-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus5
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz2
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
-
ArtykułyPyrkon przygotował ogrom atrakcji dla fanów literatury! Co dzieje się w Strefie Literackiej?LubimyCzytać1
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika1999
1999
1991
2015-03-12
1998
Nie potrafię zliczyć, ile razy powracałem do tej książki. Wyobrażenia żeglarzy z dawnych lat konfrontowane są w niej z współczesną biologią morską. Stąd dowiemy się między innymi, że mityczny kraken to zapewne olbrzymi okaz kałamarnicy, lewiatan to wieloryb, a syreny to najzwyklejsze krowy morskie. Oprócz tego z zapartym tchem poczytamy o wężach morskich, ośmiornicach, kałamarnicach, tajemniczych bryłach wyrzucanych przez fale morskie i innych - zawsze niebanalnych rzeczach. Autorem dzieła jest Richard Ellis - wybitny znawca organizmów morskich oraz serdeczny przyjaciel Petera Benchleya (tak- właśnie tego od "Szczęk", "Głębi", "Białego Rekina" i innych "Bestii"). Książka napisana jest bez właściwego naukowcom nadęcia a mimo to zasypuje czytelnika całą masą rzetelnych informacji dotyczących mieszkańców oceanów oraz masą źródeł dokumentujących spotkania człowieka z tytułowymi potworami głębin. Richard Ellis, choć stara się wszystko naukowo wyjaśnić, nie twierdzi, że ma patent na nieomylność i daleki jest od stawiania jednoznacznych wniosków. Całość napisana zrozumiałym językiem, poruszająca mnóstwo atrakcyjnych dla czytelnika wątków pobocznych (kręcenie filmu "Szczęki", fabrykowanie syrenich "mumii"w XIX w. itp.). Rzecz jak najbardziej warta uwagi. W tym temacie chyba jedna z najlepszych pozycji, jakie kiedykolwiek zostały opublikowane w naszym kraju. Ja polecam każdemu - kocham tę książkę.
Nie potrafię zliczyć, ile razy powracałem do tej książki. Wyobrażenia żeglarzy z dawnych lat konfrontowane są w niej z współczesną biologią morską. Stąd dowiemy się między innymi, że mityczny kraken to zapewne olbrzymi okaz kałamarnicy, lewiatan to wieloryb, a syreny to najzwyklejsze krowy morskie. Oprócz tego z zapartym tchem poczytamy o wężach morskich, ośmiornicach,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to1999
2000
2015-03-18
Więcej horroru na:http://mszh31.wix.com/mszh
„Czarna bezgwiezdna noc” to opublikowany w 2010 r. zbiór opowiadań Stephena Kinga, na który składają się: „1922”, „Wielki kierowca”, „Dobry interes” oraz „Dobrane małżeństwo”.
Na początku opowiadania p.t. „1922” autor pokazuje nam, iż to o czym śpiewał Stevie Griffin w jednym z odcinków „Family Guya” - „żywot żony nożem jest kończony” - niestety niejednokrotnie bywa prawdą. Dalej opowiadanie przybiera postać dramatu gangsterskiego w stylu „Bonnie i Clyde'a” by w końcu wyewoluować w klasyczną opowieść o zemście zza grobu rodem z wyobraźni E.A. Poe. Wszystko to dzieje się w Stanach Zjednoczonych w przededniu Wielkiego Kryzysu i przekazywane jest w momentami skrajnie naturalistyczny sposób podobny bardziej do Clive'a Barkera niż Stephena Kinga – wspaniała rzecz.
W kolejnych historiach autor zdaje się spuszczać nieco z tonu, niemniej jednak raczej nie schodzi poniżej bardzo przyzwoitego poziomu. „Wielki kierowca” to początkowo typowa historia z gatunku rape and revenge w stylu „Pluje na twój grób”, która z czasem ewoluuje w kierunku kryminału spod ręki Artura Conan Doyle’a czy Agaty Christie. Kolejna opowieść natomiast to troszkę odcinanie kuponów od sukcesu „Sklepiku z marzeniami” a troszkę rozwinięcie myśli ukrytej w doskonale znanej sentencji Armanda Jean’a de Richelieu: „Cave me, Domine, ab Amico, ab inimico vero me ipse cavebo”(Boże, strzeż mnie od przyjaciół, z wrogami poradzę sobie sam). Nawet fajne, ale prowadzące donikąd.
