rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Pierwsza książka autora, którą przeczytałem. Nie wiem jak wyglądały poprzednie książki tego autora i czy skierowane są w takim stopniu na problemy związane z inteligencją w Polsce. To skupienie się stanowi równocześnie zaletę i wadę książki: z jednej strony jest to zaleta, gdyż stanowi próbę analizy i interpretacji J. Kaczyńskiego w kontekście grupy społecznej inteligencji, w szczególności zaś wskazanie w jakim zakresie spory i konflikty w ramach tejże grupy kształtowały Kaczyńskiego i jego działalność polityczną. Z drugiej strony książka ta miejscami jest nie tyle o J. Kaczyńskim, co stanowi ,,rant" autora na rolę inteligencji w Polsce i sam przedmiot książki znika. Ponadto odnoszę wrażenie zapożyczając wyrażenie autora, że sam autor ,,siedzi w salonce" z resztą inteligencji z lat '90 i nie stara się z niej wyjść. Razi brak analizy działań J. Kaczyńskiego w latach 2015-2023 i ewentualnej ewolucji jego stanowiska oraz charakteru. Uderzające jest, że nawet odnosząc się do tego okresu poza sformułowaniem, że J. Kaczyński walczy z mityczną ,,liberalną inteligencją" wraca z uporem do stosunków z okresu transformacji ustrojowej i Michnika. Moje określenie ,,liberalnej inteligencji" jako mitycznej w książce jest o tyle zasadne, że u autora zbiór ten stanowi bezkształtną masę, której żadnych przedstawicieli autor nie wskazuje równocześnie powracając po raz kolejny do Michnika. Temat chociaż przedstawiony z interesującego ujęcia potraktowany został po macoszemu i przedstawiony po łebkach, brak przedstawienia nowszej działalności J. Kaczyńskiego oraz brak opisu zmiany jaki dokonała się w nim z chwilą śmierci brata (to drugie jest o tyle zdumiewające, że na samym początku książki autor wskazuje, że L. Kaczyński miał sprawować realnie i być twarzą formacji, zaś J. Kaczyński miał odpowiadać za zaplecze - brak odniesienia się do tego jak ten paradygmat przekształcił się z chwilą śmierci L. Kaczyńskiego zdumiewa). Autor zanadto skupia się na przeszłości i kwestii inteligencji pomijając nowsze wydarzenia. Zaczęło się nieźle, skończyło się rozczarowaniem.

Pierwsza książka autora, którą przeczytałem. Nie wiem jak wyglądały poprzednie książki tego autora i czy skierowane są w takim stopniu na problemy związane z inteligencją w Polsce. To skupienie się stanowi równocześnie zaletę i wadę książki: z jednej strony jest to zaleta, gdyż stanowi próbę analizy i interpretacji J. Kaczyńskiego w kontekście grupy społecznej inteligencji,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedyny powód dla którego książka ma 4/10 to fakt, że jest lepsza niż ,,Pomyłka Ruska" więc 3/10 dać nie mogłem. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Nic się nie dzieje, żadnego rozwoju świata przedstawionego, żadnych ciekawych postaci, żadnych ciekawych dialogów, żadnych czarownic, demonów. ZERO. Tyle dobrego że nudzi zamiast aktywnie denerwować jak ,,przygody" na Rusi. Strata czasu.

Jedyny powód dla którego książka ma 4/10 to fakt, że jest lepsza niż ,,Pomyłka Ruska" więc 3/10 dać nie mogłem. Nuda, nuda i jeszcze raz nuda. Nic się nie dzieje, żadnego rozwoju świata przedstawionego, żadnych ciekawych postaci, żadnych ciekawych dialogów, żadnych czarownic, demonów. ZERO. Tyle dobrego że nudzi zamiast aktywnie denerwować jak ,,przygody" na Rusi. Strata...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

No cóż.... Jakby to ująć. Na plus mogę książce zaliczyć, że w dalszym ciągu jest lepsza niż Tajemnica Dziewięciorga (trzeba by się naprawdę postarać aby być gorszym), na minus mogę zaliczyć całą resztę. Opisy są wydłużone, powtarzalne i sprawiają, że samo czytanie może doprowadzić człowieka do cukrzycy. Świat przedstawiony jest strasznie, strasznie, straszenie ubogi, co może wynikać z tego, że autorka większość opisów poświęciła żarciu i dekoracjom. Po prostu świetnie.
Ciąg logiczny w fabule jest nielogiczny, o motywacji ,,głównego złego" (cudzysłów zasłużony gdyż pojawia się 2,3 razy? na początku książki, znika i wraca w samej końcówce) nie wiemy zupełnie nic, decyzje podejmowane przez postaci często-gęsto są beznadziejnie głupie. Same postaci są płaskie jak dechy, jednowymiarowe do bólu, a nasza, Bogowie zlitujcie się, protagonistka jest wręcz odpychająca. Zakochuje się w jakieś...5 minut? Chemii tam w każdym razie żadnej nie było. Wątek zresztą też absolutnie zbędny. Z charakteru zaś to rozpieszczony, głupi, zadufany w sobie bachor. Poważnie, protagonistka podejmuje najgłupsze decyzje w całej książce i NIE ZMIENIA SIĘ. W ogóle. Doświadczenia spłynęły po niej jak po kaczce. Dobrze, że chociaż jest silną, niezależną kobietą, która ma odwagę i potrafi walczyć o swoje.... A przynajmniej tak twierdzi narrator i inne postaci. Jak dobrze, że nam o tym przypominają, bo jej ,,odwaga", ,,niezależność" i ,,siła" są mocno bezobjawowe, tak jakby nie istniały. Dobrze że narracja wyprowadza nas z tej zabawnej pomyłki. Na litość....

Pomysły na rozwiązanie głównych konfliktów są tak od czapy, ze nie wiedziałem czy śmiać się czy płakać. Ostatecznie skończyło się jękiem na głos ,,Nosz kur.....".

Nie wiem kto odpowiadał za oddanie tego gniota do druku, ale jako karę chętnie zaczepiłbym jego język do zlodowaciałego cukru. Odradzam, chyba, ze ktoś jest masochistą z wyboru i zamiłowania.

No cóż.... Jakby to ująć. Na plus mogę książce zaliczyć, że w dalszym ciągu jest lepsza niż Tajemnica Dziewięciorga (trzeba by się naprawdę postarać aby być gorszym), na minus mogę zaliczyć całą resztę. Opisy są wydłużone, powtarzalne i sprawiają, że samo czytanie może doprowadzić człowieka do cukrzycy. Świat przedstawiony jest strasznie, strasznie, straszenie ubogi, co...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W oryginale Księgi I i II wydane zostały jako całość i opinia moja dotyczy książki jako całości.

