rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Jak ja uwielbiam ekipę zwierzaków z chaty pod Wierchami. Z nimi nie można się nudzić, a w drugiej części dzieje się naprawdę sporo. Jak sam tytuł wskazuje, czyli „POPR-ańcy. Wiosenny galimatias” jest barwnie i śmiesznie. Sepleniący szczur Scul i trochę wyliniała papuga Oda naprawdę potrafią rozbawić do łez. Ale pojawiają się też poważne tematy. Bo życie to nie tylko zabawa, wokół dzieje się też wiele złego. O wojnie w Ukrainie przypomną nam lama i osioł, a szczeniaki podzielą się traumatycznymi wydarzeniami związanymi z utratą rodziców. Na szczęście porządku jak zwykle pilnuje Gambit, wspaniały psi ratownik górski, oczywiście z rodowodem do czwartego pokolenia, z ogromnym doświadczeniem, bo już w stanie spoczynku, który będzie dla młodych czytelników najlepszym z możliwych przewodnikiem górskim.

A ja po raz kolejny sięgnęłam po audiobooka i to był strzał w dziesiątkę. Co prawda ominęły mnie ilustracje Huberta Grajczaka, ale za to Leszek Filipowicz, Anna Ryźlak, Aleksander Olsztynowicz – Czyż i Ewa Abart wynagrodzili mi to z nawiązką, dając wspaniały popis! Ich występ zamienił się we wspaniałe słuchowisko. Bawiłam się świetnie! Myślę, że wybór audiobooka pozwoli dorosłym fajnie spędzić czas z dzieciakami.

Co tu dużo pisać, Anna Sakowicz po raz kolejny nie zawodzi! Cieszę się, że dzieciaki właśnie z takich książek uczą się, jak trzeba zachowywać się w górach. Wszyscy wiemy, że konieczna jest edukacja w kwestii zagrożeń, jakie zazwyczaj sami stwarzamy w górach. A nie ma nic lepszego, niż nauka przez zabawę. Z niecierpliwością będę wypatrywać kolejnej części.

Dziękuję Legimi za możliwość przesłuchania audiobooka.

Jak ja uwielbiam ekipę zwierzaków z chaty pod Wierchami. Z nimi nie można się nudzić, a w drugiej części dzieje się naprawdę sporo. Jak sam tytuł wskazuje, czyli „POPR-ańcy. Wiosenny galimatias” jest barwnie i śmiesznie. Sepleniący szczur Scul i trochę wyliniała papuga Oda naprawdę potrafią rozbawić do łez. Ale pojawiają się też poważne tematy. Bo życie to nie tylko...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Dorosłość. Wyznania Lisa Aisato, Linn Skåber
Ocena 7,1
Dorosłość. Wyz... Lisa Aisato, Linn S...

Na półkach:

Moje wewnętrzne dziecko nieustannie krzyczy: nie dorastaj! I tak się bronię, wciąż i wciąż, udając, że bawię się w dorosłość. A jednak jestem już dorosła i nic tego nie zmieni. Trudno jest ścigać się z czasem, kiedy jest się z góry na przegranej pozycji. Mija sekunda za sekundą, godzina za godziną, dzień za dniem, a ja pielęgnuje wspomnienia, choć te umykają z głowy, ustępując miejsca kolejnym… Naprawdę z całych sił próbuję bawić się w dorosłość. A ona bawi się ze mną. Kto wie, dokąd nas to obie zaprowadzi…

Skąd taki przydługi wstęp? Sprawiła to książka „Dorosłość. Wyznania” wspaniałego duetu: pisarki Linn Skaber i ilustratorki Lisy Aisato, które znów pokazały mi, czym jest magia czułości otulająca słowa i ilustracje. Tylko one potrafią tak mnie poruszyć. Sięgają do zwyczajności z taką łatwością i wyczuciem. Nie sposób im nie uwierzyć.

Trzydzieści trzy poruszające sceny, przeplatane wyjątkowymi obrazami, w których zawarta jest esencja dorosłości… To się musiało udać… Odnalazłam w nich tak wiele własnych emocji i doświadczeń… Czułam wewnętrzną radość. Wiecie, tak w środku… I nieustannie przewijające się w głowie: tak, ze mną dorosłość też to zrobiła.

Linn Skaber udowodniła, że potrafi przede wszystkim słuchać i dlatego tak świetnie pisze. A Lisa Aisato swoimi ilustracjami jak zwykle poruszyła mnie do głębi. To naprawdę wyjątkowo zgrany duet, który mam nadzieję jeszcze nie raz zawojuje moje serce. Będę czekać na kolejne i kolejne spotkania… A Wam z całego serca polecam spróbować doświadczyć tego, co ja. Czytajcie „Dorosłość. Wyznania”…

Dziękuję Wydawnictwu Literackie za egzemplarz do recenzji!

Moje wewnętrzne dziecko nieustannie krzyczy: nie dorastaj! I tak się bronię, wciąż i wciąż, udając, że bawię się w dorosłość. A jednak jestem już dorosła i nic tego nie zmieni. Trudno jest ścigać się z czasem, kiedy jest się z góry na przegranej pozycji. Mija sekunda za sekundą, godzina za godziną, dzień za dniem, a ja pielęgnuje wspomnienia, choć te umykają z głowy,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Ależ się cieszę, że na rynku wydawniczym pojawia się coraz więcej książek dla dzieci, dzięki którym uczą się jak należy się zachowywać w górach, by nie stwarzać zagrożenia zarówno dla siebie, jak i innych. Mogą naprawdę bezpiecznie i świadomie zacząć swoją przygodę z turystyką górską. Najlepsze jest to, że w przypadku książki Anny Sakowicz „POPR-ańcy. Chata pod Wierchami” uczą się tego wszystkiego przy okazji, bo przede wszystkim będą się świetnie bawić. A z barwną ekipą zwierzaków z chaty pod Wierchami, która dla wszystkich stoi otworem, nie można się nudzić. Zwierzęcy „rozbitkowie” potrafią rozśmieszyć do łez. Na szczęście porządku pilnuje tam wspaniały psi ratownik górski, oczywiście z rodowodem do czwartego pokolenia, z ogromnym doświadczeniem, bo już w stanie spoczynku, który będzie dla młodych czytelników najlepszym z możliwych przewodnikiem górskim.

A ja po raz kolejny sięgnęłam po audiobooka i to był strzał w dziesiątkę. Co prawda ominęły mnie ilustracje Huberta Grajczaka, ale za to Leszek Filipowicz, Anna Ryźlak, Aleksander Olsztynowicz – Czyż i Miriam Aleksandowicz wynagrodzili mi to z nawiązką, dając wspaniały popis! Ich występ zamienił się we wspaniałe słuchowisko. Bawiłam się świetnie! Myślę, że wybór audiobooka pozwoli dorosłym fajnie spędzić czas z dzieciakami.

