rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Moja ocena: 7/10

Mam dokładnie te same odczucia jakie towarzyszyły mi kilka lat temu przy lekturze Achai - nierówność wątków. Wówczas te powiązane z Achają (powiedzmy militarne) były całkiem ciekawe i w miarę racjonalne. Natomiast Zaan, Syriusz i reszta (spiskowe) irytowały mnie strasznie. Teraz jest analogicznie. Tomaszewski, Kai, Nuk - czytam z ochotą. Rand, Shen - na siłę. Ciąg przyczynowo-skutkowy jakim Ziemiański tłumaczy (za każdym razem szczegółowo) całą serię wydarzeń, gdzie pojedynczy cwaniak rozbija wskutek swoich knowań dowolną potęgę, jest zwyczajnie zbyt nieprawdopodobny.

Ten cykl, w przeciwieństwie do poprzedniego, trzyma jednak równiejszy poziom. Może i pierwszy tom Achai był lepszy niż którakolwiek z książek 'Pomnika', jednak wówczas końcówka miała zjazd niesamowity, a tutaj jest nadal przyzwoicie.

Obawiałem się, że pojawiający się znikąd nowy kontynent będzie jedynie przedłużaczem serii. Takie kolejne odkrywanie świata jak w tomie pierwszym. Udało się jednak zrobić to ciekawie. Leciutko przeszkadza odwzorowanie poszczególnych krain wedle gotowych schematów naszej historii. Miło byłoby spotkać w fantasy coś unikatowego. Jak wspomniałem, nie deprecjonuje to na szczęście atrakcyjności całości.

Czwarty tom (a przynajmniej drugą jego część) uważam za lepszy niż trzeci i z optymizmem wkraczam w zakończenie cyklu.

Moja ocena: 7/10

Mam dokładnie te same odczucia jakie towarzyszyły mi kilka lat temu przy lekturze Achai - nierówność wątków. Wówczas te powiązane z Achają (powiedzmy militarne) były całkiem ciekawe i w miarę racjonalne. Natomiast Zaan, Syriusz i reszta (spiskowe) irytowały mnie strasznie. Teraz jest analogicznie. Tomaszewski, Kai, Nuk - czytam z ochotą. Rand, Shen - na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 3/10

Może to przez zbyt ubogą znajomość Australii.
Może zmęczenie materiału (u mnie lub u autora).
Może przez praktycznie kompletny brak fabuły.
Może przez wyczerpanie (osłyszanie) się żartów.
Przyczyny nie znam, znam skutek - nie podobało mi się tym razem.

Moja ocena: 3/10

Może to przez zbyt ubogą znajomość Australii.
Może zmęczenie materiału (u mnie lub u autora).
Może przez praktycznie kompletny brak fabuły.
Może przez wyczerpanie (osłyszanie) się żartów.
Przyczyny nie znam, znam skutek - nie podobało mi się tym razem.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 5/10

Chyba trochę za długo. To co było świeże i ciekawe (połączenie światów) zostało wyczerpane. Przez większość książki nic się nie dzieje. Nawet traktując tom jako rozwinięcie postaci, czy rozbudowanie świata, niezbyt się broni. Mamy trochę humoru, końcówka jest dobra - i to tyle.

W książkach Ziemiańskiego najbardziej przeszkadza mi 'sielankowatość' poczynań bohaterów. Im nigdy tak naprawdę nic nie grozi! Wszystko zawsze idzie jak po sznurku, udaje się każdy spisek, wszelkie walki. Większość kłopotów zostaje pokonana głupio-mądrym tłumaczeniem różnych mechanizmów na zasadzie: wróg ma dziesięć razy większą armię niż my? Poczekajmy, nie wyżywi ich i sami się rozpierzchną. Zawsze jest jakieś wytłumaczenie - logistyka, morale, strategia, nauka. Szkoda tylko, że w drugą stronę to nie działa i na naszych bohaterów nigdy nie spadają wszelkie plagi egipskie, które nieustannie trapią szeregi oponentów.

Moja ocena: 5/10

Chyba trochę za długo. To co było świeże i ciekawe (połączenie światów) zostało wyczerpane. Przez większość książki nic się nie dzieje. Nawet traktując tom jako rozwinięcie postaci, czy rozbudowanie świata, niezbyt się broni. Mamy trochę humoru, końcówka jest dobra - i to tyle.