W ostatniej wreszcie historii – „Dobranym małżeństwie” King broni tezy, zgodnie z którą dokładne poznanie człowieka nie jest nigdy możliwe – z którą ja nigdy się nie zgadzałem (po lekturze nieco zmieniłem swe stanowisko, co samo w sobie świadczy o klasie opowiadania). Oto spokojny księgowy w średnim wieku, numizmatyk, szczęśliwy ojciec dwójki dzieci i mąż kochającej żony okazuje się być seryjnym mordercą kobiet – charakteryzującym się wyjątkowym umiłowaniem do okrucieństwa. Jego nieszczęsna żona po odkryciu tej przerażającej okoliczności stanie przed nie lada dylematem. Czy wyjawić wszystko policji i zniszczyć w ten sposób życie dwójce stojących u progu dorosłości dzieci? Czy może udawać, że nic się nie stało i żyć ze świadomością, że w każdej chwili życie mogą stracić kolejne kobiety? Albo też rozwiązanie tej sytuacji będzie zupełnie inne? Sprawnie opowiedziana historia pozostawiająca czytelnika ze smutnymi refleksjami. Czy aby na pewno człowieka będącego naszą drugą połówką jesteśmy w stanie poznać w 100%? Iluż takich potencjalnych psychopatów jak ten z opowieści (lub jeszcze bardziej przerażających) spotkaliśmy w swoim życiu?
Bardzo ciekawy zbiór opowiadań (w zasadzie u niejednego autora opowiadanie na 180 stron to materiał na pełnoprawną powieść), ze zdecydowanie wyróżniająca się jak dla mnie historią otwierającą. Można użyć powtórzonego już pewnie z miliard razy banału, że „King po raz kolejny dowiódł swego mistrzostwa w każdej formie literackiej”. Należy jednak przy tym również zauważyć, że King świetnie poradził sobie na niezbyt często przez siebie eksplorowanych wodach. Zazwyczaj w jego książkach zło, choć niezwykle przekonujące – ma jednak pochodzenia nadnaturalne (wampiry, duchy, cmentarze przywracające zmarłych do życia, nawiedzone samochody, hotele, domy etc. etc.). W przypadku „Czarnej bezgwiezdnej nocy” sprawcą całego zła jest człowiek. To nie Cujo ćwiartuje kobietę w pierwszej powieści – lecz jej własny mąż; to nie monstrum ożywione na „Cmętarzu zwieżąt” gwałci bohaterkę drugiego opowiadania, to nie Lelland Gaunt ze „Sklepiku z marzeniami” zsyła wszystkie plagi egipskie na bohatera trzeciej opowieści – lecz jego najlepszy przyjaciel, wreszcie – to nie Pennywise morduje kobiety w ostatnim opowiadaniu... Chyba to sprawia, że omawiany zbiór w szczególny sposób przyciąga uwagę i momentami przeraża znacznie bardziej niż inne dzieła autora. Całość okraszona jest bardzo ciekawym posłowiem ujawniającym częściowo źródła inspiracji dla poszczególnych opowiadań. I jeszcze jedno … Czy Wy też zauważyliście tę fascynację, jaką wzbudza u Kinga wyszukiwarka „Google” i w ogóle internet? Hehe...Mimo tego dzieło praktycznie bez zarzutów.
Więcej horroru na:http://mszh31.wix.com/mszh
„Czarna bezgwiezdna noc” to opublikowany w 2010 r. zbiór opowiadań Stephena Kinga, na który składają się: „1922”, „Wielki kierowca”, „Dobry interes” oraz „Dobrane małżeństwo”.
