Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Dotychczasowe książki Pana Koszeli kojarzę jako kompilujące ogólnie dostępną wiedzę i podające ją w eleganckiej oprawie graficznej, ze starannymi rysunkami autora, licznymi zdjęciami itd. W tym przypadku forma została zachowana - ponownie mamy do czynienia z dużym formatem, dobrej jakości papierem, sztywną oprawą, licznymi rysunkami "okrętów" (tym razem podniebnych) oraz dużą ilością fotografii. Natomiast treść jest już bardziej odkrywcza, ponieważ sterowce to temat u nas znacznie mniej znany i popularny od tych, którymi autor zajmował się do tej pory. A przecież nie mniej fascynujący. Muszę przyznać, że książka bardzo mnie zainteresowała. Gros materiału poświęcone jest sterowcom niemieckiej floty i ich rajdom nad Wielką Brytanię ale znajdziemy tu też ich historię, od pierwszych prób grafa von Zeppelin aż do czasu największych niemieckich powietrznych gigantów, w tym oczywiście "Hindenburga". Na końcu pracy znajduje się wykaz wszystkich niemieckich sterowców, razem z ich danymi technicznymi oraz uwagami na temat ich losu. Książka uświadamia jak trudną i niebezpieczną była służba na sterowcach w czasie wojny i z jakimi wiązała się wyzwaniami. Czuć też sentyment autora do nich i żal, który zresztą podzielam, że sterowce (oczywiście te pasażerskie, nie bojowe), okazały się ślepym zaułkiem w rozwoju lotnictwa. To były niesamowite i majestatyczne machiny, można sobie tylko wyobrażać jakie robiły wrażenie na ludziach w tamtej epoce. Z drugiej strony, pojawiają się ostatnio informacje, że może sterowce wrócą w bezpieczniejszej formie, do jakichś ograniczonych zastosowań. Kto wie. W oczekiwaniu na to można przeczytać książkę Witolda Koszeli, do czego zachęcam :)

Dotychczasowe książki Pana Koszeli kojarzę jako kompilujące ogólnie dostępną wiedzę i podające ją w eleganckiej oprawie graficznej, ze starannymi rysunkami autora, licznymi zdjęciami itd. W tym przypadku forma została zachowana - ponownie mamy do czynienia z dużym formatem, dobrej jakości papierem, sztywną oprawą, licznymi rysunkami "okrętów" (tym razem podniebnych) oraz...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Niemieckie samoloty I wojny światowej Ronny Bar, Edward Ward
Ocena 6,8
Niemieckie sam... Ronny Bar, Edward W...

Na półkach: ,

Z wszystkich książek wydanych w serii “Panorama techniki wojskowej”, z którymi miałem kontakt, właśnie ta wydała mi się najciekawsza. Tematyka lotnictwa z czasów Wielkiej Wojny nie jest tak dobrze znana i opisana jak w przypadku kampanii powietrznych i maszyn z IIWŚ. Na polskim rynku jest niewiele opracowań na ten temat, napisano o tym o wiele mniej artykułów. Oczywiście pozostaje Internet i to najlepiej anglojęzyczny ale wiadomo, że nie o to chodzi miłośnikowi książek :) Dlatego też ta pozycja ma sporą wartość poznawczą wcale nie tylko dla początkujących pasjonatów lotnictwa (tak generalnie widzę target tej serii). Ilustracje są staranne a przez to, że większość opisywanych maszyn miała niewielkie rozmiary to wizerunki samolotów są proporcjonalnie większe i czytelniejsze niż w książkach przedstawiających samoloty z IIWŚ i z czasów współczesnych. Poza tym wszystkim to zawsze miałem sentyment do dwupłatowców z czasów Czerwonego Barona. Jako dzieciak zagrywałem się na pececie popularnymi wówczas symulatorami samolotów z Wielkiej Wojny takimi jak np. "Flying Corps". To na pewno także przekłada się na moje pozytywne odczucia z lektury. Bardzo bym się ucieszył gdyby Alma-Press wydało coś podobnego o samolotach Ententy :)

Z wszystkich książek wydanych w serii “Panorama techniki wojskowej”, z którymi miałem kontakt, właśnie ta wydała mi się najciekawsza. Tematyka lotnictwa z czasów Wielkiej Wojny nie jest tak dobrze znana i opisana jak w przypadku kampanii powietrznych i maszyn z IIWŚ. Na polskim rynku jest niewiele opracowań na ten temat, napisano o tym o wiele mniej artykułów. Oczywiście...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Do holenderskiego malarstwa XVII wieku mam wielką słabość od lat, tj. od czasu gdy jako dziecko uświadomiłem sobie, że "zdjęcie" wiszące na ścianie w kuchni moich rodziców, przedstawiające suto zastawiony stół, tak naprawdę jest reprodukcją jednej z martwych natur Pietera Claesza :) Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać z jaką maestrią i pietyzmem holenderscy malarze Złotego wieku potrafili oddać banalne sytuacje, zwykłe przedmioty i całą przyziemną codzienność współczesnego im świata. Zupełnie jakbym oglądał nie obrazy a właśnie zdjęcia z XVII wieku. “Dychy” nie będzie, bo zabrakło mi tu oddzielnego rozdziału o holenderskich malarzach-marynistach, których autorzy albumu potraktowali po macoszemu. Z kwestii technicznych, ważnych w przypadku albumu - bardzo starannie wydana książka. Duży format, sztywna oprawa, obwoluta, dobry papier. Całostronicowe i dwustronicowe reprodukcje, zbliżenia na detale i bardzo ciekawy tekst o kupieckim społeczeństwie i jego zadziwiającej malarskiej pasji. Polecam!

