Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

Na początku książka mnie nudziła. Od razu przewidziałam, kto z bohaterów jest Radio, tak samo jak część zdarzeń. Byłam dosyć rozczarowana, ale nie mogłam przestać czytać. Niesamowicie spodobał mi się styl Alice Oseman, podobnie jej sposób kreowania postaci, więc traktowałam to trochę jako zwyczajną odskocznię, dobrze napisaną luźną młodzieżówkę - myślałam, że przeczytam ją szybko i zapomnę. I miałam rację, co do szybkiego czytania, bo koniec końców tak się wciągnęłam, że pochłonęłam Radio Silence w jeden dzień. Myliłam się co do zapominania.

Muszę przyznać, że chyba źle podeszłam do tej książki. Nie wiedzieć czemu, myślałam że autorka zacznie ogromnym "bum" i później będzie utrzymywać ten nastrój, a ona dość powoli buduje swoją historię, ale jednocześnie nie pozwala nam przestać czytać. Do tego jestem w stanie uwierzyć w to wszystko, co przedstawiła. Zazwyczaj kiedy dorośli piszą książki o ludziach z liceum to... Nie do końca wiem jak to wytłumaczyć - okej, jasne, jakoś kupujemy to, co piszą, ale to nie do końca tak wygląda. Alice Oseman doskonale sobie z tym radzi - Radio Silence to taki SKAM książek - naprawdę nie zdziwię się, jeżeli w nowej szkole spotkam kogoś takiego jak Frances.

I jeszcze rzecz, która spodobała mi się chyba najbardziej - w całej powieści nie ma tak naprawdę głównego wątku romantycznego. Oczywiście są poboczne, ale to książka przede wszystkim o przyjaźni. Jej dobrych stronach, ale także tych gorzkich, ciężkich momentach. Pojawiają się też wątki akceptacji, poszukiwania siebie, swojej przyszłości oraz tego, że czasami po prostu trzeba skonfrontować się z przeszłością.

Radio Silence to niesamowita książka i zdecydowanie jedna z lepszych młodzieżówek, jakie miałam okazję czytać. Chociaż na początku mnie nudziła, to cieszę się, że jej nie odłożyłam, bo naprawdę warto poznać tych bohaterów i ich historię. Kiedy nie czytałam, cały czas wracałam do niej myślami, a podczas czytania towarzyszyło mi tyle emocji, że miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę. Kac książkowy po lekturze gwarantowany.

Na początku książka mnie nudziła. Od razu przewidziałam, kto z bohaterów jest Radio, tak samo jak część zdarzeń. Byłam dosyć rozczarowana, ale nie mogłam przestać czytać. Niesamowicie spodobał mi się styl Alice Oseman, podobnie jej sposób kreowania postaci, więc traktowałam to trochę jako zwyczajną odskocznię, dobrze napisaną luźną młodzieżówkę - myślałam, że przeczytam ją...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Zacznę może od dobrych stron tej książki, których było znacznie mniej od tych złych. Autorka miała naprawdę dobry pomysł - wydaje mi się, że tego jeszcze nie było. Powieść czyta się też niesamowicie szybko, napisana jest przystępnym językiem, nie ma zbyt długich opisów. Są za to cytaty i tutaj wszystko zaczyna się sypać.

Cytaty wciskane na początek, a później także w środek, prawie każdego rozdziału. Cytaty napisane kursywą i często też miejscami pogrubioną czcionką, które z treścią mają mało wspólnego, brzmią jak wzięte z temysli.pl a cały czas miałam wrażenie, że autorka chciała po prostu pokazać, jaka to nie jest inteligentna, czego to ona nie wymyśli i jak to ona się nie umie ładnie wysławiać. Pewnie próbowała wypełnić lukę po beznadziejnych bohaterach.

Bohaterach, których osobowość mogłabym zamknąć w jednym słowie: przewrażliwieni. Oni nawet nie byli irytujący, ale przewrażliwieni. W tej książce naprawdę drama goniła dramę. Trzy czwarte historii wyglądała tak: dwie strony bezgranicznej miłości, trzy strony kłótni, dwie strony cierpienia bez siebie i tak w kółko. Na początku może i to było ciekawe, ale później zrobiło się męczące. Oprócz tego działania głównych bohaterów były niesamowicie nielogiczne i niczym nieuzasadnione.