W książkach Ziemiańskiego najbardziej przeszkadza mi 'sielankowatość'...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 6/10

Z każdą kolejną pozycją Pratchetta nabieram pewności, że jakby była ona moją pierwszą tego autora, to ocenił bym ją znacznie wyżej. Te książki są w większości bardzo dobre. Niestety humor w nich zawarty popada z czasem w nużącą wtórność.

Mimo wszystko, ten tom przygód Rincewinda był całkiem ciekawy i zabawny.

Moja ocena: 6/10

Z każdą kolejną pozycją Pratchetta nabieram pewności, że jakby była ona moją pierwszą tego autora, to ocenił bym ją znacznie wyżej. Te książki są w większości bardzo dobre. Niestety humor w nich zawarty popada z czasem w nużącą wtórność.

Mimo wszystko, ten tom przygód Rincewinda był całkiem ciekawy i zabawny.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 7/10

Tom z grubsza trzyma poziom poprzednika. W środkowej części było trochę dłużyzn i ciągnącej się historii o niczym. Spowszedniały też kwestie zetknięcia dwóch kultur znajdujących się na różnym poziomie rozwoju technologicznego. Rekompensowane jest to jednak przez stopniowy rozwój głównej fabuły, która jest ciekawsza niż ta z Achai.

Jedyne co mnie raziło to postać Kadira, a raczej jego możliwości. Przez tysiąc lat w świecie nie występuje praktycznie żadna ewolucja uzbrojenia, a ten opierając się wyłącznie na obserwacji sprzętu o kilka epok nowocześniejszego, w kilka miesięcy robi przeskok generacyjny. Sam. Bez materiałów, bez zaplecza, nie znając chemii, fizyki i matematyki potrzebnej do stworzenia czegokolwiek. Kadir tymczasem potrzebuje jeszcze ze dwóch tomów aby stworzyć Gwiazdę Śmierci.

Dalej nie mogę przywyknąć do Polski w roli supermocarstwa :)

Moja ocena: 7/10

Tom z grubsza trzyma poziom poprzednika. W środkowej części było trochę dłużyzn i ciągnącej się historii o niczym. Spowszedniały też kwestie zetknięcia dwóch kultur znajdujących się na różnym poziomie rozwoju technologicznego. Rekompensowane jest to jednak przez stopniowy rozwój głównej fabuły, która jest ciekawsza niż ta z Achai.

Jedyne co mnie raziło to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 5/10

Garść dobrych żartów, dwie nieudanych. Parę ciekawych nawiązań, zapewne drugie tyle tych, których nie zrozumiałem.
Wraz z kolejnymi tomami Pratchett wchodzi u mnie, niestety, w monotonię. Żarty śmieszą trochę mniej, opowiadane historie nużą jakby szybciej, bardziej. Wtórność, zakrada się wtórność.

Moja ocena: 5/10

Garść dobrych żartów, dwie nieudanych. Parę ciekawych nawiązań, zapewne drugie tyle tych, których nie zrozumiałem.
Wraz z kolejnymi tomami Pratchett wchodzi u mnie, niestety, w monotonię. Żarty śmieszą trochę mniej, opowiadane historie nużą jakby szybciej, bardziej. Wtórność, zakrada się wtórność.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 8/10


Po słabym trzecim tomie cyklu o Achai nie zamierzałem kontynuować przygody z tym światem. Do zmiany zamiarów nakłonił mnie jednak jeden z negatywnych komentarzy pod moją recenzją tamtego cyklu. Negatywny w stosunku do moich nieprzychylnych odczuć. I tak oto, po roku czy dwóch, zabrałem się za kontynuację.

Jestem zaskoczony ale pierwszy tom podobał mi się bardziej niż jakikolwiek z trzech podstawowego cyklu. Ok, dalej jest tu prosty język, dalej jest wulgarnie (w końcu wojsko), przemyślenia są sprawą marginalną, a walki i żołnierski świat to zdecydowana większość książki. Dodatkowo autor wyraźnie posiada zamiłowanie do tematów perwersji. No ale chyba wszyscy przywykliśmy - taki styl ;) Było jednak interesująco, a o to w rozrywce chodzi.