Na początku opowiadania p.t. „1922” autor pokazuje nam, iż to o czym śpiewał Stevie Griffin w jednym z odcinków „Family Guya” - „żywot żony nożem...
2003
2001
2007
2014-05
więcej horroru na: http://mszh31.wix.com/mszh
Do będącej w naszym kraju już od wielu lat przedmiotem swoistego kultu „Twierdzy” Francisa Paula Wilsona zabrałem się dopiero stosunkowo niedawno. Z uwagi na to opóźnienie, już bez zbędnej zwłoki, po nabyciu egzemplarza książki zabrałem się do lektury. I trzeba przyznać, że się nie zawiodłem. Jest to książka, którą czyta się jednym tchem, na pewno jedna z najlepszych pozycji jakie wpadły mi ostatnio w ręce.
Rok 1941 w średniowiecznym rumuńskim zamczysku położonym gdzieś w Karpatach. Powolutku, po cichutku i systematycznie jeden po drugim mordowani są niemieccy żołnierze z oddziału kapitana Woermanna. To co początkowo wydaje się być dziełem antyniemieckiego ruchu oporu, z dnia na dzień coraz bardziej przeraża żołnierzy, którzy zbrodnie przypisują jakimś tajemniczym siłom zamieszkującym zamek. Na ścianach tegoż zamku znajdują się tysiące znaków przypominających krzyże, mordy mają miejsce w nocy a ofiary mają rozszarpane gardła – wszystko to sprawia, że dzielni niemieccy wojacy są u progu załamania psychicznego. Kapitan Woermann również staje się bezradny, wobec czego prosi o wsparcie. Z odsieczą przybywa elitarny oddział SS pod wodzą Sturmbannfuhrera Erica Kaempferra a następnie – jako ostatnia deska ratunku profesor historii i wybitny znawca miejscowego folkloru – Theodore Cuza wraz ze swoją córką Magdą.
Udzielająca się atmosfera starego zamczyska, wartko tocząca się akcja sprawnie ulokowana w czasach II Wojny Światowej, ciekawie rozpisana większość z postaci (choćby skonfliktowani ze sobą Woermann i Kaempfer, prof. Cuza czy Molasar), starannie opowiedziana i co najważniejsze ciekawa historia sprawiają, że momentami możemy odnosić wrażenie, że otrzymujemy nieco więcej, niż zwykliśmy oczekiwać od powieści grozy. Bo nie oszukujmy się: w jakim innym horrorze autor sili się na przedstawienie dramatu rozgrywającego się w umyśle i sercu starego Żyda, który właśnie uświadomił sobie, że skoro znak krzyża ma moc, której lękają się wampiry to niechybnie oznacza to, że Żydzi mylili się nie uznając Chrystusa za prawdziwego Mesjasza? Takich niespodzianek lektura „Twierdzy” kryje w sobie jeszcze sporo. Bodaj jedyny mankament powieści to niestety jej zakończenie. Z wspaniale opowiedzianego rasowego horroru akcja zdaje się pod koniec zmierzać trochę w stronę „Indiany Jonesa” czy innej przygodowej opowieści traktującej co prawda wciąż o odwiecznej walce dobra ze złem, jednakże w znacznie mniej mroczny sposób. Pomimo nieco rozczarowującego zakończenia „Twierdza” to pozycja bardzo dobra, która mnie osobiście skłoniła do dalszego poznawania twórczości Francisa Paula Wilsona. Szczerze mówiąc, choć przeczytałem ją niewiele więcej niż pół roku temu, to już nie mogę się doczekać, kiedy do niej wrócę, by odświeżyć sobie niektóre jej wątki.
więcej horroru na: http://mszh31.wix.com/mszh
Do będącej w naszym kraju już od wielu lat przedmiotem swoistego kultu „Twierdzy” Francisa Paula Wilsona zabrałem się dopiero stosunkowo niedawno. Z uwagi na to opóźnienie, już bez zbędnej zwłoki, po nabyciu egzemplarza książki zabrałem się do lektury. I trzeba przyznać, że się nie zawiodłem. Jest to książka, którą czyta...
