Fantom

Profil użytkownika: Fantom

Wrocław Mężczyzna
Status Czytelnik
Aktywność 2 tygodnie temu
343
Przeczytanych
książek
345
Książek
w biblioteczce
20
Opinii
53
Polubień
opinii
Wrocław Mężczyzna
Dodane| 5 książek
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

Nie spodziewałem się, że pod tą niepozorną oprawą znajdę tak wciągającą historię. Ba, że w biblioteczce posiadamy takie perełki. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z twórczością Melchiora Wańkowicza, więc nazwisko autora było dla mnie niewiadomą. Sam tytuł książki, „Ziele na kraterze”, nie działał jakoś zachęcająco. A że książka stała na brzegu półki, a ja potrzebowałem „krótkiej” książki do przeczytania (340 stron to nie dużo, tylko czcionka jakaś taka mała się okazała) przed ukazaniem się nowego, czerwcowego wydania CD-Action, to po nią sięgnąłem.

„Ziele na kraterze” jest książką o dzieciach i dla dzieci, dzieci Wańkowicza – Krystyny i Tili  (Marty). Towarzyszymy im od momentu narodzin aż po czas powstania warszawskiego. Książkę możemy podzielić na dwie części – okres międzywojenny oraz II wojnę światową. Różnice między obiema częściami odczuwalne są bardzo mocno. „Pierwsza” część obfituje w humor i radość życia, zaś „druga” bardzo dobrze oddaje klimat wojny, w czym duża zasługa wkradającego się reportażowego stylu – ludzi poznajemy z imienia i nazwiska, znamy ich ostateczne, często tragiczne losy. Szczególnie, że są to ludzie bliscy lub związani w jakiś sposób z rodziną Wańkowiczów. Nie są to więc jakieś przypadkowe osoby, anonimy, które giną na wojnie, których śmierć nie pozostawia w nas choćby maleńkiego śladu.

Lecz wróćmy do początków. O wojnie zdążymy jeszcze sobie pomówić.

King (rodzinne przezwisko Wańkowicza) poświęcił tę książkę swoim córkom. Książkę przepełnioną miłością oraz tęsknotą. Lekko napisaną, pełną humoru i anegdot.

Starsza, Krystyna, urodziła się w 1919, zaś młodsza, Tili, w 1921. Pokolenie Kolumbów. Jesteśmy świadkami ich kiełkowania i wypuszczania pierwszych listków, aż do momentu kwitnienia i wydania owoców. A cóż to była za uprawa przeprowadzona na warszawskim Żoliborzu oraz polskiej wsi! Eksperymentalna wręcz. Dzieci chowane w „kozaczym duchu”, którym dano świat i zachęcano do jego poznawania. Beztroskie wychowanie z zasadami, tj. z obecnością rodziców. King nie szczędził swoim dzieciom wrażeń – od domowych zabaw w podróżowanie pociągiem do Szczypina, Całuska, Kłujewa (zgadnijcie co się takiego działo po „wyjściu” na stację ;) ), po czytanie książek na dobranoc (Sienkiewicz), aż po kajaki czy samochodowe wojaże po Polsce. Prowokował je, zgrywał się, zawsze znajdował jakiś sposób na wszystko, zaś mama, Królik, była ostoją, osłoną i „powstrzymywaczem” Kinga, gdy ten, w oczach dzieci, przesadzał lub, gdy dzieciaki się skapnęły, że są przez niego wkręcane.

Bardzo ujął mnie jeden fragment:

-Tili, dać ci jabłko?
- Nie, dziękuję, mamusiu, natomiast zjadłabym głuszkę.
Czas warunkowy i zaprzeszły również był uważany za fine fleur dorosłego mówienia i niegodny Tata pouczał swoje małpki mówić w plusquamperfectum.
- Nie, odwłotnie, wzięłabym była głuszkę.
Plusquamperfectum, zwłaszcza obowiązywało jako objaw szacunku; przy zwracaniu się do Taty żadna prośba nie miała powodzenia, o ile nie była wyrażona w czasie zaprzeszłym:
- Tatusiu, chciałabym była pójść na kajak.
I to wszystko słowa 6-latki!

Książka roi się od zabawnych zachowań dzieci, pokazuje ich świat i sprawia, że samemu chciałoby się mieć takie dzieciństwo. Chciałoby się przeżyć to samo co one, chciałoby się mieć tak kolorowe wspomnienia. One już pisały felietony z wypraw z ojcem do gazet w wieku 7 lat! Chciałoby się być tak dobrze przygotowanym do wejścia w dorosłość.