Spodobał mi się pomysł, którego jedynie zarys był widoczny w Achai. Tam mnie to irytowało. Tutaj, kiedy połączenie półkul się dokonało, zderzenie cywilizacyjne stanowiło interesujący punkt opowiadanej historii.

Trochę kłuje mnie w oczy ubranie Rzeczypospolitej w buty standardowo przynależne Amerykanom lub Rosjanom - jakoś nie mogę przywyknąć do naszej potencjalnej wielkości :) Jakiś Ford czy Kuzniecow mniej by kontrastował z lotniskowcem niż nasz poczciwy Tomaszewski ;)

Dobrą prognozą na udaną przygodę z całą serią jest fakt, fakt-niespodzianka, że nie drażnił mnie w pierwszym tomie żaden bohater. To rzadkość. I z tym optymistycznym akcentem (po ustawowej przerwie na inne książki przerywniki) podążam w kierunku tomów następnych.

Moja ocena: 8/10


Po słabym trzecim tomie cyklu o Achai nie zamierzałem kontynuować przygody z tym światem. Do zmiany zamiarów nakłonił mnie jednak jeden z negatywnych komentarzy pod moją recenzją tamtego cyklu. Negatywny w stosunku do moich nieprzychylnych odczuć. I tak oto, po roku czy dwóch, zabrałem się za kontynuację.

Jestem zaskoczony ale pierwszy tom podobał mi się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 5/10

Czarodzicielstwo dobrze się zaczęło, by po chwili rozmyć się, zagubić wyrazistą fabułę i zapaść w luźnych scenkach okraszonych przeróżnymi aluzjami i gagami.
Dopadło mnie znudzenie stylem. Humor Pratchetta lubię ale stopniowo, w małych dawkach. W przeciwnym wypadku staje się dla mnie zbyt wtórny i przestaje śmieszyć. Czas zrobić dłuższą przerwę przed sięgnięciem po kolejne tomy.

Moja ocena: 5/10

Czarodzicielstwo dobrze się zaczęło, by po chwili rozmyć się, zagubić wyrazistą fabułę i zapaść w luźnych scenkach okraszonych przeróżnymi aluzjami i gagami.
Dopadło mnie znudzenie stylem. Humor Pratchetta lubię ale stopniowo, w małych dawkach. W przeciwnym wypadku staje się dla mnie zbyt wtórny i przestaje śmieszyć. Czas zrobić dłuższą przerwę przed...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 5/10

Trochę nieaktualna już wizja przyszłości. Autor poprawnie określił ludzką populację ale totalnie przekalkulował problemy z jej utrzymaniem. Mamy miliard populacji więcej, jesteśmy dwadzieścia lat dalej, a jedyne co się zgadza to debaty na temat aborcji i antykoncepcji. Mieszkań jest wybudowanych więcej niż chętnych żeby je kupić (co o dziwo nie prowadzi do zbicia ceny, bo ludzie kupują je inwestycyjnie), żyjemy w coraz większym metrażu na jedną osobę, do lamusa odeszły mieszkania i domy wielopokoleniowe, żywności w sklepach mamy nadmiar i mnóstwo się jej utylizuje. Problemy opisane w książce dotyczą głównie krajów trzeciego świata. Także autor poprawnie postawił tezę, że za katastrofą stoi ślepy konserwatyzm i idąca z nim w parze wielodzietność powiązana z biedą. Błędnie określił jednak regiony, których będzie to dotyczyć.

W samym spojrzeniu na świat jest też kilka sprzeczności. Z jednej strony autor snuje wizję rozwoju medycyny, która poradziła sobie z wszelkimi groźnymi chorobami. Z drugiej opisuje biedę, brak leków, niedożywienie, szczątkową i niewydolną opiekę medyczną. Nawet opcja z wcześniejszym zlikwidowaniem chorób i dopiero późniejszą zapaścią jest kulawa, bo choróbska i epidemie, przy warunkach sanitarnych przedstawionych w książce, bardzo szybko zawitały by z powrotem.
Słyszymy też o niemal całkowitym zaniku ruchu samochodowego ze względu na brak paliw, a w pewnym momencie książki, jeden z bohaterów przechodzi pod estakadą, na której słychać ogłuszający huk samochodów...

Pozytywnie natomiast zaskoczył mnie wątek romansowy. Relacja przez niego wykreowana jest ciekawa, niejednoznaczna i każda ze stron może się w niej uważać za ofiarę nieuchronnego finału. Jednocześnie pokazuje jak niewielka granica może być pomiędzy naszym szczęściem, a jego utratą. Często zaważyć tu może jeden gest, lub jedno słowo.

