rozwiń zwiń
Iorweth

Profil użytkownika: Iorweth

Nie podano miasta Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 1 rok temu
265
Przeczytanych
książek
670
Książek
w biblioteczce
26
Opinii
488
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Kobieta
Ta użytkowniczka nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach: , , , , , , , , , , ,

Po lekturze pierwszej części Trylogii Magów Prochowych zastanawiałam się, czy kolejna książka podniesie poprzeczkę albo chociaż utrzyma poziom "Obietnicy Krwi", bo często przecież bywa, że świeże wizje i pomysły z debiutanckich powieści wypalają się z każdą kolejną częścią. "Krwawa Kampania" owszem, wypaliła, ale to w zupełnie odmiennym znaczeniu. Bo wypaliła z wielkim hukiem, jak na opowieść o magii i prochu przystało.

Adro znajduje się raczej w kiepskim położeniu. Kez bezlitośnie napiera z południa, uciekając się do wszelkich nieczystych zagrań i posunięć. Największa nadzieja kraju - Siódma i Dziewiąta Brygada z marszałkiem Tamasem na czele zostaje odcięta od reszty wojsk i na terytorium wroga musi walczyć o przetrwanie. Tymczasem w kraju sytuacja wcale nie ma się lepiej. Kwitną wszelkie spiski i zdrady, a do gry o władzę włączają się zupełnie nowi gracze. W tym całym chaosie próbują odnaleźć się nasi bohaterowie, nie tracąc przy tym życia i zmysłów.

"Krwawa Kampania" Briana McClellana to bardzo zgrabna kontynuacja opowieści o polityce, wojnie i czasach, w których najdroższą walutą są zaufanie i wiara.
Co mnie osobiście urzekło w tej sadze to dosyć wyczuwalne nawiązania do pewnych książek, na których być może wzorował się autor, pisząc The Powder Mage Trilogy. Tak jakby McClellan wyjął najlepsze elementy z uniwersum "Z mgły zrodzonego" Brandona Sandersona oraz "Malowanego Człowieka" Petera V. Bretta i złączył je w całość, w wyniku czego powstała rewelacyjna "Obietnica Krwi" i jej dwie kontynuacje. Szczególnie wpływ tego pierwszego autora rzuca się w oczy, choć jest to w pełni uzasadnione, gdyż obaj panowie świetnie się znają i Sanderson nie krył się z faktem, że na warsztatach kreatywnego pisania podsunął koledze pomysł na to i owo. Nie można mieć mu tego za złe, skoro w wyniku tego powstała tak świetna powieść.

W "Krwawej Kampanii", podobnie jak i "Obietnicy Krwi" urzeka właściwie wszystko: począwszy od wykreowanego od podstaw świata, przez wyraziste i pełnokrwiste postacie po nagłe, często szokujące zwroty akcji i dynamiczny przebieg wydarzeń. Próżno szukać książki, która łączyłaby to wszystko tak zgrabnie w jedną całość, a do tego jeszcze była debiutem, który mimo niemałej objętości prawie 700 stron można skończyć w dwa wieczory. Płynny i zgrabny język, choć wcale niebanalny, sprawia, że książka czyta się właściwie sama. Nie ma w niej miejsca na czczą gadaninę i podziwianie krajobrazu, tu się dzieje, dzieje i dzieje, a mimo to nie można "Kampanii" zarzucić płytkości pod względem kreacji świata tudzież małej kunsztowności dialogów. Nie przestanie mnie zadziwiać jak udało się to autorowi.
Całości tylko dopełnia piękna szata graficzna. Te Tamasowe ♥ okładki skutecznie potafiły odciągnąć moje myśli w zupełnie innym kierunku niż fabuła.. wybaczcie singielce :')

