rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Na początku warto zaznaczyć, że książce tej zdecydowanie bliżej do "obyczajówki" z wątkiem tajemnicy niż do thrillera, kryminału o sensacji nawet nie wspominając. Dla osób oczekujących wartkiej akcji, pościgów w bieszczadzkiej głuszy czy innych tego typu fajerwerków - nie znajdziecie tego w tej książce. Ale...to nie oznacza, że nie warto jej przeczytać. Może bohaterowie i niektóre obrazki Bieszczad są ukazane w mocno stereotypowy sposób. Może tempo historii jest niespieszne. Może ktoś inny znajdzie kolejne "wady" tej książki. Jednak ja połknęłam ja w jeden dzień. Zauroczyli mnie Koledzy z Ustrzykowskiej ławeczki :) i ich historie, które trzeba czytać między wierszami i bardziej sercem niż rozumem. Dla mnie akcja tej książki płynęła powoli od histori do historii..od spotkania do spotkania..I od spaceru do spaceru..powoli, tak jak płynie czas w Bieszczadach po sezonie, gdy tłum "brzęczących pszczół" odleci w inne rejony. I nie, nie chciałabym żeby ta historia miała większe tempo bo od ukochanych Bieszczad oczekuję właśnie tego co otrzymałam podczas tej lektury - spokoju, prawdy i odrobiny zadziorności.

Na początku warto zaznaczyć, że książce tej zdecydowanie bliżej do "obyczajówki" z wątkiem tajemnicy niż do thrillera, kryminału o sensacji nawet nie wspominając. Dla osób oczekujących wartkiej akcji, pościgów w bieszczadzkiej głuszy czy innych tego typu fajerwerków - nie znajdziecie tego w tej książce. Ale...to nie oznacza, że nie warto jej przeczytać. Może bohaterowie i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przerażająca i fascynująca jednocześnie! Doskonale pokazuje jak malutcy i słabi są ludzie w konfrontacji z tak mikroskopijnym "czymś" jak wirus... Czytałam z zapartym tchem - wszystkim polecam!

Przerażająca i fascynująca jednocześnie! Doskonale pokazuje jak malutcy i słabi są ludzie w konfrontacji z tak mikroskopijnym "czymś" jak wirus... Czytałam z zapartym tchem - wszystkim polecam!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie wiem, może się czepiam... pewnie tak jest, ale... wierzcie lub nie - autorowi książki udało się zirytować mnie już na samym początku. Czym? Rzeczą, którą wielu uzna za błahą i niewartą rozpamiętywania, a mianowicie - brakiem jasno i wyraźnie określonego czasu rozgrywania się akcji. Pewnie, można się domyśleć, że zagłębiamy się w przeszłość (główny trop - pesety hiszpańskie jako środek płatniczy),ale - do jasnej anielki - czy naprawdę trzeba czekać aż do 138 strony (czyli do mniej więcej połowy książki), by wspomnieć mimochodem, że akcja rozgrywa się w roku 1991? Moment wydania książki od wydarzeń w niej zawartych, dzieli jakieś 20 lat z haczykiem... czyli umówmy się - warto byłoby o tym wspomnieć już na początku. Tak mi się przynajmniej wydaje.

Ale żeby nie było, że się tylko czepiam i czepiam tej daty..

Co tak w ogóle sądzę o tej książce? Na swoje własne potrzeby nazywam takie wydawnictwa "czytadełkami" - przeczytałam, momentami się pośmiałam, czasem coś mnie zirytowało [wcześniejszy wywód daje już Wam odpowiedź na pytanie 'co?';) ] a po przekręceniu ostatniej strony stwierdziłam, że ani mnie ta książka nie grzeje ani nie ziębi, ot miła wakacyjna lekturka do poczytania na kocyku w ogródku, lub w samolocie wiozącym nas stronę wymarzonego wakacyjnego raju.
I może tutaj właśnie popełniłam błąd, który rzutuje na mój odbiór tej książki. Może problemem nie jest prostota tej książki i "utajniony" przez autora czas akcji, lecz właśnie czas w którym ja podjęłam się przeczytania tej książki. Listopadowy, pochmurny, szary, wietrzny dzień chyba nie nastraja do czytania tej opowieści. Tak wiec - moja rada - jeśli macie na celowniku tą pozycję, poczekajcie do lata, bo w listopadzie być może jedynie ona was...zirytuje ;)