Jeżeli chodzi o resztę postaci - uderzyła mnie ich stereotypowość. Mężczyźni, którzy myślą tylko o seksie, najlepsza przyjaciółka Ally, całkowicie w nią wpatrzona i toksyczny chłopak głównej bohaterki, którego jedyną cechą była mściwość.

A zakończenie powaliło mnie... Tym, jak bardzo naciągane było. Nina Reichter chyba nie wiedziała, co zrobić, żeby móc napisać następną część, więc zrobiła takie coś. I wiem, pewnie powinnam wykrzesać z siebie choć trochę empatii w stosunku do bohaterów, ale nie potrafię. Po prostu nie potrafię. Chcę tylko jak najszybciej o nich zapomnieć, co, patrząc na to, jak przezroczyści byli, nie będzie zbyt trudne.

Ostatnia spowiedź to kolejny pierwszy tom serii, na którym się sparzyłam. Skuszona oryginalnym pomysłem i dobrymi recenzjami dałam się wciągnąć w coś, co było jedną wielką telenowelą. Płaskość głównych bohaterów i ich niezdolność do podejmowania normalnych decyzji, dramaty co pięć stron i stereotypowość reszty postaci - to wszystko skutecznie zepsuło mi przyjemność z lektury.

Zacznę może od dobrych stron tej książki, których było znacznie mniej od tych złych. Autorka miała naprawdę dobry pomysł - wydaje mi się, że tego jeszcze nie było. Powieść czyta się też niesamowicie szybko, napisana jest przystępnym językiem, nie ma zbyt długich opisów. Są za to cytaty i tutaj wszystko zaczyna się sypać.

Cytaty wciskane na początek, a później także w...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Autorka miała świetny pomysł, cała fabuła była spójna, a sposób, w który poprowadziła historię również był niezły. No i motyw zakazanej miłości - kto jej nie lubi? Do tego dochodzi klimat pustyni, dżinny i wojny dwóch światów. W takim razie - co mi się tak nie podobało?

Przede wszystkim bohaterowie. Zarówno Zahra, jak i Aladyn byli zupełnie płascy. Tak naprawdę nie jestem w stanie nic więcej o nich powiedzieć. Dżinnka przez całą książkę rozmyślała "O, byłam tyle w lampie, w ogóle to zdradziłam ale nie zdradziłam, bla, bla, bla", natomiast chłopak zachowywał się jak pan całego świata. Świata, który, swoją drogą nie był zbyt dobrze rozbudowany. Autorka chyba nie miała pomysłu, więc wzięła świat z bajki o Aladynie, dodała kilka szczegółów i nazwała to retellingiem. "Nazwała", bo biorąc pod uwagę inne retellingi, z którymi miałam okazję się zapoznać, ta książka nie powinna nawet obok nich stać. Oprócz motywu z lampą i Aladyna - ulicznego złodzieja nie było żadnych nawiązań do baśni, przez co książka utraciła swoją magię.

Jeśli chodzi o język autorki to wcale nie jest lepiej. Teoretycznie książkę czytało się szybko, chociaż bardzo utrudniały to długie i momentami zupełnie niepotrzebne opisy. Do tego Jessica Khoury mieszała style - najpierw pisała o wzniosłej miłości, a trzy strony dalej następowało "jutro się hajtam". Serio? Całą książkę czytałam z dość sporym zażenowaniem.

Podsumowując - zdecydowanie odradzam tę pozycję. Chociaż nie można odmówić autorce pomysłu i klimatu, to jej warsztat jest po prostu słaby. Do tego bohaterowie tak mdli i przezroczyści, że nie można nawet nazwać ich irytującymi. I chociaż podziwiam autorów retellingów, to tutaj nie mogę powiedzieć, że odczuwam jakiekolwiek ciepłe emocje w stosunku do Jessici Khoury czy Zakazanego życzenia.