Osobny akapit chciałabym poświęcić postaciom oraz pasji, z jaką zostały nakreślone. Jak ktoś robi za drania, to tym draniem już jest, i to dogłębnie. Zdrajcy do ostatniej chwili się nie ujawniają, a bohaterzy żarem swego serca zagrzeją do boju nawet zdziesiątkowane oddziały. Każda z postaci ma w sobie tą głębię, która sprawia, że z zapartym tchem śledzi się ich losy.
Moim niepodważalnym numerem jeden jest Tamas, który osobiście i absolutnie zdobył moją sympatię, co nieczęsto ma miejsce w przypadku głównych bohaterów. Prawdziwy patriota z wielkim P na czole, poświęciłby wszystko dla Adro i przez większą część książki to właśnie robi. Choć sam siebie nazywa starcem, co rozdział zaskakuje młodzieńczym zapałem wymierzenia sprawiedliwości wszystkim naokoło, którzy na to zasłużyli. Chęć pomszczenia rodziny napędza go do działania i prezentuje to całym sobą. Pomimo powierzchownej zgryźliwości i chłodu sam przed sobą przyznaje, że jest człowiekiem wrażliwym i wcale nieobojętnym na los drugiego człowieka, nieważne - sojusznika czy wroga. W najokrutniejszych okolicznościach potrafi wykazać się honorem, oddaniem i człowieczeństwem, co w czasie wojny wcale nie jest łatwe. Dla mnie największa i najjaśniejsza perła tej książki. Z resztą te słowa :"Niech uderzą na nas z całą mocą, bo już wkrótce te ogary pędzące naszym śladem przekonają się, że jesteśmy lwami!" mówią o nim chyba wszystko.
W tej części kroku dotrzymuje mu jego syn, Taniel o dumnym przydomku Dwa Strzały. Mimo że w "Obietnicy.." trochę odstawał za ojcem, w "Kampanii" to on momentami wiedzie prym. Dużo wyrazistszy, bardziej zdecydowany i waleczny. Wie, co się dla niego liczy i nie boi się o to walczyć. Świetne dopełnienie stanowi dla niego Ka-Poel, która intryguje coraz to potężniejszymi umiejętnościami. Z pozoru mało znacząca bohaterka szybko okazała się tą, która być może napisze ostatnie słowa tej historii.
Pozytywnym zaskoczeniem był Uprzywilejowany Borbador,czyli Bo, który na podobieństwo Taniela i Pole w tej części pokazał się ze swojej lepszej strony. Dziarski, odważny i lekko wybuchowy, doskonale wpasowuje się w kanon bohaterów Trylogii. Choć nie miał może największego udziału w tej książce, to z pewnością zdążył zaistnieć.
Pan Inspektor Adamat trzyma poziom. Choć niczym nowym nie zabłysnął, a jego wątek momentami może nurzyć (czy tylko mi podczas lektury nasuwała się ta nie do końca grzeczonościowa myśl "Lol, chłopie, gdybyś nie spłodził tylu bachorów to nie miał byś teraz problemu xd?), to mimo tego nie potrafię nie czuć pewnej sympatii do niego, a połowa jego literackich odpowiedników może poczuć się zawstydzona uporem oraz wytrzymałością fizyczną i psychiczną mimo, jak sam detektyw podkreśla, nienajmłodszego wieku.
Jedynym "ale" dla mnie jest Nila. Choć na końcu wreszcie dostałam odpowiedź, dlaczego ona w ogóle znajduje się w uniwersum prochowych magów, to przez większość lektury dziewczyna poprostu razi swoją obecnością. Może to przez to że połowę jej rozmyślań to kto aktualnie chciałby ją wziąć do łóżka? Biedny Bo!

Świat, w którym bogowie chodzą między ludźmi, technologia miesza się z magią, prochem i kulami, a widmo wojny popycha ludzi do działań, które na codzień nie przeszłyby im przez myśl, po prostu pochłania. Żadna książka od dawna nie zachwyciła mnie tak bardzo jak ta napisana przez McClellana i jej kontynuacja. Już nie mogę się doczekać zakończenia tej historii w postaci trzeciego tomu czekającego na półce, po który na pewno niebawiem sięgnę. Polecam Trylogię Magów Prochowych wszystkim wielbicielom prawdziwej fantastyki z wciągającą historią, bohaterami, których nie idzie nie pokochać już od pierwszych stron, oraz świeżością pomysłu coraz rzadziej spotykaną w tym gatunku. Zasłużone 10/10 jak w mało którym przypadku.

Po lekturze pierwszej części Trylogii Magów Prochowych zastanawiałam się, czy kolejna książka podniesie poprzeczkę albo chociaż utrzyma poziom "Obietnicy Krwi", bo często przecież bywa, że świeże wizje i pomysły z debiutanckich powieści wypalają się z każdą kolejną częścią. "Krwawa Kampania" owszem, wypaliła, ale to w zupełnie odmiennym znaczeniu. Bo wypaliła z wielkim...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Pax. Pal przekleństwa Ingela Korsell, Åsa Larsson
Ocena 7,1
Pax. Pal przek... Ingela Korsell, Åsa...