Konieczna jest edukacja w kwestii zagrożeń, jakie zazwyczaj sami stwarzamy w górach przez nieodpowiedzialne zachowania, brak przygotowania, a przede wszystkim brak wyobraźni. To ważne, by dzieciaki nie powielały błędów dorosłych, dlatego cieszę się, że powstają takie książki, jak „POPR-ańcy. Chata pod Wierchami”. I jeszcze zapomniałam wspomnieć, ze to dopiero pierwsza część serii. Będę czekać z niecierpliwością na kolejne tomy.

Dziękuję Legimi za możliwość przesłuchania audiobooka.

Ależ się cieszę, że na rynku wydawniczym pojawia się coraz więcej książek dla dzieci, dzięki którym uczą się jak należy się zachowywać w górach, by nie stwarzać zagrożenia zarówno dla siebie, jak i innych. Mogą naprawdę bezpiecznie i świadomie zacząć swoją przygodę z turystyką górską. Najlepsze jest to, że w przypadku książki Anny Sakowicz „POPR-ańcy. Chata pod Wierchami”...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Ballady i romanse z komentarzami Emilii Kiereś Emilia Kiereś, Adam Mickiewicz
Ocena 8,2
Ballady i roma... Emilia Kiereś, Adam...

Na półkach:

Adam Mickiewicz większości osób kojarzy się „Panem Tadeuszem” i uczeniem się na pamięć Inwokacji, a i jeszcze słynnym powiedzeniem, że wielkim poetą był… Ja natomiast z ogromnym sentymentem wspominam jego „Ballady i romanse”, dlatego powrót do szkolnych ławek dzięki Emilii Kiereś, która przygotowała opracowanie tych właśnie utworów, był dla mnie fantastyczną przygodą. Szczególnie, że przesłuchałam je w formie audiobooka na Legimi, a czytający: Anna Ryźlak i Leszek Filipowicz spisali się naprawdę znakomicie. Wg mnie właśnie tak powinny wyglądać lekcje polskiego. Łatwiej byłoby zachęcić młodzież do nie tylko twórczości Adama Mickiewicza i powiem szczerze, że liczę na to, że to nie ostatnie takie opracowanie w wykonaniu Emilii Kiereś.

Audiobooki to „złoto”! Jak ja się cieszę, że się do nich przekonałam! Szczególnie, że nie mam teraz kompletnie czasu na czytanie. A tak po prostu wkładam słuchawki i mogę słuchać w tak zwanym międzyczasie. I powiem Wam jeszcze, że super było usłyszeć „Świteziankę” w interpretacji Leszka Filipowicza, a musicie wiedzieć, że to mój ulubiony utwór Adama Mickiewicza. „Jakiż to chłopiec piękny i młody…” - już ten pierwszy wers wywołał uśmiech na mojej twarzy. Pewnie narażę się teraz kilku osobom, ale nie wspominam miło „Pana Tadeusza” i ledwo przez niego przebrnęłam, dlatego cieszę się, że Emilia Kiereś postawiła właśnie na „Ballady i romanse”. Choć swoją drogą jestem ciekawa, czy jakimś cudem zachęciłaby mnie do niego. Kto wie? Może kiedyś się przekonam, jeśli takie opracowanie powstanie?

Takie luźne omawianie kolejnych utworów może naprawdę zachęcić młodych ludzi do twórczości Adama Mickiewicza. Wg mnie Emilia Kiereś bardzo sprawnie ściąga „wielkiego wieszcza” z piedestału pokazując go jako zwykłego człowieka, serwując ogrom ciekawostek związanych z jego życiem prywatnym. Zachęcam przede wszystkim młodzież i to właśnie do przesłuchania audiobooka.

To była świetna przygoda! Dziękuję Legimi za możliwość przesłuchania audiobooka!

Adam Mickiewicz większości osób kojarzy się „Panem Tadeuszem” i uczeniem się na pamięć Inwokacji, a i jeszcze słynnym powiedzeniem, że wielkim poetą był… Ja natomiast z ogromnym sentymentem wspominam jego „Ballady i romanse”, dlatego powrót do szkolnych ławek dzięki Emilii Kiereś, która przygotowała opracowanie tych właśnie utworów, był dla mnie fantastyczną przygodą....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Ale teraz wiecie już, dlaczego nigdy nie należy czytać gazet, w których nagłówki krzyczą „Znaleziono lek na raka!”. Wiecie już, że nie ma jednego raka, a wobec tego nie ma i nigdy nie będzie jednego leku, który magicznie mógłby wyleczyć każdego raka. Nasze nowotwory różnią się między sobą tak bardzo, jak i my różnimy się między sobą".

Tymi słowami dr Paula Dobosz, specjalizująca się w genetyce i genomice nowotworów kończy swoja książkę „Fakty i mity genetyki nowotworów” i właściwie jest to świetne, choć oczywiście mocno uproszczone, jej podsumowanie. Na pewno ogrom wiedzy, jaką oferuje robi wrażenie. Ale przede wszystkim bardzo przyjazny sposób jej podania. Autorka ma niezwykły talent, jeśli chodzi o tłumaczenie najbardziej skomplikowanych zagadnień, na które jednak musicie się przygotować. To jest książka, która jak sama autorka wskazuje, stanowi pean na cześć badania genomu, więc porusza wiele specjalistycznych zagadnień, ale nie tylko.

Ja po lekturze zdałam sobie sprawę jak ważny jest rozwój onkologii personalizowanej, dzięki której konkretny pacjent otrzyma odpowiedni lek w odpowiednim czasie i dawce, dokładnie dopasowany do niego i jego nowotworu. To prawdziwa rewolucja, która już dzieje się na naszych oczach i daje nadzieję na lepsze jutro.

Dlaczego komórki nowotworowe są wyjątkowe i tak trudno je zniszczyć? Czy suplementy diety są takie wspaniałe, jak wychwalają je reklamy? Na czym polega sekwencjonowanie? Czy wiecie, że coś, co jest genetyczne, wcale nie musi być dziedziczne? Czy wirusy mogą być lekiem na raka? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie w książce, którą naprawdę polecam.