I wszystko przerwała wojna.

Jeszcze przed jej wybuchem, po zdanej maturze, dziewczęta wybrały się, wraz z Mamą, na wycieczkę rowerową po Europie Zachodniej (głównie Francja). Co ciekawe, Królik nie brała udziału w rowerowych wojażach – czekała na córki w „punktach przelotowych”; w większych miastach znajdujących się na trasie wycieczki. Kto by tak nie chciał w wieku 16-18 lat pokonywać kilometrów na rowerze, spać w schroniskach, poznawać ludzi z całej Europy i widzieć się z rodzicem/opiekunem raz na kilka dni? Tak się poznaje świat!

Ale przychodzi wrzesień 1939 roku. Rodzina zostaje rozdzielona – Wańkowicz, jako ważna osobistość wyjeżdża z Polski, Tili zostaje przerzucona do Stanów, w Warszawie pozostają Królik z Krysią. W pierwszych latach wojny rodzina jeszcze utrzymuje listowny kontakt. Wańkowicz zamieszcza w książce sporo korespondencji swoich córek, z których dowiadujemy się bezpośrednio od nich jak wygląda ich życie. Tili stara się pomagać swej ojczyźnie poprzez wysyłanie paczek do obozów i akcje propagandowo-edukacyjne. Królik z Krystyną starają się żyć normalnie, co ostatecznie kończy się pracą w podziemiu. Domeczek (który stanowi ważną składową tej książki, bo „żyje” wraz z dziewczynkami) staje się miejscem, gdzie odbywają się szkolenia, tajne komplety, jest punktem przerzutowym i noclegowym dla poszukiwanych przez Gestapo. Pełen angaż.

W końcu nadchodzi powstanie, w którym czynny udział bierze Krysia, pseudonim Anna, łączniczka „Parasola”.

Czytając dzieje wojenne słyszymy o wszystkich ludziach, którzy zaistnieli w życiu rodziny Wańkowiczów w czasie międzywojnia. Dowiadujemy się kto gdzie i kiedy zginął. Dostajemy ponury obraz ówczesnej rzeczywistości. Ma się wrażenie, że wszyscy (młodzi) umierają. Ostatni mazur tańczony na imieninach Krysi w przededniu godziny W oraz rozdział poświęcony szesnastce, ośmiu parom, które brały udział w tym tańcu, jest bardzo wymowny.

Ciężko uwierzyć, że książka, która czyniła uśmiech na mej twarzy zabawnymi anegdotkami, może zmienić się o 180 stopni, dostarczając smutków, zmuszając do zadumy i refleksji, krótko mówiąc kuwaka.

Warto sięgnąć po „Ziele na kraterze” –  poznać historię dziewcząt Wańkowiczów, zobaczyć jaki inny świat można zaoferować dzieciom, gdy się zaangażuje w ich rozwój oraz jakie są tego konsekwencje. Zobaczyć inny rodzaj rodzicielstwa, tak różny od współczesnego modelu. Odczuć grozę i dramat wojny, nadzieję jaką niosło powstanie oraz beznadzieję sytuacji, w której znalazł się kwiat warszawskiej (polskiej) młodzieży. Warto przeczytać nawet dla samych anegdot, dla języka operowanego z dużym kunsztem przez Kinga, dla neologizmów które tworzy on lub jego małe dzieci. Można się zachwycić tym „wewnętrznym” słownikiem rodziny.

Do bibliotek, do księgarń, antykwariatów czy innych allegro!

https://znajnizszejwiezy.wordpress.com/2017/06/15/melchior-wankowicz-ziele-na-kraterze/

Nie spodziewałem się, że pod tą niepozorną oprawą znajdę tak wciągającą historię. Ba, że w biblioteczce posiadamy takie perełki. Nigdy wcześniej nie miałem do czynienia z twórczością Melchiora Wańkowicza, więc nazwisko autora było dla mnie niewiadomą. Sam tytuł książki, „Ziele na kraterze”, nie działał jakoś zachęcająco. A że książka stała na brzegu półki, a ja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść z typu „zaczynam czytać i o co w tym wszystkim chodzi?”. Na szczęście na okładce było napisane, że chodzi tu o czekanie na swą miłość. I to przez kawał czasu.