Do holenderskiego malarstwa XVII wieku mam wielką słabość od lat, tj. od czasu gdy jako dziecko uświadomiłem sobie, że "zdjęcie" wiszące na ścianie w kuchni moich rodziców, przedstawiające suto zastawiony stół, tak naprawdę jest reprodukcją jednej z martwych natur Pietera Claesza :) Nigdy nie przestanie mnie zadziwiać z jaką maestrią i pietyzmem holenderscy malarze Złotego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Debiut literacki, doszlifowany jak praca zaliczeniowa prymusa roku. Wszystko jest tu takie przemyślane - główny bohater i jego natręctwa, tajemnice z przeszłości, mniej lotni i wpatrzeni w lidera jak w obrazek współpracownicy, tajemnicze morderstwa. Nawet pies komisarza ma "policyjne" imię i dramatyczną przeszłość. Przyznam, że rozbroiła mnie informacja z podziękowań, o tym, jak to Autorka dociekała jakie wzory puzzli mógł 3 dekady temu układać jej bohater. Przecież nawet gdyby strzeliła tu gafę, to nie zauważyłoby tego 99,9% czytelników. Bardzo jednak szanuję taką pisarską staranność. Przemysłowa Bydgoszcz z siermiężnych lat 90-tych (ówczesny przydomek "Brzydgoszcz" nie wziął się znikąd) idealnie pasuje na miejsce akcji posępnego kryminału. Czytelnicy, którym to miasto jest bliskie na pewno spojrzą na powieść szczególnie łaskawym okiem. Zwłaszcza, że czyta się ją naprawdę nieźle a główne postacie są w swych zachowaniach i przemyśleniach bardzo wiarygodne. Jedyny zarzut jaki mi przychodzi do głowy, to fakt, że Autorka wypełniła swój literacki świat ludźmi tak podłymi, dwulicowymi, zaściankowymi, zawistnymi, wstecznymi, nienawidzącymi "inności", że czułem się trochę jak na filmie Smarzowskiego, za którym nie przepadam. Rozumiem, że taka była konwencja, rzecz właśnie w tym, że nie jestem pewien czy ona tu do końca "zagrała". Część z tych drugo- i trzecioplanowych postaci niepotrzebnie trąciła karykaturą. Mimo to uważam, że to bardzo dobry debiut i zwyczajnie wciągająca historia. Czekam na kolejne tomy.

Debiut literacki, doszlifowany jak praca zaliczeniowa prymusa roku. Wszystko jest tu takie przemyślane - główny bohater i jego natręctwa, tajemnice z przeszłości, mniej lotni i wpatrzeni w lidera jak w obrazek współpracownicy, tajemnicze morderstwa. Nawet pies komisarza ma "policyjne" imię i dramatyczną przeszłość. Przyznam, że rozbroiła mnie informacja z podziękowań, o...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Korciło mnie, żeby wystawić “dychę” a w recenzji napisać tylko “Because F..k You, That's Why!” ale pomyślałem, że poza słuchaczami “Za Rubieżą” nikt nie złapałby żartu. Niech więc będzie bardziej na serio. Autora miałem okazję poznać na jednym ze spotkań promujących książkę. Zapewniam, że na żywo “nawija” równie zajmująco jak w podcaście. Mimo to bardzo mnie intrygowało “jak to będzie napisane”, bo książka wymaga jednak dyscypliny, stylu i umiejętności samoograniczania się, co nie występuje w podcaście, w którym można przecież mówić o czymś tak długo, jak uzna się za stosowne. No i muszę uczciwie przyznać, że to jest napisane lepiej niż się spodziewałem, momentami to już bardzo dojrzałe pisanie. Każda z tych kilkunastu mołdawskich historii mnie zainteresowała, kilka z nich mnie poruszyło a jedna dodatkowo zaskoczyła niebanalną formą. Całkiem nieźle jak na książkę o kraju, z którym wcześniej nie miałem dosłownie żadnych skojarzeń poza winem i blamażem naszej reprezentacji szlacheckiej (pod wodzą króla Olbrachta) oraz niedawno piłkarskiej (niestety nie pamiętam pod czyją wodzą, nie jestem fanem polskiej kopanej). Polecam. Oczywiście z zastrzeżeniem, że postsowiecka beznadzieja występuje tu w silnym stężeniu.