Słabizna. Po przeczytaniu Księgi II ocena spadła z 3 do 2. Nie oczekiwałem drugiego Władcy Pierścieni, Kronik Czarnej Kompanii czy Wiedźmina ale ta pozycja nie jest nawet przyzwoitą fantastyką. Za plus można uznać ciekawy pomysł autora: podział magów na zwykłych i bitewnych z różnymi zadaniami oraz rywalizacja między innymi.... i niestety to wszystko z plusów. Budowanie świata przedstawionego leży i kwiczy: wiemy, że są jakieś królestwa, które walczą z jakimiś tam demonami. Każde z królestw w przybliżeniu odpowiada konkretnemu państwu i jego tradycji militarnej np. Francja, starożytna Grecja, starożytny Rzym, Niemcy. Problem polega na tym, że autorowi najwyraźniej bardzo spodobała się francuska kultura wojskowa, jednakże używa jej w sposób bezmyślny: świat przedstawiony znajduje się w quasi-średniowieczu i estetyka tego okresu powinna zostać zachowana. Autor jednakże wrzuca tam również husarzy (!), kirasjerów czy depeszę (!), którą w pewnym momencie otrzymuje jedna z postaci. Co do przeciwników: o demonach nie wiemy praktycznie nic. Jeden z podtypów nazywany jest Mrocznymi Aniołami, więc powinny być zwykłe Anioły, prawda? No może i są, ale tego się nie dowiemy. Wiemy, ze demony się modlą ale do kogo i dlaczego? A kogo to obchodzi. Dla odmiany ludzie nie modlą się w ogóle. Wydaje się, że mają jakieś tam życie pozagrobowe, ale poza tym to idealni ateiści, zaś używane słowo ,,wiara" oznacza wiarę w samego siebie. Cały kontynent nazywa się Furią, ale jedynie królowa ma tytuł ,,Królowej Furii", mimo że włada tylko jednym z wielu królestw (?).

Postaci są do bólu sztampowe i jednowymiarowe oraz przez cały cholerny czas mówią w sposób tak niemożliwie napuszony i patetyczny, aż miałem nadzieję, ze ktoś ich w końcu pozabija. Czarodzieje jako ,,zuaaa organizacja" stanowi nieświadomą parodię tego motywu, po prostu nie jestem w stanie traktować ich poważnie, zwłaszcza, że poza dokuczaniem Mary Sue i robieniem później za system komunikacji są absolutnie bezużyteczni. Falko to super specjalny płateczek śniegu znany również jako Mary Sue. Jest najlepsiejszym magiem, szermierzem i słuchać się będą go wszyscy. Co z tego, ze szkolenie trwało gdzieś z koło miesiąca, co z tego, że od 5 roku życia nie miał w ręku miecza, najlepszy jest i koniec! Reszta postaci ma może z jedną cechę charakteru i jest głupia... z wyjątkiem marszałka, ale ten i tak później zostaje przegłosowany przez Mary Sue i jego wafli. Zresztą każda postać, która zaproponuje coś lepszego od protagonistów natychmiast okazuje się pozostawać w ,,mylnym błędzie”, być czarnym charakterem lub mieć kolosalne wyrzuty sumienia np. władca Acheronu, który (rozsądnie!) uznał, że ze swoimi liczniejszymi siłami lepiej zaatakuje liczniejszą armię opętanych a słabszej armii królowej pozostawi słabszą i stolicę. Po czym okazało się, że tak naprawdę to armia idąca na stolicę była liczniejsza (czego wiedzieć nie mógł) i od razu ,,Jakim głupcem byłem! Królowa miała racje! Królowa zawsze ma rację!”. Litości...

To może chociaż skoro punktem centralnym książki jest woja to tutaj jest lepiej? Chciałbym. Nie mam bladego pojęcia czemu ta wojna trwa dziesięciolecia. Ludzkie królestwa powinny dawno przegrać, gdyby demony nie zachowywały się jakby były po lobotomii. Autor otóż dał demonom możliwość teleportacji nie myśląc o konsekwencjach: co zasadniczo powstrzymuje je więc przed teleportowaniem się po wszystkich ważniejszych miastach, puszczeniem ich z dymem i zniewoleniem mieszkańców? Diabli wiedzą. Ludzie zaś robią wszystko żeby przegrać, szkolenie jest im po nic, za każdym cholernym razem ich rozwiązaniem jest szarża na pałę na demony. Najgorsza była ostatnia bitwa: Mary Sue (jakimś cudem) przekonał wszystkich, że muszą stoczyć już teraz, natychmiast walną bitwę z główną arminą demonów i zabić ich przywódcę zamiast wycofać się i wykrwawić przeciwnika. Podobno los wojny wisi na tej bitwie. OK. Potem kolejni magowie bitewni odchodzą, bo jakieś inne mniejsze armie idą na ich miasta. CO?! To miała być podobno decydująca o losie całej wojny i całej ludzkości bitwa, gdzie potrzebny jest każdy żołnierze i mag. Gdzie leziecie,bando imbecyli?! Potem w trakcie wyrównanej bitwy parę oddziałów łamie szyk bo od losów bitwy, wojny i ludzkości ważniejsze jest wyzwolenie duszy jakiegoś kompletnego randoma?! Te głąby naprawdę robiły wszystko aby przegrać.

Książka jest nieprzemyślana, wygląda na bardzo wczesny szkic, światu przedstawionemu jak i antagonistom brakuje elementów,zaś postaciom głębi. Naprawdę nie liczyłem na arcydzieło, ale na litość, nawet ,,Nie ma tego złego” , ,,Bazyl złamany ogon” czy ksiązki Greyhawk miały lepiej przedstawiony świat, postaci czy antagonistów. Katastrofa jednym słowem.

W oryginale Księgi I i II wydane zostały jako całość i opinia moja dotyczy książki jako całości.

Słabizna. Po przeczytaniu Księgi II ocena spadła z 3 do 2. Nie oczekiwałem drugiego Władcy Pierścieni, Kronik Czarnej Kompanii czy Wiedźmina ale ta pozycja nie jest nawet przyzwoitą fantastyką. Za plus można uznać ciekawy pomysł autora: podział magów na zwykłych i bitewnych z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W oryginale Księgi I i II wydane zostały jako całość i opinia moja dotyczy książki jako całości.