W moje gusta wpasowała się też osoba Sola. Wypowiadane przez niego monologi, szczególnie te w kwestiach religijnych, pokrywają się z moimi przekonaniami. I to pół wieku temu!

Całość oceniam przeciętnie. Można przeczytać bez uczucia zawodu ale na pewno nie będzie to pozycja z górnych półek mojej biblioteki.

Moja ocena: 5/10

Trochę nieaktualna już wizja przyszłości. Autor poprawnie określił ludzką populację ale totalnie przekalkulował problemy z jej utrzymaniem. Mamy miliard populacji więcej, jesteśmy dwadzieścia lat dalej, a jedyne co się zgadza to debaty na temat aborcji i antykoncepcji. Mieszkań jest wybudowanych więcej niż chętnych żeby je kupić (co o dziwo nie prowadzi do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 2/10

Zaczyna się dość ciekawie. Mamy kontynuację spojrzenia na fremeńską tyranię Atrydów. Niestety wkrótce pojawia się lady Jessika, ciągnąc ze sobą wszystkie dotychczasowe wady swojej postaci. Dla tej części czytelników, których nasza Bene Gesserit denerwuje, przełknięcie jej powrotu na teatr działań, może być sporym wyzwaniem.
W tym tomie dostajemy analizę socjologii społeczeństwa, która, przynajmniej chwilowo, jest interesująca. O ile wcześniej bowiem, mieliśmy do czynienia z obserwacją degeneracji nowopowstałej wiary, co jest sprawą dość banalną, gdyż każda organizacja religijna od zawsze prowadzi do tych samych patologii, o tyle w tomie trzecim dostajemy obraz gwałtownej transformacji społeczeństwa ubogiego w społeczeństwo dobrobytu. W tej kwestii natomiast odpowiedź na pytanie: Czy w zmieniających się warunkach bytowych człowiek powinien dochować skromnej tradycji, czy odrzucić niepotrzebne już rygory i zrywając z nią, żyć na miarę współczesnych czasów; nie jest tak oczywista i autor zachęca nas do znalezienia własnej odpowiedzi.

Takie jest pierwsze sto stron książki.
A potem następne sto o tym samym tylko ubranym w inne słowa i wypowiadanym w dialogach przez inny układ postaci.
I następne sto.
I następne.

Niestety ale kończę przygodę z Kronikami Diuny na trzecim tomie. Kompletnie nie moja bajka pod żadnym względem. Próbowałem czytać pod kątem fabuły - wlokła się niemiłosiernie. Próbowałem potraktować jako rozprawę filozoficzną - przekombinowana przegadana, bez osi dowodu i celu, sztuka dla sztuki ubrana w zawiłość i górnolotnie brzmiące słowa.

Moja ocena: 2/10

Zaczyna się dość ciekawie. Mamy kontynuację spojrzenia na fremeńską tyranię Atrydów. Niestety wkrótce pojawia się lady Jessika, ciągnąc ze sobą wszystkie dotychczasowe wady swojej postaci. Dla tej części czytelników, których nasza Bene Gesserit denerwuje, przełknięcie jej powrotu na teatr działań, może być sporym wyzwaniem.
W tym tomie dostajemy analizę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 10/10

Kolejna baśń Gaimana widziana narracją dziecka. Jednak dla dziecka ta książka zdecydowanie nie jest. Mamy tutaj wielowarstwową opowieść, gdzie przestrzeń i czas występuje, lub raczej tylko bywa. Na 180 stronach znalazłem zarówno ciekawą fabułę, jak i sporo interesujących przemyśleń.

"Gdy się starzejemy, zamieniamy się we własnych rodziców; wystarczy pożyć dość długo, by ujrzeć twarze powtarzające się w czasie."

Każdy kto przeczytał kilka książek tego autora wie, że ma on nietypową matrycę budowy swoich światów. Niby ze sobą niepowiązane, niby zupełnie różne, a jednak w pewnym sensie do siebie podobne. Ich główną zaletą jest klimat. Te obrazy po prostu się czuje, jest się w nich, one rzeczywiście żyją! Szczególnie w tym aspekcie wyróżniają się 'dziecięce' - Koralina, Księga Cmentarna oraz Ocean właśnie.