Korciło mnie, żeby wystawić “dychę” a w recenzji napisać tylko “Because F..k You, That's Why!” ale pomyślałem, że poza słuchaczami “Za Rubieżą” nikt nie złapałby żartu. Niech więc będzie bardziej na serio. Autora miałem okazję poznać na jednym ze spotkań promujących książkę. Zapewniam, że na żywo “nawija” równie zajmująco jak w podcaście. Mimo to bardzo mnie intrygowało...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Komandor Nowotny - Galicjanin, lojalny poddany cesarza Franciszka Józefa, rzutki dowódca kontrtorpedowców w IWŚ. W swoim pamiętniku napisał, że nie czuł się do końca Polakiem a sprawy niepodległościowe były mu raczej obce. Mimo to zaangażował się w tworzenie naszej marynarki wojennej po 1918 roku, co niestety nie przyniosło mu ani satysfakcji ani należytego uznania. Nawet biorąc pod uwagę to, że spisał swoje wspomnienia jako starszy wiekiem, zgorzkniały człowiek i że mogły być one nacechowane bardzo subiektywnym podejściem do pewnych faktów i osób, to ostatni rozdział i tak był dla mnie trudną lekturą. M.in. dlatego, że niepokojąco aktualną w swojej wymowie. Zanim jednak poczujemy ten gorzki posmak niepodległości to razem z młodym kadetem a potem oficerem odwiedzimy wyspy Pacyfiku, Chiny schyłkowego cesarstwa, Rosję, porty Adriatyku i weźmiemy udział w kilku dramatycznych akcjach w wojnie morskiej przeciwko Entencie. Trudno tę książkę uznać za wartościową literacko, wspomnienia napisane są stylem klarownym ale jednak żołnierskim. Na dodatek wcale nie były przewidziane do druku. Jest natomiast moim zdaniem ten pamiętnik świadectwem swoich czasów i pamiątką po świecie, który zniknął. Wielu za nim tęskniło i wspomnienia komandora Nowotnego trochę uświadamiają dlaczego tak było.

Komandor Nowotny - Galicjanin, lojalny poddany cesarza Franciszka Józefa, rzutki dowódca kontrtorpedowców w IWŚ. W swoim pamiętniku napisał, że nie czuł się do końca Polakiem a sprawy niepodległościowe były mu raczej obce. Mimo to zaangażował się w tworzenie naszej marynarki wojennej po 1918 roku, co niestety nie przyniosło mu ani satysfakcji ani należytego uznania. Nawet...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka jest tak bardzo dobra w wielu kwestiach, że aż zadziwiają pewne jej braki. Najpierw jednak o plusach. Po pierwsze jest o mojej ulubionej flocie z okresu Wielkiej Wojny, której lekkie i podwodne siły wykazywały zadziorność odwrotnie proporcjonalną do skromnej liczebności. Po drugie jest ciekawie napisana i zawiera bardzo wartościowe aneksy. Wśród nich jest m.in. tekst Pawła Wieczorkiewicza o Polakach w ck flocie i ich powojennych losach, jest ordre de bataille ck floty i innych flot działających na Adriatyku. Jest także wykaz okrętów, z rysunkami ich sylwetek oraz podstawowymi danymi technicznymi. Jest tu wreszcie bardzo dużo zdjęć. Książka jest ładnie wydana i aż żal, że nie można jej nazwać idealną. Czego zabrakło? Przede wszystkim mapek taktycznych przedstawiających przebieg poszczególnych starć. Uwielbiam analizować je podczas lektury a bez nich czasem trudno zorientować się dobrze w przebiegu bitwy. W książce znalazły się dokładnie dwie. Mało! Po drugie autor konsekwentnie stosuje nazwy miejscowości, zatok, wysp itd. w ich brzmieniu z czasów Austro-Węgier. Węgrzy ponoć tak mają, nawet na współczesnych, oficjalnych mapach. Ok, wiem bez sprawdzania w google, że np. dawne Fiume to dzisiejsza Rijeka ale w przypadku jakiś albańskich albo czarnogórskich zakamarków już tak dobrze nie jest. Tłumacz mógł pokusić się o dopisek w przypisach w rodzaju “nazwa stosowana przez autora - dzisiejsze …, w ….”. Po trzecie, w książce nie ma ani słowa o działaniach na Dunaju, co jest o tyle dziwne, że to właśnie okręty Flotylli Dunajskiej rozpoczęły wojnę ostrzeliwując Belgrad. Poza tym okręty rzeczne wymienione są w aneksie, więc sam autor uważał je za część ck floty. Jakąś niekonsekwencję tu widzę. Koniec końców i tak oczywiście jest to bardzo wartościowa praca, która obowiązkowo powinna znaleźć się na półce miłośnika historii wojen morskich ale jednak mały niedosyt po lekturze mi towarzyszy.

Książka jest tak bardzo dobra w wielu kwestiach, że aż zadziwiają pewne jej braki. Najpierw jednak o plusach. Po pierwsze jest o mojej ulubionej flocie z okresu Wielkiej Wojny, której lekkie i podwodne siły wykazywały zadziorność odwrotnie proporcjonalną do skromnej liczebności. Po drugie jest ciekawie napisana i zawiera bardzo wartościowe aneksy. Wśród nich jest m.in....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie jest to banalny poradnik o tym jak dobrze się wyspać, choć i takie informacje tutaj się znalazły. To książka o tym jaką rolę odgrywa w naszym życiu sen, jaka jest jego “mechanika” i rytm u ludzi w różnym wieku oraz o tym, jakie skutki niesie niewysypianie się. Przy czym lojalnie uprzedzam, że jak ktoś śpi, tak jak ja, 6 godzin lub mniej na dobę, to naprawdę może przerazić się i wpaść w panikę :D Ok, od tygodnia śpię już 7 godzin na dobę. Powinienem jeszcze trochę więcej ale wtedy nie miałbym czasu na czytanie książek, w tym książek o śnie. Taki paradoks :D A już bez żartów - momentami trochę mozolna lektura, oparta na powtarzającym się schemacie. Mamy tu głownie opisy eksperymentów lub badań kończących się zawsze wnioskiem, że mało snu to zło i że jak mało śpisz to będziesz miał coś, czego nie chcesz mieć, np. alzheimera albo raka albo nie będziesz miał czegoś, co chciałbyś mieć (np. libido). Czytałem wieczorami, oko mi się przymykało ale uważam, że było warto. Parę rzeczy poprzestawiałem sobie w życiu, zobaczymy co z tego wyjdzie.