Słabizna. Po przeczytaniu Księgi II ocena spadła z 3 do 2. Nie oczekiwałem drugiego Władcy Pierścieni, Kronik Czarnej Kompanii czy Wiedźmina ale ta pozycja nie jest nawet przyzwoitą fantastyką. Za plus można uznać ciekawy pomysł autora: podział magów na zwykłych i bitewnych z różnymi zadaniami oraz rywalizacja między innymi.... i niestety to wszystko z plusów. Budowanie świata przedstawionego leży i kwiczy: wiemy, że są jakieś królestwa, które walczą z jakimiś tam demonami. Każde z królestw w przybliżeniu odpowiada konkretnemu państwu i jego tradycji militarnej np. Francja, starożytna Grecja, starożytny Rzym, Niemcy. Problem polega na tym, że autorowi najwyraźniej bardzo spodobała się francuska kultura wojskowa, jednakże używa jej w sposób bezmyślny: świat przedstawiony znajduje się w quasi-średniowieczu i estetyka tego okresu powinna zostać zachowana. Autor jednakże wrzuca tam również husarzy (!), kirasjerów czy depeszę (!), którą w pewnym momencie otrzymuje jedna z postaci. Co do przeciwników: o demonach nie wiemy praktycznie nic. Jeden z podtypów nazywany jest Mrocznymi Aniołami, więc powinny być zwykłe Anioły, prawda? No może i są, ale tego się nie dowiemy. Wiemy, ze demony się modlą ale do kogo i dlaczego? A kogo to obchodzi. Dla odmiany ludzie nie modlą się w ogóle. Wydaje się, że mają jakieś tam życie pozagrobowe, ale poza tym to idealni ateiści, zaś używane słowo ,,wiara" oznacza wiarę w samego siebie. Cały kontynent nazywa się Furią, ale jedynie królowa ma tytuł ,,Królowej Furii", mimo że włada tylko jednym z wielu królestw (?).

Postaci są do bólu sztampowe i jednowymiarowe oraz przez cały cholerny czas mówią w sposób tak niemożliwie napuszony i patetyczny, aż miałem nadzieję, ze ktoś ich w końcu pozabija. Czarodzieje jako ,,zuaaa organizacja" stanowi nieświadomą parodię tego motywu, po prostu nie jestem w stanie traktować ich poważnie, zwłaszcza, że poza dokuczaniem Mary Sue i robieniem później za system komunikacji są absolutnie bezużyteczni. Falko to super specjalny płateczek śniegu znany również jako Mary Sue. Jest najlepsiejszym magiem, szermierzem i słuchać się będą go wszyscy. Co z tego, ze szkolenie trwało gdzieś z koło miesiąca, co z tego, że od 5 roku życia nie miał w ręku miecza, najlepszy jest i koniec! Reszta postaci ma może z jedną cechę charakteru i jest głupia... z wyjątkiem marszałka, ale ten i tak później zostaje przegłosowany przez Mary Sue i jego wafli. Zresztą każda postać, która zaproponuje coś lepszego od protagonistów natychmiast okazuje się pozostawać w ,,mylnym błędzie”, być czarnym charakterem lub mieć kolosalne wyrzuty sumienia np. władca Acheronu, który (rozsądnie!) uznał, że ze swoimi liczniejszymi siłami lepiej zaatakuje liczniejszą armię opętanych a słabszej armii królowej pozostawi słabszą i stolicę. Po czym okazało się, że tak naprawdę to armia idąca na stolicę była liczniejsza (czego wiedzieć nie mógł) i od razu ,,Jakim głupcem byłem! Królowa miała racje! Królowa zawsze ma rację!”. Litości...

To może chociaż skoro punktem centralnym książki jest woja to tutaj jest lepiej? Chciałbym. Nie mam bladego pojęcia czemu ta wojna trwa dziesięciolecia. Ludzkie królestwa powinny dawno przegrać, gdyby demony nie zachowywały się jakby były po lobotomii. Autor otóż dał demonom możliwość teleportacji nie myśląc o konsekwencjach: co zasadniczo powstrzymuje je więc przed teleportowaniem się po wszystkich ważniejszych miastach, puszczeniem ich z dymem i zniewoleniem mieszkańców? Diabli wiedzą. Ludzie zaś robią wszystko żeby przegrać, szkolenie jest im po nic, za każdym cholernym razem ich rozwiązaniem jest szarża na pałę na demony. Najgorsza była ostatnia bitwa: Mary Sue (jakimś cudem) przekonał wszystkich, że muszą stoczyć już teraz, natychmiast walną bitwę z główną armią demonów i zabić ich przywódcę zamiast wycofać się i wykrwawić przeciwnika. Podobno los wojny wisi na tej bitwie. OK. Potem kolejni magowie bitewni odchodzą, bo jakieś inne mniejsze armie idą na ich miasta. CO?! To miała być podobno decydująca o losie całej wojny i całej ludzkości bitwa, gdzie potrzebny jest każdy żołnierze i mag. Gdzie leziecie,bando imbecyli?! Potem w trakcie wyrównanej bitwy parę oddziałów łamie szyk bo od losów bitwy, wojny i ludzkości ważniejsze jest wyzwolenie duszy jakiegoś kompletnego randoma?! Te głąby naprawdę robiły wszystko aby przegrać.

Książka jest nieprzemyślana, wygląda na bardzo wczesny szkic, światu przedstawionemu jak i antagonistom brakuje elementów,zaś postaciom głębi. Naprawdę nie liczyłem na arcydzieło, ale na litość, nawet ,,Nie ma tego złego” , ,,Bazyl złamany ogon” czy książki Greyhawk miały lepiej przedstawiony świat, postaci czy antagonistów. Katastrofa jednym słowem.

W oryginale Księgi I i II wydane zostały jako całość i opinia moja dotyczy książki jako całości.