Chwilami bywa strasznie, chwilami wzruszająco. Znajdzie się też miejsce dla uśmiechu, aczkolwiek niezbyt wiele. Nuda i przegadanie nie występują, a przynajmniej nie zauważyłem.

Jest to, jak dla mnie, najlepsza z książek Gaimana, którą dotąd przeczytałem.

Moja ocena: 10/10

Kolejna baśń Gaimana widziana narracją dziecka. Jednak dla dziecka ta książka zdecydowanie nie jest. Mamy tutaj wielowarstwową opowieść, gdzie przestrzeń i czas występuje, lub raczej tylko bywa. Na 180 stronach znalazłem zarówno ciekawą fabułę, jak i sporo interesujących przemyśleń.

"Gdy się starzejemy, zamieniamy się we własnych rodziców; wystarczy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 3/10

Dżihad. Taaaaak. Przy pierwszej części narzekałem na niewielką ilość planet. No to dostałem przechyłem w drugą stronę.
Mamy 61 miliardów zabitych w dżihadzie który prowadzą Fremeni. Ilu ich było w pierwszym tomie? Pięć milionów? Dziesięć? Licząc, że część tylko stanowi armię to mogłaby ona liczyć powiedzmy 2 miliony żołnierzy. W 12 lat raczej nie stworzyli nowych pokoleń. Bez klonowania, bez zakazanej broni jądrowej, w walce na krysnoże. Przemieszczając się po ogromie kosmosu, na dziesiątki tysięcy planet. Logistyka, garnizony, administracja, milicja, oddziały pacyfikacyjne, oddziały okupacyjne, narzucone lokalne władze. Proszę zauważyć, że nigdzie nie ma wzmianki o legionach najemnych. Wszędzie tylko o oddziałach i dżihadzie Fremenów. Także każdy Fremen zabił w ciągu 12 lat trzydzieści tysięcy pięciuset innych ludzi ... Nic nie powiem, uśmiechnę się tylko.

Nowa religia pokojowo potrzebuje pokoleń aby rozprzestrzenić się z jednego ziarnka na tysiące. Drogą zbrojną zaś, wszystkiego tego co wymieniłem powyżej.

Rozważania Paula jak uniknąć dżihadu, który nawet jak on zakaże i tak pójdzie swoją drogą, od pierwszego tomu są bezsensowne. Miał dziesiątki możliwości żeby tego uniknąć. Jakich? Nie szkolić ich, nie użyczać broni atomowej, nie planować. Głupie uniknięcie zburzenia muru zaporowego jego bronią doprowadziłoby do zachowania tarcz statków Imperatora, jego ucieczki i niemożności wydostania się dżihadu poza planetę. Tadam, koniec rozlewu krwi. Ale nie, lepiej snuć filozoficzne rozważania nad nieuniknionym.

Kwestie religijne, moralne, filozoficzne są odrębnym aspektem. Zjedzą mnie "koneserzy", lubujący się we wszystkim co mądrze brzmi ale było to nudne. Nudne! (Jeśli ktoś woli i chce się dowartościować - tak, dobrze już dobrze - nie zrozumiałem książki. Lepiej?) Nie tego oczekuję ani po science fiction, ani po fantasy. W czasach ówczesnych wizje fantastyczne służyły często do ubrania filozofii. Obecnie w tych gatunkach stawia się przede wszystkim na akcję. Choć książka wiekowa, oceniam ją współcześnie.

Jak dla mnie Diuna i Mesjasz Diuny są obecnie mało ciekawym, filozoficznym bełkotem, który chcąc być odkrywczym, sam opakowany jest w irracjonalną powłokę niemożliwych lub wręcz absurdalnych wydarzeń.

Moja ocena: 3/10

Dżihad. Taaaaak. Przy pierwszej części narzekałem na niewielką ilość planet. No to dostałem przechyłem w drugą stronę.
Mamy 61 miliardów zabitych w dżihadzie który prowadzą Fremeni. Ilu ich było w pierwszym tomie? Pięć milionów? Dziesięć? Licząc, że część tylko stanowi armię to mogłaby ona liczyć powiedzmy 2 miliony żołnierzy. W 12 lat raczej nie stworzyli...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Thorgal: Ponad krainą cieni Grzegorz Rosiński, Jean Van Hamme
Ocena 7,9
Thorgal: Ponad... Grzegorz Rosiński,&...

