Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Pozycja obowiązkowa dla obrońcy tradycji cywilizacji łacińskiej, która dziś jest biczowana na każdym kroku. Autorka ma sprawny literacki język, nie męczy suchymi historyzmami. Wspaniale opisane postaci największych obrońców krzyża i wartości chrześcijańskich. Cesarz Konstantyn i wielki mistrz Isle - Adam - nareszcie opis bohaterów a nie kajanie się za grzechy których nigdy nie popełniliśmy.

Pozycja obowiązkowa dla obrońcy tradycji cywilizacji łacińskiej, która dziś jest biczowana na każdym kroku. Autorka ma sprawny literacki język, nie męczy suchymi historyzmami. Wspaniale opisane postaci największych obrońców krzyża i wartości chrześcijańskich. Cesarz Konstantyn i wielki mistrz Isle - Adam - nareszcie opis bohaterów a nie kajanie się za grzechy których nigdy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie będę powielać argumentów osób które doskonale opisały na czym polega słabość tej książki ale dodam tylko jedno. Co mnie odepchnęło to prymitywne podejście do przeciwnej siły politycznej i groteskowe postacie które miały niby przez autora być zatopione w pochwalnym blasku. Autor chyba osiągnął cel odwrotny do zamierzonego. Niestety - książka która kojarzy się z przeładowanym martwą naturą kapeluszem nieestetycznej matrony.

Nie będę powielać argumentów osób które doskonale opisały na czym polega słabość tej książki ale dodam tylko jedno. Co mnie odepchnęło to prymitywne podejście do przeciwnej siły politycznej i groteskowe postacie które miały niby przez autora być zatopione w pochwalnym blasku. Autor chyba osiągnął cel odwrotny do zamierzonego. Niestety - książka która kojarzy się z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mam jakiś problem z Miłoszem. Zasady wg których żyją jego dzieła są dla mnie nieprzeniknione albo raczej bardzo dalekie. Nie czuję się komfortowo czytając ,,polskiego noblisty lamenty nad grobem wszystkich nacji (szczególnie żydowskiej i litewskiej) tylko nie polskiej. Nie umiem czytać Miłosza bez cienia goryczy na twarzy przez jego złośliwe arcylitewskie historyzmy. Wszystko jedno czy na ekranie czy w lirycznej strofie ten pisarz zawsze odpychał mnie tym fałszywym błyskiem oka księcia cywilizacji świata. Bo Cezanne, bo Blake, bo Swedenborg, bo Bruno - i zawsze krople potu nad ostatecznym kształtem Olimpu. Nie każdy poeta umie wybrać się pod szczyt orfickiej góry, nie każdemu to pasuje. Pomijając takie antagonizmy. Dolina Issy to dla mnie droga przez mękę niesłychana. Chyba nawet przy Witkacym nie zostawiałam za sobą takich basów rozczarowania i oburzenia. Issa Issa...to taka wstążka chyba martwa i czarna, żadna rzeka. Wszystkie pytania, które miał sobie postawić czytający (jak nakazuje święta wiara badań literatury) rozmazują się jak indywiduum w metrze - jest homerycki opis splątanej natury (szkoda że tej ludzkiej już nie udało się Miłoszowi tak wymalować), jest tez Tomcio Paluszek - jak tu ktoś ładnie rozpracowal charakter bycia bohatera (ale czyż nie taki wlasnie jest Miłosz?). Nie pamiętam nic z tej książki a dopiero co ją skończyłam. Stronię od poetyckiego świata do którego nie da się przywiązać.

Mam jakiś problem z Miłoszem. Zasady wg których żyją jego dzieła są dla mnie nieprzeniknione albo raczej bardzo dalekie. Nie czuję się komfortowo czytając ,,polskiego noblisty lamenty nad grobem wszystkich nacji (szczególnie żydowskiej i litewskiej) tylko nie polskiej. Nie umiem czytać Miłosza bez cienia goryczy na twarzy przez jego złośliwe arcylitewskie historyzmy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Propaganda rodem z prlu która mało ma wspólnego z późniejszą rzeczywistością. Czyli satyra na ,,władców i panów" jaka panuje chyba w każdym zakątku globu - niestety. Komunistyczne rządy w Etiopii po obaleniu cesarza widać lepiej leżały Kapuście. Nie ma sie czym zachwycać bo język oprócz ciężkości i nagromadzenia opisowych opinii nie wyróżnia się ani nie chwyta za serce.

Propaganda rodem z prlu która mało ma wspólnego z późniejszą rzeczywistością. Czyli satyra na ,,władców i panów" jaka panuje chyba w każdym zakątku globu - niestety. Komunistyczne rządy w Etiopii po obaleniu cesarza widać lepiej leżały Kapuście. Nie ma sie czym zachwycać bo język oprócz ciężkości i nagromadzenia opisowych opinii nie wyróżnia się ani nie chwyta za serce.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieściowy język bardziej szeroki niż wysoki - wcale nie skomplikowany ale mieszczący w sobie sporo świata antycznego i umysłowego. Irytuje jedynie bohater który wygłasza całkiem ciekawe mowy ale przez naiwność wywołaną uczuciem psuje często puenty - przez to autor podejmuje próbę wybielania narodów, które w historii zapisały się jako wyjątkowo zbrodnicze. Szybko się czyta, język jest świetnie dostrojony do klimatu i historycznego echa apenińskich pejzaży. Nie udźwignął jednak delikatnego tematu jakim są Kresy ogarnięte pożogą.