Nie wiem, może się czepiam... pewnie tak jest, ale... wierzcie lub nie - autorowi książki udało się zirytować mnie już na samym początku. Czym? Rzeczą, którą wielu uzna za błahą i niewartą rozpamiętywania, a mianowicie - brakiem jasno i wyraźnie określonego czasu rozgrywania się akcji. Pewnie, można się domyśleć, że zagłębiamy się w przeszłość (główny trop - pesety...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Hmmm...Nie ukrywam, że sięgnęłam po tą książkę z ogromną chęcią i ciekawością. Co mogę napisać po przeczytaniu? Chyba najbardziej trafnym stwierdzeniem będzie to, że mam co do niej bardzo mieszane odczucia. Z jednej strony niejako poznajemy Marcina Mellera z zupełnie innej perspektywy, bo nie wszyscy zapewne wiedzą, że ten sympatyczny gospodarz znanego porannego programu TV,dotknął w przeszłości problemu "dzieci wojny" w ugandyjskim ośrodku World Vision, że błądził po polach minowych, w nadziei iż umknie sokolemu oku snajpera... Generalnie jak dla mnie, im głębiej wstecz życia autora sięgają teksty, tym bardziej są ciekawe. Z ogromną przyjemnością chłonęłam strony, na których autor zdawała się mówić do mnie "hej, zobacz - to ja Meller jakiego nie znasz!" A skąd borą się moje mieszane odczucia? W pewnym momencie w książce zaczęły pojawiać się przedruki współczesnych felietonów, w których autor dotyka tematu naszej polskiej polityki. Ze wstydem muszę przyznać,że część z tych tekstów po prostu z premedytacją... pominęłam. I nie chodzi tutaj wcale o styl pisania autora (który jest naprawdę przyjemny), ale własnie o poruszane tematy. Najzwyczajniej w świecie jestem już tą naszą polityką zmęczona, a tutaj jeszcze mi autor wrzuca tych wszystkich Tusków, Kaczyńskich, Palikotów... Ale cóż.. o gustach się nie dyskutuje. To co dla mnie było męczące i niezbyt fajne w tej książce, dla innych może być najlepszym jej fragmentem. I to jest w literaturze najfajniejsze - czytajmy i dyskutujmy! :)

Hmmm...Nie ukrywam, że sięgnęłam po tą książkę z ogromną chęcią i ciekawością. Co mogę napisać po przeczytaniu? Chyba najbardziej trafnym stwierdzeniem będzie to, że mam co do niej bardzo mieszane odczucia. Z jednej strony niejako poznajemy Marcina Mellera z zupełnie innej perspektywy, bo nie wszyscy zapewne wiedzą, że ten sympatyczny gospodarz znanego porannego programu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Wojciech Tochman w jednym z wywiadów (chyba dla Xsiegarnia.pl, o ile dobrze pamiętam) powiedział, że "literatura faktu to nie jest lekkostrawna papka dla emocjonalnych leniuchów". Bardzo mi się to stwierdzenie spodobało. Trafione w punkt. DOBRA literatura faktu złości, smuci, śmieszy... nigdy nie pozostawia czytelnika obojętnym. Zawsze dotyka jakiejś naszej emocji. A ta pozycja... Dla tych, którzy nie są emocjonalnymi leniuchami - szczerze polecam... to nie jest lekka książka... to jest taka książka, że jak się ją czyta, to aż boli... Wiem z własnego doświadczenia...