Jednak nim poznamy dwójkę głównych bohaterów, wokół których miłosnych i życiowych perypetii się obracamy, ma miejsce sprawa samobójczej śmierci fotografa, którego ciało ma obadać doktor Juvenal Urbino – jedna z najważniejszych i najprominentniejszych postaci w mieście (nie ma to jak napisać jedno, długie zdanie, które spokojnie można by podzielić na kilka mniejszych, ale taki jest styl Márqueza, a w końcu o jego książce piszę). Ot, takie powolne wprowadzenie do akcji, z dużą ilością wspomnień doktora o belgijskim fotografie. Swoją drogą, Belg popełnił samobójstwo, bo skończył 60 lat. Nie ma to jednak znaczenia dla rozwoju powieści. Ot, jeszcze żywy doktor Juvenal Urbino wykonuje swoje obowiązki jak co dzień, przy okazji łamiąc swój schemat dnia wyprawą do kobiety fotografa w celu przekazania jej listu samobójcy. Dowiadujemy się trochę o jego pożyciu małżeńskim z Ferminą Dazą. Następnie zaś jest impreza z pogodowymi niespodziankami u młodego lekarza Lacidesa Olivelli (następcy Juvenala Urbino) (kolejna maniera pisarza – podaje pełne nazwiska pojawiających się postaci, na szczęście akcja ma miejsce przede wszystkim na Karaibach, więc typowych, kilkuczłonowych, hiszpańskich nazwisk nie uświadczymy). Tego samego dnia ma miejsce pogrzeb Juvenala Urbino, który chcąc złapać papugę, która zwiała wcześniej z klatki, wspiął się na drabinę, i gdy już miał ptaka w garści, na patio wyszła służąca, której to ostrzegający go przed własną śmiercią głos, wystraszył doktora, na skutek czego spadł z drabiny i „na złość” służącej właśnie umierał z przerażeniem w oczach, bo jak że to mógł dogorywać w błocie (coraz lepiej idzie mi pisanie zdań a’la Márquez).

Fermina Daza staje się wdową. I nie ucichły jeszcze kościelne dzwony, kwiaty w wieńcach pogrzebowych nie zdążyły jeszcze stracić zapachu, jeszcze ranny kur nie zapiał obwieszczając pierwszy dzień na nowej, wdowiej drodze życia Ferminy Dazy, ba, jeszcze noc nie minęła, wieczór się nie skończył, kiedy przed Ferminą Dazą stanął siedemdziesięciosześcioletni Florentino Ariza, ponawiający swoje oświadczyny po ponad pięćdziesięciu latach czekania. Pieprzyć konwenanse i stan psychiczny świeżej wdowy. Nie po to Florentino Ariza czekał tyle lat, by dać jej jeszcze trochę czasu na ochłonięcie się z nowym stanem cywilnym. A cóż na to biedna Fermina Daza? Zrobiła to co do niej należało – kazała mu się wynosić.

I zaczyna się historia, dosłownie. Marquez jest ponoć znany (przeczytałem jedną jego książkę i dwa króciutkie opowiadanka) z przeplatania ówczesnej teraźniejszości bohaterów z wtrąceniami odnośnie ich przeszłości. A w tej książce jest tego sporo. Latamy po osi historii to Ferminy Dazy i osób z nią związanych, a to po zawijasach historii Florentino Arizy. Raz tu, raz tam, ale co trzeba przyznać, nie gubiłem się w tych meandrach retrospekcji. Cała historia jest składna, nie ma jakichś nieścisłości.

Po nieudanych oświadczynach, cofamy się o pięćdziesiąt lat, do samego początku młodzieńczej miłości Ferminy Dazy i Florentino Arizy, i stopniowo dowiadujemy się, co działo się przez te pięćdziesiąt lat u Ferminy Dazy i Florentino Arizy. A jak możemy się domyślić po wstępie powieści, coś poszło w tym związku nie tak, skoro Fermina Daza wyszła za Juvenala Urbino. Nie ma sensu zdradzać całej historii. Wystarczy, że streściłem już pierwsze sześćdziesiąt stron (na trzysta osiemdziesiąt-trzy strony mego wydania).

