-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać245
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik14
-
ArtykułyMamy dla was książki. Wygraj egzemplarz „Zaginionego sztetla” Maxa GrossaLubimyCzytać2
Biblioteczka
2024-02-04
2023-10-07
2023-10-01
2023-01-08
2023-01-06
2020-11-24
2020-01-17
Dawno nie czytałam takiego gniota! Niezliczoną ilość razy chciałam ją odłożyć, ale czekałam aż może coś w końcu zaskoczy. Że może ten osławiony Lucek jednak czymś zabłyśnie. Że popłyną te łzy wzruszenia. Nie doczekałam się.
Tak naprawdę cała fabuła sprowadza się do picia herbaty, jedzenia zrobionego śniadania, siedzenia w szpitalu i wracania do domu. Bohaterowie są nijacy, bezbarwni, mdli. Lucek, który według opinii "robił książkę" był dla mnie podstarzałym dziadem, który za wszelką cenę chciał się odmłodzić. Jego teksty były tak żenujące, że zastanawiałam się czy ktoś tak w ogóle mówi. Gaja z Igorem to mieszanka Paulo Coelho i jakiegoś gimnazjalnego slangu, aż oczy bolą.
Nie da się zrobić wartościowej książki wciskając w nią cytatów z "Oskara i Pani Róży" czy Cobena. Do tego literówki i błędy ortograficzne, których naliczyłam co najmniej trzy.
Szczerze odradzam! Mimo sympatii, którą mam do autorki i którą obserwuję na Instagramie i czasem czytam jej recenzje na blogu. Sam blog nie robi z kogoś pisarza i lepiej żeby nic już spod jej pióra nie wyszło.
Dawno nie czytałam takiego gniota! Niezliczoną ilość razy chciałam ją odłożyć, ale czekałam aż może coś w końcu zaskoczy. Że może ten osławiony Lucek jednak czymś zabłyśnie. Że popłyną te łzy wzruszenia. Nie doczekałam się.
Tak naprawdę cała fabuła sprowadza się do picia herbaty, jedzenia zrobionego śniadania, siedzenia w szpitalu i wracania do domu. Bohaterowie są nijacy,...
2019-08-30
Oj, jak mnie ta książka męczyła. Naprawdę liczyłam, że w końcu się rozkręci, w końcu coś zaskoczy, w końcu sprawi, że przeniosę się w te góry i zaliczę kolejne szczyty. Niestety...
Myślę, że podstawową wadą jest to, że jest to dziennik osoby żyjącej, czyli na wstępie mamy wszystko opisane z jednej perspektywy. Subiektywne spojrzenie na temat. Poza tym czegoś w tej książce brakuje. Przeczytałam ponad połowę, a nie potrafię wymienić jednego szczytu, który Urubko zdobył, nie potrafię powiedzieć o nim nic konkretnego i uważam go za osobę nijaką.
Jeśli ktoś jest bardzo zakochany w górach może przez to przebrnie. Ja, lubiąca czytać o himalaistach, nie dałam rady. Szkoda mi było czasu na nudną książkę.
Oj, jak mnie ta książka męczyła. Naprawdę liczyłam, że w końcu się rozkręci, w końcu coś zaskoczy, w końcu sprawi, że przeniosę się w te góry i zaliczę kolejne szczyty. Niestety...
Myślę, że podstawową wadą jest to, że jest to dziennik osoby żyjącej, czyli na wstępie mamy wszystko opisane z jednej perspektywy. Subiektywne spojrzenie na temat. Poza tym czegoś w tej książce...
2019-04-19
Ta książka to idealny przykład na to jak sprzedać gniota dając mu odpowiednio chwytliwy tytuł. Dobry w tej książce jest wstęp Romana Rogowieckiego i zdjęcia. Sama historia Queen zmieściłaby się na góra 40 stronach, licząc zdjęcia. Reszta to podboje miłosne i narkotyczne zjazdy technicznego pracującego z tym legendarnym zespole, który chce się ogrzać w blasku sławy zespołu.
Ta biografia nie ma nic wspólnego z zespołem. Napis na okładce głosi: "To nie historia rodem z brukowej prasy, ale przepustka access all areas do muzycznej przygody życia.". Co za bzdura! Jeśli tarzanie się w hotelowym łózku z przypadkowo poznaną dziewczyną jest przepustką do muzycznej przygody życia, to ja dziękuję bardzo.
