wywaleniu niepotrzebnych rzeczy byłoby o niebo lepiej ;)
Kiedy Matylda zostaje porzucona przed ołtarzem, obecny na niedoszłym ślubie szkolny kolega proponuje jej zaszycie się w Sarnim Dworze. Jest to walący się zamek należący od lat do jego rodziny. Główna bohaterka pisze kryminały i maluje obrazy, więc Sarni Dwór wydaje jej się inspirującym miejscem do uskuteczniania tychże aktywności.
Niestety nawet tam kobieta nie ma spokoju....
Rachel i Henry są najlepszymi przyjaciółmi. Tuż przed przeprowadzką dziewczyna postanawia wyznać bohaterowi, że tak naprawdę jest w nim zakochana. Razem z koleżanką włamuje się do antykwariatu należącego do rodziny Henry'ego i zostawia w jednej z książek list, w którym wyjawia swoje uczucia.
Niestety czas mija, a odpowiedzi ani widu, ani słychu. Henry owszem kontaktuje się z Rachel, ale nawet się nie zająknie na temat jej listu! Za to rozpisuje się ze szczegółami o swoim związku z rudowłosą Amy. Rozczarowana dziewczyna stopniowo poluźnia kontakt z przyjacielem.
Mijają trzy lata. Rodzinę Rachel dotknęła straszna tragedia - jej młodszy brat Cal utonął podczas pływania w oceanie. Dziewczyna zawaliła szkołę, a teraz wraca w do miasta, by podjąć pracę, którą załatwiła jej ciotka. Pechowo ta opcja nie wypala i ostatecznie bohaterka ląduje w antykwariacie rodziców Henry'ego. Ma tam za zadanie skatalogować Bibliotekę Listów. Jest to dział zawierający najbardziej lubione przez klientów książki, które nie są przeznaczone na sprzedaż. Ludzie na ich stronach dodają od siebie różne uwagi odnośnie treści, ale nie tylko. Zostawiają też w nich listy, które ewoluują często w regularną korespondencję.
Nastawienie Rachel do Henry'ego nie należy do przyjaznych. Dodatkowo ukrywa przed znajomymi wiadomość o śmierci brata. Czy bohaterowi uda się do niej dotrzeć?
Muszę się poskarżyć, że Henry zepsuł mi odbiór tej książki. Od początku był irytujący, ale czytało mi się całkiem dobrze. Jednak im dalej, tym kolega Henry nie mądrzał nawet o jotę. Pozwalał swojej 'dziewczynie' Amy traktować siebie jako opcję zapasową w sytuacjach, gdy akurat nie kręcił się obok niej ktoś przystojniejszy i bogatszy. Zawsze gotowy i wyczekujący na skinienie. Totalna oferma bez godności, w dodatku ślepota i głupek.
"Słowa w ciemnym błękicie" czyta się to nieźle. Mimo smutnych wydarzeń książka nie jest dołująca. Gdyby Henry był mniej tępy i zdołał szybciej zlokalizować swoje własne jaja, zapewne dużo bardziej by mi się podobała. A tak oceniam ją jako takiego tam średniaka ;)
Rachel i Henry są najlepszymi przyjaciółmi. Tuż przed przeprowadzką dziewczyna postanawia wyznać bohaterowi, że tak naprawdę jest w nim zakochana. Razem z koleżanką włamuje się do antykwariatu należącego do rodziny Henry'ego i zostawia w jednej z książek list, w którym wyjawia swoje uczucia.
Niestety czas mija, a odpowiedzi ani widu, ani słychu. Henry owszem kontaktuje się...
2019-02-11
"Człowiek z lasu" to kolejna książka, gdzie podczas lektury powtarzałam jak mantrę: 'Weź, Ty, się wreszcie skończ, okej?!".
Kiedy udało mi się dobrnąć do końca, wyjaśniło się, co miało się wyjaśnić, doszłam do wniosku, że historia w sumie miała potencjał. Gdyby nie ciągnące w nieskończoność smętne pierdolety o cieniach, który z każdego kąta łypią na główną bohaterkę...
Zastanawiałam się kilka razy, czy to czasem nie jeden z tych osobliwych horrorów, gdzie ktoś przez cały czas snuje się jak ból po flakach i widzi rzeczy. A ja jestem zbyt głupia, by objąć rozumiem, co tam się właściwie odprawia.