Nie jest to banalny poradnik o tym jak dobrze się wyspać, choć i takie informacje tutaj się znalazły. To książka o tym jaką rolę odgrywa w naszym życiu sen, jaka jest jego “mechanika” i rytm u ludzi w różnym wieku oraz o tym, jakie skutki niesie niewysypianie się. Przy czym lojalnie uprzedzam, że jak ktoś śpi, tak jak ja, 6 godzin lub mniej na dobę, to naprawdę może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Serial był znakiem czasów, w których powstał i ta książka, napisana przed kilkoma laty, także jest znakiem czasów w jakich ją wydano. Opisuje proces powstania serialu, zwraca uwagę na jego kulturowy fenomen a także zawiera mnóstwo informacji o tym, jak funkcjonowała amerykańska telewizja w latach 90-tych XX wieku. To ostatnie było dla mnie bardzo ciekawe bo zawsze interesuje mnie jak coś funkcjonuje “od zaplecza”, jak ścierają się różne siły i wpływy zanim powstanie “coś” (firma, samochód, zespół, film, cokolwiek). Pod tym względem książka mnie nie zawiodła. Zaskoczyło mnie jednak, jak zdawkowo autorka traktuje samą obsadę, poszczególnych aktorów. Ok, każdy dostaje tu swoje wprowadzenie ale potem jest już tylko jednym z przewijających się nazwisk. O problemach Perry’ego jest tu dosłownie pięć słów. Pomyślałbym, że to może i słuszne podejście gdyby nie to, że jakieś 20% objętości książki poświęconych zostało na dywagacje takie jak: czy to słuszne, że nie pokazano lesbijskiego pocałunku, dlaczego w obsadzie nie było osób czarnoskórych, dlaczego ojca Chandlera zagrała aktorka a nie transpłciowy aktor, itp. O procesie wytoczonym scenarzystom przez pracownicę, zarzucającym im obsceniczność w pracy, jest chyba cały rozdział. Dla jasności - naprawdę, przysięgam, nie jestem incelem z piwnicy toczącym pianę na widok skrótu LGBT ale coś tu ewidentnie "nie pykło" z proporcjami w tej książce. Poza tym autorka na przemian zachwyca się serialem, by za chwilę "rozliczać" go w naprawdę mocno irytujący, inkwizytorski sposób. Ok, przeczytałem, czegoś się dowiedziałem ale myślę, że ostatecznie to lektura, że tak napiszę - niekonieczna.

Serial był znakiem czasów, w których powstał i ta książka, napisana przed kilkoma laty, także jest znakiem czasów w jakich ją wydano. Opisuje proces powstania serialu, zwraca uwagę na jego kulturowy fenomen a także zawiera mnóstwo informacji o tym, jak funkcjonowała amerykańska telewizja w latach 90-tych XX wieku. To ostatnie było dla mnie bardzo ciekawe bo zawsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Napisana pięknym językiem, przejmująca opowieść o Apaczach Chiricahua. Na początku nieco mnie zaskoczyła, nie jest to „typowa” książka historyczna. Mnóstwo miejsca poświęcone jest tutaj nie tylko wydarzeniom ale przede wszystkim poszczególnym ich uczestnikom – wodzom i wojownikom, ich kobietom ale też amerykańskim urzędnikom i oficerom i to nawet takim niższej rangi. Mnogość postaci trochę przytłacza, lektura wymaga skupienia. Narracja jest niespieszna, pełna opisów codziennego życia, zwyczajów i wierzeń. Autorka nie ukrywa swojej fascynacji Apaczami więc nie jest moim zdaniem do końca bezstronna w ocenie niektórych wydarzeń. Jednak z drugiej strony z tej fascynacji bierze się to zamiłowanie do szczegółu, które musi przypaść do gustu czytelnikom zainteresowanym tematem. Wielkim plusem książki jest to, że narracja wybiega daleko za punkt, w którym kończą się inne historie o rdzennych ludach Ameryki. Pani Kozimor opisuje życie Apaczów w kolejnych rezerwatach, ich przesiedlenia i sytuację prawie do dnia dzisiejszego. Cały, bardzo fascynujący rozdział poświęcony jest niedobitkom plemienia, kryjącym się w górach Meksyku do lat 50-tych XX wieku i żyjących bez kontaktu z cywilizacją. Książka trochę w duchu dawnych powieści państwa Szklarskich, choć oczywiście zupełnie inna ale i tak wprowadziła mnie w jakiś sentymentalny nastrój, co zaliczam oczywiście do jej plusów.
Z kwestii bardziej technicznych – bardzo ładne wydanie, solidna oprawa, dużo ilustracji. Mimo to za dużą gafę ze strony wydawnictwa uważam brak biogramu autorki. Załączona mapa mogłaby być bardziej szczegółowa albo po prostu tych map mogłoby być więcej. Łatwiej byłoby śledzić opisy kolejnych wypraw, pościgów i ucieczek w wykonaniu Geronima i jego pobratymców.

