-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać348
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
2022-07-15
2020-08-07
Rapa Nui – Pępek Świata – Wyspa Wielkanocna – jedno z najbardziej niezwykłych miejsc na świecie, znane przede wszystkim z wielkich kamiennych posągów moai do dziś kryje wiele nierozwiązanych zagadek. Pierwszą ekspedycję archeologiczną, która prowadziła tam metodyczne wykopaliska zorganizował norweski badacz Thor Heyerdahl.
Relację z tej wyprawy zamieścił w pasjonującej książce zatytułowanej „Aku-Aku". Jest ona nie tylko źródłem wiedzy o poczynionych przez badaczy odkryciach, ale również ciekawym obrazem życia mieszkańców, wśród których wciąż była żywa pamięć o tragicznych losach ich przodków.
Duża część książki to niemal zagadkowy kryminał, gdzie autor próbuje rozwikłać tajemnicę nieznanych wcześniej rodzinnych jaskiń. W nich niektórzy mieszkańcy ukrywali wytwory dawnej kultury, których przeznaczenia sami do końca nie znali. Tu również pojawia się tajemnicze Aku-Aku, które od tej pory towarzyszy autorowi do końca książki.
Thor Heyerdahl należał do pionierów tzw. archeologii eksperymentalnej. Jej celem jest próba odtworzenia przy użyciu rekonstruowanych dawnych metod sposóbów wytwarzania produktów lub podjęcia działań na wzór dawnych kultur. Takim eksperymentem była wcześniej podjęta przez Heyerdahla wyprawa na tratwie Kon-Tiki z Ameryki Południowej do Polinezji. Na Wyspie Wielkanocnej podjął próbę wykucia kamiennego moai przy użyciu pozostawionych przez dawnych rzeźbiarzy narzędzi. Opierając się na pozostałej w pamięci wyspiarzy wiedzy dokonał przy ich pomocy postawienia wielotonowej figury na dawnym postumencie oraz podjął udaną próbę przetransportowania innej przy użyciu jedynie siły gromady ludzi.
Te ciekawe, a co najważniejsze, udane eksperymenty powinny dać do myślenia wszystkim zwolennikom teorii, zakładającym, że megalityczne budowle i posągi powstawały przy użyciu sił nadprzyrodzonych lub kosmitów.
Jakkolwiek od wydania „Aku-Aku” minęło już kilkadziesiąt lat i nowsze badania naukowe podważyły szereg tez stawianych przez Thora Heyerdahla, to książka nie straciła nic ze swojej aktualności, co więcej jest unikalnym obrazem świata, który w dobie globalizacji przechodzi już do historii.
Rapa Nui – Pępek Świata – Wyspa Wielkanocna – jedno z najbardziej niezwykłych miejsc na świecie, znane przede wszystkim z wielkich kamiennych posągów moai do dziś kryje wiele nierozwiązanych zagadek. Pierwszą ekspedycję archeologiczną, która prowadziła tam metodyczne wykopaliska zorganizował norweski badacz Thor Heyerdahl.
Relację z tej wyprawy zamieścił w pasjonującej...
2020-07-25
Badania norweskiego etnografa i archeologa Thora Heyerdahla pozwoliły mu stawiać tezę o kontaktach rozwiniętych starożytnych kultur Eurazji, Ameryki i Polinezji. Aby takie kontakty mogły mieć miejsce, konieczne było przebycie oceanów przy pomocy jedynie prostych środków transportu.
Thor Heyerdahl udowodnił, że przebycie Pacyfiku było możliwe na tratwie sporządzonej z pni drzewa balsa. Swoją podróż, odbytą w 1947 roku, opisał w książce „Wyprawa Kon-Tiki”. Po ponad dwudziestu latach postanowił w podobny sposób zademonstrować możliwość przeprawienia się starożytnych Egipcjan przez Atlantyk do Ameryki. W tym celu mieli oni posłużyć się łodzią sporządzoną z papirusu. Taką łódź Heyerdahl zrekonstruował, chociaż okazało się to niezwykle trudne. Dość powiedzieć, że do tego zadania podchodził dwukrotnie i dopiero druga próba zakończyła się pomyślnie. Paradoksalnie staroegipską łódź wykonali z sukcesem dopiero południowoamerykańscy Indianie.
