rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Wiele mang, które mam okazję czytać to dla mnie po prostu rozrywka. Na różnym poziomie, ale rozrywka. Są jednak również tego typu historie, które zmuszają mnie do większego wysiłku intelektualnego. Nie stanowią jedynie relaksu i oderwania od życia codziennego. Często poruszają jakiś ważki, niełatwy dla odbiorców temat. Z takim przypadkiem mamy do czynienia w najnowszej Jednotomówce Waneko zatytułowanej Helter Skelter.

Już na wstępie muszę wam przyznać, że dawno nie czytałem tak angażującego, ociekającego gęstym jak smoła klimatem, dramatu psychologicznego. Tym właśnie w dużym skrócie jest Helter Skelter. Rozwijając jednak tę myśl, manga opowiada historię przepięknej modelki, która jest na ustach wszystkich. Fani nie znają jednak jej tajemnicy. Nie wiedzą, że poddawała się tylu zabiegom plastycznym oraz specjalnej kuracji, że jedynym co zostało z jej naturalnej urody są jej oczy i genitalia. Możecie sobie zatem wyobrazić, że stan jej psychiki nie należy do najlepszych.

Co ciekawe i intrygujące, wcale nie jest tak, że bohaterka mangi Liliko jest starzejącą się panną, którą do zabiegów napędza strach przed upływem czasu. Tutaj rozgrywa się znacznie grubsza intryga, a poznajemy ją wraz z lekturą kolejnych rozdziałów. Mamy tutaj bowiem dwa główne wątki. Pierwszy koncentruje się na modelce, jej rozterkach, kaprysach, wybuchach emocji, a nawet skrzywieniach. W tle rozgrywa się z kolei prokuratorskie śledztwo dotyczące między innymi z nielegalnym handlem ludzkimi, a nawet dziecięcymi organami i w pewien nieoczywisty sposób dziewczyna jest związana.

Helter Skelter to tytuł skierowany do dojrzałych odbiorców. Niejeden fragment mangi epatuje nagością, seksem, a nawet brutalnością. Autorka mangi Kyoko Okazaki rozkłada na czynniki pierwsze psychikę Liliko. Aby tego dokonać wyciąga na wierzch jej największe sekrety, unaoczniając nam jak próżność, chciwość, a przede wszystkim potrzeba bycia piękną i poświęcenia dla tego piękna absolutnie wszystkiego potrafi skrzywić człowieka.

Mamy tutaj do czynienia z tego rodzaju tytułem, w trakcie czytania którego cały czas rozmyślamy nad historią, która rozgrywa się na naszych oczach. Kiedy na jaw wyjdzie cała prawda? Czy w ogóle do tego dojdzie? Czy Liliko się zmieni, czy może jej zachowanie doprowadzi ją w końcu do upadku? Pytań roi się w głowie czytelnika o wiele więcej i na większość z nich dostajemy od autorki odpowiedź. Sami musimy jednak odpowiedzieć sobie na pytanie co jest najważniejsze w życiu i czy w ogóle powinna to być uroda.

To niezwykłe w jaki sposób manga ukazuje próżność, samolubność i narcyzm bohaterki. Dla niej liczy się tylko „ja”. Wykorzystuje wszystkich wkoło, gdyż jest sławna, a ludzie nie przestają o niej rozmawiać. Nie zdaje sobie jednak sprawy, że to wszystko może ot tak przeminąć, ani tym bardziej jak może to na nią wpłynąć.

Liliko wykorzystuje wszystkich, a przede wszystkim swoją asystentkę Hadę. Wystawia ją na naprawdę okrutne próby, zmuszając dziewczynę do dogadzania jej seksualnie, a nawet skrzywdzenia innej osoby. Z jednej strony mamy odruch by odwrócić od tego wzrok. Jednakże, historia jest tak wciągająca, a my jesteśmy tak bardzo ciekawie jakie będą ostateczne konsekwencje jej czynów, że nie możemy odwrócić wzroku.

Helter Skelter to tytuł, w którym nie sposób przewidzieć jak potoczą się losy bohaterów. Można snuć różne wizje, ale ostatecznie autorka jest w stanie w każdym momencie nas zaskoczyć. Niewątpliwie pomaga w tym wybuchowy charakter Liliko, która nieraz wywraca całą fabułę do góry nogami, robiąc coś naprawdę nieprzewidywalnego. Można bowiem spodziewać się po niej wszystkiego, nawet że pochlasta siebie lub kogoś innego.

Z fabułą świetnie współgrają ilustracje. Choć na końcu mangi czytamy krótką notkę, wyjaśniającą że autorka miała w trakcie publikacji tego tytułu wypadek i nie dokonała w niej pewnych poprawek, to jak dla mnie całość prezentuje się wyśmienicie dla oka. Są pewne drobne uproszczenia, ale dotyczą mało istotnych fragmentów. W ilustracjach jest pewna lekkość i zwiewność, która sprawia, że nawet ciężka gatunkowo tematyka Helter Skelter jest dla czytelnika łatwiejsza w odbiorze.

Autorka z całą pewnością może zaskarbić sobie przychylność czytelników za sprawą tego jak umiejętnie potrafi wydobywać ze swoich bohaterów emocje. Pomaga w tym nie tylko świetny scenariusz mangi, ale także jej rysowniczy talent. Na twarzach postaci zawsze idealnie narysowane są pewne emocje. Przede wszystkim dotyczy to Liliko, która non stop jest w centrum wydarzeń i zawsze zdecydowanie bardziej niż inni reaguje na to co się dzieje. Na swój sposób jest fascynującą postacią i to nie tylko dla psychiatrów, którzy mogą spokojnie korzystać z jej przykładu podczas spotkań z pacjentami.

Manga trzyma w napięciu. Choć to zdecydowanie historia ze świata dorosłych, to ma się wrażenie że w samym jej środku jest mała, zagubiona dziewczynka, która niejako zrobiła sobie to co zrobiła przez sposób w jaki społeczeństwo postrzega ludzi. Autorka podkreśla tu między wierszami bardzo istotną kwestię. Jeśli ktoś jest otyły, ma krzywe nogi, wielkie uszy, itp. jest narażony na szykany ze strony rówieśników. Tak było w latach 90., gdy komiks miał premierę i tak jest po dziś dzień.

Helter Skelter to wciągająca i pouczająca opowieść o tym jak obsesja na punkcie piękna, ale także obsesja na punkcie czegokolwiek, może doprowadzić do szaleństwa. Gęsty klimat i niemal ciągłe napięcie towarzyszące fabule w połączeniu z intrygującą główną bohaterką i jej światem sprawiają, że czytelnik już po kilku stronach pragnie poznać zakończenie tej historii. Sięgnijcie po ten tytuł i przekonajcie się sami.

Wiele mang, które mam okazję czytać to dla mnie po prostu rozrywka. Na różnym poziomie, ale rozrywka. Są jednak również tego typu historie, które zmuszają mnie do większego wysiłku intelektualnego. Nie stanowią jedynie relaksu i oderwania od życia codziennego. Często poruszają jakiś ważki, niełatwy dla odbiorców temat. Z takim przypadkiem mamy do czynienia w najnowszej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jeśli jesteście miłośnikami historii, w których „nieco” absurdalny pomysł staje się podstawą dla rozwałki na skalę światową, to jest tytuł, który już po zerknięciu na tytuł i okładkę pierwszego tomu przyciągnie wam odwagę. Gość na specjalnym wózku inwalidzkim, zabijający przeciwników na lewo i prawo? Jeśli się na to piszecie to zapraszam do poznania mangi Tank Chair.

Bohater dosiadający zmechanizowanych wózków inwalidzkich niczym Iron Man przywdziewający swoje kolejne zbroje, to tylko jeden z wielu charakterystycznych dla Tank Chair pomysłów. Zacznijmy jednak od punktu wyjścia, który jest „nieco” absurdalny. Niezwykle skuteczny i utalentowany zabójca Nagi Taira, chroniąc siostrę zostaje postrzelony w głowę i zostaje warzywem. Jest niczym pusta skorupa. Musi być jednak pewne ale. Jest nim jego instynkt, za sprawą którego jest nie tylko w stanie wyczuć nadchodzące zabójcze zagrożenie, ale dodatkowo sprawia ono, że staje się silniejszy!

Tak oto, wyczuwając nadchodzące zagrożenie nasz bohater wybudza się ze śpiączki i wykonuje kolejne zlecenia, stając naprzeciw najsilniejszych wrogów. Jakby tego było mało, jego pośredniczką jest nastoletnia siostra. Załatwia mu kolejnych przeciwników do zabicia, gdyż uważa, że w końcu jego instynkt pozwoli mu pozostać świadomym na dobre. Gdy mężczyzna kończy swoje zlecenie wraca bowiem do stanu śpiączki.

W ten sposób zaczynamy przygodę z pełną akcji mangą. Może nawet jest to zbyt delikatne określenie, gdyż akcja po prostu wylewa się z kolejnych stron komiksu kiedy Taira staje w szranki z kolejnymi brutalami. Tak oto sprawia lanie nasterydowanemu gorylowi, obsesyjnemu strzelcowi wyborowemu, czy rodzeństwu, których pojawienie się popycha historię w nowym kierunku.

Manga mogła by być fajną historią, w której po prostu przechodzimy od jednej spektakularnej walki do drugiej. Te są bowiem naprawdę epickie. Zaczynając od specjalnych wózków inwalidzkich, do których nawiązuje tytuł mangi, przez lejącą się na wszystkie strony krew, aż po charakterystycznych przeciwników. Mamy jednak tutaj grubszą historię, która wychodzi poza temat śpiączki bohatera, a dotyczy przeszłości Tairy i jego siostry Shizuki.

Wystarczyła mi pierwsza potyczka głównego bohatera Tank Chair by dać się wciągnąć w to szaleństwo. Ilustracje są po prostu tak świetne, szczegółowe i po prostu szalone, że nie mogłem się od nich oderwać. Taka akcja to jest rozrywka pierwsza klasa. Gdy dołożymy do tego oryginalne wizerunki postaci, za sprawą których autorowi zawsze udaje się idealnie pokazać nam ich cechy charakteru, okazuje się, że mamy do czynienia z prawdziwą perełką.

Bardzo spodobała mi się taka w sumie drobna rzecz jak pokazanie opiekuńczości Tairy. W tych krótkich momentach po walce, gdy już prawie wraca do stanu wegetatywnego, zawsze troszczy się o siostrę. Mówi, żeby o siebie dbała, dobrze jadła i się uczyła jak każdy starszy brat, który dba o młodsze rodzeństwo. Fajnie, że autor mangi Manabu Yashiro między dynamiczną akcją znalazł miejsce na takie detale. Dodają całości charakteru, a nas zbliżają do bohaterów.

Cóż można jeszcze powiedzieć. W Tank Chair jest potencjał na świetną, niezapomnianą historię, przy której będziemy się bardzo dobrze bawić. Myślę, że mamy tutaj jedne z najlepszych scen walki jeśli chodzi o współczesne mangi a na pewno jedne z największą ilością zniszczeń i bezkompromisowej brutalności. W pierwszym tomie każda z nich zapada w pamięć czy to za sprawą przejechania komuś po twarzy, wystrzeleniu kuli armatniej czy ośmiornicy, pozwalającej ukryć fizyczną obecność danej osoby.

Chcecie się dobrze bawić, przyjąć solidną dawkę chaosu i rozpocząć przygodę, która pełna będzie spektakularnych śmierci, to dobrze trafiliście. Tank Chair da wam to wszystko i jeszcze więcej, o czym przekonał mnie pierwszy tom tej mangi.

Jeśli jesteście miłośnikami historii, w których „nieco” absurdalny pomysł staje się podstawą dla rozwałki na skalę światową, to jest tytuł, który już po zerknięciu na tytuł i okładkę pierwszego tomu przyciągnie wam odwagę. Gość na specjalnym wózku inwalidzkim, zabijający przeciwników na lewo i prawo? Jeśli się na to piszecie to zapraszam do poznania mangi Tank...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Są takie historie, które z pozoru wydają się być skierowane do bardzo konkretnego odbiorcy. Czy miałyby to być nastolatki, czy miłośnicy piłki nożnej, czy nawet sympatycy kotów, by podać kilka przykładów. Pozory potrafią jednak mylić. W tego rodzaju przypadkach zawsze odczuwam największą satysfakcję z lektury. Dziś do grona takich właśnie historii zaliczam mangę Bless.

Bless przenosi nas do świata japońskich licealistów. W nim znajduje się Aia Udagawa, przystojny model, którego marzeniem jest zostanie wizażystą! Chłopak skrzętnie ukrywa to jednak przed swoimi rówieśnikami, gdyż jest przekonany o braku talentu w tej dziedzinie. Przypadek sprawia, że bohater łączy siły z koleżanką z klasy, marzącą o karierze modelki Jun Sumisaki. Tylko czy uda im się przezwyciężyć swoje braki pewności siebie i z przekonaniem kroczyć ku realizacji tych marzeń?