Na koniec chciałabym jeszcze zacytować słowa autorki, z którymi mocno się zgadzam i sama nie raz tak pomyślałam: „Cykl życiowy pantofelka może i jest fajny, ale nie przypominam sobie ani jednej sytuacji, w której mi to się do czegokolwiek w życiu przydało, poza szkolnymi sprawdzianami. Za to informacje o witaminach, suplementach, hormonach, odporności czy szczepieniach przydają się niemalże każdego dnia, choć te najważniejsze były w szkole jedynie wspominane, w najlepszym wypadku”.

Dziękuję Wydawnictwu Filia za egzemplarz do recenzji!

„Ale teraz wiecie już, dlaczego nigdy nie należy czytać gazet, w których nagłówki krzyczą „Znaleziono lek na raka!”. Wiecie już, że nie ma jednego raka, a wobec tego nie ma i nigdy nie będzie jednego leku, który magicznie mógłby wyleczyć każdego raka. Nasze nowotwory różnią się między sobą tak bardzo, jak i my różnimy się między sobą".

Tymi słowami dr Paula Dobosz,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Thriller w wykonaniu Małgorzaty Starosty? Królowa komedii kryminalnej postanowiła nas wszystkich zaskoczyć najnowszą książką „Nie słyszę cię, kochanie”. Skończyły się śmieszki heheszki, a zaczęła psychologiczna rozgrywka. Takiego obrotu spraw, jaki nastąpił, nie spodziewałam się ani w karierze autorki, ani w książce. To się nazywa wielkie wow! Niezłą łamigłówkę zaserwowała nam Małgorzata Starosta. Wspaniale zbudowała napięcie, które nie opuściło mnie aż do ostatniej strony. Zarwałam nockę i serio, warto było, a do pracy wstałam pełna werwy. Wygląda na to, że nie tylko śmiech to zdrowie, ale wytężanie umysłu też wspaniale ożywia ciało i dodaje energii.

Czy można w jednej chwili stracić słuch i pamięć? Magda jest na to dowodem. Dlaczego jej mąż nagle zniknął? Jakie tajemnice skrywa jego przeszłość? Kim tak naprawdę jest sympatyczna sąsiadka? Kto zabił i dlaczego? Jak skończy się śledztwo? I w końcu, czy można zbudować normalną relację z byłym mężem? Mogę Wam udzielić odpowiedzi tylko na ostatnie pytanie i brzmi: tak. A jeśli chodzi o resztę, musicie przekonać się sami.

Oj dzieje się w tej książce i to nie tylko jeśli chodzi o samą historię, ale przede wszystkim o kreację postaci zarówno pierwszo jak i drugoplanowych. Za to też cenię Małgorzate Starostę, ale tutaj naprawdę przeszła samą siebie. Wspaniale krok po kroku owija sobie czytelnika wokół palca, raz daje, raz zabiera i zastanawiam się, jak to możliwe, że jeszcze w piekle się nie poniewiera. No dobra, a tak serio to po prostu wielkie brawa!

PS Akcja dzieje się w moim ukochanym Wrocławiu! No nie mogło być lepiej!

Książka na razie dostępna tylko na Legimi!

Recenzja powstała we współpracy z Wydawnictwem Labreto / Legimi.

Thriller w wykonaniu Małgorzaty Starosty? Królowa komedii kryminalnej postanowiła nas wszystkich zaskoczyć najnowszą książką „Nie słyszę cię, kochanie”. Skończyły się śmieszki heheszki, a zaczęła psychologiczna rozgrywka. Takiego obrotu spraw, jaki nastąpił, nie spodziewałam się ani w karierze autorki, ani w książce. To się nazywa wielkie wow! Niezłą łamigłówkę zaserwowała...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przesmoczenie kobiet? Kelly Barnhill udowodniła, że jest specjalistką od realizmu magicznego, ale co najważniejsze, potrafi zbudować na nim feministyczny manifest, który zieje prawdziwym ogniem kobiecej siły. Chciałabym jednak zaznaczyć, że „Kiedy kobiety były smokami” to nie jest książka o gniewie, ale szukaniu swojej własnej drogi do wolności i spełnienia. To również piękny obraz kobiecej solidarności. A samo przesmoczenie jest czymś niewiarygodnie poruszającym, tak wspaniale pokazującym, jak ogromna siła tkwi w nas kobietach i kiedy trzeba potrafimy zawalczyć o siebie, potrzebujemy tylko iskierki, która rozpali w nas ogień. Czasem wystarczy jedna, czasem więcej, a czasem wcale jej nie potrzebujemy, bo mamy prawo obrać zupełnie inną drogę, zamiast pożaru.

Książka Kelly Barnhill jest naprawdę wymagająca, pełna metafor, stanowi też zlepek wielu gatunków. Potrzeba ogromnego skupienia, by się nie pogubić w gąszczu przeróżnych wtrąceń w postaci doniesień prasowych przeplatających główną historie, ale równie ważnych, bo pokazujących kontekst społeczny. Autorka nawiązuje do fali feminizmu, która przelewała się przez Amerykę w latach 50. XX wieku.

Warto poznać historię Alex, bo to ona jest tutaj główną bohaterką i smoczyc, które spotyka na swojej drodze. Warto uczestniczyć w akcie przesmoczenia i poczuć emocje z nim związane, uwierzcie mi naprawdę je poczujecie. Warto dać szansę tej książce, bo stanowi naprawdę piękny manifest kobiecości.

Dziękuję Wydawnictwu Literackie za egzemplarz do recenzji!

Przesmoczenie kobiet? Kelly Barnhill udowodniła, że jest specjalistką od realizmu magicznego, ale co najważniejsze, potrafi zbudować na nim feministyczny manifest, który zieje prawdziwym ogniem kobiecej siły. Chciałabym jednak zaznaczyć, że „Kiedy kobiety były smokami” to nie jest książka o gniewie, ale szukaniu swojej własnej drogi do wolności i spełnienia. To również...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Pewnego razu były sobie dwie siostry, które wszystko robiły wspólnie. Ale tylko jedna z nich zniknęła”. Nie wiem jak Wy, ale ja tak jak Fiona, główna bohaterka „Tajemnicy Lost Lake” poczułam dreszczyk emocji, bo tak zaczyna się tajemnicza książka znaleziona przez nią przypadkiem w bibliotece. A później przepadłam i kiedy przewróciłam ostatnią stronę, było mi naprawdę żal, że to już koniec…

Nie jest łatwo, kiedy rodzice oczekują od Ciebie, że podporządkujesz swoje życie karierze starszej siostry, choć nie do końca zdają sobie z tego sprawę. Jedenastoletnia Fiona nie potrafi pogodzić się z przeprowadzką do Lost Lake ze względu na Arden i jej treningi łyżwiarstwa. Dziewczynka czuje się naprawdę samotna i sfrustrowana. Pewnego dnia znajduje w bibliotece tajemniczą książkę, która opisuje mroczną historię dwóch sióstr Hazel i Pearl oraz groźnego i przerażającego Poszukiwacza. Niespodziewanie jednak ku rozpaczy Fiony książka znika, a przecież musi poznać zakończenie. Pytanie, dokąd zaprowadzą ja poszukiwania?