1995
więcej horroru na: http://mszh31.wix.com/mszh
Warchester to spokojne, prowincjonalne miasteczko, którym nagle wstrząsa fala zgonów związanych bezpośrednio lub pośrednio z atakami dzikiego zwierzęcia. Z początkowych ustaleń wynika, że za atakami tymi stoi dziki tygrys, który uciekł z prywatnego zoo należącego do lokalnego ekscentryka – Sir Penwarda. Kiedy jednak z zeznań kilkuletniego chłopca wyniknie, że z jego rodziną rozprawił się … dinozaur, para miejscowych dziennikarzy (niegdyś stanowiąca również parę w życiu prywatnym) David Pascal oraz Jenny Stamper postanowi powęszyć wokół tajemniczego zoo sir Penwarda. Szybko okaże się, że wszystko co najgorsze dopiero przed Warchester…
John Brosnan, tworzący pod pseudonimem Harry Adam Knight, wie o co w tej zabawie chodzi! Akcja toczy się wartko, bez zbędnych ceregieli, jest ciekawie, jest krwawo i co najważniejsze jest dość oryginalnie i wcale niebanalnie. Dość ciekawie – jak na tak krótkie w sumie dzieło – sportretowani zostali bohaterowie – nawet ci z nieco dalszego planu – jak chociażby Lady Penward. Widać, że autor pisał swe dzieło ze sporą pasją, co widać zwłaszcza gdy z zaangażowaniem godnym kilkunastolatka przedstawia nam jakieś encyklopedyczne szczegóły dotyczące poszczególnych gatunków dinozaurów (typu: waga, prędkość, okres z jakiego pochodzi etc.) W sposób szczególny w moim odczuciu należy zwrócić jednak uwagę na to, że oto na ładnych kilka lat przed słynnym „Parkiem Jurajskim” Michaela Crichtona powstała powieść traktująca o przywróceniu do życia dinozaurów za pomocą inżynierii genetycznej! Luki w łańcuchu DNA dinozaurów wypełniono co prawda w „Carnosaurze” DNA kurczaków, a nie jak w „Parku Jurajskim” DNA żaby, jednak podobieństwa nasuwają się same. W książkach występują nawet identyczne (tyranozaur, brachiozaur, dilofozaur) bądź zbliżone (w jednej deinonychus a w drugiej velociraptor) gatunki dinozaurów. To smutne, że mało kto zwraca dziś na to uwagę, koncentrując się za to na niedostatkach warsztatu literackiego autora.
Tymczasem książka napisana jest naprawdę sprawnie. Trąci być może trochę horrorem klasy B, jednakże jest to klasa B w najlepszym możliwym wykonaniu. To właśnie od tej pozycji zacząłem swoją przygodę z książkowym horrorem blisko dwie dekady temu. Kupiłem ją będąc wciąż jeszcze zafascynowanym kinowym „Jurassic Park” na wyprzedaży taniej książki. Z wypiekami na policzkach chłonąłem kolejne karty książki wypełnione po brzegi dinozaurami, makabrą i... licznymi mniej lub bardziej subtelnymi scenami miłosnymi (co dla kilkunastolatka będzie miało pewnie niebagatelne znacznie i postrzegane było zapewne jako atut). Zaraz po zakończeniu lektury myślałem już tylko o tym by zacząć czytać następny horror. Kiedy sięgnąłem po powieść po kilkunastu latach po raz kolejny się nie zawiodłem. Dobre czytadło, dobra rozrywka. Nic dodać, nic ująć. Książce należy się ocena dobra. A plusa daję jej subiektywnie od siebie. Za dawne czasy.
więcej horroru na: http://mszh31.wix.com/mszh
Warchester to spokojne, prowincjonalne miasteczko, którym nagle wstrząsa fala zgonów związanych bezpośrednio lub pośrednio z atakami dzikiego zwierzęcia. Z początkowych ustaleń wynika, że za atakami tymi stoi dziki tygrys, który uciekł z prywatnego zoo należącego do lokalnego ekscentryka – Sir Penwarda. Kiedy jednak z...