Świat makijażu, podkładów, tuszów do rzęs, szminek, itp. to dla mnie jedna wielka niewiadoma. Tak przynajmniej było do momentu zetknięcia się z mangą autorstwa Yukino Sonoyamy. Po prostu nigdy mnie to specjalnie nie interesowało. Myślę, że choć większość osób zapewne wyśmiałaby mężczyznę zainteresowanego taką właśnie tematyką, to Bless niejednego chłopaka może do siebie przyciągnąć.

Zacznijmy od tego, że ten brak pewności siebie jak mają w sobie Aia i Jun został przedstawiony w bardzo wiarygodny sposób. Niejeden nastolatek zmaga się z podobnymi przeżyciami w czasie okresu dojrzewania. Na podstawie własnych doświadczeń mogę stwierdzić, że ten wątek wypada tutaj naprawdę realnie. Wielu młodym czytelnikom łatwo będzie się dzięki niemu utożsamić z bohaterami komiksu.

Na tyle, na ile jestem w stanie to stwierdzić, pierwszy tom mangi świetnie prezentuje się także pod samym kątem tematyki wizażu. Tego jak się tak właściwie za to zabrać. Widzimy jak wiele wiedzy, ale także nakładów finansowych wiąże się z samym zainteresowaniem się tą dziedziną. Na pewno mogę powiedzieć, że to świetny wstęp do tego świata dla wszystkich osób, które dopiero stawiają w nim pierwsze kroki.

Co chyba najważniejsze, już na tym etapie historii Bless pokazuje przedstawia nam dwa sprzeczne podejścia. To znaczy, makijaż może służyć do ukrycia pewnych mankamentów naszej urody, lecz co ciekawsze i według mnie istotniejsze, makijaż może posłużyć do podkreślenia pewnych naszych cech, a nawet wydobycia z nas ukrytego piękna, o którym sami mogliśmy nie mieć pojęcia. Ten drugi przypadek dotyczy bohaterki mangi, która niejako narodziła się na nowo za sprawą pracy z Udagawą.

Jeśli chodzi o to jak wyglądają ilustracje, to Bless musimy zaliczyć do najwyższej półki. Przede wszystkim docenić trzeba to, że sam pomysł na mangę i jego realizacja są ambitne same w sobie. Na podstawie pierwszego tomu widzimy, że autorka jest w stanie świetnie uchwycić proces aplikowania makijażu oraz to w jak różny sposób wizażyści mogą do niego podchodzić. Ilustracje wydają się być dopracowane w najmniejszych szczegółach i wręcz ożywają na naszych oczach. Naprawdę niewiele musimy sobie tutaj dopowiadać.

Byłem zaskoczony tym jak wciągająca okazała się być ta historia! Tak naprawdę, nie skupia się ona wyłącznie na wizażu, choć miałem obawę, że właśnie ten element historii tutaj przeważy. Pierwszy tom w bardzo zrównoważony sposób wprowadza poszczególne wątki. Marzenia naszych bohaterów, świat modelingu i wizażu, przeszłość Udagawy, o której póki co nie chce zbyt wiele mówić, a przede wszystkim kwestia walki z przeszkodami i dążenia do realizacji swoich upragnionych celów.

Wszystkie powyższe elementy razem wzięte stanowią tak smakowitą, angażującą i po prostu ciekawą mieszankę, że nie sposób przejść obok niej obojętnie. Już nie mogę doczekać się drugiego tomu!

Są takie historie, które z pozoru wydają się być skierowane do bardzo konkretnego odbiorcy. Czy miałyby to być nastolatki, czy miłośnicy piłki nożnej, czy nawet sympatycy kotów, by podać kilka przykładów. Pozory potrafią jednak mylić. W tego rodzaju przypadkach zawsze odczuwam największą satysfakcję z lektury. Dziś do grona takich właśnie historii zaliczam mangę...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tym co najbardziej przyciąga mnie w horrorach jest umiejętność zmieniania zwyczajnych, przyziemnych sytuacji w przerażające, trzymające w napięciu historie. Z takim właśnie przypadkiem mamy do czynienia w powieści wydawnictwa Waneko zatytułowanej Another.

Autorem Another jest Yukito Ayatsuji. Piszę o tym nie bez powodu, gdyż Japończyk jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych i popularnych pisarzy horrorów, którego początki kariery sięgają drugiej połowy lat 80. XX wieku. Od tego czasu napisał kilkadziesiąt utworów, a jednym z najciekawszych jest właśnie najnowsza powieść, która ukazała się w naszym kraju nakładem wydawnictwa Waneko.

Bohaterem powieści, której akcja rozgrywa się w latach 90. jest Koichi Sakakibara. Jego ojciec pracuje jako naukowiec, przebywając na kontrakcie w Indiach. Niestety jego matka zmarła, a sam chłopak zmaga się z problemami zdrowotnymi. W związku z tym przeniósł się do rodziny swojej mamy i właśnie ma rozpocząć nowy rok szkolny w zupełnie nowym otoczeniu. Nie wie jeszcze, że prowincjonalna Yomiyama rządzi się swoimi specyficznymi prawami.

W szkole, do której chłopak zaczyna uczęszczać miała przed laty miejsce tragedia. Od jej momentu przez wiele kolejnych semestrów w dziwnych okolicznościach ginęli uczniowie klasy 3C i tak się składa, że Koichi zostaje jej uczniem. Tylko czy w szkole faktycznie istnieje jakaś klątwa? Czy w grę wchodzą nadprzyrodzone moce? A może to wszystko ma jakiejś głębsze podłoże? Odpowiedzi na te pytania dostajemy, oddając się lekturze Another.

Akcja powieści rozwija się w bardzo powolnym tempie. Autor spokojnie snuje sieć wątków i tajemnic, dając nam czas poznać bohaterów, zrozumieć tragedię, która miała miejsce w przeszłości oraz to jak wpływa ona na współczesne Koichiemu i pozostałym uczniom czasy. W ten sposób jesteśmy trzymani w napięciu, aż do finałowych rozdziałów książki.

Another charakteryzuje się niezwykłym, gęstym klimatem. Z pozoru mogłoby się wydawać, że nie dzieje się tu zbyt wiele. Jednakże, bardzo szybko angażujemy się w historię klątwy, która ma ciążyć na klasie 3C i równie mocno jak bohaterowie chcemy odkryć jej wszystkie tajemnice. Zresztą, jedną z zalet tej historii jest właśnie fakt, że w trakcie jej rozwoju sami poszukujemy wskazówek i snujemy odpowiedzi na rodzące się w naszych głowach pytania, które później możemy porównać z pomysłami autora.

Bohaterowie są istotnym elementem fabuły, ale nie są wyjątkowo oryginalni, charyzmatyczni czy zapadający w pamięć. Koichi sprawia wrażenie zupełnie przeciętnego nastolatka. Znacznie ciekawiej prezentuje się jego koleżanka Mei Misaki, Przede wszystkim ze względu na fakt, że nie jesteśmy przez większość czasu przekonani, czy traktowana niczym duch przez pozostałych uczniów dziewczyna w ogóle istnieje i żyje! To jeden z tych dopracowanych w najmniejszych szczegółach wątków, które składają się na niesamowitą historię przedstawioną w Another.

Spokojne tempo fabuły przeplatane jest mocnymi, mrożącymi krew w żyłach, a nawet brutalnymi scenami. Autor potrafi nas zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie. Nie zdziwcie się jeśli w trakcie lektury nagle podskoczycie z siedzenia, czytając o krwawej, okrutnej śmierci jaką ponosi nagle jeden z uczniów. Chyba najbardziej przerażający jest fakt, że ma się wrażenie jakby taka historia mogła wydarzyć się w rzeczywistości, nawet biorąc pod uwagę wspomnianą klątwę.

Choć jest to jedna z wielu powieści w dorobku Yukito Ayatsuji, był to mój pierwszy horror jego autorstwa z jakim miałem styczność. Dlatego też, nie mając porównania z innymi jego utworami moja ocena automatycznie skacze w górę. Another wciągnęło mnie na całego. Zaangażowałem się na tyle, że za każdym razem gdy sięgałem po książkę i czytałem jej kolejny rozdział z marszu zadawałem sobie wiele pytań na temat fabuły, wątków, bohaterów. Gdybym miał więcej czasów pewnie nawet bym to sobie rozpisywał. Powieść naprawdę angażuje, jest napisana w sposób bardzo czytelny i łatwy w odbiorze, i choć o samych postaciach nie możemy wypowiadać się w superlatywach to historia jest na tyle niesamowita, że po prostu musicie ją poznać.

Tym co najbardziej przyciąga mnie w horrorach jest umiejętność zmieniania zwyczajnych, przyziemnych sytuacji w przerażające, trzymające w napięciu historie. Z takim właśnie przypadkiem mamy do czynienia w powieści wydawnictwa Waneko zatytułowanej Another.

Autorem Another jest Yukito Ayatsuji. Piszę o tym nie bez powodu, gdyż Japończyk jest jednym z najbardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Tym co najbardziej przyciąga mnie w horrorach jest umiejętność zmieniania zwyczajnych, przyziemnych sytuacji w przerażające, trzymające w napięciu historie. Z takim właśnie przypadkiem mamy do czynienia w powieści wydawnictwa Waneko zatytułowanej Another.

Autorem Another jest Yukito Ayatsuji. Piszę o tym nie bez powodu, gdyż Japończyk jest jednym z najbardziej rozpoznawalnych i popularnych pisarzy horrorów, którego początki kariery sięgają drugiej połowy lat 80. XX wieku. Od tego czasu napisał kilkadziesiąt utworów, a jednym z najciekawszych jest właśnie najnowsza powieść, która ukazała się w naszym kraju nakładem wydawnictwa Waneko.

Bohaterem powieści, której akcja rozgrywa się w latach 90. jest Koichi Sakakibara. Jego ojciec pracuje jako naukowiec, przebywając na kontrakcie w Indiach. Niestety jego matka zmarła, a sam chłopak zmaga się z problemami zdrowotnymi. W związku z tym przeniósł się do rodziny swojej mamy i właśnie ma rozpocząć nowy rok szkolny w zupełnie nowym otoczeniu. Nie wie jeszcze, że prowincjonalna Yomiyama rządzi się swoimi specyficznymi prawami.

W szkole, do której chłopak zaczyna uczęszczać miała przed laty miejsce tragedia. Od jej momentu przez wiele kolejnych semestrów w dziwnych okolicznościach ginęli uczniowie klasy 3C i tak się składa, że Koichi zostaje jej uczniem. Tylko czy w szkole faktycznie istnieje jakaś klątwa? Czy w grę wchodzą nadprzyrodzone moce? A może to wszystko ma jakiejś głębsze podłoże? Odpowiedzi na te pytania dostajemy, oddając się lekturze Another.

Akcja powieści rozwija się w bardzo powolnym tempie. Autor spokojnie snuje sieć wątków i tajemnic, dając nam czas poznać bohaterów, zrozumieć tragedię, która miała miejsce w przeszłości oraz to jak wpływa ona na współczesne Koichiemu i pozostałym uczniom czasy. W ten sposób jesteśmy trzymani w napięciu, aż do finałowych rozdziałów książki.

Another charakteryzuje się niezwykłym, gęstym klimatem. Z pozoru mogłoby się wydawać, że nie dzieje się tu zbyt wiele. Jednakże, bardzo szybko angażujemy się w historię klątwy, która ma ciążyć na klasie 3C i równie mocno jak bohaterowie chcemy odkryć jej wszystkie tajemnice. Zresztą, jedną z zalet tej historii jest właśnie fakt, że w trakcie jej rozwoju sami poszukujemy wskazówek i snujemy odpowiedzi na rodzące się w naszych głowach pytania, które później możemy porównać z pomysłami autora.

Bohaterowie są istotnym elementem fabuły, ale nie są wyjątkowo oryginalni, charyzmatyczni czy zapadający w pamięć. Koichi sprawia wrażenie zupełnie przeciętnego nastolatka. Znacznie ciekawiej prezentuje się jego koleżanka Mei Misaki, Przede wszystkim ze względu na fakt, że nie jesteśmy przez większość czasu przekonani, czy traktowana niczym duch przez pozostałych uczniów dziewczyna w ogóle istnieje i żyje! To jeden z tych dopracowanych w najmniejszych szczegółach wątków, które składają się na niesamowitą historię przedstawioną w Another.

Spokojne tempo fabuły przeplatane jest mocnymi, mrożącymi krew w żyłach, a nawet brutalnymi scenami. Autor potrafi nas zaskoczyć w najmniej spodziewanym momencie. Nie zdziwcie się jeśli w trakcie lektury nagle podskoczycie z siedzenia, czytając o krwawej, okrutnej śmierci jaką ponosi nagle jeden z uczniów. Chyba najbardziej przerażający jest fakt, że ma się wrażenie jakby taka historia mogła wydarzyć się w rzeczywistości, nawet biorąc pod uwagę wspomnianą klątwę.