Nie spodziewałam się, że dla historii dla młodszej młodzieży zarwę nockę. Uwielbiam powieści szkatułkowe, takie które oferują równoległe historie i które tylko razem tworzą wyjątkową i zazwyczaj zaskakującą całość, a finał stanowi rozwiązanie zagadki. Mroczny i niepokojący klimat unoszący się nad stronami naprawdę zrobił na mnie wrażenie. Miałam takie momenty, że obawiałam się, co przeczytam na kolejnej stronie.

Jacqueline West znakomicie pokazuje skomplikowane relacje siostrzane. Nie sposób nie frustrować się i nie kibicować Fionie, która wciąż czuje się pokrzywdzona przez rodziców i walczy o ich uwagę, kiedy oni są skupieni na starszej siostrze. Ale też warto spojrzeć na to wszystko z perspektywy Arden i nagle nic nie jest już takie oczywiste.

Ta książka ma wiele do zaoferowania młodszej młodzieży. Przede wszystkim młodzi czytelnicy poczują dreszczyk emocji i przeżyją niezapomnianą przygodę w Lost Lake, ale tak naprawdę dostaną cenną lekcję o relacjach rodzinnych.

Dziękuję Wydawnictwu Literackie za egzemplarz do recenzji!

„Pewnego razu były sobie dwie siostry, które wszystko robiły wspólnie. Ale tylko jedna z nich zniknęła”. Nie wiem jak Wy, ale ja tak jak Fiona, główna bohaterka „Tajemnicy Lost Lake” poczułam dreszczyk emocji, bo tak zaczyna się tajemnicza książka znaleziona przez nią przypadkiem w bibliotece. A później przepadłam i kiedy przewróciłam ostatnią stronę, było mi naprawdę żal,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Polowanie na czarownice w Babiborze? No tego jeszcze nie było. A już działo się naprawdę sporo, bo „O gusłach się nie dyskutuje” to trzecia część wyjątkowej serii W siedlisku Małgorzaty Starosty i wg mnie najlepsza! To jest naprawdę ogromna przyjemność obserwować, jak autorka się rozwija z książki na książkę, jak eksploruje coraz to nowsze obszary literatury, jak dojrzale i z rozmachem potrafi żonglować gatunkowo, jak szuka nowych rozwiązań i jak bardzo jej to wszystko wychodzi.

Tym razem Małgorzata Starosta zagrała świetnie dwoma liniami czasowymi. Mamy okazję przenieść się do Babiboru, gdzie polowano na czarownice i poczuć mroczny klimat tamtych czasów. Na szczęście w tym współczesnym będzie dużo weselej, choć nie obędzie się bez trupów i słowiańskich wierzeń. Trochę śmiesznie, trochę strasznie, ale przede wszystkim z jajem i polotem, jak to na Małgorzatę Starostę przystało, taka jest ta książka.

Jeśli lubicie komedie kryminalne z prawdziwego zdarzenia, to seria W Siedlisku będzie idealnym wyborem. Małgorzata Starosta jako specjalistka w kreowaniu wyrazistych bohaterów i mistrzyni pięknego stylu, a przede wszystkim ciętej riposty na pewno Was nie zawiedzie! Myślę, że duże wrażenie zrobią na Was babiborzanie, przed którymi absolutnie nic się nie ukryje. Czekam z niecierpliwością na kolejną część!

Dziękuję Wydawnictwu Vectra za egzemplarz do recenzji!

Polowanie na czarownice w Babiborze? No tego jeszcze nie było. A już działo się naprawdę sporo, bo „O gusłach się nie dyskutuje” to trzecia część wyjątkowej serii W siedlisku Małgorzaty Starosty i wg mnie najlepsza! To jest naprawdę ogromna przyjemność obserwować, jak autorka się rozwija z książki na książkę, jak eksploruje coraz to nowsze obszary literatury, jak dojrzale i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Cieszę się, że powstają takie książki, jak „Niewinny, że inny. Bajka o tolerancji” Agaty Karpińskiej, które uczą dzieciaki, że każdy człowiek jest inny, a przez to wyjątkowy i że nikt nie ma prawa dzielić ludzi na lepszych i gorszych. Opowieść o klockach w bardzo prosty i czytelny sposób pokazuje problem braku tolerancji i konsekwencji segregacji i znieczulicy społecznej.

Krótka to była książeczka, ale naprawdę wartościowa. Myślę, że dzieciaki zrozumieją dzięki niej, że każdy z nas ma prawo do szczęścia i poszanowania jego praw, nieważne jak bardzo się różnimy. Nauczą się kilku trudnych słów i ich znaczenia, jak: tolerancja, dyplomacja, czy plotka. To będzie bardzo cenna lekcja o życiu.

Dziękuję Wydawnictwu Nowa Baśń za egzemplarz do recenzji!

Cieszę się, że powstają takie książki, jak „Niewinny, że inny. Bajka o tolerancji” Agaty Karpińskiej, które uczą dzieciaki, że każdy człowiek jest inny, a przez to wyjątkowy i że nikt nie ma prawa dzielić ludzi na lepszych i gorszych. Opowieść o klockach w bardzo prosty i czytelny sposób pokazuje problem braku tolerancji i konsekwencji segregacji i znieczulicy...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Tygrys Cezary Harasimowicz, Marta Kurczewska
Ocena 8,2
Tygrys Cezary Harasimowicz...

Na półkach:

„… my zwierzęta, mamy większą intuicję niż wy, ludzie. Nawet jeśli nas zamykacie w klatce. Po prostu czasami wiemy więcej niż wy, bo my czujemy się częścią świata, a wy czujecie się władcami tego świata. A może chcielibyście cały świat zamknąć w klatce”? Nie sposób się nie zgodzić ze słowami Tigre, czyli głównego bohatera książki niezwykle zgranego duetu - Cezarego Harasimowicza i Marty Kurczewskiej. Nie można przejść obojętnie obok tak poruszającej historii, inspirowanej prawdziwymi wydarzeniami. A chodzi o zatrzymanie w 2019 roku nielegalnego transportu tygrysów na granicy polsko – białoruskiej.