2015-06-01
więcej horroru na: http://mszh31.wix.com/mszh
„Potępieńcza gra” to pierwsza powieść Clive`a Barkera, wydana w 1985 r., wkrótce po publikacji trzech pierwszych tomów „Ksiąg krwi”. Marty Strauss, trzydziestoparoletni mężczyzna, którego umiłowanie do hazardu zaprowadziło za więzienne kraty dostaje zdawałoby się niespodziewany prezent od losu. Zostaje przedterminowo zwolniony z więzienia i zatrudniony jako osobisty ochroniarz Josepha Whiteheada – potentata w branży farmaceutycznej, jednego z najbogatszych ludzi w Europie. Początkowo zachłyśnięty odzyskaną wolnością Marty zmuszony będzie jednak szybko się ocucić. W rezydencji jego pracodawcy z dnia na dzień zaczynają mieć miejsce coraz bardziej dziwne i makabryczne wydarzenia. Okazuje się, że również Whitehead był zapalonym hazardzistą. Lata temu – tuż po zakończeniu drugiej wojny światowej – właśnie jego pasja stała się źródłem jego przyjaźni Mamoulianem – owianym legendą graczem, który nigdy nie przegrał. Mamoulian z kolei zaprowadził Whitheada na szczyty bogactwa. Po latach poczuł się zdradzony i postanowił upomnieć się o swoje. „A piekło szło za nim…”
Moja przygoda z tą książką doskonale ilustruje to w jaki sposób zmieniają się czasy, obyczaje i gusta. Nie pamiętam wrażeń jakie odniosłem po jej pierwszym przeczytaniu, gdyż miałem wówczas ledwie kilkanaście lat. Na pewno nie byłem jednak zawiedziony. Kiedy ukończyłem lekturę po raz drugi – już w czasach studenckich – byłem pod olbrzymim wrażeniem. Polecałem książkę niemalże każdemu uprzedzając jednocześnie, że to co napisał na okładce polski wydawca posługując się słowami Ramsey Campbella: „Clive Barker pisze o koszmarach, których większość z nas nie byłaby sobie w stanie wyobrazić” nie mija się z prawdą i książka jest momentami wybitnie wręcz obrzydliwa. Kiedy nieco więcej niż dekadę później sięgnąłem po „Potępieńczą grę” po raz trzeci – i jak do tej pory ostatni moje odczucia były zdecydowanie bardziej stonowane. Doszedłem oto do wniosku, że przez długie swoje fragmenty powieść jest po prostu nudna, a jej obrzydliwość sprowadza się do ledwie kilku fragmentów. Nie odkryję Ameryki, jeżeli tę moją zmianę osądu przypiszę „postępowi” jaki dokonał się w horrorze na przestrzeni kilkunastu lat. Tyle już widzieliśmy na ekranie i tyle wyczytaliśmy z książek, ale również tyle dowiedzieliśmy się z telewizyjnych wiadomości czy z gazet, że mało co jest w stanie nas zszokować. Mimo wszystko trzeba jednak przyznać, że we wspomnianych kilku momentach Barker epatuje okropnościami nieprzyswajalnymi nawet dla najbardziej znieczulonego czytelnika. Bo nie sposób inaczej zaszeregować chociażby sceny w której młodzi psychopaci wypróżniają się na konającą ofiarę, czy też sceny obrzydliwego aktu seksualnego pomiędzy powstałym z martwych a martwą.