Ciekawy był stosunek Florentino Arizy do miłości. Stwierdził, że by zdobyć na nowo serce swej ukochanej (ta go odtrąciła po zobaczeniu go po raz pierwszy, od jej przymusowego wyjazdu z miasta) musi zdobyć pozycję i pieniądze. Przez te wszystkie lata ciężko pracował, zaczynając od ciężkich prac fizycznych w przedsiębiorstwie rzecznym swego wuja, na pozycji prezesa rodzinnego biznesu kończąc. Mimo tego, że Fermina Daza wyszła za mąż, on nie przestał myśleć o tym, że nadejdzie dzień kiedy się z nią połączy. Doprowadziło to do sytuacji, że przez całe praktycznie życie nie widziano go oficjalnie z żadną kobietą, z którą byłby w związku. Krążyły nawet słuchy, że jest homoseksualistą lub innym dewiantem. A tu psikus. Florentino Ariza, choć kochał Ferminę Dazę całym swym sercem, nie miał nic przeciwko stosunkom z innymi kobietami. A tych nałożnic było sporo w jego życiu. Ba, sam ich szukał (nawet raz trafił na wariatkę, która uciekła ze szpitala), w czym był dobry. W ten sposób znalazł diament, kobietę swego życia – Leonę Cassiani. Choć oboje się nie kochali (w platonicznym tego słowa znaczeniu) dużo sobie zawdzięczali – on jej załatwił pracę, a ona pomogła mu wejść na sam szczyt w hierarchii firmy. Dla Florentino Arizy stosunek z kobietą był czymś normalnym, ba! czymś co jest potrzebne by mógł utrzymać swój wigor w odpowiednim stanie (nie można zawieść Ferminy Dazy, gdy nadejdzie TEN moment). Ale tak to chyba jest, gdy się większość czasu w młodości spędza w hotelu przemienionym w burdel (nie, nie zbereźnicy, wcale on tam nie uprawiał seksu, w hoteloburdelu dobrze mu się czytało książki i pisało listy do Ferminy Dazy) – miłość fizyczna powszednieje i staje się, jak jedzenie czy oddychanie, nieodłącznym elementem życia. Wiek zaś panny, mężatki czy wdowy nie ma znaczenia dla Florentino Arizy, zaś o jego guście też można podyskutować. Ale jak on to robił, że nikt o tych jego przygodach dłuższych i krótszych nie wiedział? Florentino Ariza robił wszystko by nie zostawiać żadnych śladów, które mogłyby go połączyć z jakąkolwiek kobietą. Nikt nawet, poza Ferminą Dazą i kilkoma osobami z jej otoczenia, nie wiedział o afekcie Florentino Arizy do niej.

Nasz jurny kochanek napisał nawet książkę o miłości, zaś z jego późniejszych listów do Ferminy Dazy wyłania się kolejna książka, wręcz poradnik miłosny (nawet pisał z myślą o tym, robiąc kopie listów i numerując je).

Ale Florentino Ariza i tak tylko kochał swoją boginię w koronie – Ferminę Dazę.

Na ostatek jeszcze trochę o tytule. Przed przeczytaniem książki myślałem, że historia będzie typu „oni się kochają, ale wybucha zaraza, zostają rozdzieleni i dopiero po długim czasie udaje się im znów spiknąć”. A tu masz ci los! Marquez wymyślił coś „lepszego”. Przez praktycznie całą powieść dalej się zastanawiałem o co chodzi z tą zarazą. Niby było w tle, że gdzieś tam jest zaraza lub statek płynie pod żółtą banderą (cholera na statku), było, że ojciec Juvenala Urbino, jak i on sam, walczył z cholerą, ale to nie miało praktycznie żadnego wpływu na historię miłości Ferminy Dazy i Florentino Arizy. Dopiero na sam koniec wszystko się dla mnie wyjaśniło. Ale nie zdradzę wam tego. 😉 (Chyba że ktoś mnie ładnie poprosi.) Muszę też przyznać, że polskie tłumaczenie tytułu lepiej brzmi niż oryginał. Dosłownie tłumacząc z hiszpańskiego mielibyśmy „miłość w czasach cholery” (tak też jest tłumaczone choćby na angielski).

Gabriel García Márquez – jedni go kochają, inni nienawidzą, jednych wciąga, drugich zaś nudzi i odpycha. Nic dziwnego, że dostał nobla za całokształt twórczości. A co z „Miłością w czasach zarazy”? Myślę, że warto ją przeczytać, choćby po to by zobaczyć, że miłość ma wiele imion, zaś człowiek, który na pierwszy rzut oka wydaje się ciamajdowatym romantykiem/sentymentalistą jest mężczyzną, który potrafi zdobyć stanowisko oraz kobiety.

https://znajnizszejwiezy.wordpress.com/2017/01/14/gabriel-garcia-marquez-milosc-w-czasach-zarazy-el-amor-en-los-tiempos-del-colera/

Powieść z typu „zaczynam czytać i o co w tym wszystkim chodzi?”. Na szczęście na okładce było napisane, że chodzi tu o czekanie na swą miłość. I to przez kawał czasu.