Na półkach: ,

Moja ocena: 10/10

To było piekielnie dobre. Smutna, bardzo smutna historia ale jakże wspaniale zobrazowana! Najlepsza jak dotąd część Thorgala.

PS.
Ja Cię kocham Shaniah ;)

Moja ocena: 10/10

To było piekielnie dobre. Smutna, bardzo smutna historia ale jakże wspaniale zobrazowana! Najlepsza jak dotąd część Thorgala.

PS.
Ja Cię kocham Shaniah ;)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 6/10

Do pewnego momentu była to najlepsza część tego podcyklu. Satyra na wampiry, na coaching i samodoskonalenie, na sztukę dyplomacji, na wiarę. Jak zwykle trafnie, całkiem zabawnie i niekiedy błyskotliwie. Fabuła tym razem nawet spójna i ciekawa. Dodatkowo, epizodycznie, kilka starych postaci (Casanunda, Śmierć) ze zbioru tych najlepszych. Pojawiło się też parę nowych, na czele z Igorem - najjaśniejszym punktem przedstawienia. Do 3/4 książki byłem miło zaskoczony. A potem babcia włączyła deus ex machinę i wszystko zrujnowała. Szkoda.

Moja ocena: 6/10

Do pewnego momentu była to najlepsza część tego podcyklu. Satyra na wampiry, na coaching i samodoskonalenie, na sztukę dyplomacji, na wiarę. Jak zwykle trafnie, całkiem zabawnie i niekiedy błyskotliwie. Fabuła tym razem nawet spójna i ciekawa. Dodatkowo, epizodycznie, kilka starych postaci (Casanunda, Śmierć) ze zbioru tych najlepszych. Pojawiło się też...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 5/10

Lubię rozbudowane światy. Lubię kiedy wokół głównej serii powstają jej uzupełnienia, prequele. Dlatego z serią Diuny wiązałem (wiążę?) spore nadzieje. Na pewno nie było to tak porywające jak zewsząd słyszałem. Czy miał na to wpływ wiek (a co za tym idzie i styl) książki? Niewątpliwie. Jestem czytelnikiem gustującym raczej w dynamice. Rozważania filozoficzno-egzystencjonalne zostawiam na swój prywatny, wewnętrzny użytek i nie potrzebuję do tego podpowiedzi.

Czy wspomniany powyżej czas powstania powieści niesie ze sobą tylko wady? Absolutnie nie. Ma to też jasne strony. Wszystko jest co prawda wyjaśniane ale nie wprost. Wprowadzając do tekstu nową rzecz, autor wpierw pozwala nam samemu się nad danym aspektem zastanowić, a dopiero potem otrzymujemy stopniowo wskazówki, rzecz tą opisujące. Dyskretnie, niemalże przy innej okazji. Zupełnie odmienny styl pisania niż współcześnie, gdzie wszystko od razu musi zostać dokładnie objaśnione.

"Ludzie muszą się dowiedzieć, jak dobrze nimi rządzę. Skąd by wiedzieli, gdybyśmy im o tym nie donosili?" - cytat z dedykacją dla współczesnych mediów, wszelakich.

Świat jest przemyślany dosyć dokładnie. Tolkien to nie jest ale większość rzeczy da się wybronić. O pozostałych kilku zaś będzie mowa w dalszej części. Nie spojleruję sobie lektury, także nie mam pojęcia w którą stronę rozwinie się całość. Na ten moment jednak, jak na cały wszechświat i erę podróży międzygwiezdnych, bogactwo planetarne jest dość ubogie. Mamy trzy planety na których byliśmy, dwie o których była mowa i ... to by było chyba na tyle. Jak na imperatorskie Imperium - trochę mało.

Na sześciuset drobno zadrukowanych stronach znajdziemy sporo postaci. Jedne dokonają żywota niczym Ned Stark, inne pożyją trochę dłużej. Napięcia jednak nie ma w tym żadnego, bo autor osobiście zaspojleruje nam pół książki już w pierwszym rozdziale.
Próżno również szukać tutaj bohaterów wielowymiarowych. Nie znajdziemy nawet lekko wątpliwych moralnie. Mamy jasno określonych tych złych i niedobrych oraz prawych i hmm, miało być sprawiedliwych - zbieżność niezamierzona. Jak to często w takich układach bywa, ciekawi są jedynie ci z zamierzenia źli.