Na półkach: , , , , , , , , ,

Drżyjcie, Bestsellery New York Timesa i USA Today! Albowiem czas goni, nadchodzi ciemność a wraz z nią era literatury szwedzkiej!

"PAX. Pal przekleństwa" to pierwszy tom nowej serii dla młodzieży o tym samym tytule, autorstwa dwóch świetnych szwedzkich pisarek - pań Larsson i Korsell.
Opowiada o dwóch braciach - Arliku i Viggu, którzy próbują zacząć nowe życie w szwedzkiej wiosce Mariefred u boku nowych opiekunów. Szybko jednak okazuje się, że pewne siły mają już co do nich swoje plany. Bracia będą musieli stawić czoła nie tylko swoim wewnętrznym lękom, ale i groźbie pogrążenia świata w ciemności.

Zaskakujące w tej książce jest jej swoboda - poniekąd jest ona przeznaczona dla dzieci, więc ja, podchodząca już tą górną granicę młodzieży, spodziewałam się dosyć wstrzemięźliwego języka, płaczkowatego zachowania głównych bohaterów i mało wciągającej akcji, mimo zachęcającego opisu. Bardziej mylić się nie mogłam! "Pal przekleństwa" dostarcza rozrywki, jakiej gwarantuje teraz mało która książka.
Bardzo przyjemna forma książki - duża czcionka, krótkie rozdziały i komiksowe obrazki - uprzyjemnia lekturę. Jej długość, ledwo 150 stron, gwarantuje szybkie skończenie przygody z Arlikiem i Viggiem, ale także zachęca do jak najszybszego sięgnięcia po kolejny tom.

Fabuła rozkręca się dosyć szybko, ale równo szybko się kończy. Autorki mogły pokusić się o wydłużenie niektórych wątków, nie odkrywając tak szybko wszystkich kart przed czytelnikiem, choć być może był to zabieg mający na celu zapoznanie czytalnika z prawami rządzącymi światem PAX już w pierwszej części.
Kreacja bohaterów także nie pozostawia wiele do życzenia. Zadziorni, zabawni i pocieszni - tacy, jacy powinni być młodzi chłopcy w książkach. Pakują się w kłopoty, zanim zdążą pomyśleć o konsekwencjach. Jak prawdziwi bracia, trzymają się razem i razem sobie docinają. Tworzą parę, których losy śledzi się z niemałym zainteresowaniem.

Podsumowując, książka "PAX. Pal przekleństwa" jest pozycją jak najbardziej godną przeczytania ze względu na swój ciekawy i oryginalny styl, przystępną formę i nieprzydługą treść. Choć pierwsza część jest dopiero wprowadzeniem w całą historię, to już zapowiada obiecujący ciąg dalszy. Z chęcią sięgnę po kolejne tomy przygód Arlika i Vigga i zachęcam do tego wszystkich, którzy chcą zacząć swoją przygodę z urban fantasy w najlepszym wydaniu.

Drżyjcie, Bestsellery New York Timesa i USA Today! Albowiem czas goni, nadchodzi ciemność a wraz z nią era literatury szwedzkiej!

"PAX. Pal przekleństwa" to pierwszy tom nowej serii dla młodzieży o tym samym tytule, autorstwa dwóch świetnych szwedzkich pisarek - pań Larsson i Korsell.
Opowiada o dwóch braciach - Arliku i Viggu, którzy próbują zacząć nowe życie w szwedzkiej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , , , , , , ,

Są takie książki, po które już sięgając wiemy, że nie będzie to arcydzieło literatury, ani nawet pozycja godna miana bestselleru. W trakcie lektury nie będziemy rozpływać się nad kunsztem pisma ni treści, a po jej skończeniu nie będą nas dręczyć pytania czy filozoficzne rozważania. Jednak po przeczytaniu takiej książki odczuwa się takie ciepło w środku, a podniesiony kącik ust nie opada. Taką książką jest właśnie "Scarlett".