Rejs tratwą przez Pacyfik miał dowieść tezy o zasiedleniu Polinezji przez mieszkańców Ameryki, rejs papirusową łodzią nie służył dowiedzeniu jakiejkolwiek tezy, był jedynie chęcią sprawdzenia takiej możliwości. Jak pisał autor: „Co chciałem udowodnić? Nic. Nie chciałem niczego udowadniać. Chciałem się po prostu dowiedzieć, czy taki statek mógł być używany na morzu. ... Chciałem zbadać, czy trzcinowy statek nie mógłby żeglować jeszcze dalej – czy potrafi odbyć podróż do Ameryki.”
Nie ulega wątpliwości, że wartość eksperymentu norweskiego podróżnika była bardzo znacząca. Nie przesądzając rozstrzygnięcia, które wymagało dodatkowych badań naukowych, w tym archeologicznych, ucinała jałowe spekulacje i pozwalała traktować tezę o starożytnych kontaktach międzykontynentalnych jako co najmniej prawdopodobną.
Wszystkie perypetie związane z budową i późniejszy rejs przez Ocean Atlantycki zostały przez autora opisane w książce „Ekspedycja Ra”. Ta pasjonująca opowieść zaciekawi nie tylko amatorów literatury podróżniczej ale również wszystkich interesujących się starożytnymi kulturami. To również okazja do bliższego poznania tak niezwykłego człowieka, jakim był Thor Heyerdahl.
Badania norweskiego etnografa i archeologa Thora Heyerdahla pozwoliły mu stawiać tezę o kontaktach rozwiniętych starożytnych kultur Eurazji, Ameryki i Polinezji. Aby takie kontakty mogły mieć miejsce, konieczne było przebycie oceanów przy pomocy jedynie prostych środków transportu.
Thor Heyerdahl udowodnił, że przebycie Pacyfiku było możliwe na tratwie sporządzonej z pni...
2020-07-24
Wydana w 1916 roku niewielka książka składa się z wybranych fragmentów wspomnień uczestników powstania styczniowego. To zbiór różnych obrazów, opowiedzianych przez naocznych świadków wydarzeń z 1863 i 1864 roku.
Nie znajdziemy tu żadnych analiz historycznych, próby całościowego opracowania przebiegu powstania ani chronologicznie przedstawionych faktów. Czytelnicy, poszukujących tego typu opracowań powinni poszukać innej lektury. Ta jest przeznaczona dla tych, którzy chcą poznać autentyczne i nieopracowane w żaden sposób relacje ludzi, którzy w tamtych wydarzeniach brali bezpośredni udział.
Właśnie ta autentyczność stanowi o największej wartości książki. Często pojedyncze zdanie zagubione w głębi tekstu potrafi powiedzieć o tamtych czasach więcej niż gruby tom naukowego opracowania.
Z tych wspomnień wyłania się bardzo zróżnicowany obraz powstania. Poznajemy akty bohaterstwa i odwagi powstańców ale też momenty tchórzliwej ucieczki z pola bitwy, kiedy zabrakło przywódcy mogącego poprowadzić oddziały do szturmu. Dowiadujemy się o okrutnych czynach, których dopuszczały się obie strony i bezwzględności powstańczych dowódców, wydających wyrok śmierci na własnych żołnierzy czasem za drobne przejawy niesubordynacji. Bardzo znamienne jest pokazanie krańcowo różnych postaw społeczeństwa polskiego wobec powstania, od entuzjastycznego poparcia do jawnego sprzeciwu prowadzącego do kolaboracji z wrogiem. Równie zróżnicowane wydają się być motywacje tych, którzy do powstańców dołączyli, obok kierujących się autentycznym patriotyzmem znajdziemy też takich, których zmusiła do tego presja społeczna. Książka jest pełna takich faktów, dzięki którym dawno miniona historia ożywa przed okiem czytelnika ponownie i staje się plastyczną rzeczywistością.
Książka została wydana w Warszawie w 1916 roku podczas I wojny światowej. Miała przypomnieć o ostatnim zrywie wolnościowym czasu zaborów i jednocześnie być zwiastunem możliwej zmiany. Dziś po upływie ponad stu lat i kolejnych doświadczeniach historycznych, w tym dwóch wojen światowych, nasuwa też gorzkie refleksje o bezsensie przemocy, jako metody rozwiązywania konfliktów. Szkoda jedynie, że z tej lekcji ludzie wciąż nie są w stanie wyciągnąć nauki.