Napisana pięknym językiem, przejmująca opowieść o Apaczach Chiricahua. Na początku nieco mnie zaskoczyła, nie jest to „typowa” książka historyczna. Mnóstwo miejsca poświęcone jest tutaj nie tylko wydarzeniom ale przede wszystkim poszczególnym ich uczestnikom – wodzom i wojownikom, ich kobietom ale też amerykańskim urzędnikom i oficerom i to nawet takim niższej rangi....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Bardzo "filmowa" powieść, pełna bardzo "filmowych" postaci, aż prosząca się o ekranizację w gwiazdorskiej obsadzie. Nic dziwnego, że kino sięgało po nią już kilkukrotnie. Moim zdaniem lepsza od "Morderstwa w Orient Expressie". Przynajmniej intryga, przy całym jej skomplikowaniu, wydaje się mieć ostatecznie pewne znamiona prawdopodobieństwa. No i wciąz autentycznie wciąga. Podejrzewam, że w przypadku tej powieści sporo czytelników domyśla się "kto zabił", natomiast jak do tego mogło dojść, to już jest w stanie ustalić tylko Poirot :) No i to co lubię u autorki - ta jej umiejętność charakteryzowania postaci w kilku słowach, tak, że stają nam jak żywe przed oczami. Przykładowy cytacik: "Przedział (...) zajmowała starsza, wyniosła, biała lady o pomarszczonej twarzy, obwieszona gęsto brylantami, pełna pogardy dla większej części ludzkości". Urocze, prawda? :)

Bardzo "filmowa" powieść, pełna bardzo "filmowych" postaci, aż prosząca się o ekranizację w gwiazdorskiej obsadzie. Nic dziwnego, że kino sięgało po nią już kilkukrotnie. Moim zdaniem lepsza od "Morderstwa w Orient Expressie". Przynajmniej intryga, przy całym jej skomplikowaniu, wydaje się mieć ostatecznie pewne znamiona prawdopodobieństwa. No i wciąz autentycznie wciąga....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Orientalne klimaty, zamknięta przestrzeń, tajemnicze morderstwo, wyraziste charaktery, wszyscy są podejrzani, Hercules Poirot. Jakiekolwiek głębsze rozkminy na temat prawie 100-letniego kryminału uważam za niepotrzebne. Albo kupuje się tę konwencję albo nie. W zależności od podejścia powieści Christie można dzisiaj zrównać z ziemią jak i równie dobrze zachwycać się nimi. Ja jestem gdzieś pośrodku. Włączam w sobie "naiwnego czytelnika" i bawię się całkiem dobrze. Dla mnie to coś jak oglądanie 45-minutowego odcinka kostiumowego serialu kryminalnego na BBC albo granie w detektywistyczną przygodówkę. Niby nie przewracam kolejnych kart ręką drżącą od emocji, nie mam problemu z zaśnięciem bo nie mogę doczekać się rozwiązania ale o dziwo lektura sprawia mi frajdę. No to cyk, kolejny tomik :)

Orientalne klimaty, zamknięta przestrzeń, tajemnicze morderstwo, wyraziste charaktery, wszyscy są podejrzani, Hercules Poirot. Jakiekolwiek głębsze rozkminy na temat prawie 100-letniego kryminału uważam za niepotrzebne. Albo kupuje się tę konwencję albo nie. W zależności od podejścia powieści Christie można dzisiaj zrównać z ziemią jak i równie dobrze zachwycać się nimi. Ja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Praca popularnonaukowa, napisana przystępnym językiem, powinna spodobać się miłośnikom starożytności. Fakt, że w całej jej obszernej bibliografii znalazłem raptem ze dwie pozycje, które zostały przetłumaczone na język polski pokazuje, że jest potrzebna na naszym rynku. Z mojego punktu widzenia bardzo ciekawa ale jednak też trochę irytująca. Zakochany w Persji/Iranie autor postanowił pokazać "jak było naprawdę" a nie jak to "nakłamali Grecy". Jest w realizacji tego tak konsekwentny, że wiele razy niepotrzebnie dokonuje jakichś intelektualnych fikołków, byle nie umniejszyć w żaden sposób starożytnej Persji i dynastii Achemenidów. Nawet w tych momentach gdy pisze o mordach wewnątrz rodziny, spiskach, intrygach i brutalnych rozliczeniach z prawdziwymi i wyimaginowanymi przeciwnikami. Każdy przejaw despotyzmu i okrucieństwa (a tych w historii dynastii nie brakowało) tłumaczy troską o dobro imperium. Każdy "mit" związany z historią persko-greckiej rywalizacji próbuje trywializować. Wszystko co mogłoby rzucać cień na jego perskich idoli sprowadza do tego, że zachodni czytelnik może czegoś nie rozumieć lub nie dostrzegać. Widzę tu pewien zasadniczy błąd. Czytając o wojnach Greków z Persami nie dlatego odruchowo czujemy sympatię do tych pierwszych, bo to oni pisali historię i przedstawili się w niej w korzystnym świetle a Persów w negatywnym. Czujemy odruchową sympatię bo jesteśmy spadkobiercami tradycji greckiej a nie azjatyckiej. Bliższa nam kulawa grecka demokracja od despotycznych rządów władców życia i śmierci, przed którymi padano na twarz. Na wszelkie wschodnie imperia większość ludzi Zachodu patrzy tak, a nie inaczej nie z powodu "greckiej propagandy" czy programu nauczania brytyjskich uniwersytetów w XIX wieku, jak chciałby to widzieć autor. Patrzy z mieszanką odrazy i fascynacji ale jednak z przewagą negatywnych odczuć, bo ta długa sztafeta azjatyckich imperiów oznaczała w gruncie rzeczy wciąż to samo - pokój wewnętrzny za cenę ciągłych podbojów i walk na rubieżach, przesiedleń ludności, i przejawów niesłychanego okrucieństwa nawet wewnątrz dynastii panującej. Oznaczała rywalizację przebiegłych eunuchów, żon i konkubin władcy oraz urodzonych przez nie potencjalnych następców tronu. Oznaczała wymyślny do absurdu dworski ceremoniał, splendor mającym nadać władcy cechy boskie. W gruncie rzeczy wszystkie imperia są takie same i wszystkim po stuleciach "wybacza się" wiele. Podboje, stłumione powstania, liczby ofiar stają się tylko zapisami pod określoną datą, nie mają już w naszym odbiorze żadnego negatywnego wydźwięku. Gdzieś na początku tej azjatyckiej sztafety była Asyria, było państwo Achemenidów, były kolejne wielkie imperia a kończy ją, póki co. putinowska Rosja. Tej ostatniej też nie da się zrozumieć i zawsze znajdzie się jakiś intelektualista, który jednak chętnie ją "wytłumaczy". No dobrze, może teraz to ja trochę się zagalopowałem w tej niechęci, może faktycznie za dużo „weszło mi” tej greckiej propagandy. Kończę. Nie zaszkodzi przeczytać i wyrobić sobie opinię. Ach, jeszcze jedno - piękne wydanie, aż przyjemnie wziąć książkę do ręki. Brawa dla wydawcy!