Słabizna. Po przeczytaniu Księgi II ocena spadła z 3 do 2. Nie oczekiwałem drugiego Władcy Pierścieni, Kronik Czarnej Kompanii czy Wiedźmina ale ta pozycja nie jest nawet przyzwoitą fantastyką. Za plus można uznać ciekawy pomysł autora: podział magów na zwykłych i bitewnych z...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Rozczarowanie. Książka wydaje się napisana w sposób chaotyczny, zaś tytułowa Konungahella zdaje się być jedynie pretekstem dla autora aby opisywać historię Słowian na interesującym go terenie oraz historię walczących z nimi Skandynawów. O ile w HB-ekach naświetlenie kontekstu opisywanej bitwy/kampanii jest konieczne, czasem zaś nawet bardzo szerokie wprowadzenie może być dokonane w sposób przystępny (np. Konstantynopol 1453), o tyle tutaj całe partie tekstu są zwyczajnie zbędne dla opisywanej bitwy i sprawiają wrażenie jakby autor chciał zapełnić miejsce. Nie ma absolutnie żadnego powodu aby po opisywanej bitwie rozpisywać się o kłopotach wewnętrznych w Danii jak i również opisywać historię regionu aż od czasów Karola Wielkiego. Samej Konungahelli jest natomiast jak na lekarstwo. Drugim istotnym mankamentem książki jest wyraźna tendencyjność autora: autor bardzo lubi Słowian i bardzo nie lubi Germanów i w związku gdzie tylko może w sposób maksymalny powiększa znaczenie i sukcesy Słowian a jeżeli fakty nie zgadzają się z perspektywą autora tym gorzej dla nich! Aby nie być gołosłownym: opisując rok 1134 autor wskazuje, że ,, Magnus ukorzył się przed cesarzem, złożył hołd lenny i w zamian otrzymał koronę duńską z rąk Lothara jako lenno. W tym momencie Dania straciła suwerenność (...) Następnego dnia (...) Magnus maszerował przed Lotharem, niosąc cesarski miecz" , natomiast o zjeździe w Merseburgu pisze tak: ,,Na zakończenie zjazdu, podczas uroczystości kościelnych, Krzywousty niósł przed Lotharem cesarski miecz. Był to zaszczyt przyznawany jedynie SUWERENNYM władcom". Z tego powodu nie wiem kiedy autor faktycznie przeinacza fakty, aby te pasowały do jego wizji wspaniałych Słowian.

Rozczarowanie. Książka wydaje się napisana w sposób chaotyczny, zaś tytułowa Konungahella zdaje się być jedynie pretekstem dla autora aby opisywać historię Słowian na interesującym go terenie oraz historię walczących z nimi Skandynawów. O ile w HB-ekach naświetlenie kontekstu opisywanej bitwy/kampanii jest konieczne, czasem zaś nawet bardzo szerokie wprowadzenie może być...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Rekin i baran. Życie w cieniu islandzkich wulkanów Adam Biernat, Marta Biernat
Ocena 4,9
Rekin i baran.... Adam Biernat, Marta...

Na półkach:

Plagiat. Plagiatom mówimy NIE.

Plagiat. Plagiatom mówimy NIE.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Niezręcznie mi, krytykować i oceniać książkę spisaną przez więźnia obozów. Biorąc pod uwagę resztę twórczości autora oraz fakt, że został nagrodzony literackim noblem za twórczość związaną z Zagładą, sprawia, że niezręczność wzrasta. Równocześnie jednakże nie sposób stwierdzić, że literatura obozowa nie powinna podlegać jakiejkolwiek krytyce. Nie odniosę się tutaj do stylu pisarskiego autora, gdyż uważam, że styl ,,wyprania z emocji" może się sprawdzać oraz brak patosu w przypadku literatury obozowej, pewna zimna, kliniczna opowieść może stanowić interesujące ujęcie tematu. Problem tej książki jest inny: między akcją przed powrotem protagonisty do Budapesztu a jego reakcjami po powrocie NIE MA związku przyczynowo-skutkowego. Biorąc pod uwagę jak protagonista opisywał wszelkie poprzednie sytuacje a jak reaguje po powrocie do Budapesztu mam wrażenie jakbym czytał dwie różne książki. Oczywiście trauma i PTSD może przejawiać się i w ten sposób, jednakże moim zdaniem mamy tu do czynienia z czymś innym. Rzuca się w oczy jak często protagonista przywołuje doświadczenie Auschwitz, jednakże w tym przypadku wygląda to nienaturalnie i razi: protagonista ledwo był więźniem KL Auschwitz, spędził tam 3 (słownie: trzy) dni, podczas których zresztą nie stało się nic nadzwyczajnego (jak na Auschwitz i wobec niego osobiście), jednakże jego reakcje pod koniec książki sprawiają wrażenie jakby był więźniem przede wszystkim KL Auschwitz, gdzie spędził 3 dni, nie zaś Buchenwaldu i szczególnie Zeitz, gdzie spędził rok! Może przesadzam z interpretacją, ale wydaje mi się, że późniejsze życie autora a szczególnie zainteresowanie tematyką zagłady zanadto wpłynęło na książkę, która miała być w założeniu autobiograficzna. W roku kiedy pisał książkę wiedział o niebo więcej o systemie obozów i Zagładzie i dlatego centrum uwagi i reakcji protagonisty książki jest najsłynniejszy ( a raczej najbardziej niesławny) i najlepiej zbadany KL Auschwitz, a nie Buchenwald czy Zeitz, które z uwagi na czas powinny wpłynąć na niego bardziej. Z tego względu m.in. uwagi dot. traktowania Żydów nie wypadają naturalnie, gdyż nie został potraktowany jak typowy Żyd: nie trafił do KL, nie miał tak bliskiego kontaktu z Zagładą jak inni. W moim odczuciu późniejsze badania autora zbyt wpłynęły na próbę odtworzenia tego co działo się i co przeżywał jako młody budapesztański Żyd, w związku z czym ta autobiograficzna powieść nie do końca spełnia swoją podstawową funckję.

Niezręcznie mi, krytykować i oceniać książkę spisaną przez więźnia obozów. Biorąc pod uwagę resztę twórczości autora oraz fakt, że został nagrodzony literackim noblem za twórczość związaną z Zagładą, sprawia, że niezręczność wzrasta. Równocześnie jednakże nie sposób stwierdzić, że literatura obozowa nie powinna podlegać jakiejkolwiek krytyce. Nie odniosę się tutaj do stylu...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Bogowie Starzy i Nowi....

Ostatnio tak się rozczarowałem przy oglądaniu Gry o Tron. Miałem nadzieję, naprawdę miałem nadzieję.
I Tom przeczytałem w około dzień, naprawdę mnie wciągnął i naprawdę polubiłem postacie, świat i fabułę.
II Tom stanowił spadek formy ale kredyt zaufania był nadal potężny i myślałem, że to tylko chwilowy spadek- ,,middle book syndrome" i w ostatnim tomie dostaniemy bezlitosną, samodzielną Rin.

III Tom jest tragiczny. Fabuła jest tragiczna, postacie są tragiczne, zakończenie jest tragiczne.