Ta książka przede wszystkim uwrażliwia na krzywdę, jaka dzieje się zwierzętom w cyrku. Młodzi czytelnicy mają okazję dowiedzieć się, jak są traktowane i jak bardzo cierpią. Może nie wszystko zrozumieją, ale myślę, że będą czuły, że coś jest nie tak, a przez to zmieni się ich postrzeganie cyrku i atrakcji, jakie oferuje.

Cezary Harasimowicz pokazuje dzieciakom, jak łatwo zamknąć nie tylko zwierzę, ale również siebie samego w klatce zbudowanej z oczekiwań zarówno swoich, jak i innych i jak bardzo tęsknota za wolnością może zniszczyć życie. Pojawia się też problem alkoholizmu, co uważam za niezwykle cenne. Ważna jest też tutaj perspektywa zwierzęcia, bo to jego oczami patrzymy na ludzi i ich sprzeczne zachowania, nic tutaj nie jest czarno – białe.

Najbardziej ludzkie w tej książce są tygrysy i to jest chyba najcenniejsza nauka, jaka z niej płynie. Jestem naprawdę poruszona nie tylko treścią, ale też ilustracjami Marty Kurczewskiej, które są po prostu wymalowane emocjami…To już kolejna świetna pozycja z serii Zwierzaki Wydawnictwa Agora. Polecam z całego serca!

Dziękuję Wydawnictwu Agora za egzemplarz do recenzji!

„… my zwierzęta, mamy większą intuicję niż wy, ludzie. Nawet jeśli nas zamykacie w klatce. Po prostu czasami wiemy więcej niż wy, bo my czujemy się częścią świata, a wy czujecie się władcami tego świata. A może chcielibyście cały świat zamknąć w klatce”? Nie sposób się nie zgodzić ze słowami Tigre, czyli głównego bohatera książki niezwykle zgranego duetu - Cezarego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Zakochałem się w Północy, zakochałem się w Arktyce. Zakochałem się w niej, bo choć wydaje się groźna, tak naprawdę jest bogata, przyjazna i – szczególnie dziś – bardzo krucha”. Tak pisze we wstępie swojej najnowszej książki Adam Wajrak. „Na północ jak pokochałem Arktykę” to pierwsza część arktycznej trylogii, w której autor dzieli się wyjątkowymi wspomnieniami, a mianowicie jak stawiał pierwsze kroki na dalekiej Północy. Przygotujcie się na niezapomnianą podróż do Arktyki, bo widziana oczami Adama Wajraka jest po prostu zjawiskowa, a ogrom przygód i spotkań z Przyrodą, jakie wraz z nim przeżyjecie, przyprawi Was o zawrót głowy. We mnie pod wpływem lektury zakiełkowało marzenie, by zobaczyć Arktykę, nim będzie za późno...

To taki zlepek literatury przygodowej z podróżniczą, doprawione szczyptą reporterskiego sznytu. No uwielbiam ten gawędziarski styl, w jakim Adam Wajrak stał się po prostu mistrzem. Chce się go czytać, bo jest mega autentyczny w tym, co robi. Dostajemy kawał fantastycznej historii, która wciąga już od pierwszych stron, wywołuje dreszczyk emocji, bawi, a jednocześnie oferuje ogrom wiedzy przyrodniczej i wzrusza, bo jak inaczej reagować na bliskość świata Przyrody.

Ta książka powstała z miłości do Arktyki. Czuć ją niemal na każdej stronie. Adam Wajrak opowiada o niej z ogromną wrażliwością i świadomością. Nie ma tutaj ani krzty moralizatorskiego tonu, w zamian jest troska o Przyrodę. Uwielbiam ludzi, którzy mają w sobie pasję i potrafią zarażać nią innych. Autor ma również talent do przekazywania wiedzy. Chłonęłam jak gąbka, każdą informację.
Do tego bardzo mocno wybrzmiewa tutaj pasja, a właściwie młodzieńcze pragnienie przygód, które jest wręcz zaraźliwe.

Już nie mogę się doczekać kolejnej części, a Wy nadrabiajcie tę, zakochacie się , gwarantuję!

Dziękuję Wydawnictwu Agora za egzemplarz do recenzji!

„Zakochałem się w Północy, zakochałem się w Arktyce. Zakochałem się w niej, bo choć wydaje się groźna, tak naprawdę jest bogata, przyjazna i – szczególnie dziś – bardzo krucha”. Tak pisze we wstępie swojej najnowszej książki Adam Wajrak. „Na północ jak pokochałem Arktykę” to pierwsza część arktycznej trylogii, w której autor dzieli się wyjątkowymi wspomnieniami, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Z rodziną trzeba delikatnie. Bo o ile wiem, łatwo się rozpada. Może gdybyśmy mumifikowali się taśmą pakową, którą okleja się kartony, przezroczystą, z czerwonym nadrukiem krzyczącym OSTROŻNIE – wtedy ludzie nie mieliby wymówek, żeby twierdzić: „Za bardzo bierzesz to sobie do serca” albo „Nie miałem pojęcia, co czujesz”. Nie mieliby wymówek, bo mielibyśmy to napisane dosłownie na czole”.

Jak bardzo te słowa do mnie trafiają… Mogłabym się pod nimi podpisać wszystkimi kończynami...
Jodie Chapman rozłożyła mnie na łopatki. „Inne życie” to dla mnie odkrycie tego roku. Najchętniej przepisałabym Wam tutaj całą książkę, bo tak mocno ją czuję, jest tak bardzo „moja”. Już dawno tak nie przeżywałam losów bohaterów. To jak są fantastycznie wykreowani, jak bardzo prawdziwi, jak łatwo jest w nich uwierzyć, w to co robią, w to co przeżywają, w to czego pragną i za czym tęsknią.

Fenomenalna proza, którą czuje się niemal każdym porem skóry. Wnika głęboko w umysł i serce. Będzie mi „siedziała mocno w głowie”, będę jeszcze długo wszystko przetrawiać. A o czym jest „Inne życie”? Przede wszystkim o relacjach, o tym jak bardzo nie potrafimy się w nich odnaleźć, jak bardzo potrzebujemy drogowskazów, które tak naprawdę mogą nigdy się nie pojawić, dlatego jesteśmy zdani na siebie i swoje błędy.

To może być też dla Was odkrycie tego roku. Nie przegapcie szansy!