Jednak nim poznamy dwójkę głównych bohaterów, wokół których miłosnych i życiowych perypetii się obracamy, ma miejsce sprawa samobójczej śmierci fotografa, którego ciało ma obadać doktor Juvenal Urbino – jedna...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Z Wacławem Berentem miałem już styczność przy okazji książki „Tako rzecze Zaratustra” – on był autorem przekładu. Teraz przyszła kolej na jego pełnoprawne dzieło.

Akcja „Próchna” dzieje się w okresie Młodej Polski, czasu dekadentyzmu, czasu kiedy jednym z głównych haseł ówczesnego pokolenia artystów było „sztuka dla sztuki”. I tymże artystom jest poświęcona ta powieść.

Grono bohaterów jest standardowe – mamy aktorów (ojca i syna), dziennikarza, malarza, dramaturga, poetę, muzyka, a nawet doktora. Do nich też należy głos w tej powieści. Od nich dowiadujemy się jak wygląda życie bohemy artystycznej, z jakimi problemami się mierzą, jakie idee są u nich na topie.

Sensem ich życia jest życie twórcze, życie dla sztuki, inne rzeczy ich nie interesują (no może poza spotkaniami-libacjami w kawiarniach). Dowodem na to jest choćby ucieczka aktora-syna Borowskiego z dramatopisarzem Turkułem. Młody Borowski tak tęsknił za sceną, że wolał porzucić swoją żonę Zochę i udać się z dramaturgiem w świat, gdyż ten obiecał mu napisanie idealnej i specjalnie dla niego sztuki. Przykładów można znaleźć jeszcze kilka.

Wyjątkiem jest osoba Hertensteina – on zobaczył te tytułowe próchno jakim się stała bohema artystyczna. Jego długa rozmowa z Müllerem jest demaskacją tego upadłego środowiska oraz przedstawieniem nowej drogi dla Europejczyka – buddyzmu i idącą za nim nirwaną.

Na podstawie książki, ciężko jest jednoznacznie stwierdzić czy Berent w „Próchnie” potępia ówczesne mu środowisko artystów-dekadentów. Ja te postaci polubiłem, był w nich tragizm znany chyba każdemu artyście, coś co sprawia, że szuka się tego czegoś by móc tworzyć. Nie oznacza to, że trzeba aprobować drogi jakie część z nich wybrała. Choć kto wie czy jedną z prawd jakimi kieruje się świat nie jest myśl Turguła, iż sztuka czerpie z ludzkiego życia garściami tak wielkimi, że potrafi doprowadzić ich tym do grobu – ona po prostu wymaga ofiar. Brutalne? A czy świat nie jest brutalny?

Polecam sięgnąć po tę książkę. Nie będzie to czas zmarnowany.

https://znajnizszejwiezy.wordpress.com/2017/01/15/waclaw-berent-prochno/

Z Wacławem Berentem miałem już styczność przy okazji książki „Tako rzecze Zaratustra” – on był autorem przekładu. Teraz przyszła kolej na jego pełnoprawne dzieło.

Akcja „Próchna” dzieje się w okresie Młodej Polski, czasu dekadentyzmu, czasu kiedy jednym z głównych haseł ówczesnego pokolenia artystów było „sztuka dla sztuki”. I tymże artystom jest poświęcona ta...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Fantom

z ostatnich 3 m-cy
Fantom
2024-04-19 20:08:00
Fantom ocenił książkę Warszawianka. Lelewel. Noc listopadowa na
7 / 10
2024-04-19 20:08:00
Fantom ocenił książkę Warszawianka. Lelewel. Noc listopadowa na
7 / 10
Fantom
2024-03-14 20:26:14
Fantom ocenił książkę Czarodziejska góra. Tom 2 na
7 / 10
2024-03-14 20:26:14
Fantom ocenił książkę Czarodziejska góra. Tom 2 na
7 / 10
Czarodziejska góra. Tom 2 Thomas Mann
Średnia ocena:
6.5 / 10
2 ocen
Fantom
2024-02-18 18:16:49
Fantom ocenił książkę Czarodziejska góra. Tom 1 na
7 / 10
2024-02-18 18:16:49
Fantom ocenił książkę Czarodziejska góra. Tom 1 na
7 / 10
Czarodziejska góra. Tom 1 Thomas Mann
Średnia ocena:
7 / 10
3 ocen

statystyki

W sumie
przeczytano
343
książki
Średnio w roku
przeczytane
31
książek
Opinie były
pomocne
53
razy
W sumie
wystawione
310
ocen ze średnią 6,9

Spędzone
na czytaniu
1 772
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
29
minut
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
5
książek [+ Dodaj]