Największy problem stanowi sama główna bohaterka: założeniem było (jak rozumiem) aby była moralnie szarym charakterem, aby czasem dokonywała złych rzecz ale budziła sympatię czytelnika albo przynajmniej zrozumienie dlaczego robi co robi. Ewentualnie można uznać, ze zamiarem była podróż od bohaterki przez antybohaterkę do łotra.

Autorka poniosła tutaj klęskę. KOMPLETNĄ KLESKĘ.

Nie wiem czy Rebbeca Huang zdaje sobie sprawę ale aby przejmować się postaci musimy czuć do nich pewną sympatię, ewentualnie muszą mieć na tyle charyzmy/zdolności abyśmy byli zainteresowani co zrobią. W przypadku łotrów kluczowa jest charyzma oraz zdolności i dlatego złoczyńcy w filmach Disneya byli tak popularni: Skaza, Frollo czy Hades mieli na tyle charyzmy aby widz był zainteresowany ich losem. W dziedzinie literackim dobrym przykładem są natomiast Tywin Lannister i Roose Bolton z Pieśni Lodu i Ognia: są na tyle zajmujący, że widz zwraca uwagę co zrobią. Cersei Lannister i Ramsey Snow z tej samej serii mają mniej zdolności i talentu ale ich działania są na tyle zajmujące, że jesteśmy ciekawi co dalej zrobią.

Rin? Rin ma tyle charyzmy co mokra ściera a jej najważniejszy talent: zmysł strategiczny, został zapomniany od drugiej połowy I tomu. Jest obrzydliwa pod względem moralnym, nie wzbudza żadnej sympatii i nie robi przez większość książki nic interesującego. Poza tym (może z uwagi na narrację) sprawia wrażenie zadufanego w sobie, aroganckiego bachora, który dostał zbyt dużo władzy, obraża wszystkich wokół i zaczyna narzekać/marudzić/jęczeć/grozić spaleniem gdy tylko coś jej się nie spodoba. Serio przez całą lekturę nie chciałem niczego tak bardzo jak tego, żeby ktoś strzelił ją przez głupi łeb/ w końcu ją zabił.

Pozostałe postaci były równie niesympatyczne (poza trójką randomowych szamanów) i istniały przede wszystkim aby Rin zdradzać albo ratować jej tyłek.

Pomijając beznadziejne ucharakteryzowanie postaci z fabułą nie jest lepiej. Wątek Trójki Doskonałych? Bardzo długi side-quest, który nie prowadzi do niczego poza ich błyskawicznym zgonem ( i jeszcze ta arogancka postawa Rin ,,Przechytrzyłam Trójcę Doskonałych! Jestem Wielka!"- Nie Rin, obudziłaś psychopatę nad którym nie mogłaś sprawować jakiejkolwiek kontroli wykonując plan Pani Żmiji, która, ZNOWU!, kierowała tobą jak marionetką, tylko po to, żeby Odźwierny ratował ci tyłek). Wątek szamanów? Przydali się do randomowego oblężenia, które nie miało wpływu na fabułę.

Osobną kwestią jest to, że niektóre elementy fabuły zwyczajnie nie mają sensu. Osobiście w oczy rzuciły mi się cztery:
1/ Plan uwolnienia Smoczego Cesarza- ten plan był kretyński, nie mogli go opanować wcześniej i nie wiem co ćpała Pani Żmija, że uznała, że tym razem Riga nie okaże się psychopatą. Czemu Rin się zgodziła? Diabli wiedzą.
2/ Plan utworzenia armii szamanów- Rin nie wiedzieć czemu zaczęła działać dopiera gdy plan wyżej się posypał, oczywiście zapominając przy okazji, że był bardzo dobry powód dla którego nikt tego wcześniej nie próbował.
3/ Wizyta wieszczka- ten fragment mnie rozbawił, facet specjalnie przyzywa umarłą, żeby powiedziała Rin, że Speer został poświęcony w czasie Drugiej Wojny Makowej... o czym Rin wiedziała od czasu kiedy uczyła się w Akademii w Sinegardzie, w I TOMIE! Czy autorka pamięta co działo się w poprzednich częściach? Na marginesie- umarła dziewczyna Mistrza była w tym tomie absolutnie bezużyteczna i zapychała tylko miejsce, podobnie jak pewna inna postać.
4/ Wykorzystanie szamanów do zdobycia miasta- tok rozumowania Rin mnie rozczulił ,,Zdobędziemy miasto siłą, nie chcemy je utrzymać, ma stanowić demonstrację potęgi moich szamanów" po czym cieszy się, że ,,Przeciwnik nie wie, ze mamy szamanów i do czego jesteśmy zdolni", pomimo tego że zdobycie miało stanowić DEMONSTRACJĘ a jeszcze później potwierdza, że ,,Mamy w armii szpiegów". Ten tok rozumowania to gwałt na logice, potwierdzający jak głupią postacią stała się Rin.

Po przeczytaniu całości za zmasakrowanie charakteru Rin obarczam Atlana. Dopóki Rin była w Akademii jej rozwój był w porządku a potem trafiła do Cike i zaczęła wobec Altana zachowywać się jak śliniący się piesek i ciągle o nim jęczeć. Wangst przez CAŁY II Tom nie pomógł. Myślałem, ze mamy z Atlanem spokój, biorąc pod uwagę, że od końcówki I tomu jest trupem, ale NIE! Dalej przewija się jako halucynacja przez całą książkę i psuje dalej. Atlan jako postać żeby była jasność nie jest źle napisany, natomiast wykorzystanie tej postaci, zwłaszcza jako element oddziaływania na Rin to kryminał.

Bardzo, bardzo słabe zakończenie serii, która miała mnóstwo potencjału ale który został zmarnowany przez autorkę. Kreacja postaci od I tomu była żałosna a w III tomie do tego doszła słaba fabuła. Pomijam to, ze autorka zerżnęła szkielet fabuły z historii Chin XXw. co nie byłoby złym pomysłem, tylko że cała historia serii zmierza w tą samą stronę co historia prawdziwa, szamanizm nie odgrywa tu żadnej roli poza zastępstwem bomby atomowej, żeby wyłączyć Japnię-Mugen z gry, zaś fabuła podąża prawdziwą historią mimo, że w warunkach świata przedstawionego NIE MA TO SENSU, czego koronnym przykładem jest to, że Pani Żmija mimo całej swojej mocy i zdolności nie była w stanie ogarnąć swoich arystokratów przez 20 LAT RZĄDÓW. ONA POTRAFI KONTROLOWAĆ UMYSŁY! JAKIM CUDEM TEGO NIE OGARNĘŁA?!