Choć jest to jedna z wielu powieści w dorobku Yukito Ayatsuji, był to mój pierwszy horror jego autorstwa z jakim miałem styczność. Dlatego też, nie mając porównania z innymi jego utworami moja ocena automatycznie skacze w górę. Another wciągnęło mnie na całego. Zaangażowałem się na tyle, że za każdym razem gdy sięgałem po książkę i czytałem jej kolejny rozdział z marszu zadawałem sobie wiele pytań na temat fabuły, wątków, bohaterów. Gdybym miał więcej czasów pewnie nawet bym to sobie rozpisywał. Powieść naprawdę angażuje, jest napisana w sposób bardzo czytelny i łatwy w odbiorze, i choć o samych postaciach nie możemy wypowiadać się w superlatywach to historia jest na tyle niesamowita, że po prostu musicie ją poznać.

Tym co najbardziej przyciąga mnie w horrorach jest umiejętność zmieniania zwyczajnych, przyziemnych sytuacji w przerażające, trzymające w napięciu historie. Z takim właśnie przypadkiem mamy do czynienia w powieści wydawnictwa Waneko zatytułowanej Another.

Autorem Another jest Yukito Ayatsuji. Piszę o tym nie bez powodu, gdyż Japończyk jest jednym z najbardziej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Jednym z ciekawszych sposobów w jaki zacząłem lepiej poznawać japońską kulturę i folklor jest sięganie po tamtejszych autorów. Przekonałem się, że nawet historie skierowane głównie do dzieci niosą ze sobą wartość dodaną dla osoby zainteresowanej Japonią tak jak ja. Oczywiście, w przypadku bajek dochodzi nam jeszcze przesłanie, na podstawie którego uczymy się czegoś o życiu. Kolejnym z takich tytułów, który wpadł w moje ręce jest Lisek Gon i inne baśnie.

Książka wydawnictwa Kirin to zbiór najsłynniejszych utworów, których autorem jest Nankichi Niimi. Baśnie sięgają początków XX wieku, gdyż urodzony w 1913 r. pisarz zmarł przed swoimi trzydziestymi urodzinami. Bohaterowie, świat i wydarzenia zostały tu zatem przedstawione z zupełnie innej niż nam współczesna rzeczywistości, co tylko dodaje smaku i sznytu poszczególnym historiom.

Na kartach książki mamy okazję poznać piętnaście baśni. Tym co charakteryzuje większość z nich jest pogodna atmosfera, pozytywne przesłanie oraz częste nawiązania do świata natury. Znajdziecie tu zarówno krótkie, raptem dwustronicowe formy oraz zdecydowanie bardziej rozbudowane opowiadania, które oczarują zarówno najmłodszych jak i dojrzałych czytelników.

Niimi za sprawą książki Lisek Gon i inne baśnie uczy nas między innymi, że nie należy oceniać książki po okładce o czym w fantastyczny sposób opowiada historia czerwonej ważki. Z pozoru większość z nas chciałaby odgonić tego owada, ale pewna sympatyczna dziewczynka pokazuje nam, że powinniśmy być otwarci i życzliwi każdej żywej istocie. To co nieznane potrafi nas przestraszyć i nieraz skierować na drogę przemocy, a nie powinno tak być.

Poruszająca jest historia olbrzyma, syna wiedźmy, która zamieniła księżniczkę w łabędzia. Wydając ostatnie tchnienie zdradziła jak można odwrócić zaklęcie. Księżniczka musi zapłakać, do czego za wszelką cenę stara się doprowadzić dobrotliwy olbrzym. Nie spotyka się on jednak z przychylnością ludzi, którzy wykorzystują jego dobre serce, doprowadzając go do skraju wyczerpania. Dopiero poświęcenie własnego życia pozwala odwrócić urok, co chwyta za serce czytelnika. Także w tym przypadku widzimy jak pozory potrafią mylić.

Mamy tutaj również do czynienia z wieloma krótszymi utworami, których bohaterami są zwierzęta. Przewija się tutaj motyw lisa, który wedle japońskich wierzeń potrafił przyjmować ludzką postać. To z kolei sprawia, że ludzie naznaczają te zwierzęta piętnem kłamców, które przy pomocy tych umiejętności oszukałyby ludzi, ale nie zawsze tak jest. Jeśli po obu stronach panują szczere intencje, to wszyscy możemy żyć w zgodzie, o czym opowiada z kolei utwór Zakup rękawiczek.

W końcu mamy tytułowe opowiadanie, czyli Lisek Gon. Jakże człowiek potrafi być zaślepiony przez swoją niedolę. Główny bohater co prawda kradł jedzenie by przetrwać, ale ostatecznie miał dobre serce. Postanowił wynagrodzić jednemu panu kradzież ryby, przynosząc mu grzyby czy kasztany, ale ten nieopatrznie, sądząc, że lis próbuje mącić w jego życiu zastrzelił swojego darczyńcę. Autor potrafi w niezwykle barwny i poruszający sposób opowiadać o najprostszych ludzkich emocjach i uczynkach tak, że za każdym razem dotykają nas one dogłębnie.

Każda z historii zawartych w Lisek Gon i inne baśnie jest na swój sposób niezwykła i czarująca. Wszystkie zostały napisane w sposób lekki, przejrzysty i łatwy w odbiorze. Tytuł ten będzie stanowił dla was odświeżającą odmianę od bajek Brzechwy, Tuwima, czy Hansa Christiana Andersena, na których wielu z nas się wychowywało. To świetna zabawa dla całej rodziny, która wspólnie może poznawać magiczne opowieści pióra Niimiego.

Jednym z ciekawszych sposobów w jaki zacząłem lepiej poznawać japońską kulturę i folklor jest sięganie po tamtejszych autorów. Przekonałem się, że nawet historie skierowane głównie do dzieci niosą ze sobą wartość dodaną dla osoby zainteresowanej Japonią tak jak ja. Oczywiście, w przypadku bajek dochodzi nam jeszcze przesłanie, na podstawie którego uczymy się czegoś o życiu....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Losy innego świata zależą od korposzczura tom 1 Kazuki Irodori, Kikka Oohashi, Yatsuki Wakatsu
Ocena 7,3
Losy innego św... Kazuki Irodori, Kik...

Na półkach:

W przypadku mang, często wystarczy sam tytuł by czytelnik zaczął się zastanawiać o czym może opowiadać dana historia. Osoby zaznajomione z japońskimi komiksami z pewnością zdają sobie sprawę, że Japończycy nieraz lubią tworzyć długie, nie wymagające wyjaśnienia tytuły. Te nieraz wydają się być absurdalne, ale z czasem nabierają sensu. Jedną z takich nowości, która samym tytułem przykuwa do siebie czytelnika jest Losy innego świata zależą od korposzczura.

Korposzczur, czyli zabawne, ale pejoratywne określenie osób zaharowywujących się w korporacjach zapewne kojarzą wszyscy. Mało kto byłby jednak w stanie wyobrazić sobie to pojęcie w kontekście historii fantasy. Tak jest w przypadku najnowszej mangi wydawnictwa Waneko, o której dzisiaj chciałbym wam opowiedzieć.

Losy innego świata zależą od korposzczura to jak sam tytuł sugeruje, manga zabierająca nas do innego świata. Tutaj mamy do czynienia z magią i przerażającymi bestiami, choć w pierwszym tomie jeszcze w pełni się o tym nie przekonujemy. Głównym bohaterem tej historii jest 29-letni Seiichiro Kondo, który jest zastępcą menedżera działu w pewnej korporacji. Zna się na liczbach i w zdecydowanie zbyt wielkim jak na moje oko stopniu poświęca się pracy. Brakuje mu snu i wytchnienia.

Zupełnie przypadkowo bohater zostaje przeniesiony do innej rzeczywistości, która poszukuje Świętej, obdarzonej mocą oczyszczenia zabójczej miazmy kobiety. Wraz z jedną z nich Kondo trafia do niezwykłego świata i jak jest jego pierwsza decyzja? Muszę znaleźć sobie pracę! Jako, że pracoholik znalazł się tutaj przypadkiem, królestwo do którego trafia postanawia utrzymywać go za darmo do końca życia jednak charakter mężczyzny mu na to nie pozwala. Tak oto w dużym skrócie zaczyna się jego przygoda w dziale księgowości w magicznej rzeczywistości.

Bohater mangi od razu znajduje zarówno przeciwników jak i zwolenników. W gronie tych drugich znajdują się jego nowi, przemili współpracownicy z działu księgowości. Przemili, ale zdaje się, że nigdy nie doświadczyli takiego wysiłku związanego z pracą jak Kondo. Czeka ich zatem nie lada przeprawa z nowym towarzyszem, ale za to w bardzo pogodnej atmosferze. Co zaś tyczy się tych pierwszych, to mężczyzna niemal z miejsca został negatywnie przyjęty przez rycerzy. Jedni widzą w tym bowiem wielką niesprawiedliwość, że państwo zdecydowało się go utrzymywać i zapewnić mu tego rodzaju zadośćuczynienie. Poza tym bohaterowi z pewnością nie pomógł fakt, że z miejsca dostrzegł finansowe nieścisłości związane właśnie z wydatkami rycerzy. Najbardziej zdaje się na niego łypać ich dowódca Aresh.

Czytając kolejne strony mangi Losy innego świata zależą od korposzczura zastanawiałem się w jakim kierunku będzie zmierzać ta historia. W przejrzysty sposób zostajemy wprowadzeni w realia tej rzeczywistości. Bohater powoli staje na nogi i się w nim odnajduje. W ciągu tych kilku rozdziałów poznajemy jego charakter z wszystkimi wadami i zaletami jakie Kondo posiada. Tylko czy losy tego miejsca faktycznie od niego zależą? Niby mamy zagrożenie miazmą, ale mężczyzna zdaje się być od tej kwestii niemal całkowicie odseparowany. Aż tu nagle mamy niespodziankę i pojawia się wątek romantyczny, bo chyba tak trzeba nazwać komiczną sytuację, która ma miejsce.

W najbardziej zaskakujący sposób dochodzi do zbliżenia bohatera i wspomnianego dowódcy rycerzy Aresha. Całość zostaje uzasadniona działaniem magii, do której ciało Kondo nie jest jeszcze dostosowane. Jako, że mężczyzna regularnie korzystał z eliksirów, dających mu dodatkową energię i także tutaj pracował ponad swoje możliwości, w końcu musiał zasłabnąć. Magia jednak nie do końca mu pomogła, a Aresh który próbował go uzdrowić musiał sprawić, że ciało bohatera szybciej dostosowało się do tych czarów. By do tego doszło musiało jednak mieć miejsce „zbliżenie”.

Przyznam, że z jednej strony powyższe mnie rozbawiło, ale z drugiej trochę zażenowało. Jeśli już ma być to historia w pewnym stopniu o zabarwieniu romantycznym, a przynajmniej ma to być jej istotny wątek, to można by wymyślić coś w lepszym guście. Rozumiem, że miało to być niczym grom z jasnego nieba i zgadzam się, że zdecydowanie rozbudziło mnie po spokojnym, może nawet trochę sennym wstępie do mangi, ale chyba liczyłem na inny rozwój wydarzeń.

Z drugiej strony ten wątek sprawia, że powstają nowe możliwości na to w jakim kierunku może podążyć dalej fabuła Losy innego świata zależą od korposzczura. Ciężko przewidzieć czy twórcy bardziej skupią się na romansie, liczbowych talentach bohatera, a może na magii i niebezpieczeństwie związanym z miazmą. Jeśli chodzi o te czysto fantastyczne wątki i elementy, niewątpliwie odczuwam spory niedosyt po lekturze pierwszego tomu.

Wizualnie nie można mieć do mangi żadnych zastrzeżeń. Odpowiadająca za rysunki Kikka Ohashi koncentruje się na bohaterach, na pierwszym planie stawiając ich emocjonalne reakcje na rozwój wydarzeń. Póki co samo tło i miejsce akcji nie ma wielkiego znaczenia pod kątem wizualnym, ale podejrzewam, że z czasem może się to zmienić. Nie ma jednak w pierwszym tomie co liczyć na barwne krajobrazy czy pełne najdrobniejszych detali szczegółowe ilustracje królestwa.

Po lekturze pierwszego tomu Losy innego świata zależą od korposzczura nie wiem jeszcze czy sięgnę po jego kontynuację. Widzę w tej historii potencjał, ale nie jestem do końca przekonany co do kierunku w jakim podąży. Chciałbym, żeby różnym wątkom poświęcono równie wielką uwagę, ale obawiam się, że manga w głównej mierze skupi się na relacji Aresha i Kondo, która mnie jak na razie nie zainteresowała. Jednakże, pod względem ilustracji i fabuły jest to tytuł solidny, który powinien zaciekawić wielu z was.