No bo z jednej strony mamy Sadie. Kobieta 16 lat temu porzuciła 10 dniową córeczkę, ponieważ uważała, że ciąży na niej klątwa. Człowiek z Lasu przyjdzie małą zabrać, więc ona musi odciągnąć jego uwagę. Po tych 16 latach sobie wraca, mąż przyjmuje ją z otwartymi ramionami, jakby wyszła tylko po masło. Oczywiście Sadie nadal rozkminia o tych prześladujących ją cieniach i o dziadzie z lasu, który zabiera córki i czyni dziewczęta wyjątkowymi. Swoją drogą - trochę mi to zalatuje legendą o Slendermanie, o której słuchałam na kanale Stanowo.com.
W rozdziałach występują przeskoki czasowe. Także mamy tutaj:
- fragmenty z dzieciństwa Sadie, kiedy razem z koleżankami uwierzyły w legendę o Człowieku z Lasu, łaziły tam i zostawiały mu różne podarki, licząc że staną się dzięki niemu wyjątkowe.
- powrót Sadie do rodziny w roku 2016.
- 2018 rok kiedy ekipa telewizyjna kręci dokument o córce Sadie - Amber, która dokonała jakiejś straszliwej zbrodni. To rozdziały są z kolei szalenie nudne.
I w sumie tyle. Głównie się na tej książce nudziłam, momentami wkurzałam, a na końcu zrobiło mi się nieco smutno. Gdyby Pani Phoebe Locke wprowadziła więcej akcji zamiast tych wszystkich psychodelicznych ględów, mógłby to być całkiem udany debiut.
"Człowiek z lasu" to kolejna książka, gdzie podczas lektury powtarzałam jak mantrę: 'Weź, Ty, się wreszcie skończ, okej?!".
Kiedy udało mi się dobrnąć do końca, wyjaśniło się, co miało się wyjaśnić, doszłam do wniosku, że historia w sumie miała potencjał. Gdyby nie ciągnące w nieskończoność smętne pierdolety o cieniach, który z każdego kąta łypią na główną bohaterkę......
2019-02-02
W hiszpańskim miasteczku Vitoria wybucha panika. Podczas obchodów lokalnego święta zostają odnalezione zwłoki dwójki młodych ludzi. Ofiary zostały rozebrane, a ich ciała upozowane w sposób, który do złudzenia przypomina serię zbrodni sprzed dwudziestu lat. I teraz następuje zagwozdka, ponieważ winny tamtych zbrodni odsiaduje wyrok i ma niedługo wyjść na swoją pierwszą przepustkę. Jest nim Tasio Ortiz de Zarate, który został wydany przez swojego bliźniaka - policjanta.
Nie mija wiele czasu, a dochodzi do kolejnego podwójnego mordu. Śledztwo prowadzi dwójka inspektorów - Unai zwany 'Krakenem' oraz Estibaliz.
Wkrótce osadzony Tasio nawiązuje kontakt z Krakenem. Twierdzi, że nie on zabijał 20 lat temu i chce pomóc inspektorowi rozwiązać zagadkę oraz oczyścić swoje imię.
Dostajemy w tej książce piekielnie inteligentnego mordulca z planem opracowanym na tip top. Ponadto całkiem ciekawie prowadzone śledztwo, bo choć akcja rozkręca się powoli, to policjanci nie miotają się bez sensu i nie klepią farmazonów. Nie ma krwistych opisów, pościgów, skoków z dachu, czy porachunków mafijnych - jakby ktoś liczył na takie atrakcje, to nie. Mimo to książka wcale nie jest nużąca.
Narracja z perspektywy prowadzącego śledztwo Unai jest przyjemna w odbiorze. Bez zbędnego dramatyzowania i biadolenia. Generalnie podczas czytania nie osnuwa człowieka kurz, ani pajęczyna. Sama intryga jest naprawdę świetnie skonstruowana i dopracowana.Wszystko dobrze się ze sobą łączy, jedno wynika z drugiego i nic między zębami nie zgrzyta.
Jak najbardziej mogę polecić "Ciszę białego miasta" i nie zrażajcie się wcale, że to 560 stronicowy grubas ;) Czyta się sprawnie i nie powinno nikogo zamęczyć. A najlepsze, że to pierwszy tom cyklu i wkrótce pojawią się dwa kolejne. Ja już się jaram! :D
W hiszpańskim miasteczku Vitoria wybucha panika. Podczas obchodów lokalnego święta zostają odnalezione zwłoki dwójki młodych ludzi. Ofiary zostały rozebrane, a ich ciała upozowane w sposób, który do złudzenia przypomina serię zbrodni sprzed dwudziestu lat. I teraz następuje zagwozdka, ponieważ winny tamtych zbrodni odsiaduje wyrok i ma niedługo wyjść na swoją pierwszą...
więcej Pokaż mimo to