Przejdźmy teraz do elementów denerwujących.
* Dzień dobry Jessiko. Postać stworzona za karę dla niegrzecznych czytelników.
* Wszystko metodą Bene Gesserit. W cyklu demonicznym Bretta (tak, wiem, pół wieku później) wszystko było 'metodą sharusahk'. Tutaj na każdej stronie musimy usłyszeć, że Jessika lub Paul zrobili coś dzięki szkoleniu Bene Gesserit. Czy jak już zostało to powiedziane, to nie jest oczywistym, że podczas walki Paul posługuje się tym czego został nauczony? Po 20 stronach wiedzieliśmy, że Jessunia jest super hiper Bene Gesserit i umie wstrzymać oddech na sto lat pod wodą. Po co powtarzać to na każdej kartce?
* Wyszkolenie bojowe jednostek. Paul początkowo przegrywa (lub remisuje) walkę z nauczycielem. Tenże nauczyciel szkoli oddziały, które nie mają szans w starciu z sardaukarami Imperatora. Ci z kolei dostają baty od lokalsów. Paul natomiast, po 2 tygodniach od wspomnianego sparingu, w wieku 15 lat, pokonuje największego zakapiora na planecie. Jego matka zresztą też. O czym ów pokonany mówi wszem i wobec przez kilka rozdziałów. Pod koniec mamy już komiksowych Galów, gdzie staruszki i dzieci pustynnego ludu gonią elitarne oddziały imperialnych komandosów. Coś tu poszło nie tak.

Diuna okazała się póki co rozczarowaniem. Nie oznacza to, że uważam ją za książkę słabą. Jest poprawna. Oczekiwania miałem jednak znacznie większe.

Moja ocena: 5/10

Lubię rozbudowane światy. Lubię kiedy wokół głównej serii powstają jej uzupełnienia, prequele. Dlatego z serią Diuny wiązałem (wiążę?) spore nadzieje. Na pewno nie było to tak porywające jak zewsząd słyszałem. Czy miał na to wpływ wiek (a co za tym idzie i styl) książki? Niewątpliwie. Jestem czytelnikiem gustującym raczej w dynamice. Rozważania...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 10/10

Tą część miałem i czytałem w dzieciństwie. Wielokrotnie. Jest ona sprawcą sentymentu, który pozostał mi do dziś. Po latach niezmiennie bawi. Jak dla mnie najlepsza część przygód Kajka i Kokosza.

Moja ocena: 10/10

Tą część miałem i czytałem w dzieciństwie. Wielokrotnie. Jest ona sprawcą sentymentu, który pozostał mi do dziś. Po latach niezmiennie bawi. Jak dla mnie najlepsza część przygód Kajka i Kokosza.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 8/10

Seria o czarownicach dotychczas była dla mnie drogą przez mękę. Miewałem nawet chwile słabości kiedy zamierzałem pominąć te tomy, jednak sumienność wygrała. Tym razem, o dziwo, podobało mi się! Naprawdę. Wiele trafnych spostrzeżeń, ciekawy temat, mnóstwo humoru. Bardzo podobały mi się postacie (na czele z właścicielem Kubłem) i nawet czarownice nie przeszkadzały.

"-Sam już nie wiem! Autorzy chcą, żeby im płacić! Dysk się kończy."

Zdecydowanie najlepsza część tego podcyklu.

Moja ocena: 8/10

Seria o czarownicach dotychczas była dla mnie drogą przez mękę. Miewałem nawet chwile słabości kiedy zamierzałem pominąć te tomy, jednak sumienność wygrała. Tym razem, o dziwo, podobało mi się! Naprawdę. Wiele trafnych spostrzeżeń, ciekawy temat, mnóstwo humoru. Bardzo podobały mi się postacie (na czele z właścicielem Kubłem) i nawet czarownice nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 4/10

Ta część cyklu o wiedźmach byłaby nawet całkiem znośna, gdyby na ostatnie 20 stron nie wkroczyła znowu deus ex machina w postaci babci. No czytać się tego nie da.