Powieściowy język bardziej szeroki niż wysoki - wcale nie skomplikowany ale mieszczący w sobie sporo świata antycznego i umysłowego. Irytuje jedynie bohater który wygłasza całkiem ciekawe mowy ale przez naiwność wywołaną uczuciem psuje często puenty - przez to autor podejmuje próbę wybielania narodów, które w historii zapisały się jako wyjątkowo zbrodnicze. Szybko się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo szerokie, niepokorne i bełkotliwe pisanie. Emocje przywalone ogromną hałdą ironii i zakamuflowanego podejścia do niektórych wartości. Średnio.

Bardzo szerokie, niepokorne i bełkotliwe pisanie. Emocje przywalone ogromną hałdą ironii i zakamuflowanego podejścia do niektórych wartości. Średnio.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Konwicki ma spory kompleks, do rogatywki nie dorasta, ale kolejka w waciakach fajna.

Konwicki ma spory kompleks, do rogatywki nie dorasta, ale kolejka w waciakach fajna.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Złoty pył jądrowego nieba i butelkowe blaski dusz pomiętych gdzieś w świecie rdzy i letniego brudu. Co zadziwiło mnie w Wiekach Światła? Przede wszystkim plastyka pióra z którego wyłażą obrazy nasycone wszystkimi wartościami zmysłowymi jakie wyłuska z otoczenia tylko wyjątkowy człowiek. Język angielski nigdy nie wydawał mi się szczególnie bogaty, nawet w buchającym wschodnim ogniem buntu tłumaczeniu kulawego lorda Byrona. Zawsze dość schematyczny mimo różnej wysokości barw, jak w klawiaturze fortepianu. A już w ogóle rzadko można spotkać zjawisko Twórcy Huraganu Słów, gdzie autor wybiera tylko te gotowe fragmenty świata, które pulsują w połączeniu z jego osobistym wymysłem słownym jak nowy kolor światła, tworząc specyfikę, tzw aurę. Aura MacLeoda jest bujna w rdzę i wrażenie metalicznego hałasu, nie gubi się jednak w tym ponurym sprzężeniu zjawisko świetlne. Zawsze rzucani jesteśmy na puzzel o odpowiednim natężeniu słonecznej wiązki, co daje nam poczucie boskiej wytrzymałości w świecie pełnym ludzkiego poloru, agresji i ideologii robotniczej, która bez promienia wyglądałaby jak zwykłe wołanie o pomstę w głębokim PRL-u. Dość jednak o wrażeniach, które wysmakowany znawca sam odpowiednio sobie dostroi. Na uwagę zasługuje nie tylko wytłoczony z chmurnej plasteliny język, mamy tu przede wszystkim pomysł, pomysł wrzucenia klas społecznych w historię opiętą na bębnie fantastyki naukowej, która dudni i furkoce w miarę obchodzenia jej dookoła i poznawania jej hałaśliwych tajników. Czytelnik znajdzie się nie tylko w surowym świecie żądz i demagogii, w stalowych salach bankietowych i wrakach statków przewoźników herbaty, autor zaprowadzi go na skraj lasu, za starą stację kolejową, do szklarni w której słońce odbija się tysiąc razy cieplej niż w murach obdartego hotelu wymiętych, metalicznych snów. W szklarniach, pergolach, niskich chatkach mieszka dobro i odmienność, na zimnym placu londyńskiego targowiska, zło i demagogia.
Przyznam że ta kwestia ideologiczna nie jest do końca określona przez autora, można się pogubić w sympatiach socjalistycznych i tych tradycyjnych, ostatecznie jednak nie mamy narzuconej woli kochania którejś ze stron bardziej, wymachujemy swoimi tendencjami doktrynalnymi jak tylko zechcemy. Motyw miłosny skonstruowany subtelnie, zwiewnie, na zasadzie muśnięć elektrycznych, przebijania się przez pryzmat, trochę zmechanizowany romantycznie. Pozostawia ten znajomy posmak zdrowego, delikatnego jak puch bawełny niedosytu. Najbardziej brutalnym zaskoczeniem w powieści są elementy grozy, horroru, które pojawiają się zazwyczaj w najmniej przygotowanej do tego scenerii, dlatego ja osobiście miałam po takich przeskokach gatunkowych poczucie rozgoryczenia i wręcz fizycznego niepokoju. Niektórzy wezmą to za geniusz psychologiczny autora, z mojej strony tylko małe dygnięcie, wszak wolę w tym gatunku mniej wymyślne obrazy, które nie pozostawią w psychice plamki żółci, tutaj zdecydowanie jestem za standardem opisu.
Co do samej historii, to bardzo dobra plansza po której jeździ się rikszą, a nie suchym bolidem, jak w dzisiejszych pseudofiction, gdzie informacja goni przekoloryzowaną informację z której nic nie wynika a która pozostawia tylko wrażenie obcości gdzieś na dnie serca. Jedynym mankamentem jest to, że nie ma tu tradycyjnego Boga, jest wspomnienie o Nim, ironiczne i milczące, jak cień Wielkiego Trybu, momentami może przeszkadzać osobom o wrażliwości religijnej.
Polecam przede wszystkim znawcom języka i nosicielom wyjątkowej, plastycznej intuicji.

Złoty pył jądrowego nieba i butelkowe blaski dusz pomiętych gdzieś w świecie rdzy i letniego brudu. Co zadziwiło mnie w Wiekach Światła? Przede wszystkim plastyka pióra z którego wyłażą obrazy nasycone wszystkimi wartościami zmysłowymi jakie wyłuska z otoczenia tylko wyjątkowy człowiek. Język angielski nigdy nie wydawał mi się szczególnie bogaty, nawet w buchającym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

ptaki w zmarzłej czaszce, konfederat i jego wielkie drzewo.. geniusz Wieszcza

ptaki w zmarzłej czaszce, konfederat i jego wielkie drzewo.. geniusz Wieszcza

Pokaż mimo to