W przypadku mang, często wystarczy sam tytuł by czytelnik zaczął się zastanawiać o czym może opowiadać dana historia. Osoby zaznajomione z japońskimi komiksami z pewnością zdają sobie sprawę, że Japończycy nieraz lubią tworzyć długie, nie wymagające wyjaśnienia tytuły. Te nieraz wydają się być absurdalne, ale z czasem nabierają sensu. Jedną z takich nowości, która samym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Choć zapewne większości czytelników science-fiction może kojarzyć się z kosmicznymi przygodami i akcją na wielką skalę pokroju Gwiezdnych Wojen, to gatunek ten przez lata zdążył przedstawić odbiorcom bardzo szeroką gamę opowieści. Od historii o podboju planet, przez zgłębienie tajemnic podróży w czasie, aż po odkrywanie tego czym tak naprawdę jest człowieczeństwo. Sci-fi porusza wiele bardzo różnorodnych tematów, a jednym z ciekawych tytułów potwierdzających te słowa jest komiks, pt. Frontier.

Przyznam szczerze, że już po przeczytaniu kilkunastu stron komiksu byłem bardzo zaskoczony. Frontier przedstawia nam bowiem historię, w której ludzkość musi szukać sobie domu poza Ziemią. Eksplorujemy tutaj kosmos oczami trójki bohaterów, odkrywając uroki i ciemne strony życia na orbicie. Tym co mnie zaskoczyło w tej jakże ciekawej tematyce było zestawienie jej z kreskówkowym, przypominającym nieco mangę stylem ilustracji. Z czasem to nietypowe połączenie w pełni mnie jednak do siebie przekonało.

Jak już wspomniałem, mamy trójkę głównych bohaterów. Ji-soo jest naukowcem. Przez lata zajmowała się archeologią kosmosu, ale wraz z rosnącą pozycją kolejnych korporacji nie mogła kontynuować swoich badań niezależnie. Z kolei Camina jest najemniczką, która staje oko w oko z przeróżnymi zagrożeniami. Ciężko o drugą równie twardą i charakterną babkę w kosmosie. Zostaje jeszcze Alex, który w sumie jest najprostszym pod słońcem gościem, ale to jego nieoczekiwane zachowanie napędza fabułę komiksu.

Przez dłuższy czas Frontier pozwala czytelnikowi chłonąć różne zakątki kosmosu i toczącego się tam życia. Po prostu doświadczamy tego jak w tej przyszłości wygląda ludzka egzystencja. Na tyle dajemy się temu wciągnąć, że nie zastanawiamy się nawet specjalnie w jakim kierunku zmierza fabuła. Dopiero Alex i jego działanie pod wpływem emocji związane z tajnymi eksperymentami na zwierzętach, które prowadzone są na kosmicznym krążowniku powodują, że musi uciekać przed korporacją Energy Solution. W jego ślady podąża Ji-soo, a wkrótce ich losy krzyżują się z Caminą.

Komiks przedstawia bardzo interesujące wątki. Porusza temat eksperymentów na zwierzętach, a także eksploatacji natury, która prowadzi do jej zniszczenia. Z drugiej strony, mamy tu również bohaterów, którzy tę naturę starają się za wszelką cenę ocalić. Frontier w ciekawy sposób pokazuje w jakim kierunku mogłoby podążyć życie w kosmosie, pokazując nam ludzi wychowanych na orbicie, których ciała nie są już tak dobrze dostosowane do życia na planetach. Są też najemnicy, którzy nie zwracają uwagi na to jakie zlecenia wykonują, tak długo jak się im zapłaci. No i musiało znaleźć się miejsce dla tych złych, czyli korporacji wyzyskujących nie tylko środowisko naturalne, ale także pracowników.

Ta niezwykle złożona tematyka zaskakująco świetnie łączy się ze stroną wizualną komiksu. Wspomniałem już na wstępie o moim zaskoczeniu tym faktem. Te kreskówkowe ilustracje w pierwszej chwili sugerują bowiem, że możemy mieć do czynienia z historia prostą, a może nawet dziecinną. Jest jednak zupełnie inaczej. Być może to za sprawą tego, że te ilustracje są barwne i bardzo szczegółowe. Możemy zachwycić się krajobrazami planet, gwiezdną przestrzenią, ale także ciasnymi korytarzami kosmicznych krążowników.

Autor daje nam wgląd zarówno w takie proste i przyziemne czynności jak ciężkie prace górników czy farmerów, przez nowoczesne technologie i możliwości jakie może przynieść nam eksploracja kosmosu, aż po elementy czysto fantastyczne jak dynamiczne akcje przeprowadzane przez najemników czy ucieczka z krążownika rodem z najlepszych kosmicznych filmów sensacyjnych.

Motywacje naszych bohaterów i podejmowane przez nich decyzje są bardzo wiarygodne i realistyczne. Cała kosmiczna otoczka może wydawać się nam bardzo odległa, ale z poszczególnymi bohaterami utożsamiamy się z łatwością. Z pewnością wielu czytelników, którzy sięgną po ten komiks doskonale zrozumie ciężki wysiłek Alexa, które nie zyskuje na nim zbyt wiele, czy frustracje Ji-soo, której badania zostają przerwane przez wielką korporację, a których bez finansowego wsparcia nie sposób kontynuować.

Bardzo spodobał mi się fakt, że pan Guillaume Singelina między fabułą znalazł miejsce na wytłuszczenie nam tych najistotniejszych informacji dotyczących miejsca i czasu akcji oraz najważniejszych elementów tej kosmicznej historii. Wielka praca jak włożył we Frontier dostrzegalna jest gołym okiem i sprawia, że czytelnik jest jeszcze bardziej pod wrażeniem tej opowieści. Jedyne czego mogę żałować to fakt, że jest to zakończona historia i nie poznam nowych perypetii bohaterów.

Choć zapewne większości czytelników science-fiction może kojarzyć się z kosmicznymi przygodami i akcją na wielką skalę pokroju Gwiezdnych Wojen, to gatunek ten przez lata zdążył przedstawić odbiorcom bardzo szeroką gamę opowieści. Od historii o podboju planet, przez zgłębienie tajemnic podróży w czasie, aż po odkrywanie tego czym tak naprawdę jest człowieczeństwo. Sci-fi...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Starving Anonymous tom 1 Kazu Inabe, Yuu Kuraishi
Ocena 6,5
Starving Anony... Kazu Inabe, Yuu Kur...

Na półkach:

Generalnie, nie jestem wielkim fanem horrorów. Większości z tytułów spod znaku tego gatunku brakuje bowiem oryginalności. Często wręcz zlewają się ze sobą i po prostu nie są interesujące. Raz na jakiś czas trafia się jednak taka pozycja, która wybija się z tej szarości i nijakości, dając nadzieję, że jest jeszcze miejsce na porządne historie grozy. Jedną z takich nowości na polskim rynku jest manga Starving Anonymous.

Zamykająca się w siedmiu tomach manga zaczyna się naprawdę niepozornie. Słyszymy rozmowy na temat ocieplenia klimatu, a ludzie zajadają się pysznościami. Dwójka młodych bohaterów w trakcie podróży autobusem rozprawia na temat swojej przyszłości. Nagle, ta sielankowa wręcz atmosfera zmienia się o 180 stopni. Pasażerowie zostają uśpieni i porwani, napięcie zaczyna rosnąć, a my zastanawiamy się co wydarzy się dalej.

Głównym bohaterem Starving Anonymous jest marzący o karierze rysownika Ie. Swoje plany będzie musiał jednak odłożyć na bok, gdyż znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie. Jako jedyny z pasażerów nie został w pełni uśpiony i gdy w końcu się budzi jest świadkiem czegoś równie zastanawiającego co przerażającego. Nastolatek znajduje się w dziwnej placówce, gdzie ludzie zdają się być hodowani niczym bydło na rzeź, ale to tylko pierwsza z wielu tajemnic jakie skrywa to miejsce.

Trzeba przyznać, że lekturze całego pierwszego tomu mangi towarzyszy niezwykłe napięcie. Należy pochwalić autorów (scenariusz – Yuu Kuraishi, rysunki – Kazu Inabe) za stworzenie unikalnej atmosfery grozy, która jednocześnie wywołuje w czytelniku poczucie niepewności i strachu. Na kartach mangi rozgrywa się historia z pogranicza realizmu i fantasy, w przypadku której ciężko oderwać jeden element od drugiego, w czym zdecydowanie pomaga utrzymująca się tutaj tajemniczość.

Co zaskakujące, główny bohater Starving Anonymous spotyka w tym dziwnym miejscu dwóch innych chłopaków, którzy ukrywają się wśród tuczonych, uzależnionych od dziwnej substancji ludzi. Są nimi Yamabiki i Natsume, którzy znaleźli się tam raptem kilka dni przed Ie. Ich reakcje i zachowanie są jednak zupełnie odmienne od nastolatka co tworzy bardzo ciekawą dynamikę w grupie, której losy śledzimy dalej na kartach komiksu.

Główny bohater wydaje się być słaby, przestraszony, a w pewnym stopniu nawet nijaki. Autorzy mangi nadają jednak sens tej postaci za sprawą jego niezwykłej pamięci fotograficznej, która ma pomóc chłopakom w ucieczce. Jego towarzysze to zdecydowanie ciekawsze przypadku. Yamabiki sprawia wrażenie zboczonego. Cały czas rzuca jakieś homoseksualne insynuacje i sprawia wrażenie jakby cała sytuacja za bardzo go nie ruszała. Jeszcze ciekawiej rzecz się ma w przypadku Natsume, który jest prawdziwym twardzielem i nie okazuje żadnych emocji. Ma jednak w sobie mnóstwo empatii, o czym przekonujemy się później, a zależy mu jedynie na przetrwaniu i ucieczce.

Mamy tu zatem ciekawych, zmotywowanych bohaterów. Za sprawą ich charakterów oraz relacji zaczynamy kibicować im by uciekli z tego więzienia w jakim się znaleźli. Jednocześnie wraz z nimi jeszcze bardziej chcemy poznać prawdę na temat tej placówki. W kolejnych rozdziałach na jaw wychodzą tajemnice, które jedynie wzmagają naszą ciekawość. Dziwne, krwiożercze istoty pożerają ludzi. Z przetrzymywanych osób robi się rozpłodówki za pomocą nadzwyczajnych medykamentów, a całym obiektem zarządzają ludzie!

Odpowiednie rozłożenie cieni, wyolbrzymienie pewnych aspektów, które uderzają nas po oczach i ogólnie mroczna atmosfera przykuwają uwagę czytelnika. Wizualnie Starving Anonymous prezentuje się świetnie, doskonale oddając klimat, niepewność bohaterów oraz strach i stres, który wylewa się z kolejnych stron mangi.

Jest to zdecydowanie pozycja skierowana do dorosłego czytelnika. Różne sprośne żarciki, przerażające istoty i przetrzymywanie ludzi wbrew ich woli to jedno. Na kartach mangi widzimy o wiele bardziej przerażające i szokujące obrazy jak napompowane chemią i hormonami kobiety, które są w ciągłej chuci. Najbardziej w pamięć wbija się jednak scena gdy Yamabiki wykorzystuje nieuwagę strażników i szprycuje jednego z nich tajemniczym medykamentem. To sprawia, że jeden z nich zaczyna gwałcić drugiego, nie mogąc się powstrzymać.

Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że Starving Anonymous to tytuł dla osób o mocnych nerwach i żelaznych żołądkach. Trzyma w napięciu, angażuje czytelnika, a chwilami balansuje na granicy dobrego smaku. Pierwszy tom stanowi świetne wprowadzenie do tajemniczej, angażującej historii, której sekrety po prostu chce się odkrywać. Jeśli tak wygląda początek, to strach pomyśleć jakie przerażające obrazy mają nam do zaoferowania autorzy w kolejnych tomach. Już nie mogę się doczekać!

Generalnie, nie jestem wielkim fanem horrorów. Większości z tytułów spod znaku tego gatunku brakuje bowiem oryginalności. Często wręcz zlewają się ze sobą i po prostu nie są interesujące. Raz na jakiś czas trafia się jednak taka pozycja, która wybija się z tej szarości i nijakości, dając nadzieję, że jest jeszcze miejsce na porządne historie grozy. Jedną z takich nowości na...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Saint-Elme. Tom 4 Serge Lehman, Frederik Peeters
Ocena 7,6
Saint-Elme. Tom 4 Serge Lehman, Frede...

Na półkach:

Wracamy do mrocznego, pełnego tajemnic miasteczka Saint-Elme. Gdy wydaje się, że nic dziwniejszego nie ma prawa się wydarzyć, twórcy komiksu zrzucają na nas kolejne niespodzianki. Atmosfera robi się coraz gęstsza. Kolejne fakty wychodzą na jaw, a my zdajemy się być coraz bliżej prawdy na temat tego miejscu, ale czy na pewno? Przekonajmy się.