Autorka miała świetny pomysł, cała fabuła była spójna, a sposób, w który poprowadziła historię również był niezły. No i motyw zakazanej miłości - kto jej nie lubi? Do tego dochodzi klimat pustyni, dżinny i wojny dwóch światów. W takim razie - co mi się tak nie podobało?

Przede wszystkim bohaterowie. Zarówno Zahra, jak i Aladyn byli zupełnie płascy. Tak naprawdę nie jestem...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Główni bohaterowie byli nieidealni, ale to takich lubię najbardziej. Nie byli oni jednak takimi "kluchami", którzy tylko chodzą i narzekają, wręcz przeciwnie - potrafili dostrzec swoje zalety, ale też wady, byli cudownie autoironiczni. Do tego to bohaterowie z marzeniami, których życie nie skupia się tylko na sobie nawzajem. Bohaterowie drugoplanowi niestety byli trochę niedopracowani, ale nie raziło to jakoś bardzo. Do tego sposób kształtowania się relacji Loli i Cricketa było czymś cudownym. Odbudowywanie zaufania, powrót przyjaźni, ich rozmowy, żarty i chwile całkowitej szczerości...

Autorka wprowadziła też wątek LGBT do swojej powieści (Lolę wychowują dwaj mężczyźni). Najpierw byłam do tego sceptycznie nastawiona - wydawało mi się to wplatanie na siłę, na zasadzie "ale ja jestem tolerancyjna". Na szczęście Stephanie Perkins dobrze sobie poradziła z tym wątkiem - nie był stereotypowy, przesłodzony ani nie było go za dużo, ale też nie ignorowała go zupełnie.

Jeśli mam być szczera - ta książka była dość przewidywalna, przeurocza i może nawet nieco infantylna. Ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, cieszyłam się tą dziecinnością i słodyczą, to było świetne oderwanie od rzeczywistości. I to chyba to najbardziej sprawiło, że tak zakochałam się w tej historii.

Historia bohaterów Loli i chłopaka z sąsiedztwa to coś absolutnie uroczego. Gwarantuję wam, że pomimo swojej przewidywalności i lekkiej dziecinności, ta książka to świetna przygoda. Sprawi, że zwiążecie się z bohaterami, pokochacie ich od razu i będziecie chcieli przeżyć coś podobnego. I chociaż jest to pozycja "na jeden wieczór", to naprawdę warta uwagi.

Główni bohaterowie byli nieidealni, ale to takich lubię najbardziej. Nie byli oni jednak takimi "kluchami", którzy tylko chodzą i narzekają, wręcz przeciwnie - potrafili dostrzec swoje zalety, ale też wady, byli cudownie autoironiczni. Do tego to bohaterowie z marzeniami, których życie nie skupia się tylko na sobie nawzajem. Bohaterowie drugoplanowi niestety byli trochę...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Alex i Jenny to szesnastolatkowie, którzy od kilku lat rozmawiają ze sobą telepatycznie. W końcu postanawiają się spotkać, jednak kiedy oboje przychodzą w umówione miejsce, okazuje się, że drugiej osoby tam nie ma. Wtedy wszystko zaczyna pędzić - dowiadują się, że żyją w równoległych wszechświatach, że mogą podróżować między wszechświatami. I że grozi im niebezpieczeństwo.

Ten opis jest bardzo krótki i prawie nic nie mówi. Ale po przeczytaniu książki wiem mniej więcej tyle samo. Większość zdarzeń i decyzji bohaterów nie ma jakichkolwiek podstaw, ciąg przyczynowo - skutkowy to dla autora coś zupełnie obcego, a relacja Jenny i Alexa rozwija się zdecydowanie zbyt szybko. Rozumiem miłość od pierwszego wejrzenia, ale podczas rozmów telepatycznych widzą zaledwie zarys sylwetki i włosy drugiej osoby, a przez cztery lata udało im się ustalić tylko jak ma na imię, ile ma lat i gdzie mieszka ich rozmówca. Ale co ja tam wiem o prawdziwej miłości.
Dodatkowo w powieści pojawia się mnóstwo błędów logicznych. Najpierw myślałam, że to drobne pomyłki tłumacza, ale później wszystko przestawało się trzymać. I tak na przykład Alex w jednej chwili ledwo zamawia jedzenie łamanym angielskim, a później dowiadujemy się, że "w szkole miał szóstkę i radził sobie perfekcyjnie z konwersacją". Do tego doświadcza jakichś załamań czasowych, najpierw w kalendarzu widząc datę 22 listopada, a później stwierdzając "23 listopada? To przecież dzisiaj!". Jeśli chodzi o Jenny, to wcale nie jest lepiej - potrafi na przykład związać włosy leżąc na plecach.