Mógłbym dalsze wady wymieniać dalej, ale siły już nie mam. Jestem zwyczajnie rozczarowany, zasmucony i zdenerwowany.

Bogowie Starzy i Nowi....

Ostatnio tak się rozczarowałem przy oglądaniu Gry o Tron. Miałem nadzieję, naprawdę miałem nadzieję.
I Tom przeczytałem w około dzień, naprawdę mnie wciągnął i naprawdę polubiłem postacie, świat i fabułę.
II Tom stanowił spadek formy ale kredyt zaufania był nadal potężny i myślałem, że to tylko chwilowy spadek- ,,middle book syndrome" i w ostatnim...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Bogowie Starzy i Nowi nigdy, NIGDY, nie widziałem takiego spadku formy któregokolwiek autora w ramach serii. Fabuła nie ma absolutnie żadnego sensu, Rudnicki zrobił się absolutnie denerwującym Gary Stu ( jak ktoś na tej stronie już napisał).
Pogarda Rudnickiego dla pozostałych postaci wręcz wylewa się ze stron a sam jęczy straszliwie. Autor przegiął i to zdecydowanie. No przepraszam bardzo, ale za którymś razem jak Rudnicki twierdził jaki to on biedny, zaraz go zabiją to w kontekście tego co działo się w poprzednich dwóch tomach to brzmi to po prostu komicznie. Komicznie robi się jeszcze bardziej jak spotyka się z Regentem, kurde, istota niby-potężniejsza od Księcia a Rudnicki &co rozwalają go błyskawicznie jak upierdliwego komara. TRA-GE-DIA.
Fabuła wlecze się jak nie wiem co, nudne to jest, momentami bardziej przypomina romansidło niezbyt wysokich lotów, o Enklawach w zasadzie zero, Przeklęci pojawiają się mimochodem.
Zakończenie to absolutna tragedia, ot jak gdyby autor nagle zorientował się że zostały mu wątki i musi je jakoś skończyć.
To jak autor traktuje postaci kobiece w tym tomie to odrębna kwestia i nie mam zamiaru jej ruszać 3-metrowym kijem.
Absolutne zaskoczenie w negatywnym świetle. Jak ktoś nie chce zepsuć sobie lektury powinien zakończyć cykl na Namiestniku.

Bogowie Starzy i Nowi nigdy, NIGDY, nie widziałem takiego spadku formy któregokolwiek autora w ramach serii. Fabuła nie ma absolutnie żadnego sensu, Rudnicki zrobił się absolutnie denerwującym Gary Stu ( jak ktoś na tej stronie już napisał).
Pogarda Rudnickiego dla pozostałych postaci wręcz wylewa się ze stron a sam jęczy straszliwie. Autor przegiął i to zdecydowanie. No...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Krótko w żołnierskich słowach

1. Niech Piekara przeczyta pierwsze cztery części, żeby przypomnieć sobie jaką postacią jest Nasz Uniżony Sługa.

2. Niech Piekara przeczyta pierwsze cztery części, żeby przypomnieć sobie, że książki muszą mieć fabułę, która wciąga.

3.Niech Piekara przeczyta pierwsze cztery części, żeby przypomnieć sobie jaki Mordimer ma stosunek do kobiet, a zwłaszcza do czarownic!

4.Niech Piekara da sobie spokój z Rusią, bo ta trylogia to jakaś okrutna pomyłka jest...

Tyle bo nie chcę wracać do tego jak wkurzająca jest Natasza, jak zmasakrowano charakter Mordimera, jaka fabuła jest nudna i rozwleczona, jak niewykorzystano jedyną potencjalnie interesującą postać z Wewnętrznego Kręgu, jak wkurzający jest ,,Mordimer" ( od teraz pisany w cudzysłowie, bo to coś to na pewno nie jest Mordimer Madderdin, Sługa Boży i Człowiek Głębokiej Wiary).

Jeżeli na koniec tej, pożal się Boże, ,,trylogii" nie okaże się, że ,,Mordimera" na początku trafił jakiś mocny i paskudny urok i dlatego zachowuje się jak się zachowuje to będę z lekka wkurzony bo będzie to naprawdę źle wróżyło na przyszłość. Nie polecam.

Krótko w żołnierskich słowach

1. Niech Piekara przeczyta pierwsze cztery części, żeby przypomnieć sobie jaką postacią jest Nasz Uniżony Sługa.

2. Niech Piekara przeczyta pierwsze cztery części, żeby przypomnieć sobie, że książki muszą mieć fabułę, która wciąga.

3.Niech Piekara przeczyta pierwsze cztery części, żeby przypomnieć sobie jaki Mordimer ma stosunek do kobiet, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To może będzie niepopularna opinia ale dla mnie książka jest bardzo, bardzo słaba. Absolutnie niczym nie zaskakuje, autorka thrillera na oczy chyba nie widziała. Postacie są płaskie jak stół i większość jest, delikatnie mówiąc, niesympatyczna. Jakkolwiek Abby można tłumaczyć tym, że straciła dziecko(aczkolwiek Abby tak czy inaczej normalna nie jest) tak koleżanka Olivii (nie pamiętam jak się nazywała, wisi mi to) jest wręcz podręcznikowym przykładem osoby z poważnymi zaburzeniami a reszta zgrai uznaje to za normalne (sic!). Absolutnie antypatyczna była za to Olivia, ta postać jest tak płaska, tępa, wkurzająca, zadufana w sobie, że w pewnym momencie miałem nadzieję, że to już noc zgonu i nie będziemy się z nią więcej użerać. To, że jest hipokrytką tylko to potwierdza.

Fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa, postaci są głupie jak buty (np. Abby w pewnym momencie nie ogarnia jak ma na nazwisko chłopak jej córki!), naprawdę rzadko mi się zdarza rzucać mięsem przy lekturze ale tu zwyczajnie nie zdzierżyłem. Poza tym sama konstrukcja książki powoduje problemy: wielokrotnie rozdziały były marnowane np. wiemy, że Olivia była w ciąży po czym x stron później rozdział jak Olivia dowiaduje się, że jest w ciąży. Dowiadywaliśmy się rzeczy o których od dawna wiedzieliśmy. Nie tak korzysta się z wielości punktów widzenia na litość!

W zasadzie jedyny plus na rzecz książki dla mnie to fakt, że relatywnie dobrze i wiarygodnie oddali rozpacz i żałobę Abby po stracie córki.