Naprawdę ciężko uwierzyć jak rozwinęła się historia, która zaczęła się od zwykłego śledztwa w związku z zaginięciem człowieka. W międzyczasie przyglądaliśmy się spiskom, porwaniom, mafijnej działalności. Poznaliśmy narwanego obłąkańca, ludzi którzy widzą więcej niż mogłoby się wydawać, a z nieba spadały żaby. Widzieliśmy płonącego człowieka, a ludzi umarło tutaj co nie miara. To już czwarty tom Saint-Elme, a Serge Lehman i Frederik Peeters wciąż mają dla nas sporo w zanadrzu.

Kolejny rozdział tej pokręconej, klimatycznej historii przedstawia nam wracającego do zdrowia Francka Sangare. To jednak nie koniec jego śledztwa, choć jego stan zdrowia wskazuje nam na coś innego. Detektyw jedną nogą wszedł już w to szambo, więc postanawia, że wejdzie w nie także drugą. Pomaga mu jego tajemniczy, bardzo inteligentny i przenikliwy brat Philippe.

Oprócz tego obserwujemy konsekwencje śmierci Rolanda Saxa, po którym ktoś musi przejąć władzę. Uroczystości pogrzebowe przebiegają z wielką pompą, zjawia się nawet pani burmistrz na haju, ale najważniejsze rzeczy mają miejsce za kulisami. Na następczynię Rolanda zostaje namaszczona jego córka Tania, ale mamy wrażenie, że jej dziadek nie jest z nią w pełni szczery i ukrywa przed wszystkimi coś bardzo ważnego.

Pojawia się również tajemnicza dziewczynka z pierwszego tomu, od której zaczęła się cała historia. Pamiętacie masakrę i tajemniczy znak namalowany krwią na oknie? Dowiadujemy się nieco więcej na ten temat, a właściwie to twórcy Saint-Elme podsuwają nam pewne wskazówki co do tego o co tu tak naprawdę chodzi. Czy swój udział mają tutaj jakieś nadprzyrodzone moce, czy może to wszystko da się jakoś racjonalnie wytłumaczyć? Nie możemy jeszcze niczego potwierdzić, ale śmiało możemy wysnuwać różne teorie.

Niezwykły klimat komiksu i pewna nuta absurdalności, która unosi się tutaj w powietrzu potwierdza się choćby przez fakt, że pewne wyobcowanie Paco, który spędza coraz więcej czasu z Romane wynika z tego, że uważa on że jest wilkołakiem! Tego się nie spodziewałem i myślę, że wy też nie. Atmosfera jest jednak taka, że w sumie może to być prawdą chociaż póki co nie możemy tej teorii potwierdzić w 100 %.

Wizualnie Saint-Elme to jak zawsze prawdziwa perełka. Barwy odpowiednio dopasowują się do nastroju, często podkreślając charakter postaci. Scena gdy Tania, podpisująca projekt który ma odmienić miasto oświetlona czerwonym światłem przywodzi nam na myśl, że jesteśmy świadkami czegoś bardzo złego. Cudowny jest fragment, w którym w szaloną bójkę wdaje się Derwisz. Niby przyzwyczaił nas do tego, że w każdej chwili potrafi stracić kontrolę, ale akcje z jego udziałem zawsze robią wrażenie i zapadają w pamięć tak jak jego kopnięcie w locie, które mamy okazję zobaczyć w czwartym tomie komiksu.

Jednym z tych elementów, który przykuwa nas do komiksu jest ukryta motywacja bohaterów. Każdy zdaje się tu ukrywać o co tak naprawdę mu chodzi, czego i dlaczego chce. Dlatego postaci są tu tak ciekawe i oryginalne. Dopełnieniem tego jest wspomniana wizualna strona historii oraz wybuchowy koniec czwartego tomu. Jedyną smutną wiadomością jest fakt, że zakończenie poznamy już w następnym tomie, a chciałoby się jeszcze więcej tego Saint-Elme.

Wracamy do mrocznego, pełnego tajemnic miasteczka Saint-Elme. Gdy wydaje się, że nic dziwniejszego nie ma prawa się wydarzyć, twórcy komiksu zrzucają na nas kolejne niespodzianki. Atmosfera robi się coraz gęstsza. Kolejne fakty wychodzą na jaw, a my zdajemy się być coraz bliżej prawdy na temat tego miejscu, ale czy na pewno? Przekonajmy się.

Naprawdę ciężko uwierzyć jak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Każdy z was zna kogoś, kto lubi trochę podkoloryzować życie. Kogoś, kto potrafi fajnie opowiadać, ale ciężko powiedzieć ile w tym jest prawdy. Kimś takim jest bohater komiksu Mocny w gębie autorstwa pierwszego polskiego zdobywcy prestiżowej Hugo Award, Bartosza Sztybora. Tylko czy za jego słowami idą czyny? Przekonajmy się.

Zaczynamy lekturę komiksu i już na starcie zdajemy sobie sprawę, że nie będzie to pierwsza lepsza historia. Grupka znajomych, jak się później okazuje, robiących w gangsterce, opowiada sobie historię legendarnego twardziela. Każdy pamięta ją nieco inaczej. Ostatecznie staje na tym co mówi lider gangu, bo kto by się mu sprzeciwił. Ba, młodzi chcą mu zaimponować i zrobią wiele by wkraść się w jego łaski. Kimś takim jest Al. Problemem Ala jest jednak Era, który zdecydowanie go wyprzedza i bryluje w okolicy.

Mocny w gębie to nietypowa opowieść o dzieciakach z ulicy, dla których największym autorytetem jest miejscowy gangster. Co tu dużo mówić. Sposobem na wybicie się z nijakości jest dla nich dilowanie dla wielkich szych. Jak to ładnie określa policjant: „to dobre dzieciaki”. Niestety, nasz główny bohater jest skłonny zrobić wszystko by wyprzedzić Erę i do głowy przychodzą mu głupie pomysły. W końcu to dzieciak i nie do końca poważnie pojmuje różne sprawy. Z komiksu przekonujemy się o tym, że czasem lepiej odpuścić i nie przejmować się wszystkim.

Akcja komiksu toczy się w Berlinie, a jego bohaterami są w większości przedstawiciele różnych mniejszości narodowych. Tak naprawdę, miejsce akcji zdaje się nie mieć większego znaczenia dla rozwoju fabuły. Równie dobrze mogłoby to być jakieś polskie blokowisko. Spokojnie można tę treść rozumieć uniwersalnie i umieścić ją w różnym miejscu i czasie. Istotne są tu prawa jakimi rządzi się ulica oraz ich wpływ na postrzeganie świata przez młodych ludzi.

Zarówno wizualnie jak i fabularnie Mocny w gębie z pozoru wydaje się być bardzo prostym komiksem. Nie mamy tutaj przepięknych pejzaży, czy ulic miasta żywcem wyjętych z topografii Berlina. Wygląd postaci jest odpowiednio wyolbrzymiony i uproszczony, ale całość doskonale się ze sobą spina. Autor mógłby jednak bardziej zagłębić się w problemy nastolatków, dla których jedynym wyjściem staje się przestępczość. Tutaj historia sprawia wrażenie bardziej wstępu do jakiejś większej opowieści.

Całość jest wciągająca i bardzo przystępna. Czyta się to łatwo i przyjemnie. O ile jednak z Rahimem i jego historią możemy się jakoś utożsamić, to już nie można powiedzieć tego o innych bohaterach. Zostali oni przedstawieni dość pobieżnie i zdawkowo. Stanowią bardziej uzupełnienie komiksu i tło dla losów głównego bohatera, choć widać w nich potencjał. Gdyby tylko bardziej rozwinąć fabułę i rozbudować świat przedstawiony, Mocny w gębie wypadłby o wiele lepiej.

Nie oznacza to jednak, że komiks mi się nie spodobał. Gołym okiem widać talent pisarski autora. Chciałoby się tylko bardziej rozbudowanej opowieści, a takiej tutaj nie otrzymujemy. Puenta historii jest mocna i wiarygodna co niejako usprawiedliwia braki komiksu, o których napisałem we wcześniejszych akapitach. Myślę, że tą swego rodzaju prostotę docenią młodsi odbiorcy, którzy zdecydowanie bardziej oczekują szybkiego tempa i prostej w odczytaniu treści. Niewątpliwie Mocny w gębie zachęcił mnie jednak by lepiej poznać twórczość autora komiksu Bartosza Sztybora.

Każdy z was zna kogoś, kto lubi trochę podkoloryzować życie. Kogoś, kto potrafi fajnie opowiadać, ale ciężko powiedzieć ile w tym jest prawdy. Kimś takim jest bohater komiksu Mocny w gębie autorstwa pierwszego polskiego zdobywcy prestiżowej Hugo Award, Bartosza Sztybora. Tylko czy za jego słowami idą czyny? Przekonajmy się.

Zaczynamy lekturę komiksu i już na starcie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przez lata wydawnictwo Waneko dostarczyło nam całej serii interesujących mang, w których centrum znajdują się koty. Świeżo w pamięci pozostają takie tytuły jak Starszy pan i kot, The Walking Cat czy Na kocią łapę. Teraz do tej grupy dołącza kolejna pozycja, która doskonale ujmuje żywot tych niezwykłych zwierząt, pt. Przytulny dom Chi.

12-tomowa manga, która doczekała się na przestrzeni lat trzech serii anime w końcu zawitała do Polski. Koncentruje się ona na perypetiach zagubionej kotki, później nazwanej Chi, która zostaje przygarnięta przez kochającą rodzinę i powoli odkrywa uroki kociego życia w swoim nowym domu.

Przytulny dom Chi zdobywa serce czytelnika przede wszystkim za sprawą oryginalnego i zabawnego przedstawienia kociej perspektywy na wiele praktyk tych zwierzaków. Od drapania mebli, przez nie korzystanie z kuwety, aż po ucieczki z domu.

Warto zaznaczyć, że w odróżnieniu od większości mang, Przytulny dom Chi został zilustrowany w pełni w kolorze. Z pewnością ułatwi to lekturę komiksu najmłodszym czytelnikom, którzy z całą pewnością się nim zainteresują.

Po przeczytaniu pierwszego tomu mangi oraz jako posiadacz dwóch kotów mogę z ręką na sercu polecić ten tytuł wszystkim kociarzom. Z pewnością rozpoznacie tutaj wiele sytuacji z waszego życia, ukazanych z ciekawego i oryginalnego punktu widzenia. Musieliście zastanawiać się dlaczego wasz kot w różnych sytuacjach płacze albo lata jak szalony po domu, albo po prostu się na was złości. Kanata Konami w przezabawny sposób spróbuje wytłumaczyć wam dlaczego tak jest.

W parze z oryginalną i pełną humoru treścią idą tutaj ilustracje. Wszystkie reakcje Chi są wprost fantastyczne. Najbardziej urzekło mnie jej rozkojarzenie, które od razu skojarzyłem z moimi własnymi kotami. No i ta przemiana od początkowo wystraszonej i nieco wrogiej, aż do pełnego przystosowania się do nowego miejsca zamieszkania jest z życia wzięta.

Oczywiście, autorka uchwyciła je w odpowiednio wyolbrzymiony sposób co wywołuje u nas salwy śmiechu. Jednocześnie Przytulny dom Chi to manga, która potrafi nie tylko nas rozśmieszyć, ale również wzruszyć. Jest tutaj mnóstwo ciepła i nadziei na to, że w ludziach tak jak w rodzinie, która przygarnęła główną bohaterkę, jest dobro. Ta pogodna lektura pozostawi was w dobrych humorach na bardzo długo!

Przez lata wydawnictwo Waneko dostarczyło nam całej serii interesujących mang, w których centrum znajdują się koty. Świeżo w pamięci pozostają takie tytuły jak Starszy pan i kot, The Walking Cat czy Na kocią łapę. Teraz do tej grupy dołącza kolejna pozycja, która doskonale ujmuje żywot tych niezwykłych zwierząt, pt. Przytulny dom Chi.

12-tomowa manga, która doczekała się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Okres dojrzewania dla wielu młodych ludzi jest czasem tworzenia wspaniałych wspomnień i przyjaźni na całe życie. Pełen jest radosnych chwil i chciałoby się by trwał jak najdłużej. Jest jednak duża część nastolatków, którzy zupełnie inaczej postrzegają ten okres. Nie tylko ze względu na zmiany fizyczne, ale przede wszystkim w związku ze zmianami jakie zachodzą wewnątrz. Pojawiają się emocje, które nie zawsze potrafimy odpowiednio wyrazić i z którymi nie umiemy sobie poradzić. W bardzo ciekawy sposób tę kwestię porusza książka, pt. Plecy, które chcę kopnąć.