Plusy:
+ bezczelny kłamca - krasnolud Casanunda

Minusy:
- babcia Weatherwax

Moja ocena: 4/10

Ta część cyklu o wiedźmach byłaby nawet całkiem znośna, gdyby na ostatnie 20 stron nie wkroczyła znowu deus ex machina w postaci babci. No czytać się tego nie da.

Plusy:
+ bezczelny kłamca - krasnolud Casanunda

Minusy:
- babcia Weatherwax

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 8/10

Koniec. Ulga czy poczucie niedosytu? Myślę, że tak po staropolsku - w sam raz. Do połowy tego tomu mieliśmy dalszy ciąg cyklu niewoli i oswobodzeń. Potem scenariusz się zmienił i przeszedł w domykanie rozpoczętych na różnych etapach trylogii wątków.

To co lubię u Sapkowskiego to brak pardonu dla postaci. Nie ma cukierkowych zakończeń. Śmierć musi zebrać swoje żniwo i nie jest przy tym sprawiedliwa. U większości autorów kanalia musi pod koniec zginąć, a dobro zwyciężyć. U Andrzeja, po pierwsze, kanalią jest w jakimś stopniu prawie każdy, a po drugie, na zakończenie serii nie zawsze opłaca się być tym dobrym.

Fabularnie trylogia opiera się dwojako: na wydarzeniach historycznych i na poszukiwaniach przez głównego bohatera swojej ukochanej. O ile pierwsze było równomiernie ciekawe, o tyle drugie stało się z czasem nużące. Natłok nazwisk, w znacznej części czeskich, powodował zlewanie się ich ze sobą. To samo tyczy się miast, zamków i wiosek. Jak dla mnie było tego za wiele i zbyt szczegółowo.

Najbardziej irytujące jednak (i jest to właściwie jedyny mój poważny zarzut wobec całej serii) były przekalkowane kilkadziesiąt razy sceny wpadania i wypadania Reynevana z wszelakiej niewoli. Jakim cudem przetrwało kupiectwo na Śląsku, skoro napotkanie dosłownie kogokolwiek, w jakimkolwiek miejscu gościńca, wiązało się dla naszego protagonisty każdorazowo wpierw z próbą ucieczki, następnie z walką, a na koniec z odsieczą zaprzyjaźnionego oddziału. Zbyt dużo tego było i popadło we wtórność, a nawet śmieszność. Nie wiem jak autor mógł tego nie zauważyć. Jeśli natomiast zauważył i był to taki jego żarcik, to słabo wyszedł, nie zrozumiałem.

Moja ocena: 8/10

Koniec. Ulga czy poczucie niedosytu? Myślę, że tak po staropolsku - w sam raz. Do połowy tego tomu mieliśmy dalszy ciąg cyklu niewoli i oswobodzeń. Potem scenariusz się zmienił i przeszedł w domykanie rozpoczętych na różnych etapach trylogii wątków.

To co lubię u Sapkowskiego to brak pardonu dla postaci. Nie ma cukierkowych zakończeń. Śmierć musi zebrać...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Moja ocena: 3/10

Babcia Weatherwax jest lustrzanym odbiciem Wędrowycza, z wszelkimi tego wadami. Ani to śmieszne, ani ciekawe, ani choć trochę logiczne. Rozumiem, że to Pratchett, rozumiem, że Świat Dysku. Tylko w świecie tym poświęcamy wszystko inne żeby było wesoło. W cyklu czarownic wesoło nie jest. Nawet nie bywa. Jest za to nudno, irytująco i topornie. Znane z poprzednich tomów wiedźmy na każdej stronie starają się być zabawne, a wychodzi im tak samo jakby trzy starsze panie prowadziły kabareton w szkole średniej.
I jeszcze ta babcina deus ex machina.
Nie, po prostu nie.

Od oceny katastrofalnej książkę ratuje postać zapożyczona z innego podcyklu autora - ŚMIERĆ.

Moja ocena: 3/10

Babcia Weatherwax jest lustrzanym odbiciem Wędrowycza, z wszelkimi tego wadami. Ani to śmieszne, ani ciekawe, ani choć trochę logiczne. Rozumiem, że to Pratchett, rozumiem, że Świat Dysku. Tylko w świecie tym poświęcamy wszystko inne żeby było wesoło. W cyklu czarownic wesoło nie jest. Nawet nie bywa. Jest za to nudno, irytująco i topornie. Znane z...

więcej Pokaż mimo to