Zdecydowanie nie polecam i równocześnie zachodzę w głowę czemu książka zbiera tak dobre recenzje.

To może będzie niepopularna opinia ale dla mnie książka jest bardzo, bardzo słaba. Absolutnie niczym nie zaskakuje, autorka thrillera na oczy chyba nie widziała. Postacie są płaskie jak stół i większość jest, delikatnie mówiąc, niesympatyczna. Jakkolwiek Abby można tłumaczyć tym, że straciła dziecko(aczkolwiek Abby tak czy inaczej normalna nie jest) tak koleżanka Olivii...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Książka nie spełnia wymogów pozycji naukowej. Napisana została w sposób wyraźnie tendencyjny pod z góry założoną tezę. Autor odrzuca ustalenia historyków oraz przekazy autorów starożytnych wedle własnego ,,widzimisię" tylko z tego względu, że nie pasują do autorskiego obrazu ,,genialnego Aleksandra", co zwłaszcza widać przy sprawie Kleitosa. Ponadto autor co szczególnie uderzające nie zna znaczenia terminów którymi się posługuje. ,,Andrapodismos", które konsekwentnie tłumaczy jako ,,politykę terror" w istocie oznacza tyle co wymordowanie/sprzedanie w niewolę mężczyzn i sprzedanie w niewolę kobiet i dzieci przy zdobywaniu miasta. Autor powinien to wiedzieć, szczególnie, że wśród bibliografii znajduje się ,,Wojna Peloponeska" autorstwa R. Kuleszy gdzie pojęcie to jest wyjaśnione. Świadczy to o niekompetencji autora i podważa wartość całego dzieła. Zdecydowanie nie polecam.

Książka nie spełnia wymogów pozycji naukowej. Napisana została w sposób wyraźnie tendencyjny pod z góry założoną tezę. Autor odrzuca ustalenia historyków oraz przekazy autorów starożytnych wedle własnego ,,widzimisię" tylko z tego względu, że nie pasują do autorskiego obrazu ,,genialnego Aleksandra", co zwłaszcza widać przy sprawie Kleitosa. Ponadto autor co szczególnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zacznijmy od pozytywów:

primo: z mojej wiedzy z epoki wynika, że autor solidnie przyłożył się do oddania realiów okupacyjnych a zwłaszcza realiów na dawnych Kresach, mogłoby co prawda być nieco więcej na temat przedwojennych relacji polsko-ukraińskich ale tu w zasadzie do niczego przyczepić się nie można

secundo: główny wątek nazwijmy to kryminalny tj. sprawa morderstwa gajowego został dobrze poprowadzony, naprawdę mnie zainteresował i aktywnie próbowałem dojść kto mógłby być sprawcą.

I gdyby na tym poprzestać ocena byłaby wyższa, ale niestety książka ma też problemy i to dosyć istotne.

Primo: wątki. Nie chodzi tu o to, że jest ich jakoś dużo ( z taką opinią się zasadniczo nie zgadzam), bo są w zasadzie trzy główne; szukanie Chai, śledztwo w sprawie morderstwa i sprawa futer. Problem polega na tym, że autor nie jest w stanie sensownie prowadzić ich obok siebie. Wątki na siebie ,,wpadają" i przeszkadzają sobie wzajemnie. Wątek futra zostaje zaczęty potem wchodzi wątek kryminalny, wątek pierwszy zdycha, fabuła nie posuwa się tam w ogóle do przodu a kiedy znowu zostaje wspomniany miałem reakcję: ,,O! Faktycznie, coś tam o futrach było". Potem wątek Chai wraca w środku śledztwa i znowu na kilkadziesiąt stron wylatujemy z kryminału i wchodzimy do romansu/obyczajówki. Nie łączy się to w zasadzie ni diabła. Jeżeli tak to miało wyglądać to zdecydowanie lepszym wyjściem było zostawić jeden wątek i tego się trzymać.

Secundo: kwestia ściśle techniczna (wyjątkowo); krótko i na temat autor nie umie pisać scen akcji, po prostu. Sceny akcji w książce to absolutna tragedia, jeżeli w (teoretycznie) emocjonującej scenie strzelaniny w pociągu i przy domu ( najgorsze przykłady) akcja się wlecze i momentami chce się zasnąć to coś jest MOCNO nie tak. Jedne z najgorzej poprowadzonych scen akcji jakie w życiu widziałem. W scenie przy domu Ukraińca (nie pamiętam jak mu było) brakuje sceny. Serio, musiałem czytać fragment jeszcze raz bo myślałem że przespałem i ominąłem część. Zaczął strzelać do bohaterów->bohaterowie zakradają się do chałupy-> wchodzą i... tu w dialogu kiedy się spotykają jedem mówi do drugiego, że strzelec nie żyje. Bez znalezienia ciała, bez zmiany punktu widzenia, bez reakcji na trupa. Szczęka mi opadła, jak do diabła można zapomnieć o takiej scenei?!

Tertio: autor/wydawca jest kłamcą. Rzezi Wołyńskiej w książce NIE MA. Wołyń stanowi tutaj tło, zresztą dla głównego wątku ( czy będzie to Chaja, morderstwo czy futra) kompletnie pozbawiony znaczenia.

Quatro: nie mam zielonego pojęcia co się stało z wątkiem futer, w pewnym momencie po prostu znika z książki.

Ogółem książka nie jest jakoś szczególnie zła, ale też na pewno nie jest dobra. Jeżeli ktoś skuszony opisem chciałby przeczytać dobrą książkę w realiach Rzezi Wołyńskiej to ze swojej strony mocno polecam ,,Zasypie wszystko, zawieje"

Zacznijmy od pozytywów:

primo: z mojej wiedzy z epoki wynika, że autor solidnie przyłożył się do oddania realiów okupacyjnych a zwłaszcza realiów na dawnych Kresach, mogłoby co prawda być nieco więcej na temat przedwojennych relacji polsko-ukraińskich ale tu w zasadzie do niczego przyczepić się nie można

secundo: główny wątek nazwijmy to kryminalny tj. sprawa morderstwa...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Niestety, drugie rozczarowanie jeżeli chodzi o książki Pilipiuka co w dużej mierze sprowadza się do dwóch problemów o czym zaraz.