Jak czytamy na tyle okładki, najnowsza propozycja wydawnictwa Kirin to japoński bestseller. Co więcej, to książka autorstwa najmłodszej laureatki nagrody im Akutagawy, czyli najbardziej prestiżowego wyróżnienia literackiego w Japonii. W związku z tym, jeszcze przed przystąpieniem do lektury mamy spore oczekiwania wobec zawartych tutaj treści. Na szczęście komplementy względem autorki, którą jest Risa Wataya nie są przesadzone, o czym dość szybko się przekonujemy.

Główną bohaterką książki o jakże enigmatycznym tytule Plecy, które chcę kopnąć jest Hatsu. Licealistka prowadzi dosyć proste i nieskomplikowane życie, lecz wraz z początkiem szkoły średniej dostrzega pewne zmiany. Jej najlepsza przyjaciółka Kinuyo znalazła nową grupę przyjaciół, do której stara się wpasować. Zaprasza do niej Hatsu, ale ta nie chce się dopasowywać. Pragnie pozostać sobą i nie zdobywa nowych znajomych i trzyma się na uboczu, choć z drugiej strony ma niejako za złe, że przyjaciółka widzi sprawy inaczej.

Hatsu to dziewczyna z charakterem. Jest inteligentna i ma dosyć cięty język. Umiejętnie analizuje otaczających ją ludzi i świat. Chowa się jednak za maską pewności siebie. Czytając kolejne strony książki widzimy bowiem, że samotność, na którą niejako sama się skazuje zaczyna jej coraz bardziej doskwierać. Nastolatka zyskuje nową perspektywę wraz z bliższym poznaniem innego samotnika, izolującego się od reszty Ninagawy.

W dość dziwnych okolicznościach bohaterka zostaje zaproszona przez chłopaka do jego domu. Choć nie łączy ją z nim zupełnie nic, przystaje na jego propozycję. Wtedy to przekonujemy się, że Ninagawa ma swego rodzaju obsesję na punkcie idolki Orichan, którą kiedyś Hatsu przypadkiem spotkała w sklepie. Nastolatek pragnie by dziewczyna zobrazowała mu dokładnie w jakim miejscu, jak i kiedy spotkała jego ulubienicę. W oczach bohaterki sprawia on wrażenie dziwaka, ale właśnie to przyciąga w nim jej uwagę.

Dwie osoby, a każda z nich na swój sposób radząca sobie ze swoją samotnością. Risa Wataya zabiera nas w krótką, lecz jakże przenikliwą podróż, która uzmysławia nam ludzką potrzebę bliskości. Potrafi ona objawić się w różny sposób. Być może nieśmiały czy niepotrafiący się przełamać w kontaktach z rówieśnikami Ninagawa swoją pustkę zagospodarował przez postać idolki choć musi zdawać sobie sprawę, że nic nigdy z go z nią nie połączy. Z kolei Hatsu to właśnie Ninagawa niejako zwalcza jej samotność, choć bohaterka cały czas próbuje wmawiać sobie, że jest inaczej.

Autorka w oryginalny i wiarygodny sposób odsłania przed nami emocje nastolatków. Emocje, które nieodpowiednio ukierunkowane mogłyby w dorosłym życiu doprowadzić do samotności. Książka pokazuje nam jak istotne w tym wieku są kontakty międzyludzkie i jak wiele potrafią one zmienić. Niezwykle ciekawym i zaskakującym sposobem na ukazanie tych wzmagających w głównej bohaterce uczuć jej jej chęć kopnięcia Ninagawy z całej siły w plecy, choć tak naprawdę nie chce ona go skrzywdzić.

Plecy, które chcę kopnąć przedstawiają rosnące w dojrzewających ludziach frustracje. Autorka pisząc w sposób prosty i lekki, tworzy postaci z którymi nastolatkowie mogą się utożsamić. Sam pamiętam z jakimi trudnościami wiąże się nawiązywanie nowych znajomości z rówieśnikami i ten wewnętrzny konflikt między chęcią dopasowania się, a pozostania sobą. Doskonale wybrzmiewa to z kart książki. Wiarygodnie przedstawiona jest szkoła, różne kliki, nauczyciele i wszystko co się z tym wiąże, co sprawia, że czytelnik łatwo przenika do tego świata.

Szybko i intensywnie docieramy do końca książki. Wataya nie daje nam jednoznacznej odpowiedzi na to jak radzić sobie z dojrzewaniem, samotnością, poczuciem wyobcowania. Oczami swojej bohaterki pokazuje jednak jak ten nawał emocji, kłębiących się w nas samych może pokierować nami w nieoczekiwanym kierunku. Fantastyczne tłumaczenie pani Joanny Weldu pozwala nam wycisnąć z historii 100%, od wspomnianego przeze mnie kąśliwego i ciętego języka Hatsu przez nieco zdziwaczałego Ninagawę oraz rodzącą się między nimi niezwykłą relację. Tytuł ten z pewnością da do myślenia wszystkim czytelnikom, także dorosłym.

Okres dojrzewania dla wielu młodych ludzi jest czasem tworzenia wspaniałych wspomnień i przyjaźni na całe życie. Pełen jest radosnych chwil i chciałoby się by trwał jak najdłużej. Jest jednak duża część nastolatków, którzy zupełnie inaczej postrzegają ten okres. Nie tylko ze względu na zmiany fizyczne, ale przede wszystkim w związku ze zmianami jakie zachodzą wewnątrz....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kojarzycie ukazującą się już od dłuższego czasu mangę Kakegurui. Szał Hazardu? Jej akcja toczy się w szkole, w której twoja pozycję w hierarchii zdobywa się właśnie za pomocą hazardu. Seria ukazująca mroczne strony hazardu, a także interesujące, złożone gry stała się hitem i doczekała się już 17 tomów, anime oraz filmu i serialu live-action. Od jakiegoś czasu ukazuje się również jej prequel, pt. Kakegurui Twin i to o nim chciałbym wam dziś opowiedzieć.

Manga zaprasza czytelnika do prestiżowej Akademii Hyakkao. Tam właśnie trafia zdeterminowana by osiągnąć sukces Mary Saotome. Nie spodziewa się ona jednak jak ekstremalne i zupełnie dla niej obce zasady tam zastanie. Szkołą rządzi bowiem hazard i to za jego sprawą można zbudować sobie odpowiednią pozycję. Czy zupełnie zielona w tym temacie bohaterka zdoła osiągnąć zamierzone cele? Oto początek jej historii.

Wraz z Mary przekonujemy się o tym jak dziwne i nieludzkie zasady panują w akademii. Jeden błąd, jedna porażka może sprawić, że do końca swoich dni w tej szkole będziesz „domowym zwierzątkiem”. To równa się służeniu postawionym na szczycie hierarchii uczniom i to w każdej najmniejszej czy najabsurdalniejszej kwestii. Kimś takim jest Hanatemari Tsuzuro była koleżanka głównej bohaterki, która powoli wprowadza ją do świata hazardu.

Choć pierwszy tom Kakegurui Twin to raptem trzy rozdziały, to już ta niewielka część historii wystarczy by zaciekawić czytelnika. Mamy okazję zobaczyć z jak bezwzględnymi charakterami przyjdzie zmierzyć się Mary. Poznajemy dwie gry – szybki prezydent i magiczne kości. Przekonujemy się również, że by przetrwać trzeba tutaj wykazać się nie tylko inteligencją, ale także sprytem.

Czytelnik bardzo szybko łapie kontakt z głównymi bohaterkami. Z jednej strony dostrzegamy silny charakter i determinację Mary, której chcemy kibicować w jej drodze na szczyt. Z drugiej strony, współczujemy Hanatemari, która jest w głębi duszy dobrą, uczynną osobą, ale nie pasuje do tego świata. Z ciekawością przyglądałem się skomplikowanym rozgrywkom, małym i większym oszustwom oraz temu w jakim kierunku podążają dziewczęta.

Gry są jednym z tych elementów, który zdecydowanie przykuwa naszą uwagę. Pierwszy tom w przypadku każdej z nich bardzo przejrzyście wyjaśnia nam ich zasady. Co jednak ciekawe, rządzą się one swoimi prawami. Doświadczenie w ich przypadku stanowi dużą korzyść dla gracza. Pod płaszczykiem zasad zawsze kryje się jakiś zaskakujący zwrot akcji i w pierwszym tomie wynik rozgrywek oraz ich przebieg był dla mnie nie lada niespodzianką.

Cóż więcej mogę dodać? Do tej pory nie miałem do czynienia z serią napisaną przez Homurę Kawamoto, ale po przeczytaniu pierwszego tomu Kakegurui Twin zamierzam to zmienić. Manga jest oryginalna i wciągająca. Na pewno zaciekawi czytelników, którzy nie zetknęli się jeszcze z tematem hazardu w komiksach. Ten został tu ujęty nie tylko w atrakcyjny i ciekawy sposób, ale przede wszystkim taki, który odsłania jego mroczną stronę. O tej nie powinniśmy bowiem zapominać. Mogę wam zagwarantować, że nie zapomnicie też o tym tytule jeśli tylko zdecydujecie się po niego sięgnąć.

Kojarzycie ukazującą się już od dłuższego czasu mangę Kakegurui. Szał Hazardu? Jej akcja toczy się w szkole, w której twoja pozycję w hierarchii zdobywa się właśnie za pomocą hazardu. Seria ukazująca mroczne strony hazardu, a także interesujące, złożone gry stała się hitem i doczekała się już 17 tomów, anime oraz filmu i serialu live-action. Od jakiegoś czasu ukazuje się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Na przestrzeni lat z pewną regularnością ukazywały się historie, które nieoczekiwanie wrzucały bohaterów w wir rodzicielstwa. Mam tu na myśli sytuacje, gdy postaci nagle musiały zająć się dzieckiem/dziećmi przez krótszy lub dłuższy czas, nie mając w tym temacie żadnej orientacji. Wśród najpopularniejszych tytułów można tutaj wymienić Trzech mężczyzn i dziecko czy Super Tata. W 2023 r. zadebiutowała z kolei przezabawna animacja Buddy Daddies. W ten nurt wpisuje się również najnowsza Jednotomówka Waneko zatytułowana One Week Family.

Akcja mangi koncentruje się na młodym, popularnym aktorze jakim jest Ren Fujimaru. Mężczyzna rozwija się, a teraz czeka go praca przy kolejnym projekcie. Będzie to jednak dla niego nie lada wyzwanie. Tym wyzwaniem będzie bowiem gra w głównej roli z pięcioletnim aktorem! Tak się akurat składa, że nasz bohater zupełnie nie radzi sobie w kontaktach z dziećmi! I co teraz?

Z pomocą przychodzi jego agent, który sugeruje, że powinien zamieszkać z dzieciakiem (Yuu) przez tydzień. To ma pomóc mu przystosować się do całej sytuacji i pokonać jedną ze swoich słabości. Oczywiście pięciolatek będzie pod nadzorem swojego menedżera, którym okazuje się być była dziecięca gwiazda Kei Haruo. Jakby tego było mało, to właśnie on był inspiracją dla Rena by zostać aktorem! Trójkę czeka niezwykłe siedem dni pełne pokory, zabawy i życiowych lekcji.

Z początku myślałem, że One Week Family będzie czystą komedią. Choć jest tu dużo elementów humorystycznych, to historii bliżej jest jednak do dramatu. Sam jej wydźwięk jest dosyć poważny, a przynajmniej czytelnik z całą pewnością wyniesie coś z lektury tej mangi. W trakcie rozwoju fabuły nasi bohaterowie dochodzą do uświadamiają sobie przeszkody, z którymi muszą się zmierzyć i dochodzą do tego jak tego dokonać. To inspirująca historia, z której naprawdę można czerpać wiele pozytywów.

Zarówno Yuu, Ren jak i Kei otrzymują odpowiednie wprowadzenie. Nie mamy poczucia, żeby autor pomijał jakieś istotne informacje na ich temat. Wszystkie elementy ich charakteru jednak odpowiednio rozplanował tak byśmy mieli czas ich poznać i polubić. Nie od razu dowiadujemy się, że Yuu jest synem szefowej wytwórni oraz dlaczego ta nie potrafi poświęcić mu czasu. To samo tyczy się Keia, który w odpowiednim momencie zdradza nam dlaczego jako nastolatek porzucił aktorstwo czy Rena, który potrzebuje czasu żeby wyrzucić z siebie swój strach przed dzieciakami.

Zdaję sobie sprawę, że dla części z was scenariusz, w którym trójka bohaterów zamieszkuje razem brzmi dość niewiarygodnie. Jednakże, wszystko co ma miejsce od tego momentu jest naprawdę autentyczne. Od zabawy w lunaparku, przez gry na konsoli, aż po poczucie bliskości czy odpowiedzialności z jaką wiąże się opieka nad pięciolatkiem. Autor mangi Yatsuhashi kupił mnie tym w 100%.