Na koniec jeden z wielu fragmentów, który zaznaczyłam kilkoma znacznikami, a najlepiej dodałabym wykrzyknik…

„Ułożyłem go wygodnie i siedziałem przy nim przez chwilę, patrząc na niknący pod pościelą zarys jego ciała i na kształt jego głowy na poduszce. Pomyślałem, że nigdy tak naprawdę nie znasz drugiego człowieka; że nawet jeśli w waszych żyłach płynie ta sama krew, to łączą was jedynie słowa, które postanawiacie wypowiedzieć, i sposób, w jaki się dotykacie nawzajem”.

Dziękuję Wydawnictwu Czarna Owca za egzemplarz do recenzji!

„Z rodziną trzeba delikatnie. Bo o ile wiem, łatwo się rozpada. Może gdybyśmy mumifikowali się taśmą pakową, którą okleja się kartony, przezroczystą, z czerwonym nadrukiem krzyczącym OSTROŻNIE – wtedy ludzie nie mieliby wymówek, żeby twierdzić: „Za bardzo bierzesz to sobie do serca” albo „Nie miałem pojęcia, co czujesz”. Nie mieliby wymówek, bo mielibyśmy to napisane...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Pamięć ludzka jest cudowna; wszystko, co złe, odchodzi, a wszystko, co dobre – zostaje”. I trudno się nie zgodzić z tymi słowami, które należą do Hanny Lachert, jednej z najwybitniejszych polskich projektantek sztuki użytkowej ubiegłego wieku. Dzięki Katarzynie Jasiołek i jej książce „Hanna Lachert. Wygoda ważniejsza niż piękno” miałam okazję poznać tę niezwykłą postać i przyznam szczerze, że jestem zafascynowana i to nie tylko samą Hanną Lachert, ale też powojenną historią polskiego wzornictwa i architektury wnętrz.

Dobra biografia wg mnie pokazuje nie tylko osobę jako taką, ale osobę w kontekście historycznym i społecznym, bo równie ważne jest tło, które pozwala spojrzeć z różnych perspektyw. A Katarzyna Jasiołek w tym wypadku spisała się bardzo dobrze. Ale jest jeszcze coś, co mnie bardzo ujęło i znajdziecie to już we wstępie do biografii, gdzie autorka wyjaśnia dlaczego podjęła się jej napisania. Chodzi o subiektywizm danej opowieści. Od autora / autorki oczekujemy obiektywizmu, a przecież patrzymy na postać ich oczami, a oni oczami bliskich, znajomych itd. To zawsze będzie zlepek subiektywnych odczuć, jakkolwiek byśmy dążyli do obiektywizmu.

Hanna Lachert jest na pewno znana wielbicielom powojennego wzornictwa z projektów tapicerowanego krzesła „Muszla”, czy kwadratowego zaokrąglonego stolika z czarną, szklana płytą, a także wielu innych i myślę, że to oni będą czerpać największą przyjemność z lektury. Natomiast sama artystka jest na tyle fascynującą postacią, że nawet laik nie przejdzie obojętnie obok jej historii. Kobieta o wielu twarzach, kochająca ludzi i swoją pracę, stawiająca sobie wyzwania, do których wytrwale dążyła. „Robiła po prostu swoje”, wolała działać, niż o tym opowiadać. Zawsze podziwiałam osoby z takim podejściem.

Cieszę się, że dzięki Katarzynie Jasiołek miałam okazję poznać tę niezwykłą kobietę i powojenną historią polskiego wzornictwa i architektury wnętrz. Chciałabym jeszcze zwrócić uwagę na piękną okładkę. W środku znajdziecie ogrom zdjęć, które idealnie dopełniają treść. Naprawdę warto sięgnąć po tę biografię!

Dziękuję Wydawnictwu Marginesy za egzemplarz do recenzji!

„Pamięć ludzka jest cudowna; wszystko, co złe, odchodzi, a wszystko, co dobre – zostaje”. I trudno się nie zgodzić z tymi słowami, które należą do Hanny Lachert, jednej z najwybitniejszych polskich projektantek sztuki użytkowej ubiegłego wieku. Dzięki Katarzynie Jasiołek i jej książce „Hanna Lachert. Wygoda ważniejsza niż piękno” miałam okazję poznać tę niezwykłą postać i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kto właściwie powiedział, że święty Mikołaj jest mężczyzną? Czy nigdy nie mieliście żadnych wątpliwości? Myślę, że po przeczytaniu książki „Bombka” Sibeal Pounder zaczniecie się zastanawiać, czy przypadkiem nie doszło do pomyłki, a właściwie wielkiego przekrętu. A tak serio, to ta książka, która wg mnie nie ma ograniczeń wiekowych, genialnie wprowadzi Was w nastrój Świąt i nie tylko zrobi Wam się ciepło na serduchu, ale zupełnie inaczej będziecie teraz myśleć o Mikołaju, a właściwie Mikołajce. Chyba tak to by dobrze brzmiało?

Blanche Claus nienawidziła Świąt Bożego Narodzenia, bo wtedy szczególnie czuła się samotna i tęskniła za zmarłymi rodzicami. Ale tym razem los przygotował dla niej niespodziankę w postaci magicznej bombki i Rinki, która stała się jej najlepszą przyjaciółką. Te dwie dziewczynki odmieniły Święta wszystkich dzieci i pewnie już się domyślacie jak.

Potrzebowałam takiej świątecznej historii. Śmiałam się i wzruszałam, tak po prostu. Z całego serca kibicowałam Blanche Claus i Rinki, kiedy postanowiły pokazać światu, że kobiety mogą żyć własnym życie i tak jak mężczyźni po prostu się spełniać. I jeszcze zdradzę Wam, że kiedy poznacie Keksika, to zakochacie się od pierwszego wejrzenia albo po prostu od pierwszej strony, na której się pojawi!

Zazdroszczę dzieciakom, że dzięki takim książkom mają szansę zmienić swoje postrzeganie świata. Ze stereotypami warto walczyć i Sibeal Pounder udowodniła to po mistrzowsku. Jeśli nie macie jeszcze prezentu pod choinkę dla swoich dzieci, to „Bombka” sprawdzi się idealnie. Polecam z całego serca!

Ta okładka jest bombowa albo po prostu bombkowa! 🧑‍🎄🎄

Tłumaczenie: Anna Dobrzańska

Dziękuję Wydawnictwu Albatros za egzemplarz do recenzji!

Kto właściwie powiedział, że święty Mikołaj jest mężczyzną? Czy nigdy nie mieliście żadnych wątpliwości? Myślę, że po przeczytaniu książki „Bombka” Sibeal Pounder zaczniecie się zastanawiać, czy przypadkiem nie doszło do pomyłki, a właściwie wielkiego przekrętu. A tak serio, to ta książka, która wg mnie nie ma ograniczeń wiekowych, genialnie wprowadzi Was w nastrój Świąt i...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki 24 godziny w dżungli Lan Cook, Stacey Thomas
Ocena 8,5
24 godziny w d... Lan Cook, Stacey Th...