Praca popularnonaukowa, napisana przystępnym językiem, powinna spodobać się miłośnikom starożytności. Fakt, że w całej jej obszernej bibliografii znalazłem raptem ze dwie pozycje, które zostały przetłumaczone na język polski pokazuje, że jest potrzebna na naszym rynku. Z mojego punktu widzenia bardzo ciekawa ale jednak też trochę irytująca. Zakochany w Persji/Iranie autor...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W serii "Panorama techniki wojskowej" ukazało się już kilka tytułów, poświęconych m.in. lotnictwu radzieckiemu, japońskiemu i niemieckiemu. To kolejna pozycja z tego cyklu, tym razem koncentrująca się na maszynach pokładowych. Wszystkie te książki oferują to samo - poręczny format, ładne ilustracje oraz tekst zbliżony objętościowo do wpisów na polskiej Wikipedii, a często nawet skromniejszy. W dobie Internetu mam problem z oceną takich książek. Nawet bez znajomości języków obcych, bez wysiłku więcej informacji o każdym z samolotów zdobędziemy w necie. Z drugiej strony taką książkę przyjemnie jest wziąć do ręki, usiąść sobie z nią w fotelu. Oferuje uporządkowaną wiedzę i może stanowić dobry start do dalszych poszukiwań. Dlatego taka książka może być fajnym upominkiem dla małolata, którego chcemy zarazić pasją albo dla kogoś, dla kogo lotnictwo nie jest głównym konikiem. Doświadczeni pasjonaci wiedzą, że tego typu wydawnictwa nie są raczej adresowane do nich.

W serii "Panorama techniki wojskowej" ukazało się już kilka tytułów, poświęconych m.in. lotnictwu radzieckiemu, japońskiemu i niemieckiemu. To kolejna pozycja z tego cyklu, tym razem koncentrująca się na maszynach pokładowych. Wszystkie te książki oferują to samo - poręczny format, ładne ilustracje oraz tekst zbliżony objętościowo do wpisów na polskiej Wikipedii, a często...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tkanina z Bayeux. Opowieść wysnuta Michael Lewis, David Musgrove
Ocena 7,3
Tkanina z Baye... Michael Lewis, Davi...

Na półkach: ,

Tkanina z Bayeux towarzyszy mi od zawsze. Gdy czytam/oglądam coś o historii średniowiecza, historii uzbrojenia, ubioru albo szkutnictwa to zawsze gdzieś tam musi pojawić się jakiś jej fragment i jakieś do niej odwołanie. Czy to podręcznik do historii do szkoły podstawowej, czy poważne opracowanie naukowe - w jednym i w drugim ilustracje przedstawiające fragmenty Tkaniny są na miejscu. Dosłownie przed chwilą zauważyłem, że autor jednego z moich ulubionych podcastów w odcinku poświęconym wikingom jako grafikę wykorzystał, a jakże - fragment Tkaniny. Osobiście mam wielki sentyment do tych trochę nieforemnych ludzików gestykulujących swoimi przesadnie długimi kończynami i do tych koników zaliczających spektakularne wywrotki :) Wszystko to jest z jednej strony takie umowne, jakby nieco nieporadne ale z drugiej strony pełne treści oraz niedostrzegalnych w pierwszym momencie detali, jak chociażby ten nagi dżentelmen z penisem w wzwodzie, biegnący do nagiej kobiety. Tak, takie bezeceństwa mniszki-hafciarki wcisnęły na marginesie Tkaniny. Poważni naukowcy szukają dla tych sprośnych wstawek poważnych wytłumaczeń. Ja sobie jednak wyobrażam, że te dziewczyny z dobrych domów, dla których zabrakło na posag i nie mające tak naprawdę żadnego "powołania", po prostu zrobiły psikusa gdy nikt nie patrzył i zaśmiewały się przy tym do łez, ubarwiając trochę swoje nudne klasztorne życie :)
Książka panów Musgrove i Lewisa dała mi możliwość zobaczenia tkaniny po raz pierwszy w całości i przyjrzenia się jej detalom z bliska. Zawiera historię jej powstania, zresztą niezwykle ciekawą i troche tajemniczą, opis kolejnych scen oraz teorie na temat ich ukrytej symboliki. Jest pięknie wydana, zawiera mnóstwo ilustracji, napisana jest przystępnym językiem i w zasadzie to nie wiem, czego więcej miałbym oczekiwać od takiej pracy. Oczywiście nie jest naukowym opracowaniem na temat podboju normańskiego, bo skupia się na narracji i wersji wydarzeń prezentowanej na Tkaninie. Mimo to bardzo polecam :)