Niewymagająca, przyjemna i prosta - tymi oto trzema słowami najprościej można scharakteryzować pozycję włoskiej pisarki nurtu gotyckiego, Barbary Baraldi. Przymierzałam się do tej książki ładny czas, jednak zawsze znalazła się jakaś ciekawsza pozycja. Na chwilę obecną z braku lepszych lektur postanowiłam w końcu sprawdzić, czy w tej historii coś mnie zaskoczy. Miałam spore wątpliwości, nie powiem. Już tyle się w życiu naczytałam o kosmitach, wampirach, demonach i et cetera, et cetera, że zwyczajnie zaczęłam się zastanawiać, czy to jest w ogóle możliwe. No i proszę, jest.

Opis nie przyciąga jak magnez. Zwyczajna dziewczyna, przeprowadzka, nowa szkoła, nowe problemy, no i ON. Magnetyczny, pociągający i oczywiście tajemniczy. Idealny młodzieniec o oczach jasnych jak lód, ze swoimi sekretami. Choć wszystkie gwiazdy na niebie powinny robić co mogły, by tych dwoje się nie spotkało, to się dzieje (nie, tego wcale nie można było się spodziewać). I wynikają z tego różne rzeczy, w większości (rzecz jasna), negatywne. Ale kto tam by się przejmował takimi głupotami, kiedy lata za tobą największy przystojniak w szkole - tak to się zapowiadało. Na szczęście zostało to poprowadzony w dosyć umiejętny sposób, mający na celu utrzymanie czytelnika przy lekturze. W moim przypadku się to udało.

Krótka, lekka opowieść ze swoimi dziwactwami i perełkami. Nie dzierżę książek rozwleczonych na kilkaset stron z rozdziałami po kilkadziesiąt i do tego jeszcze czcionka a'la mak, kiedy akcję w niej umiejscowiną możnaby spokojnie przedstawić w sposób o połowę odchudzający książkę. Czuję się wtedy jak swego rodzaju skazaniec, zmuszony odbyć przymusowe prace społeczne. Przy ulgowych 336 stronach i rozdziałach po co najwyżej kilkanaście stron, "Scarlett" objawiła mi się jako niezobowiązująca rozrywka na dwa wieczory. Autorka podeszła do sprawy rozsądnie, nie wydmuchując akcji do rozmiarów Disneylandu, zadowoliła się, powiedzmy, wesołym miasteczkiem, co wyszło książce na dobre.
Absolutnie oczarował mnie pomysł na wstawki z różnych piosenek, a już szczególnie z tą, którą Mikael napisał dla dziewczyny. W innych książkach takie romantyczne akcenty raczej mnie rażą, a tu o dziwo! aż mnie coś tknęło w środku, że potem mruczałam sobie pod nosem wersy "Girl from stars" (bo śpiewaniem tego nie można było nazwać..).

Na tempo akcji nie można narzekać. Jak na ilość treści, wszystko dzieje się w dosyć rozsądnych odstępach czasu. Wydarzenia nie pędzą jak roallercoaster, ale też nie wleką się jak martwe. Choć momentami zdarza się przeskakiwać kilka zdań mniej emocjonującego rozdziału, nie można powiedzieć, aby książka wiała nudą. Kiedy zaczyna, to i zaczyna się coś dziać. Język, którym została napisana "Scarlett", jest przystępny. Przyjemne, niedługie opisy przyrody czy miejsc zamiast nudzić, dodają smaczków książce. Dialogi całkiem niegłupie, no i jak już się pojawiają, to nie "na pusto". Co dziwne, nie nazwałabym języka w tej książce młodzieżowym. Raczej uniwersalnym. Momentami zdarzą się typowe dla tego rodzaju książek monologi samokrytyki bohaterki czy jej poeamty na temat piękna Mikaela, ale w dosyć znośnych proporcjach.