Na półkach:

Kto z Was chciałby spędzić jeden dzień w dżungli albo w kosmosie? A może znacie jakieś dzieciaki, które byłyby chętne? Serio, to możliwe. A wszystko dzięki Wydawnictwu Wilga, które wystartowało właśnie z serią komiksów popularnonaukowych dla dzieci. Powiedzieć, że pieję z zachwytu, to nic nie powiedzieć. Chciałabym, żeby właśnie w takiej formie serwowano dzieciom wiedzę w szkołach. No ale zejdźmy na ziemię, bo czeka nas wspaniała wycieczka do dżungli. No dobra, ale pamiętajmy o młodych czytelnikach, bo to o nich tu chodzi.

Komiks „24 godziny w dżungli” dosłownie wciągnie dzieciaki do serca tropikalnego lasu na Wyspie Borneo w Azji Południowo – Wschodniej. Oczywiście będą potrzebować dobrych przewodników, ale spokojnie bliźnięta Ellie i Danny, których mama zajmuje się ochroną drapieżników staną na wysokości zadania. Młodzi czytelnicy przekonają się, że w lasach deszczowych żyje tysiące gatunków roślin i zwierząt, a część z nich jest zagrożonych wyginięciem. Zostaną wręcz zasypani ciekawostkami o wielu z nich. Dowiedzą się też na czym polega praca badaczy, jak działają fotopułapki, czy obroża z nadajnikiem GPS zakładana zwierzętom. Aż zazdroszczę dzieciakom takiej fantastycznej przygody. Lan Cook i Stacey Thomas oraz konsultant merytoryczny profesor Owen Lewis spisali się znakomicie. Za przekład znów odpowiada Karolina Post – Paśko.

Dziękuję Wydawnictwu Wilga za egzemplarz do recenzji!

Kto z Was chciałby spędzić jeden dzień w dżungli albo w kosmosie? A może znacie jakieś dzieciaki, które byłyby chętne? Serio, to możliwe. A wszystko dzięki Wydawnictwu Wilga, które wystartowało właśnie z serią komiksów popularnonaukowych dla dzieci. Powiedzieć, że pieję z zachwytu, to nic nie powiedzieć. Chciałabym, żeby właśnie w takiej formie serwowano dzieciom wiedzę w...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki 24 godziny w kosmosie Laurent King, Rob Lloyd Jones
Ocena 8,4
24 godziny w k... Laurent King, Rob L...

Na półkach:

Kto z Was chciałby spędzić jeden dzień w dżungli albo w kosmosie? A może znacie jakieś dzieciaki, które byłyby chętne? Serio, to możliwe. A wszystko dzięki Wydawnictwu Wilga, które wystartowało właśnie z serią komiksów popularnonaukowych dla dzieci. Powiedzieć, że pieję z zachwytu, to nic nie powiedzieć. Chciałabym, żeby właśnie w takiej formie serwowano dzieciom wiedzę w szkołach. No ale zejdźmy na ziemię chociaż może nie do końca, bo czeka nas wspaniała wycieczka w kosmos. No dobra, ale pamiętajmy o młodych czytelnikach, bo to o nich tu chodzi.

Komiks „24 godziny w kosmosie” zabierze dzieciaki na Międzynarodową Stację Kosmiczną, aby mogły się przekonać się, jak wygląda życie astronautów. Dowiedzą się m.in. jak sobie radzą z brakiem grawitacji, co jedzą, jak działa kosmiczna toaleta, dlaczego śpią dryfując w powietrzu. Astronautka Becky wyjaśni im jak ogromne znaczenie dla różnych dziedzin nauki mają eksperymenty przeprowadzane w kosmosie. Opowie również, jak wygląda szkolenie przyszłych astronautów. To będzie naprawdę intensywny czas, od ogromu ciekawostek dosłownie zakręci im się w głowie, a przepiękne ilustracje na pewno rozbudzą wyobraźnię. Uważam, że Rob Lloyd Jones i Laurent Kling wraz z, co warto podkreślić, konsultantami merytorycznymi wykonali kawał dobrej roboty. I jeszcze ważna informacja: za przekład odpowiada Karolina Post – Paśko.

Dziękuję Wydawnictwu Wilga za egzemplarz do recenzji!

Kto z Was chciałby spędzić jeden dzień w dżungli albo w kosmosie? A może znacie jakieś dzieciaki, które byłyby chętne? Serio, to możliwe. A wszystko dzięki Wydawnictwu Wilga, które wystartowało właśnie z serią komiksów popularnonaukowych dla dzieci. Powiedzieć, że pieję z zachwytu, to nic nie powiedzieć. Chciałabym, żeby właśnie w takiej formie serwowano dzieciom wiedzę w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kto z Was w dzieciństwie marzył o tym, by spotkać Świętego Mikołaja? Ja starałam się nie zasnąć, żeby tylko nie przegapić jego przyjścia, ale jakoś nigdy mi się nie udawało. Ciekawe dlaczego? Za to Jackson, główny bohater książki „Jak poznałem Świętego Mikołaja” Bena Millera miał więcej szczęścia. A może po prostu był bardziej wyrwały i konsekwentny ode mnie? W każdym razie udało mu się tylko porozmawiać ze Świętym Mikołajem, ale też towarzyszył mu w rozwożeniu prezentów i przy okazji poznał jego historię. A ta okazała się naprawdę fascynująca i mogę Was zapewnić, że jeśli jesteście fanami „Opowieści wigilijnej” Charlesa Dickensa też będziecie oczarowani.

Na wstępie uprzedzam. Jeśli chodzi o pozycje w klimacie świątecznym to w tym roku czytam tylko te dla dzieci i młodzieży. Cieszę się, że zaczęłam od książki Bena Millera, bo naprawdę wprowadziła mnie w świąteczny nastrój i zrobiło mi się ciepło na serduszku, ale przede wszystkim naprawdę bardzo dobrze się bawiłam. Serio to jest wyjątkowo zgrabnie napisana historia, która zarówno bawi, jak i wzrusza, ale też skłania do refleksji. Dzieciaki będą zadowolone, bo roi się tutaj od elfów, reniferów i innych magicznych postaci. Ale najważniejsze jest to, że wiele się z tej historii mogą nauczyć, m.in.: tego, że każdy może się zmienić na lepsze, jeśli tylko zrozumie swoje błędy, a najlepiej żeby ktoś mu w tym pomógł, bo sami jesteśmy krótkowzroczni i nie potrafimy spojrzeć z szerszej perspektywy.