Ilustracje przedstawiają się w One Week Family przepięknie. W Yuu jest odpowiednia dawka słodkości jakiej oczekiwalibyśmy po takim utalentowanym i pracowitym pięciolatku. Z kolei Kei i Ren, choć wciąż młodzi, odznaczają się właściwą dla dorosłych dojrzałością. Manga dopracowana jest w najmniejszych szczegółach. Nie widzimy tutaj żadnych nieścisłości, niedoróbek, itp. Ogląda się ją po prostu bardzo przyjemnie.

One Week Family to solidna historia dla całej rodziny. Nie jest to najbardziej oryginalna manga jaką przeczytacie, ale potrafi poruszyć i chwycić za serce. Zarazem jest pełna humoru i zabawy. To z życia wzięta, dobrze wyważona opowieść o stawaniu z odwagą naprzeciw swoich największych strachów i przełamywaniu się. Zdecydowanie polecam.

Na przestrzeni lat z pewną regularnością ukazywały się historie, które nieoczekiwanie wrzucały bohaterów w wir rodzicielstwa. Mam tu na myśli sytuacje, gdy postaci nagle musiały zająć się dzieckiem/dziećmi przez krótszy lub dłuższy czas, nie mając w tym temacie żadnej orientacji. Wśród najpopularniejszych tytułów można tutaj wymienić Trzech mężczyzn i dziecko czy Super...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co lub kto ma największy wpływ na to jak mogą potoczyć się nasze losy. Każdy może udzielić na to pytanie innej odpowiedzi. Według mnie to my sami i nasze decyzje niebywale wpływają na ludzkie życie. Nie nasi najbliżsi, przyjaciele, współpracownicy. Nie oznacza to jednak, że wszyscy wychodzimy życiu naprzeciw i staramy się samodzielnie kształtować swoją historię. W bardzo ciekawy sposób opowiada o tym Mikołaj J. Stankiewicz w książce Klaps… Opowiadania trzy.

Trzy historie, które poznajemy na kartach książki wydawnictwa Novae Res to Eine Stange, Perypetie oraz Dakłas. Na pozór nie są ze sobą niczym związane. Pierwsza przenosi nas do czasów PRL-u, pokazując realia tamtego okresu oczami nastoletniego Poznaniaka. Kolejna to zabawna historyjka o słonia, który zalazł za skórę mrówkom. Ostatnia przedstawia nam wdowę, której po wielu latach od śmierci męża wciąż ciężko pogodzić się z jego nieobecnością.

Poszczególne opowiadania wrzucają bohaterów na minę. Żadne z nich nie znajduje się w łatwej życiowej sytuacji. Początkowo nie dostrzegają, że wzięcie sprawy we własne ręce, podjęcie wyzwania i sprostaniu odpowiedzialności może odmienić ich losy na lepsze. Muszą najpierw stanąć naprzeciw niejednej przeszkodzie by tak się stało.

Klaps… Opowiadania trzy to solidnie napisane, oryginalne historie, które przykuwają uwagę czytelnika nie tylko fabułą, ale także formą i językiem. Przyznam, że kolejność opowiadań jest nietrafiona. Najciekawsza jest bowiem według mnie pierwsza historia, która w fantastyczny, bardzo przystępny dla młodych, którzy nie doświadczyli tamtego okresu sposób zabiera nas do czasów PRL-u. Język jest kwiecisty, znalazło się miejsce na teksty typowe dla Wielkopolski, a życie nastoletniego bohatera jest równie szalone co dramatyczne. Świetna, wciągająca opowieść.

Niestety potem poziom spada i według mnie po prostu nie jest już aż tak ciekawie i oryginalnie jak w przypadku pierwszego opowiadania. Historia o samotnym słoniu i mrówkach, chcących się przed nim jakoś obronić to bardziej zabawny przerywnik niż głęboka, wywołująca jakiekolwiek emocje opowieść. Na koniec zostaje Dakłas, który choć mnie nie wciągnął to w wiarygodny i interesujący sposób pokazuje obraz przedłużającej się żałoby i próby wyjścia z niej.

Doceniam kreatywność i zdolności pisarskie pana Stankiewicza. Po przeczytaniu Klaps… Opowiadania trzy z chęcią sięgnąłbym po dłuższą formę jego autorstwa. Szczególnie na podstawie Eine Stange, które jest historią pełną barwnych opisów, bardzo wiarygodnego przedstawienia realiów innej epoki i niespodziewanych zwrotów akcji. Choćby dla tej historii warto sięgnąć po książkę. Należy jednak pamiętać, że poziom opowiadań jest bardzo różny i nie wszystkie trzy muszą was zainteresować.

Co lub kto ma największy wpływ na to jak mogą potoczyć się nasze losy. Każdy może udzielić na to pytanie innej odpowiedzi. Według mnie to my sami i nasze decyzje niebywale wpływają na ludzkie życie. Nie nasi najbliżsi, przyjaciele, współpracownicy. Nie oznacza to jednak, że wszyscy wychodzimy życiu naprzeciw i staramy się samodzielnie kształtować swoją historię. W bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Sporo superbohaterskich komiksów za mną. Niejeden z nich koncentruje się na losach nastolatków obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami. Jednakże, żadna z dotąd poznanych przeze mnie historii nie poruszała tej tematyki tak ciekawie i wnikliwie jak najnowszy tytuł wydany w ramach imprintu HarperYa, czyli unOrdinary.

Akcja komiksu, który od kilku lat regularnie ukazuje się na platformie Webtoon i doczekał się już 336 rozdziałów ma miejsce w fikcyjnym świecie. Fikcyjnym, gdyż wielu ludzi obdarzonych jest tutaj nadprzyrodzonymi mocami. Nasz główny bohater John nie należy jednak do tej grupy osób choć skrywa pewną tajemnicę, która powinna mieć istotne znaczenie w dalszej części tej historii.

Pierwszy tom komiksu koncentruje się na pokazaniu nam zmagań zwyczajnego Johna z szkolną elitą posiadającą nieziemskie umiejętności. W związku z brakiem własnych mocy, chłopak jest bowiem dyskryminowany, poniżany, a przez to często musi bronić się ze swoimi rówieśnikami. Często wdaje się w niepotrzebne bójki, wiele czasu spędza u szkolnego lekarza i po prostu próbuje przetrwać w tym nieprzyjaznym środowisku.

Na szczęście dla Johna jest przynajmniej jedna osoba, która stanowi dla niego wsparcie. Jest nią Seraphine, niezwykle inteligentna, nie dająca sobie w kaszę dmuchać, a jednocześnie najsilniejsza z uczennic w liceum w Wellston. Dwójkę łączy nietypowa relacja pełna szczerości, ale też częstego przekomarzania się. Najważniejsze jest jednak to, że mogą na siebie liczyć.

Jak wspomniałem na wstępie, unOrdinary bardzo ciekawie, w sposób dogłębny przedstawia nam świat nastolatków z super mocami. W pierwszym tomie akcja nie gna na złamanie karku. Autorka pozwala nam wniknąć w szkolny świat licealnych problemów. Choć kwestia nadprzyrodzonych zdolności jest tutaj istotna, to na pierwszy plan wysuwają się bardzo wiarygodne historie dojrzewających ludzi.

unOrdinary pokazuje nam wiarygodne problemy codziennego życia szkolnego. Uczniowie spędzają wspólnie czas, psioczą na nauczycieli, a nawet potrafią pokłócić się o zniszczony długopis. Brzmi to bardzo przyziemnie i prawdziwie. uru-chan postarała się by to odpowiednio wybrzmiało, byśmy poczuli się jak uczniowie prywatnego liceum w Wellston. Najistotniejsza jest tu jednak mroczna strona codzienności jakiej doświadcza John.

Główny bohater gnębiony jest tylko i wyłącznie z powodu braku posiadania mocy. Jest przez to uznawany za mięczaka, a wręcz za śmiecia, którym można pomiatać. Takie sytuacje mają niestety miejsce na co dzień w wielu szkołach, jedynie z wyłączeniem super mocy. Obraz zawarty w komiksie jest jednak bardzo realny, a przez to mocno oddziałuje na czytelnika, który potrafi utożsamić się z problemami Johna.

Powyższy wątek wypada świetnie, ale nie jest to jedyna historia jaką poznajemy w unOrdinary. Ciekawie przedstawia się Seraphine. W końcu to ona jako jedna obdarzona mocą zaprzyjaźniła się z Johnem! Trzeba podkreślić, że początek tej znajomości wcale nie wskazywał na to, że dwójka stanie się sobie tak bliska. Postać dziewczyna doskonale obrazuje nam z kolei kwestię presji z jaką zmagają się uczniowie.

Autorka roztacza pewną aurę tajemnicy wokół postaci nastolatki. Można jednak domyślić się, że są wydarzenia z jej przeszłości, które istotnie na nią wpłynęły. Ostatnim z istotnych wątków jest dziejąca się w tle historia grupy, zabijającej obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami strażników, walczących z przestępczością. Komiks w pierwszym tomie regularnie przypomina nam, że to zagrożenie jest realne i powoli zbliża się do naszych bohaterów. Tym bardziej, że poznajemy element łączący ze sobą te wątki jakim jest zakazana książka wydana przez ojca Johna.

Od strony wizualnej komiks prezentuje się naprawdę przyzwoicie. Autorka stawia przede wszystkim na szczegółowe przedstawienie postaci, nieraz mniej uwagi poświęcając otoczeniu. Według mnie wychodzi to całej historii na dobre chociaż wiem, że niektórzy preferują bardzo detaliczne zobrazowanie zarówno przedstawionego świata jak i bohaterów. Czuć, że w tym aspekcie jest jeszcze miejsce do poprawy, ale ilustracja dobrze pasują do tej opowieści.

Pierwszy tom unOrdinary to naprawdę spora część historii do poznania. Choć to ponad 300 stron mangi, wciąż jest tu wiele niewiadomych. Dlaczego John ukrywa przed wszystkimi swoje możliwości? Co wydarzyło się w przeszłości Sery? Dlaczego giną kolejni strażnicy? Wszystkie te sekrety sprawiają, że mamy ochotę poznać dalsze losy bohaterów. Autorka potrafi wciągnąć nas do tej superbohaterskiej opowieści. Jest w niej coś znajomego, a skojarzenia z innymi tytułami (My Hero Academia, Classroom of the elite) będą się przydarzać w trakcie lektury kolejnych rozdziałów. W moich oczach przeważył jednak element oryginalności i wiarygodności w tej fantastycznej mandze.

Sporo superbohaterskich komiksów za mną. Niejeden z nich koncentruje się na losach nastolatków obdarzonych nadprzyrodzonymi mocami. Jednakże, żadna z dotąd poznanych przeze mnie historii nie poruszała tej tematyki tak ciekawie i wnikliwie jak najnowszy tytuł wydany w ramach imprintu HarperYa, czyli unOrdinary.

Akcja komiksu, który od kilku lat regularnie ukazuje się na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Magia jest jak najbardziej w modzie. Mogło się wydawać, że wraz z zakończeniem filmowej sagi o Harrym Potterze historie o wróżkach, czarodziejach, itp. usuną się nieco ze światła dziennego, ale jest wręcz przeciwnie. Nie tylko w kinie, ale przede wszystkim w świecie książek i komiksów wciąż powstają nowe scenariusze, w których magiczne moce odgrywają pierwszoplanową rolę. Dziś chciałbym wam opowiedzieć o tytule, który inspiracje czerpie przede wszystkim z japońskich komiksów, co z pewnością zaprawieni w bojach czytelnicy szybko wychwycą. Poznajcie Flavor Girls.

Już sam tytuł ma w sobie coś słodkiego, co przywodzi na myśl chociażby Atomówki, czy Czarodziejkę z Księżyca. Oba skojarzenia mają rację bytu, ale przede wszystkim to drugie. Flavor Girls śmiało można by bowiem podciągnąć pod japoński gatunek mahō-shōjo. Niech wyjaśni nam to Wikipedia:

Gatunek opowiadający o dziewczynach, zazwyczaj nastoletnich, posiadających magiczne moce. W gatunku tym, w przeciwieństwie do klasycznych historii fantasy, dziewczęta te żyją w zwykłym, ziemskim świecie. Przeciętni ludzie nie wiedzą o ich zdolnościach, ponieważ nie afiszują się magiczną mocą bez ważnej potrzeby. A jeśli już, to tak by się nie zdekonspirować.

Najnowszy komiks od wydawnictwa NAGLE! koncentruje się właśnie na grupce bohaterek, z których każda może pochwalić się odmienną, magiczną mocą. Skupia się on na ich walce z kosmicznym najeźdźcą, przedstawiając historie poszczególnych dziewczyn, a także genezę konfliktu z obcymi. To troszkę takie połączenie Odlotowych Agentek z Power Rangers w mangowym stylu.