Nie sposób polecić lektury książki, która jakimś cudem przetrwała ponad wiek, gdzieś w zapomnianym kącie biblioteczki. Zapewne da się ją jeszcze odnaleźć w jakimś antykwariacie lub dużej bibliotece ale będzie to trudne. Dlatego zachęcam jedynie do poszukiwania podobnych pozycji zawierających autentyczne wspomnienia uczestników ważnych wydarzeń historycznych.
Wydana w 1916 roku niewielka książka składa się z wybranych fragmentów wspomnień uczestników powstania styczniowego. To zbiór różnych obrazów, opowiedzianych przez naocznych świadków wydarzeń z 1863 i 1864 roku.
Nie znajdziemy tu żadnych analiz historycznych, próby całościowego opracowania przebiegu powstania ani chronologicznie przedstawionych faktów. Czytelnicy,...
2020-07-11
Jak rozstrzygnąć spór naukowy w sytuacji, gdy brak jednoznacznie przekonujących dowodów na poparcie tez jednej ze stron? Można, rzecz jasna, toczyć niemające końca dyskusje, które ostatecznie i tak nie prowadzą do osiągnięcia zgody. Można też podjąć konkretne działania, by dostarczyć niepodważalnych dowodów.
Thor Heyerdahl – norweski etnograf był zwolennikiem teorii, zakładającej zasiedlenie Polinezji przez rdzennych mieszkańców Ameryki Południowej, podczas gdy większość ówczesnych naukowców uważała, że kierunek migracji był odwrotny i to nie Ameryka ale Azja była kolebką Polinezyjczyków. Powszechnie podawano w wątpliwość możliwość przepłynięcia Pacyfiku przez dawnych mieszkańców Ameryki Południowej. Autor „Wyprawy Kon-Tiki" postanowił eksperymentalnie dowieść prawdziwości swojej teorii. Zorganizował zespół, który wykonał dokładną replikę tratwy z drzewa balsa – takiej samej, jakiej używali dawni inkascy żeglarze. 28 kwietnia 1947 roku ekspedycja wypłynęła z portu Callao w Peru i po trwającej trzy miesiące żegludze dotarła do Archipelagu Tuamotu. Tym samym Heyerdahl udowodnił, że taka podróż była możliwa.
„Wyprawa Kon-Tiki” jest relacją z tej wyprawy. Opisuje ze szczegółami historię przygotowań, a później przebieg ekspedycji, w której uczestniczyło sześciu mężczyzn. Bogato ilustrowana zdjęciami książka zasłużenie stała się bestsellerem i pomimo upływu ponad sześćdziesięciu lat od jej wydania wciąż jest warta przeczytania. To bezcenny zapis rejsu na prymitywnej tratwie po bezmiarze wód Pacyfiku i zbiór doświadczeń, których w żaden inny sposób nie dałoby się zebrać.
Nie jest przy tym istotne, że teoria Thora Heyerdahla nie znajduje współcześnie potwierdzenia w badaniach genetycznych. Osiągnięcia załogi tratwy Kon-Tiki nie podlegają kwestionowaniu i wniosły niewątpliwy wkład do wielu dziedzin wiedzy.
Jak rozstrzygnąć spór naukowy w sytuacji, gdy brak jednoznacznie przekonujących dowodów na poparcie tez jednej ze stron? Można, rzecz jasna, toczyć niemające końca dyskusje, które ostatecznie i tak nie prowadzą do osiągnięcia zgody. Można też podjąć konkretne działania, by dostarczyć niepodważalnych dowodów.
Thor Heyerdahl – norweski etnograf był zwolennikiem teorii,...
2019-06-15
Dzieci, które przyszły na świat w czasie, gdy ich rodzice nie byli już pierwszej młodości są w pewnym sensie pokrzywdzone. Nie dane jest im bowiem spędzenie ze swymi rodzicami tyle czasu, ile mają do dyspozycji ich wcześniej urodzeni rówieśnicy. Tak było również w przypadku syna Stanisława Lema - Tomasza, którego ojciec miał w dniu jego urodzin 47 lat. W konsekwencji, Tomasz Lem poznał swojego ojca już jako człowieka, żyjącego w drugiej połowie swego życia, uznanego w kraju i za granicą pisarza, który miał już poza sobą szczyt osiągnięć literackich.