Kilka słów o kreacji bohaterów. Sporym zaskoczeniem (oczywiście pozytywnym!) był fakt, jak umiejętnie Baraldi naszkicowała swoje postacie. Z tego zadania wywiązała się zaskakująco dobrze, co sprawia, że z przyjemnością czyta się jej książkę.
Moim ulubieńcem jest oczywiście Mikael ♥, więc zacznę od niego. Jego postać zdobyła moją sympatię już od pierwszego momentu, choćby dla tego, że różni się od wszystkich "współczesnych" męskich bohaterów poczytnych powieści młodzieżowych. Nie przejawia samczości alfa, której znieść już po prostu nie mogę..."Jestem super, wiem, że mnie chcesz, powiedz to!"..(tak, TAK - na was patrzę, Daemon i dziesięciu innych!). Także za to Bóg zapłać, pani Baraldi.
Kontynuując, jest odpowiednio zabawny: "Przypominam ci szkielet z magazynku? Efekt jest ten sam" (hahahahahaa..nie, nie skąd..gdzie by tam), owiany aurą tajemniczości, ale bez przesady. Skromny i poważny, kiedy trzeba. Nie narzuca czytelnikowi swojej niesamowitości/przystojności/zajebistości, i przez to naprawdę daje się lubić.
Autorka mogłaby się pokusić o odrobinę głębsze zarysowanie jego profilu psychologicznego, tak jak to zrobiła ze Scarlett, chociaż biorąc pod uwagę wszystkie wyżej wymienione zalety pana Lancieri, nie ma się czego czepiać. Byłby wtedy za idealny :D

Przechodząc do głównej bohaterki - wyczyn, wyczyn i famfary! Jest to pierwsza od cholery czasu nastolatka, która nie irytowała mnie tak, żebym nie miała co 10 sekund chęci odłożyć książki. Zachowuje się jak 16 latka, a nie dorosła, która chce ratować świat i w ogóle być w centrum uwagi. Urzekło mnie w niej jej człowieczeństwo. Przeżywa przeprowadzkę, zatargi z koleżankami, spóźnienie do szkoły czy kłótnie rodziców. Nie udaje, że stała się inną, niezwykłą osobą po poznaniu Mikaela. Oczywiście, myśli o nim częściej, niż powinna, ale ciężko byłoby tego nie oczekiwać.. Scarlett, dziewczyna o uroczym imieniu, ma swoje dziwactwa, które nie tworzą z niej może pełnokrwistej czy złożonej bohaterki, ale przynajmniej nie jest płaska. Miłość do książek i muzyki czy talent malarski nie są może cechami unikalnymi, ale to one nadają jej wyrazistość, którym mało która bohaterka może się pochwalić (takie moje skromne zdanie). Nie jest idealna, czasem palnie głupotę jakich mało, ale jest tego świadoma. I za to ją lubię.

W krótkim podsumowaniu jak na książkę w swojej tematyce, "Scarlett" jest dosyć oryginalną pozycją, którą da się szybko przeczytać i jeszcze się przy tym dobrze bawić. Niewymagająca i krótka, z włoskimi akcentami i ciekawymi postaciami "Scarlett" dostaje ode mnie wysoką jak na powieść YA notę. Polecam każdemu, kto szuka powieści młodzieżowej w świeżej odsłonie.

Są takie książki, po które już sięgając wiemy, że nie będzie to arcydzieło literatury, ani nawet pozycja godna miana bestselleru. W trakcie lektury nie będziemy rozpływać się nad kunsztem pisma ni treści, a po jej skończeniu nie będą nas dręczyć pytania czy filozoficzne rozważania. Jednak po przeczytaniu takiej książki odczuwa się takie ciepło w środku, a podniesiony kącik...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Iorweth

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [27]

Rick Riordan
Ocena książek:
8,0 / 10
68 książek
17 cykli
3752 fanów
Brian McClellan
Ocena książek:
7,4 / 10
23 książki
6 cykli
Pisze książki z:
154 fanów
Maggie Stiefvater
Ocena książek:
7,3 / 10
28 książek
7 cykli
777 fanów

Ulubione

Jonathan Carroll - Zobacz więcej
Andrzej Sapkowski Krew elfów Zobacz więcej
J.R.R. Tolkien Hobbit, czyli tam i z powrotem Zobacz więcej
George R.R. Martin Starcie królów Zobacz więcej
George R.R. Martin Gra o tron Zobacz więcej
J.R.R. Tolkien Władca Pierścieni Zobacz więcej
George R.R. Martin Gra o tron Zobacz więcej
George R.R. Martin Gra o tron Zobacz więcej
George R.R. Martin Starcie królów Zobacz więcej
Brian McClellan Krwawa kampania Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
265
książek
Średnio w roku
przeczytane
24
książki
Opinie były
pomocne
488
razy
W sumie
wystawione
263
oceny ze średnią 7,5

Spędzone
na czytaniu
1 673
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
28
minut
W sumie
dodane
1
W sumie
dodane
22
książek [+ Dodaj]