Wojciech Tochman w jednym z wywiadów (chyba dla Xsiegarnia.pl, o ile dobrze pamiętam) powiedział, że "literatura faktu to nie jest lekkostrawna papka dla emocjonalnych leniuchów". Bardzo mi się to stwierdzenie spodobało. Trafione w punkt. DOBRA literatura faktu złości, smuci, śmieszy... nigdy nie pozostawia czytelnika obojętnym. Zawsze dotyka jakiejś naszej emocji. A ta...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetna pozycja dla tych wszystkich, którzy marzą o zostaniu w przyszłości reporterem. Odziera obraz reporterów z często nad wyrost przypisywanych im cech takich jak odwaga, bezstronność, podążanie za ideałami i tego typu mrzonek, którymi nieraz żyją przyszli adepci tego zawodu. Pokazuje, że zamieszki nie zawsze są tak rozległe i brutalne jak to widać na szklanym ekranie, że reporter nie zawsze wie wszystko, a zazwyczaj wie niestety niewiele, że współczesne media bawią się nami jak chcą... Lektura dla każdego, kto chce być świadomym widzem, czytelnikiem, słuchaczem etc.
P.S. Ciekawe jak długo autor miał status "persona non grata" w środowisku reporterów po opublikowaniu tej książki ;)

Świetna pozycja dla tych wszystkich, którzy marzą o zostaniu w przyszłości reporterem. Odziera obraz reporterów z często nad wyrost przypisywanych im cech takich jak odwaga, bezstronność, podążanie za ideałami i tego typu mrzonek, którymi nieraz żyją przyszli adepci tego zawodu. Pokazuje, że zamieszki nie zawsze są tak rozległe i brutalne jak to widać na szklanym ekranie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pierwszą książką Tomka Michniewicza, którą przeczytałam była "Gorączka. W świecie poszukiwaczy skarbów". Tak, wiem... trochę zaczęłam nie od początku. Nie mogłam jednak trafić lepiej. Zakochałam się w tej pozycji miłością szaleńczą i niepohamowaną. Przeżyłam niezwykłą przygodę nie wychodząc z własnego pokoju. Płakałam, wkurzałam się, śmiałam. Co było potem? Cofnęłam się do "Samsary" a teraz z niecierpliwością czekałam na "Swoją drogą".

Odebrałam z księgarni paczkę, otworzyłam książkę, przeczytałam pierwszą stronę, drugą, trzecią… zachwyciłam się po raz kolejny zdjęciami, dzięki którym mogłam "dopatrzeć" sobie to czego nie byłam w stanie sobie wyobrazić. Ruszyłam dalej. Strona czternasta, piętnasta, szesnasta... Wspaniała podróż przez Kamerun, Arabię Saudyjską i Nowy Orlean trwała w najlepsze... strona dwudziesta trzecia, dwudziesta czwarta, dwudziesta... i wtedy nadeszło rozczarowanie. Uderzyło mocno i znienacka wydrukowanym na czerwono w dolnym rogu strony numerem 367. Koniec? Jak to? Przecież dopiero byłam na stronie dwudziestej-którejśtam… A tu stoi jak byk i nie chce być inaczej – 367. Książkę "połknęłam" w dwa wieczory i tylko dlatego zeszło mi się z tym tak długo, ponieważ w dzień nie miałam czasu czytać. Chociaż tak sobie myślę… słowo "połknęłam" nie jest najlepszym określeniem... bo czy nie sugeruje ono prędkiego a co za tym idzie bezmyślnego i bezrefleksyjnego podróżowania od strony do strony? Ja tą książkę "wchłonęłam" całą sobą - każdą literę, każde zdanie, każdą myśl, nową informacje otwierającą mi oczy na to czego nie znałam albo nawet nie wiedziałam, że nie znam.