Tkanina z Bayeux towarzyszy mi od zawsze. Gdy czytam/oglądam coś o historii średniowiecza, historii uzbrojenia, ubioru albo szkutnictwa to zawsze gdzieś tam musi pojawić się jakiś jej fragment i jakieś do niej odwołanie. Czy to podręcznik do historii do szkoły podstawowej, czy poważne opracowanie naukowe - w jednym i w drugim ilustracje przedstawiające fragmenty Tkaniny są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niestety odebrałem sobie część przyjemności z lektury, oglądając przed laty jedną z ekranizacji powieści, zdaje się, że tę z lat 70-tych. Niewiele z niej pamiętałem, ale akurat to "kto zabił" to pamiętałem :) Cóż, już w wersji filmowej intryga wydała mi się bardzo nieprawdopodobna i w zasadzie lektura powieści niewiele w tym względzie zmieniła. Miałem jednak świadomość, że to klasyka i że trudno przykładać do niej współczesne miary, pewnie dlatego też książkę przeczytałem z przyjemnością. Spodobał mi się jej dyskretny humor, różnorodność postaci, pomysł na miejsce akcji. No i zwięzłość, która sprawia, że przeczytać ją można w dwa wieczory. Jeśli podejdzie się do niej z pewnym dystansem, potraktuje jako wyzwanie dla szarych komórek i nie będzie się przesadnie zastanawiać nad realizmem historii, to "Morderstwo..." wciąż może się podobać. No i ten Poirot, co za postać! :)

Niestety odebrałem sobie część przyjemności z lektury, oglądając przed laty jedną z ekranizacji powieści, zdaje się, że tę z lat 70-tych. Niewiele z niej pamiętałem, ale akurat to "kto zabił" to pamiętałem :) Cóż, już w wersji filmowej intryga wydała mi się bardzo nieprawdopodobna i w zasadzie lektura powieści niewiele w tym względzie zmieniła. Miałem jednak świadomość, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie jestem znawcą i fanem kryminałów. Naszła mnie ochota na klasykę tego gatunku a że ta powieść jest pierwszą w dorobku jego „Królowej”, to padło właśnie na nią. Sympatyczna ramotka do przeczytania w dwa wieczory - tak bym ją w skrócie określił. Wiadomo, że to pewna konwencja, nie da się tego traktować ze śmiertelną powagą ale przy odpowiednim podejściu lektura wciąż może dostarczyć sporo frajdy a nawet może stanowić pewne intelektualne wyzwanie dla czytelnika. Czuję się zachęcony do dalszego zaznajamiania się z twórczości A. Christie. W dzisiejszych czasach, gdy najbardziej banalna powieść ma rozmiar cegły (bo inaczej się nie sprzeda), fajnie jest oderwać się na chwilę od poważniejszych lektur przy czymś napisanym tak zwięźle, za pomocą zgrabnych, krótkich zdań, gdzie do celnego scharakteryzowania postaci autorce wystarcza dosłownie kilka słów.

Nie jestem znawcą i fanem kryminałów. Naszła mnie ochota na klasykę tego gatunku a że ta powieść jest pierwszą w dorobku jego „Królowej”, to padło właśnie na nią. Sympatyczna ramotka do przeczytania w dwa wieczory - tak bym ją w skrócie określił. Wiadomo, że to pewna konwencja, nie da się tego traktować ze śmiertelną powagą ale przy odpowiednim podejściu lektura wciąż może...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie jestem pasjonatem broni pancernej, nie gram w WoT-a, zdecydowanie bardziej wolę wszystko co pływa. Lubię jednak historię a historia to także konflikty, konflikty to uzbrojenie a czołgi to jeden z najbardziej spektakularnych jego rodzajów. Taka ścieżka doprowadziła mnie do tej książki :) Uważam, że to solidna, napisana przystępnym językiem i dająca dobre pojęcie o rozwoju amerykańskiej broni pancernej praca. Od tych nieco pokracznych, trochę steampunkowych pojazdów z końcówki lat 30-tych XX w., po nowoczesny sprzęt wprowadzany do użytku w końcowym okresie II WŚ. Nie ma w tej książce szczegółowych danych technicznych (od tego są monografie). Jest za to opis ewolucji poszczególnych kategorii broni pancernej, czyli czołgów, niszczycieli czołgów, dział samobieżnych, transporterów opancerzonych, samochodów pancernych i amfibii desantowych. Jest wyjaśnienie doktryny stojącej za projektowaniem takiego a nie innego sprzętu i za sposobami jego wykorzystania na froncie. Efekty te wyrażone są w przytaczanych fragmentach oficjalnych raportów oraz wspomnień dowódców i żołnierzy. Jest tu dużo ciekawych zdjęć i trochę kolorowych rysunków. Z mojego punktu widzenia dostałem w tej książce wszystko, czego oczekiwałem. Książka Greena to jedna z tych prac, w której nie ma może więcej wiedzy niż w otwartych źródłach internetowych ale wszystko jest zebrane w całość, usystematyzowane i opatrzone komentarzem. Jeśli szukasz czegoś takiego to polecam :)

