-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Czartoryska. Historia o marzycielce“ Moniki RaspenLubimyCzytać1
-
Artykuły„Dwie splecione korony”: mroczna baśń Rachel GilligSonia Miniewicz1
-
ArtykułyZbliżają się Międzynarodowe Targi Książki w Warszawie! Oto najważniejsze informacjeLubimyCzytać2
-
ArtykułyUrban fantasy „Antykwariat pod Salamandrą”, czyli nowy cykl Adama PrzechrztyMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2023-08-11
2017-02-09
2021-11-13
2017-04-05
2017-02-13
Oczekiwałem świetnego kryminału z zawiłą intrygą. Otrzymałem natomiast powieść obyczajową, której jedynie tłem jest zagadka kryminalna, w dodatku bardzo uproszczona. Naprawdę nie rozumiem zachwytów nad Lackberg, a już na pewno porównać do Larssona, bo "Millenium" to literatura przynajmniej dwie półki lepsza niż "Księżniczka z lodu". Takie mam przynajmniej odczucia po pierwszej powieści pani Lackberg. Bohaterowie potrafią być niesamowicie irytujący (Anna, Mellberg), czasem do tego stopnia, że są aż niewiarygodni. Mimo wszystko książkę czyta się szybko, styl może nie powala, ale jest całkiem przyzwoicie. Dam autorce jeszcze jedną szansę, bo podobno później jest lepiej i mam nadzieję, że się nie zawiodę.
Oczekiwałem świetnego kryminału z zawiłą intrygą. Otrzymałem natomiast powieść obyczajową, której jedynie tłem jest zagadka kryminalna, w dodatku bardzo uproszczona. Naprawdę nie rozumiem zachwytów nad Lackberg, a już na pewno porównać do Larssona, bo "Millenium" to literatura przynajmniej dwie półki lepsza niż "Księżniczka z lodu". Takie mam przynajmniej odczucia po...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-04-07
Największym grzechem Uczty dla Wron była jej rozwlekłość i zwyczajna nuda wiejąca z kart powieści. Pierwsza część Tańca ze Smokami jest, niestety, pod tym względem wierną naśladowczynią A Feast for Crows. Przez ponad 600 stron lektury mało się dzieje, a wyznacznikiem tego niech będzie to, że rozdziały Jona Snow, prawie w całości poświęcone zarządzaniu Murem wydawały mi się najciekawsze. Już nawet wspomniane wcześniej liczenie zapasów żywności było dużo bardziej interesujące niż nużącą podróż Tyriona, który na szczęście nie stracił swego ciętego języka, bo wtedy byłoby słabo, jest natomiast średnio, co jak na rozdziały jednej z najlepszych postaci całej sagi nie jest dobrym wynikiem.
Ciężko w tej powieści znaleźć postacie, które mają jasno określony cel i do niego konsekwentnie dążą. Ja znalazłem dwie: Bran i Davos, z których jeden szuka postaci ze swoich snów daleko za Murem, a przed drugim Martin ciągle stawia nieoczekiwane przeszkody w dotarciu do celu. Zresztą dotyczy to chyba wszystkich bohaterów tej części: miotają się oni bez celu, rozmyślają nad sensem życia, a gdy przychodzi co do czego to napotykają barierę, od której pozostaje im się odbić i próbować dalej. Jak dla mnie szału nie ma.
Dlaczego więc oceniłem A Dance with Dragons wyżej niż UdW? Dlatego, że w ADwD niektóre rozdziały trzymają poziom znany z pierwszych tomów. Dlatego, że w tym tomie pojawiają się moi ulubieni bohaterowie: Jon, Tyrion, Davos. Mimo wszystko muszę powiedzieć, że oczekiwałem dużo więcej, ale mam nadzieję, że druga część Tańca ze Smokami będzie lepsza. Mam nadzieję, że natłok tych spowalniających akcję szczegółów i mało istotnych wątków (Quentyn Martell) zostanie zredukowany, a ja poczuję wreszcie, że Martin nadal umie pisać na najwyższym poziomie.
Największym grzechem Uczty dla Wron była jej rozwlekłość i zwyczajna nuda wiejąca z kart powieści. Pierwsza część Tańca ze Smokami jest, niestety, pod tym względem wierną naśladowczynią A Feast for Crows. Przez ponad 600 stron lektury mało się dzieje, a wyznacznikiem tego niech będzie to, że rozdziały Jona Snow, prawie w całości poświęcone zarządzaniu Murem wydawały mi się...
więcej mniej Pokaż mimo to
Niestety, z każdym kolejnym tomem trylogii jest coraz słabiej. Bohaterowie kręcą się w kółko, akcja jest przewidywalna przez co delikatnie nużąca. Można odnieść wrażenie, że niektóre postaci są nieśmiertelne, kiedy po odniesieniu z pozoru śmiertelnej rany kilka chwil później walczą jak gdyby nigdy nic w pojedynkę przeciw kilkudziesięciu przeciwnikom lub stają do walki z całą armią wrogów (!). Na plus na pewno sprawne operowanie językiem dzięki czemu książkę czyta się bardzo szybko.
W mojej opinii Trylogia Magów Prochowych była kawałkiem świetnego fantasy stanowiącym świeży powiew na tym polu literatury. Niestety nowy cykl McClellana stanowi powtórzenie ogranych motywów, a niektóre wątki otrzymały tak banalne zakończenie, że trudno nie odnieść wrażenia, iż autorowi po prostu skończyły się pomysły.
Niestety, z każdym kolejnym tomem trylogii jest coraz słabiej. Bohaterowie kręcą się w kółko, akcja jest przewidywalna przez co delikatnie nużąca. Można odnieść wrażenie, że niektóre postaci są nieśmiertelne, kiedy po odniesieniu z pozoru śmiertelnej rany kilka chwil później walczą jak gdyby nigdy nic w pojedynkę przeciw kilkudziesięciu przeciwnikom lub stają do walki z...
więcej Pokaż mimo to