Generalnie powieść czyta się dość płynnie, choć po intrygującym (zapewne zwłaszcza dla polskiego czytelnika) początku z czasem spuszcza ona nieco z tonu i zdaje się zmierzać w nieuchronnym kierunku. Miejscem, w którym tuż po II wojnie światowej zawiązuje się akcja jest Warszawa. Polska stolica ukazana została w sposób niebanalny – jako miasto wymarłe, odarte z wszelkiej nadziei, odarte z godności, odarte z człowieczeństwa. Wśród cieni tych, którzy przeżyli koszmar wojny przemykają zdemoralizowane hordy żołdactwa. Wszechobecne jest również błoto i pył, zawierające w sobie mieszankę wszystkiego tego co zostało unicestwione wraz z Warszawą – istnień ludzkich, ubrań, domów, roślin, książek zwierząt czy dzieł sztuk. Wszystko brzmi upiornie, aczkolwiek niestety wiarygodnie. W paru momentach autora zdaje się ponosić, jak chociażby wtedy gdy opisując powojenną znieczulicę ludzi podaje jako przykład mężczyznę który zmodyfikował popularną grę w „trzy kubki”, w ten sposób, że zamiast kubków używał wiader, a zamiast kulki – głowy niemowlaka. Tyle o aspektach związanych z Polską. Bodaj największym mankamentem książki jest brak wyrazistych postaci. Nawet te spośród nich, które nie wykazują żadnych nadnaturalnych właściwości (jak chociażby Marty Strauss) wydają się być niewiarygodne i nie budzą naszej jednoznacznej sympatii. Ciekawym zabiegiem jest nadawanie niektórym postaciom nazw od grup, z których się wywodzą. „Ostatni Europejczyk” w przypadku Mamouliana, czy „Połykacz żyletek” – w przypadku Breera brzmi fajnie i tajemniczo. Niestety oprócz tego, że tak brzmi, w żadem sposób nie podnosi atrakcyjności postaci. Widać wyraźnie, że autor wciąż jeszcze przyzwyczajony był bardziej do konstruowania postaci na potrzeby opowiadań niż dość opasłych powieści. I generalnie w tym jest chyba istota problemu – Barker płodząc swój powieściowy debiut generalnie był wciąż lepszym twórcą opowiadań. Generalnie jednak należy stwierdzić, że jak na pierwszy raz poszło mu nie najgorzej. Ocena dobra z plusem. Mimo wszystko nie dla wrażliwców.
więcej horroru na: http://mszh31.wix.com/mszh
„Potępieńcza gra” to pierwsza powieść Clive`a Barkera, wydana w 1985 r., wkrótce po publikacji trzech pierwszych tomów „Ksiąg krwi”. Marty Strauss, trzydziestoparoletni mężczyzna, którego umiłowanie do hazardu zaprowadziło za więzienne kraty dostaje zdawałoby się niespodziewany prezent od losu. Zostaje przedterminowo...
Pierwszy Lucky Luke jaki wpadł mi w ręce w formie albumu jako dziecku (wcześniej zachwycałem się emitowanym w odcinkach w "Świecie Młodych" "Runem na Oklahomę"). I cóż mogę powiedzieć? Nie tylko ze względów sentymentalnych rewelacja! Przezabawna wariacja na temat klasyki filmowego westernu - legendarnego "Dyliżansu" Johna Forda z Johnem Waynem w roli głównej. Cała gama różnych osobowości: wielebny, księgowy z apodyktyczną żoną, hazardzista - oszust, stary poszukiwacz złota, fotograf; ładunek złota, ekscentryczny woźnica oraz eskortujący ich wszystkich między innymi przez tereny Indian, lasy pełne żądnych krwi desperados, Góry Skaliste oraz "pustynię białą jak niezapisany papier" Lucky Luke. Znakomita, inteligentna rozrywka zarówno dla młodszych jak i nieco starszych czytelników. Polecam gorąco.
Pierwszy Lucky Luke jaki wpadł mi w ręce w formie albumu jako dziecku (wcześniej zachwycałem się emitowanym w odcinkach w "Świecie Młodych" "Runem na Oklahomę"). I cóż mogę powiedzieć? Nie tylko ze względów sentymentalnych rewelacja! Przezabawna wariacja na temat klasyki filmowego westernu - legendarnego "Dyliżansu" Johna Forda z Johnem Waynem w roli głównej. Cała gama...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to