Teoretycznie to nie miało prawa się nie udać, trójka bohaterek: antyczna wampirzyca pamiętająca czasy Bizancjum, nieśmiertelna szlachcianka kresowa utrzymująca się przy życiu za pomocą kamienia filozoficznego i jej współczesna potomkini, która jest geniuszem programowania i w młodziutkim wieku jest świetną agentką CBŚ. Ta trójka wyjątkowo zaradnych, twardych jak stal ma odnaleźć mistrza alchemicznego, który stworzył kamień filozoficzny. Co może pójść nie tak?

Problem pierwszy:bohaterki. Przykro mi, ale po tomie pierwszym muszę przyznać, że są nudne i nie różnią się specjalnie od postaci takiego doktora Skórzewskiego. Co gorsza wszystkie trzy są odlane wg. tego samego schematu i nie różnią się od siebie zasadniczo niczym poza manieryzmem. Serio, jeżeli momentami mam problem z rozróżnieniem która Kruszewska wypowiada jakie zdanie i muszę sprawdzać to znaczy, że z charakteryzacją postaci jest problem. Spory problem.

Problem drugi: fabuła. Zastrzeżenie jak wyżej, książka jest zwyczajnie nudna i ciągnie się niesamowicie do momentu porwania księżniczki Moniki, wtedy stwierdziłem, że będzie ciekawie ale gdzie tam... Ten wątek został rozwiązany na tyle szybko i bezproblemowo, że nie wiem nawet po co pojawił się w książce.
Powiązany z tym jest problemik, który nagminnie występuje u Pilipiuka, ale zazwyczaj nie przeszkadza aż tak. Nie wiem czemu autor z uporem godnym lepszej sprawy zamieszcza fragmenty dot. polityki. Nie wiem jak reszta czytelników ale ja czytam fantastykę, żeby się oderwać od realnego świata i zagłębić się w innym. Co polityka robi w mojej fantastyce. Jest to zarzut głównie do zbiorów opowiadań ale tam w większości przypadków opowiadania się bronią, dobrze się je czyta i takie wtręty nie przeszkadzają za bardzo. W tej książce kiedy akcja nie posuwa się do przodu, nie łapie tempa a czytelnik chcący żeby w końcu coś ciekawego zaczęło się dziać albo żeby dowiedzieć się czegoś ciekawego o charakterze bohaterek widzi kolejny wtręt polityczny zaczyna to denerwować. Jeżeli książka jest dobra, dobrze niech Pilipiuk wtrąca tyle podtekstów politycznych ile chce, natomiast jeżeli książka jest słabsza to bardzo bym chciał, żeby zajął się poprawianiem jej treści a nie politycznymi pierdołami i promowaniem Jacka Komudy ( którego notabene też bardzo lubię czytać).

Niestety, drugie rozczarowanie jeżeli chodzi o książki Pilipiuka co w dużej mierze sprowadza się do dwóch problemów o czym zaraz.

Teoretycznie to nie miało prawa się nie udać, trójka bohaterek: antyczna wampirzyca pamiętająca czasy Bizancjum, nieśmiertelna szlachcianka kresowa utrzymująca się przy życiu za pomocą kamienia filozoficznego i jej współczesna potomkini, która...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Słaby reportaż z jednego kluczowego powodu: książka jest niesamowicie tendencyjna. Nie mówi o aneksji Krymu czy o życiu na Krymie pod rosyjskim panowaniem jako takim, lecz wyłącznie w kontekście ludności tatarskiej. Książka stanowi jedną gigantyczną laurkę wobec ludności i działaczy tatarskich, bez jakichkolwiek negatywnych uwag. Ludności czy władzom ukraińskim poświęca się minimalną ilość uwagi i autor nie pomyślał nawet o tym, aby o temat Krymu zapytać typowego Ukraińca co jest o tyle zabawne, że wielokrotnie w książce podnosi retorycznie temat ,,tabu" dot. Krymu na Ukrainie oraz pyta czy Ukraina i Ukraińcy zapomnieli o półwyspie a mimo to żadnego Ukraińca o to nie zapyta!

Nie muszę oczywiście zaznaczyć, że brak jest również jakiejkolwiek próby poznania poglądów drugiej strony tj. prorosyjskich mieszkańców Krymu?

Z tych powodów książka wydaje się wyjątkowo tendencyjna i zwyczajnie niewiarygodna co jest dosyć smutne biorąc pod uwagę, że pod pewnymi względami miała jak się domyślam stanowić odpowiedź na propagandę Rosji i uświadomić czytelnikom jak sytuacja Krymu wygląda w rzeczywistości.

Słaby reportaż z jednego kluczowego powodu: książka jest niesamowicie tendencyjna. Nie mówi o aneksji Krymu czy o życiu na Krymie pod rosyjskim panowaniem jako takim, lecz wyłącznie w kontekście ludności tatarskiej. Książka stanowi jedną gigantyczną laurkę wobec ludności i działaczy tatarskich, bez jakichkolwiek negatywnych uwag. Ludności czy władzom ukraińskim poświęca się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Absolutna kompromitacja autora, co piszę z nieukrywanym rozczarowaniem, ponieważ książka nt. Potopu bardzo przypadła mi do gustu.

Powtarzanie dawno obalonych teorii, powtarzanie mitów i bajek wyłącznie w celu wzbudzenia ,,kontrowersji" w atmosferze taniej sensacji. Ta książka nie popularyzuje historii, lecz powiela wielokrotnie obalane brednie. Na dzień dobry dostajemy obaloną od wielu lat teorię Mieszka-wikinga, potem wyskakują jakiejś nieistniejące rogate hełmy (!) Wikingów a na koniec Bolesław Zapomniany tfu! Bolesław Zmyślony. Jestem szczerze zdumiony bo tylko czekałem aż autor wyskoczy z jakąś turbolechicką bzdurą w stylu Bieszka. Wstyd.

Litościwie pominę poważne traktowanie opinii Cata-Mackiewicza o ,,zdradzie" interesów Polski przez Kazimierza Wielkiego poprzez układ o dziedziczenie. Paranoja, która kompletnie nie uwzględnia realiów epoki, tym bardziej absurdalna patrząc na historię dynastii Andegawenów.

Absolutna kompromitacja autora, co piszę z nieukrywanym rozczarowaniem, ponieważ książka nt. Potopu bardzo przypadła mi do gustu.

Powtarzanie dawno obalonych teorii, powtarzanie mitów i bajek wyłącznie w celu wzbudzenia ,,kontrowersji" w atmosferze taniej sensacji. Ta książka nie popularyzuje historii, lecz powiela wielokrotnie obalane brednie. Na dzień dobry dostajemy...

więcej Pokaż mimo to