"Swoją drogą" ma to wszystko, czym zachwycały "Samsara" i "Gorączka." Osoby, które znają te historie wiedzą o czym mówię... ale "Swoją drogą" ma jeszcze coś innego... to coś co sprawiało, że momentami miałam podczas czytania wrażenie, że włażę autorowi z buciorami w jego życie... Ale czym innym niż wpychaniem się ludziom w ich historię jest literatura faktu, którą tak uwielbiam? Czy nie robimy tego za każdym razem, gdy chcąc zaspokoić swoje własne intelektualne, kulturalne potrzeby (a może po prostu ciekawość?), wyważamy drzwi do prywatnego świata bohaterów reportaży mieszkających na drugim końcu świata lub w dzielnicy tuż obok? Dlaczego tym razem czytając niektóre zdania miałam wrażenie, że posuwam się jednak o krok za daleko, dlaczego mnie to peszyło pomimo, że to autor konstruując w ten sposób swoją opowieść sam mnie tam zaprosił? Nie wiem. Może to przez nastrój który towarzyszył mi od kilku dni, może przez moje osobiste doświadczenia, może dlatego, że gdyby to była moja historia przynajmniej część z przytoczonych w książce rozmów zamieściłabym tylko do połowy a innymi w ogóle z czytelnikami bym się nie podzieliła...

To nie jest subiektywna recenzja doświadczonego literaturoznawcy, nigdy nie miała taka być, bo i ja takim specjalistą nie jestem. Jestem prostą dziewczyną, może zbyt emocjonalnie nastawioną do świata, może zbyt często szukającą w każdym zdaniu i w każdym międzywierszu jakiejś mądrości i drugiego dna. To są moje opinie, moje odczucia, moje przeżycia. Być może części z czytelników ta książka nie poruszy aż tak bardzo, może nie poczują chwilowego zawstydzenia gdy czytać będą szczere i odważne stwierdzenia autora wplecione niby mimochodem w ciąg zdarzeń. Jednego jestem pewna - to jest książka warta przeczytania, bo poza tym wszystkim co odczytałam (słusznie bądź nie) swoją nadwrażliwością, jest to po prostu kolejna świetna książka o podróży napisana przez pana Tomka Michniewicza

...chociaż...

w moim prywatnym rankingu, "Gorączki..." i tak nie przebiła, ale depcze jej po piętach :)

Pierwszą książką Tomka Michniewicza, którą przeczytałam była "Gorączka. W świecie poszukiwaczy skarbów". Tak, wiem... trochę zaczęłam nie od początku. Nie mogłam jednak trafić lepiej. Zakochałam się w tej pozycji miłością szaleńczą i niepohamowaną. Przeżyłam niezwykłą przygodę nie wychodząc z własnego pokoju. Płakałam, wkurzałam się, śmiałam. Co było potem? Cofnęłam się do...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka obok której nie można przejść obojętnie. Ta lektura zwróciła mi uwagę na to, że Afryka to nie tylko znane wiekszości ludzi dramaty Ruandy, Sudamu, Republiki Południowej Afryki czy Somali... W swojej niezwykle osobistej książce, Peter Godwin przedstawia czytelnikom przerażające oblicze swojej ojczyzny, zniewolonej przez opętanego żądzą władzy prezydenta. Nie jest to lekka lektura na długie wieczory przy kawie, nie pozwoli się nam ona zrelaksować, nie "wyłączymy" przy niej myślenia, przeciwnie - zburzy nasz spokój, być może przerazi, na pewno zmusi do myślenia. Po przeczytaniu tej książki musiałam ją "odchoroawć", ale z przekonaniem mogę napisać -polecam dla wszystkich tych, którzy w literaturze szukają czasem czegoś więcej, niż tylko łatwej rozrywki.

Książka obok której nie można przejść obojętnie. Ta lektura zwróciła mi uwagę na to, że Afryka to nie tylko znane wiekszości ludzi dramaty Ruandy, Sudamu, Republiki Południowej Afryki czy Somali... W swojej niezwykle osobistej książce, Peter Godwin przedstawia czytelnikom przerażające oblicze swojej ojczyzny, zniewolonej przez opętanego żądzą władzy prezydenta. Nie jest to...

więcej Pokaż mimo to