Z pewnością wielu miłośników gatunku fantasy miała już do czynienie z podobnymi tytułami. Zastanówmy się zatem, czym Flavor Girls wyróżnia się na tle swojej konkurencji. Pierwszą rzeczą jaka rzuciła mi się w oczy jest styl autora komiksu. Loïc Locatelli-Kournwsky jak już wspomniałem inspiruje się mangową kreską, dlatego całość ma w sobie japoński posmak.

Jednocześnie autor dodaje on do tego jakiś rodzaj niedokładności. To znaczy, nie stara się by ilustracje wyglądały perfekcyjnie. Mają w sobie pewne delikatne niedociągnięcia co przyciąga naszą uwagę. Jednocześnie, nie odniosłem wrażenia żeby było w tym coś złego. W połączeniu z żywą kolorystyką bardzo mocno oddziałuje to bowiem na wyobraźnię czytelnika.

Fabularnie jest naprawdę przyzwoicie. Nie czułem, żeby komiks oferował jakieś fajerwerki, ale zdecydowanie się przy nim nie nudziłem. Szybko przeskakiwałem od jednego rozdziału do kolejnego, połykając kolejne perypetie bohaterek, ich rozterki oraz historie. Jest we Flavor Girls wpisany pewien schemat, nowa dziewczyna dołącza do obrończyń planety, ma z nimi różne relacje, uczy się kontrolować swoje moce. Myślę, że większość z nas dobrze to zna. Tym co sprawia, że pozostajemy przy tytule do samego końca są właśnie tytułowe heroiny.

Sara jest ambitną, inteligentną dziewczyną, która chce dostać się na staż do ONZ. Tylko, że kosmici krzyżują jej plany, a ona wbrew swojej woli zostaje obdarzona „ananasową” mocą i zostaje jedną z Flavor Girls. I nie ma już odwrotu, trzeba poświęcić się walce z kosmitami, co z początku nie za bardzo jej odpowiada, ale z czasem zdaje ona sobie sprawę jak ważna jest jej rola w ten walce.

Razem z Sarą wkraczamy w świat magii i walki z kosmitami. Poznajemy resztę wojowniczek, a każda z nich nosi na swych barkach jakiś ciężar ze swojej przeszłości. Mamy poważną liderkę grupy, Naoko która sprawia wrażenie chodzącego ideału. Po jakimś czasie przekonujemy się jednak, że nawet tak perfekcyjna osoba musiała wiele poświęcić i jeszcze więcej się nauczyć by dojść do tego momentu w życiu.

Camille zdecydowanie nie lubi papierkowej roboty, ale zdaje się być najbardziej charyzmatyczną członkinią grupy. Gra na ukulele, słucha fajnej muzy i prezentuje kawał porządnych umiejętności atletycznych. Z kolei V ciśnie Sarę w kwestii treningów i czasami wychodzi z niej prawdziwy diabełek. Jej przeszłość naznaczona jest najbardziej wzruszającą historią w tym pierwszym tomie. Musiała poradzić sobie z utratą bliskich, a jej motywacja do pokonania kosmitów zwanych Agarthianami jest przeogromna.

Co więcej? Wbrew pozorom, nie powiedziałbym, że jest to komiks, przy którym dobrze bawić się będą tylko dziewczyny. Najlepszym tego przykładem jestem zresztą ja sam. Frajdę sprawiły mi nie tylko powyżej opisane przeze mnie elementy Flavor Girls. Mocnym akcentem zaznacza się akcja i sceny walki, pełne dynamiki i chaosu. Bardzo fajnie wyróżniają się również fragmenty, w których autor ucieka się do retrospekcji, opowiadając losy poszczególnych bohaterek. Na dodatek nie brakuje tutaj momentów bardziej brutalnych, czy nawet krwawych i ta fantastyczna historia ma w sobie pewną dawkę realizmu.

Troszkę sceptycznie pochodziłem do komiksu o magicznych wojowniczkach. Okazało się, że jednak niepotrzebnie. Flavor Girls jest tytułem kolorowym i oryginalnym. To naprawdę mądrze rozpisany wstęp do wielkiej historii o walce z wrogimi kosmitami. Autor świetnie przemyca tu elementy dramatyczne, jednocześnie mocno stawiając na rozrywkę. Wprowadził mnie do świata, których z wielką chęcią będę dalej poznawał.

Magia jest jak najbardziej w modzie. Mogło się wydawać, że wraz z zakończeniem filmowej sagi o Harrym Potterze historie o wróżkach, czarodziejach, itp. usuną się nieco ze światła dziennego, ale jest wręcz przeciwnie. Nie tylko w kinie, ale przede wszystkim w świecie książek i komiksów wciąż powstają nowe scenariusze, w których magiczne moce odgrywają pierwszoplanową rolę....

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Friday. Księga druga: W zimową mroźną noc Ed Brubaker, Marcos Martin
Ocena 7,9
Friday. Księga... Ed Brubaker, Marcos...

Na półkach:

Detektywistyczne zacięcie oraz związane z nim przygody nie zawsze muszą kończyć się dobrze. Przekonała się o tym Friday Fitzhugh. Dziewczyna wróciła do rodzinnego miasta by uporać się z kilkoma ważnymi sprawami. Okazało się jednak, że ta podróż stała się dla niej istnym koszmarem i na zawsze straciła prawdopodobnie najbliższą jej osobę! Do tego doprowadziła ją właśnie nierozwiązana sprawa, kradzież artefaktu i tajemnica skrywana przez lasy jej rodzinnego miasteczka. Co teraz zrobi bohaterka? O tym przekonujemy się z lektury Friday księga druga: W zimową mroźną noc.

Śmierć Lancelota okazała się być wielkim ciosem dla Friday. Ta popada w rozpacz. Nie chce jeść, nie chce nikogo widzieć, siedzi tylko w swoim pokoju. W końcu trzeba jednak dojść do tego co tak naprawdę stało się z jej przyjacielem. Będzie trzeba pokonać sporo przeciwności losu, w tym biuro szeryfa, które szybko zamyka sprawę jako wypadek. No i gdzieś w ukryciu kryją się złe siły, na których trop bohaterka wpada. Jest afera w King’s Hill!

Trzeba przyznać, że postawiona pod ścianą Friday, która skupia się na wyznaczonym sobie celu to przeciwnik jakiego nikt nie chciałby mieć. Komiks świetnie pokazuje jej determinację i upór w dążeniu do odkrycia prawdy. Oczywiście, uzmysławia nam również jak inteligentną jest osobą. Imponujące są te jej zdolności detektywistyczne, choć do tej pory była bardziej Watsonem niż Sherlockiem.

Po raz kolejny zupełnie zapominamy w jakim czasie i miejscu toczy się akcja komiksu. Friday księga druga wciąga czytelnika na całego. Intryga jest została doskonale napisana. Podobnie zresztą jak i śledztwo bohaterki oraz mieszające się tu wątki kryminalne i fantasy. Scenariusz zasługuje na same pochwały. Wtórują mu ilustracje. Autorzy dokładnie wiedzą w jakim momencie chcą dać zbliżenie na dany przedmiot, na bohaterów, czy na pokazanie dalszej perspektywy. Bardzo płynnie przechodzimy od jednego kadru do kolejnego.

Co zaś tyczy się samej historii, to powolutku, krok po kroczku odkrywamy kolejne elementy składające się na tę tajemniczą układankę. Można nawet powiedzieć, że z zaświatów wraca Lancelot, który ma spory udział w rozwoju fabuły. Choć do tej pory tego nie dostrzegaliśmy, to wszystko jest tutaj ze sobą powiązane! A odkrywanie tego powinno stanowić dla każdego czytelnika wielką frajdę. Tylko ten magiczny element użyty przez twórców (o którym dowiecie się już sami) nie do końca mi tu pasuje, choć fabularnie idealnie spaja historię.

We Friday księga druga nie zabrakło akcji. Do tej pory w serii nie mieliśmy z nią za bardzo do czynienia, ale pościg, walkę z pewną przedstawicielką służb przedstawiono w sposób bardzo dynamiczny, przykuwający oko czytelnika. Można wręcz powiedzieć, że jest brutalnie bo finał starcia bohaterki z pewną postacią ma bardzo poważne konsekwencje i szczerze, nie spodziewałem się tego tutaj. No i jeszcze samo zakończenie tomu, które zmusza nas do ponownego przeczytania pierwszej księgi, przestudiowania kolejnych kroków bohaterów, wypatrzenia różnych znaków. Coś pięknego. Już nie mogę się doczekać kontynuacji!

Detektywistyczne zacięcie oraz związane z nim przygody nie zawsze muszą kończyć się dobrze. Przekonała się o tym Friday Fitzhugh. Dziewczyna wróciła do rodzinnego miasta by uporać się z kilkoma ważnymi sprawami. Okazało się jednak, że ta podróż stała się dla niej istnym koszmarem i na zawsze straciła prawdopodobnie najbliższą jej osobę! Do tego doprowadziła ją właśnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie samą rozrywką, szaloną akcją, komedią, czy fantasy człowiek żyje. Czasem dobrze jest zejść na ziemię i oddać się refleksji na poważne tematy. Jednym z najnowszych komiksów, który koncentruje się na takich ważnych choć skomplikowanych treściach jest Contrition autorstwa duetu Keko-Carlos Portela jest Contrition.

Contrition z języka angielskiego oznacza skruchę i w kontekście opowiadanej przez komiks historii ma nie lada znaczenie. Tutaj ‚contrition’ jest jednak również nazwą miejscowości, w której toczy się lwia część fabuły. To miasteczko, znajdujące się na Florydzie to swego rodzaju obóz, getto, w którym osiedlają się byli pedofile i gwałciciele po odbyciu swoich kar. Możecie sobie zatem wyobrazić, że nie jest to najweselsze miejsce na świecie, gdzie ktokolwiek chciałby zamieszkać.

Sam komiks opowiada historię reporterskiego śledztwa pewnej ambitnej i zaangażowanej dziennikarki, która przedkłada pracę ponad życie rodzinne. Wszystko zaczyna się od spalonego ciała byłego drapieżnika seksualnego, mieszkającego w tytułowym mieście. Marcia rzadko ma okazję by zająć się taką sprawą, a ta dodatkowo jest dla niej szansą na dalszy rozwój. Rzuca wszystko by przyjrzeć się temu pożarowi. Nie kupuje jednak, że był to tylko wypadek.

Dziennikarka bada kolejne tropy, gdyż okazuje się, że trochę ich jest. Przyglądamy się jak podążą od jednego śladu do kolejnego, starając się dojść do prawdy. Desperacko pragnie by okazało się, że ma rację i nie jest to tylko pożar, gdyż sprawie poświęca swój dom, a nawet małżeństwo. Im dłużej ją obserwujemy tym bardziej zdaje nam się, że podąża w kierunku ślepego zaułka. Aż w końcu elementy tej skomplikowanej układanki zaczynają do siebie panować.

Contrition pokazuje nam również inną perspektywę na całą sprawę. W kolejnym wątku dowiadujemy się bowiem co tak naprawdę stało się z osobą, która ukartowała swój zapłon. Podróż przez kraju w drodze ku wolności. Na papierze brzmi to świetnie. Gdy jednak uzmysławiamy się, że uciekającym jest przestępca seksualny, nie ważne jak bardzo by cierpiał, kajał się za swoje błędy i czuł skruchę, nasze spojrzenie ulega zmianie. Co ciekawe, mamy tutaj ukryte dno, gdyż nie każdy jest tym za kogo się podaje, a w przypadku takich przestępstw często pojawiają się osoby żądne zemsty i wymierzenia sprawiedliwości.

Komiks oferuje czytelnikowi gęstą, ciężką atmosferę. Ten klimat w połączeniu ze świetnym stosowaniem czerni i bieli kupił mnie niemal od pierwszych stron. Ten brak kolorów dodatkowo wzmacnia wspomniany klimat, nadając mu jeszcze więcej powagi. Contrition zmusza nas do refleksji nad przebaczeniem, ludzkimi słabościami, systemem karania przestępców seksualnych, a także do zastanowienia się nad tym ile uwagi poświęcamy swoim bliskim, czy traktujemy ich wystarczająco poważnie, czy dostrzegamy ich problemy. Nie będzie to dla was łatwa lektura, ale z pewnością taka, z której wyniesiecie dla siebie coś, co może zmienić w przyszłości wasze życie. Gorąco polecam.

Nie samą rozrywką, szaloną akcją, komedią, czy fantasy człowiek żyje. Czasem dobrze jest zejść na ziemię i oddać się refleksji na poważne tematy. Jednym z najnowszych komiksów, który koncentruje się na takich ważnych choć skomplikowanych treściach jest Contrition autorstwa duetu Keko-Carlos Portela jest Contrition.

Contrition z języka angielskiego oznacza skruchę i w...

więcej Pokaż mimo to