To nie jest jakaś odkrywcza książka, ale przecież wcale nie musi taka być. W tym wypadku chodzi po prostu o to, by wprowadziła dzieciaki w świąteczny nastrój i pokazała im, że najwięcej magii kryje się w książkach. I tak w ogóle, to sama historia Mikołaja jest naprawdę inspirująca i pouczająca.

Chciałabym jeszcze docenić projekt okładki Ewy Sosnowskiej oraz bardzo klimatyczne czarno - białe ilustracje w środku autorstwa Danieli Jaglenka Terrazini!

Tłumaczenie: Ewa Rosa

Dziękuję Wydawnictwu Wilga za egzemplarz do recenzji!

Kto z Was w dzieciństwie marzył o tym, by spotkać Świętego Mikołaja? Ja starałam się nie zasnąć, żeby tylko nie przegapić jego przyjścia, ale jakoś nigdy mi się nie udawało. Ciekawe dlaczego? Za to Jackson, główny bohater książki „Jak poznałem Świętego Mikołaja” Bena Millera miał więcej szczęścia. A może po prostu był bardziej wyrwały i konsekwentny ode mnie? W każdym razie...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Zew Kalahari Delia Owens, Mark James Owens
Ocena 7,9
Zew Kalahari Delia Owens, Mark J...

Na półkach:

Przeczytałam jednym tchem! I tu powinnam postawić kropkę. „Zew Kalahari” to niezwykła książka z wielu powodów. Dla mnie jednak przede wszystkim liczy się obecna niemal na każdej stronie miłość do Przyrody. Nie sposób jej nie poczuć i wg mnie roztopi nawet najtwardsze serce.

Mark i Delia Owensowie to dwójka amerykańskich zoologów, którzy w 1974 roku postawili wszystko na jedną kartę, porzucając swoje dotychczasowe życie, by rozpocząć badania nad ginącymi gatunkami zwierząt w Kalahari – kotlinie w południowej Afryce, gdzie dokonali wielu przełomowych odkryć dla nauki. Tak się cieszę, że zdecydowali się opisać swoje zmagania i pokazać światu, jak bardzo zwierzęta afrykańskie zasługują na szacunek i spokój.

„Zew Kalahari” to nie tylko książka przyrodnicza, to również opowieść o trudach życia z dala od cywilizacji w otoczeniu dzikich zwierząt, które rozdają karty, a człowiek jest tak bardzo „malutki”. Możemy zobaczyć, jak wymagająca i często niebezpieczna jest praca naukowców. Mark i Delia byli pozostawieni sami sobie i musieli zaufać Przyrodzie właściwie w 100 procentach, a ta odwdzięczyła im się otwartością, dostarczając niezapomnianych wrażeń. Niemal każdego dnia byli świadkami cudów i niesamowitych spektakli, ale też bezwzględności Natury. Niestety, tymi złymi bohaterami okazywali się zazwyczaj ludzie i ich żądza władzy.

Polecam Wam z całego serca tę wyjątkową książkę. Myślę, że dzięki niej zdacie sobie sprawę, jak bardzo Dzika Przyroda potrzebuje naszego wsparcia, ale dużo bardziej pozostawienia jej w spokoju…

PS Zakochałam się w hienie brunatnej…

Tłumaczenie: Maciejka Mazan

Dziękuję Wydawnictwu Świat Książki za egzemplarz do recenzji!

Przeczytałam jednym tchem! I tu powinnam postawić kropkę. „Zew Kalahari” to niezwykła książka z wielu powodów. Dla mnie jednak przede wszystkim liczy się obecna niemal na każdej stronie miłość do Przyrody. Nie sposób jej nie poczuć i wg mnie roztopi nawet najtwardsze serce.

Mark i Delia Owensowie to dwójka amerykańskich zoologów, którzy w 1974 roku postawili wszystko na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Historię o raku należy opowiedzieć na nowo – nie o ciele obcym, które musimy usunąć z orbity, ale nieodłącznej właściwości wielokomórkowego życia. Musimy go zrozumieć z perspektywy ewolucji i ekologii krajobrazu naszych ciał”.

Tak pisze o raku Kat Arney – genetyczka i nagradzana pisarka popularnonaukowa w swojej książce „Zbuntowana komórka. Rak ewolucja i tajniki życia” i muszę przyznać, że zrobiła na mnie ogromne wrażenie i teraz kiedy patrzę na nowotwór jej oczami, widzę wyraźnie, dlaczego jest wciąż jednym z naszych najgroźniejszych przeciwników i dlaczego jesteśmy tak daleko w tyle ścigając się z nim o życie.

To jest książka, która zmienia perspektywę, która pozwala pojąć, z jaką łatwością nowotwory korzystają z genetycznych, wielokomórkowych i ewolucyjnych reguł. Kat Arney krok po kroku tłumaczy, na czym one polegają i dlaczego droga do ich zrozumienia była i jest tak wyboista i trudna. Postrzeganie raka, jako złożonego systemu podlegającego zmianom środowiska, jakim jest nasze ciało wydaje się naprawdę logiczne, a jednak potrzeba było tak wiele czasu, by medycyna podążyła właśnie w tym kierunku.

Tak opowiedziana historia raka, obalająca mity narosłe wokół niego i pokazująca, czym tak naprawdę jest, na pewno nie sprawi, że przestaniemy się go bać, ale przynajmniej zaczniemy rozumieć jego mechanizmy. Kat Arney daje nadzieję, że w końcu naukowcy próbują właściwie rozpracowywać, wydawałoby się niepokonanego przeciwnika i jest szansa, że uda im się wyszukać jego słabe strony, by w końcu zacząć wygrywać małe bitwy. A te mogą nas doprowadzić do tej najważniejszej rozgrywki, w której możemy wygrać życie wolne od raka.

Większość z nas ma jakieś doświadczenia związane z rakiem i stratą. Ta książka jest dla każdego z nas.

Tłumaczenie: Piotr Królak

Dziękuję @wydawnictwo_marginesy za egzemplarz do recenzji.

„Historię o raku należy opowiedzieć na nowo – nie o ciele obcym, które musimy usunąć z orbity, ale nieodłącznej właściwości wielokomórkowego życia. Musimy go zrozumieć z perspektywy ewolucji i ekologii krajobrazu naszych ciał”.

Tak pisze o raku Kat Arney – genetyczka i nagradzana pisarka popularnonaukowa w swojej książce „Zbuntowana komórka. Rak ewolucja i tajniki życia” i...

więcej Pokaż mimo to