Nie jestem pasjonatem broni pancernej, nie gram w WoT-a, zdecydowanie bardziej wolę wszystko co pływa. Lubię jednak historię a historia to także konflikty, konflikty to uzbrojenie a czołgi to jeden z najbardziej spektakularnych jego rodzajów. Taka ścieżka doprowadziła mnie do tej książki :) Uważam, że to solidna, napisana przystępnym językiem i dająca dobre pojęcie o...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Antyczne miasta Peter Connolly, Hazel Dodge
Ocena 8,3
Antyczne miasta Peter Connolly, Haz...

Na półkach:

W czasach trójwymiarowych, komputerowo generowanych rekonstrukcji starożytnych budowli i miast, jakich zatrzęsienie można znaleźć na YouTube, klasyczne rysunki nadal mają swój urok i wielki walor poznawczy. Zwłaszcza rysunki autorstwa takiego mistrza jak Peter Connolly. Ileż cierpliwości musiał włożyć w te prace! Całość uzupełnia tekst, wcale nie tak banalny, jak można by oczekiwać po takim albumowym wydaniu. Temat przewodni to życie codzienne w starożytnych metropoliach. Nie szukajcie tu więc tematów militarnych bo znajdziecie raczej informacje o życiu rodzinnym, obrzędach religijnych, handlu, rozrywce oraz mnóstwo ilustracji przedstawiających pałace, świątynie, domostwa, teatry, łaźnie ale i przedmioty codziennego użytku. Bardzo fajna książka do oglądania i czytania. Miłośnikom starożytności na pewno przypadnie do gustu.

W czasach trójwymiarowych, komputerowo generowanych rekonstrukcji starożytnych budowli i miast, jakich zatrzęsienie można znaleźć na YouTube, klasyczne rysunki nadal mają swój urok i wielki walor poznawczy. Zwłaszcza rysunki autorstwa takiego mistrza jak Peter Connolly. Ileż cierpliwości musiał włożyć w te prace! Całość uzupełnia tekst, wcale nie tak banalny, jak można by...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nierówna książka. Żeromski był świetny, genialny wręcz w tych wszystkich scenach polowań, balów, pijatyk, bójek, ucieczek, szarż, bitew itd. Opis ulicznych walk w Saragossie to jeden z najlepszych batalistycznych kawałków jaki czytałem w życiu. Zupełnie jakbyśmy stali ramię w ramię z zakapiorami z Legii Nadwiślańskiej i przebijali się dom po domu, podwórko po podwórku, od okna do okna, pod gradem kul i po stosach trupów. Niestety zawsze kiedy kurz opada to bohaterowie stają w miejscu, akcja zamiera a pisarz zaczyna katować czytelnika drętwymi monologami wewnętrznymi i naprawdę nieznośnie egzaltowanymi, absurdalnie długimi opisami przyrody. Zupełnie jakby AI otrzymało zadanie napisania parodii klasycznej lektury szkolnej. Uważam się za dość oczytanego człowieka ale wysiłek włożony w przedzieranie się przez sążniste opisy atlantyckich fal albo tatrzańskich świerków uświadomił mi boleśnie, jak bardzo zmieniła się jednak literatura przez te 120 lat i jak zmieniła się wrażliwość czytelników. W tym moja własna, bo lata temu, w licealnych czasach takie literackie wyzwania "wciągałem nosem". Żeby zakończyć czymś pozytywnym to napiszę, że bohaterowie wyszli Żeromskiemu niczego sobie, zwłaszcza czupurny Olbromski z tymi swoimi miłostkami, chuciami, pociągiem do hazardu i ryzyka. Problem w tym, że bohaterów tych historia miota po Polsce i Europie, są świadkami wielkich wydarzeń ale ich losy nie układają się w jakąś spójną, wciągającą fabułę. Oczywiście, to zupełnie jak w życiu ale od literatury niekoniecznie oczekujemy, żeby było "jak w życiu".

Nierówna książka. Żeromski był świetny, genialny wręcz w tych wszystkich scenach polowań, balów, pijatyk, bójek, ucieczek, szarż, bitew itd. Opis ulicznych walk w Saragossie to jeden z najlepszych batalistycznych kawałków jaki czytałem w życiu. Zupełnie jakbyśmy stali ramię w ramię z zakapiorami z Legii Nadwiślańskiej i przebijali się dom po domu, podwórko po podwórku, od...

więcej Pokaż mimo to