Te okoliczności spowodowały, że "Awantury na tle powszechnego ciążenia" spisane ręką jedynego syna wybitnego pisarza, traktują z konieczności historię jego osoby wybiórczo i opisują okres życia, którego mały Tomek, a później dorastający Tomasz był świadkiem. Tym samym, istnieją tylko dwa bezpośrednio spisane wspomnienia o Stanisławie Lemie. Pierwsze to jego dziecięce lata, opisane przez niego samego w "Wysokim zamku" i drugie - właśnie "Awantury...". Sam pisarz nie ułatwiał zadania swoim biografom, włączając w to i własnego syna, gdyż bardzo skąpo wydzielał informacje na swój temat, szczególnie te z początkowego okresu życia. Właśnie dlatego doskonała książka Wojciecha Orlińskiego "Lem. Życie nie z tej ziemi" przypomina wręcz dziennikarskie śledztwo, przynajmniej w części, odnoszącej się do wczesnych lat życia Lema.
Biorąc to wszystko pod uwagę, wspomnienia Tomasza Lema nabierają szczególnego znaczenia. Oto bowiem dostępujemy przywileju przyglądania się życiu pisarza z najbliższej odległości i najbardziej bezpośredniej relacji. Tego nie zastąpi żaden wywiad, ani nawet opracowanie najlepszych lemoznawców.
Dla miłośników Stanisława Lema jest to książka niezwykle wartościowa, być może nawet bardziej od "Wysokiego zamku".
Pozostaje tylko żal, że taka krótka...
Dzieci, które przyszły na świat w czasie, gdy ich rodzice nie byli już pierwszej młodości są w pewnym sensie pokrzywdzone. Nie dane jest im bowiem spędzenie ze swymi rodzicami tyle czasu, ile mają do dyspozycji ich wcześniej urodzeni rówieśnicy. Tak było również w przypadku syna Stanisława Lema - Tomasza, którego ojciec miał w dniu jego urodzin 47 lat. W konsekwencji,...
więcej mniej Pokaż mimo to2016-06-02
To nie jest książka dla osób wrażliwych, których wyobraźnia inspirowana treścią może doprowadzić do stanu bliskiego omdlenia. Jest w tym zdaniu sporo celowej przesady, ale w ten sposób chcę podkreślić sugestywność przekazu i dramatyzm, a wręcz drastyczność opisywanych scen.
Dzisiaj nie sposób zaakceptować bólu, podobnie jak niemożności wykonania udanej interwencji chirurgicznej. Anestezja i zaawansowane techniki chirurgiczne ratujące życie są dla nas oczywiste i naturalne, a wszystkie przypadki nieudanych operacji budzą sprzeciw i nierzadko prowadzą do działań odszkodowawczych od szpitali. Przypadki śmiertelne, szczególnie w sytuacji drobnych zabiegów są niemal całkowicie wykluczone. Wciąż jeszcze medycyna jest bezradna wobec niektórych przypadków, ale zdecydowana większość zabiegów kończy się sukcesem, zaś cierpienie pacjenta jest zredukowane do minimum.
Książka sięga jednak do czasów, kiedy wszystkie operacje wykonywane były bez znieczulenia, które pojawiło się w użyciu dopiero w połowie XIX wieku. Nie znano aseptyki i wszystkie te czynniki powodowały, że szanse na przeżycia operacji przez pacjenta były znikome, a cały zabieg był okupiony wielkim cierpieniem.
Stulecie chirurgów opisuje drogę, jaką ta dziedzina medycyny przeszła do czasów współczesnych. Pokazuje próby, w większości nieudane, ale przynoszące stopniowy postęp, dzięki którym chirurgia rozwijała się, czyniąc stopniowe postępy. Wiedza przychodziła powoli i stopniowo za cenę śmierci wielkiej rzeszy chorych i niewielkiej garstki uratowanych.
To nie jest książka wyłącznie dla studentów medycyny, chociaż dla nich powinna być lekturą obowiązkową. To książka, którą z zainteresowaniem przeczyta każdy, kto chce poznać historię rozwoju tej gałęzi medycyny. Gwarantuję, że po jej lekturze spojrzenie na współczesną chirurgię stanie się pełniejsze, a każdy pacjent oddziału chirurgicznego z mniejszymi obawami będzie czekał na stole operacyjnym na chwilę, gdy na czas zabiegu „zgaśnie światło”.
To nie jest książka dla osób wrażliwych, których wyobraźnia inspirowana treścią może doprowadzić do stanu bliskiego omdlenia. Jest w tym zdaniu sporo celowej przesady, ale w ten sposób chcę podkreślić sugestywność przekazu i dramatyzm, a wręcz drastyczność opisywanych scen.
więcej Pokaż mimo toDzisiaj nie sposób zaakceptować bólu, podobnie jak niemożności wykonania udanej interwencji...