Ciekawi mnie skąd tyle pozytywnych opinii o tej książce. Bo moim zdaniem taki twór w ogóle nie powinien powstać. Chyba, że pod innym tytułem, ale wtedy nikt by się na to nie skusił.
Ta książka to idealny przykład na to jak sprzedać gniota dając mu odpowiednio chwytliwy tytuł. Dobry w tej książce jest wstęp Romana Rogowieckiego i zdjęcia. Sama historia Queen zmieściłaby się na góra 40 stronach, licząc zdjęcia. Reszta to podboje miłosne i narkotyczne zjazdy technicznego pracującego z tym legendarnym zespole, który chce się ogrzać w blasku sławy...
więcej mniej Pokaż mimo to2019-02-21
Sięgnęłam po tą książkę bez przekonania. Trochę na zasadzie żeby sprawdzić na czym polega fenomen Nosowskiej i wszechobecne z każdej strony zachwyty jej twórczością. I nadal nie wiem.
Jedyne co mogę dobrego powiedzieć, to że czyta się szybko. Poza tym nie czuję się wzbogacona o jakąkolwiek wiedzę. Nosowskiej jak nie lubiłam, nadal nie lubię. A jej książka niestety potwierdza teorię, że znane nazwisko pomaga wydać książkę i zapewnia wysokie miejsce w rankingu.
Idealnym podsumowaniem tego "dzieła" jest zdanie z książki: "Często sięgam po książkę z polecenia, rzucam spragnione mądrości
spojrzenie i po pierwszej stronie już wiem, że nie da rady. Rozpoznaję
poszczególne słowa, ale sposób łączenia ich w zdania nie mówi do mnie, nie
rozumiem."
Sięgnęłam po tą książkę bez przekonania. Trochę na zasadzie żeby sprawdzić na czym polega fenomen Nosowskiej i wszechobecne z każdej strony zachwyty jej twórczością. I nadal nie wiem.
Jedyne co mogę dobrego powiedzieć, to że czyta się szybko. Poza tym nie czuję się wzbogacona o jakąkolwiek wiedzę. Nosowskiej jak nie lubiłam, nadal nie lubię. A jej książka niestety...
2018-12-31
2017-01-12
Po trzech rozdziałach zdecydowałam, że jednak nie da się czytać. Wywody prowadzące do niczego, a przypominające gadanie nawiedzonej kobiety. Wolę Shirley MacClain jako aktorkę, jej życie mnie zupełnie nie interesuje.
Po trzech rozdziałach zdecydowałam, że jednak nie da się czytać. Wywody prowadzące do niczego, a przypominające gadanie nawiedzonej kobiety. Wolę Shirley MacClain jako aktorkę, jej życie mnie zupełnie nie interesuje.
Pokaż mimo to
Nie wiem co mnie podkusiło żeby sięgnąć po ten zbiór opowiadań. Po pierwsze nie lubię historii świątecznych, które w większości są cukierkowe, lukrowe i mocno odrealnione. Tutaj mamy aż dziesięć takich opowiastek i nie przesadzę pisząc, że jedna jest gorsza od drugiej. Złodziejka z policjantem, prostytutka z mamisynkiem, pielęgniarka z dawną miłością, znudzona prawniczka ze złodziejem...
Zdaję sobie sprawę, że są osoby, które czytają takie gnioty i jeszcze uważają, że to świetna lektura. Jednak dla mnie to było za dużo!
Podobały mi się dwa opowiadania, Katarzyny Bereniki Miszczuk i Roberta Ziębińskiego. Może dlatego, że Miszczuk znam z innych książek i wiem, że potrafi pisać. A ta druga historia spodobała mi się. Nie była cukierkowa, nie była wulgarna, była jakaś. Do tego po przeczytaniu obu opowiadań chętnie zostałabym z bohaterami na dłużej.
Resztę mogę podsumować tylko jednym zdaniem - miałam ciarki żenady czytając to. Zapisuję autorów ku przestrodze żeby nigdy nie sięgnąć po coś lekkiego, a w efekcie zaserwować sobie męki przy każdym kolejnym zdaniu.
Nie wiem co mnie podkusiło żeby sięgnąć po ten zbiór opowiadań. Po pierwsze nie lubię historii świątecznych, które w większości są cukierkowe, lukrowe i mocno odrealnione. Tutaj mamy aż dziesięć takich opowiastek i nie przesadzę pisząc, że jedna jest gorsza od drugiej. Złodziejka z policjantem, prostytutka z mamisynkiem, pielęgniarka z dawną miłością, znudzona prawniczka ze...
więcej Pokaż mimo to