Ale to jeszcze nie jest najgorsze. Najgorszy jest styl pisania autora. Bohaterowie sami w sobie nie byli tacy źli, chociaż tak naprawdę nie interesowało mnie, czy przeżyją czy nie, ale Leonardo Patrignani ma naprawdę irytujący sposób pisania. Nie do końca wiem jak to wytłumaczyć, ale większość padających w książce stwierdzeń drażniło mnie. Autor też wielokrotnie gubi się w tym, co pisze. Wydawało mi się, że po prostu pisał to, co przychodziło mu akurat do głowy, nie zastanawiając się nad tym, czy historia ma sens. W jednym momencie nawet mnie zaciekawił, ale później zaczął wprowadzać tak dziwne wątki, że zupełnie się pogubiłam.


Zdecydowanie odradzam Wam lekturę Wszechświatów. Chociaż zapowiadały się naprawdę dobrze, to styl autora, mnóstwo błędów i nie wiadomo skąd wziętych wydarzeń nie sprawia, że lektura jest przyjemnością. Do tego fabuła i bohaterowie są tak mdli, że nie da się tego czytać. Kilka dni po skończeniu już prawie nie pamiętałam, o czym była książka. Chociaż może to i dobrze - w końcu lepiej nie pamiętać tych złych książek.

Alex i Jenny to szesnastolatkowie, którzy od kilku lat rozmawiają ze sobą telepatycznie. W końcu postanawiają się spotkać, jednak kiedy oboje przychodzą w umówione miejsce, okazuje się, że drugiej osoby tam nie ma. Wtedy wszystko zaczyna pędzić - dowiadują się, że żyją w równoległych wszechświatach, że mogą podróżować między wszechświatami. I że grozi im...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach:

Stephen King ma tak styl pisania, którego nie sposób pomylić z żadnym innym. Tworzy długie i szczegółowe opisy, nie zaniedbując przy tym kreacji postaci i fabuły. Często ubiega sam siebie, zdradza, co stanie się później, co teoretycznie mogłoby uczynić książkę przewidywalną, ale wiedza, że autor robi to w pełni świadomie zupełnie zmienia postać rzeczy. A poza tym to Stephen King i kiedy wydaje się, że zdradził już wszystko, historia zaskakuje nas jeszcze bardziej.

Sporym zaskoczeniem było to, że opowieść nie skupia się stricte na telekinezie. Oczywiście - odgrywa ona kluczową rolę, ale autor porusza też wiele innych tematów, takich jak znęcanie się, niska samoocena czy religia.

Sposób kreowania bohaterów również jest dosyć osobliwy - tak naprawdę nie poznajemy zbyt wielu ich cech. Wielu rzeczy musimy się domyślać z opisów. Za to ich profil psychologiczny jest absolutnie genialny i świetnie dopracowany. Co ciekawe, ten "brak cech" nie przeszkadza w poznaniu postaci i nie odbiera przyjemności z czytania.

Myślę, że Carrie to jedna z lepszych powieści przeczytanych w tym roku. Chociaż spodziewałam się po niej czegoś trochę innego, nie jestem rozczarowana, wręcz przeciwnie - pozytywnie zaskoczona. Na pewno sięgnę po kolejne książki Stephena Kinga i Was też do tego zachęcam.

Stephen King ma tak styl pisania, którego nie sposób pomylić z żadnym innym. Tworzy długie i szczegółowe opisy, nie zaniedbując przy tym kreacji postaci i fabuły. Często ubiega sam siebie, zdradza, co stanie się później, co teoretycznie mogłoby uczynić książkę przewidywalną, ale wiedza, że autor robi to w pełni świadomie zupełnie zmienia postać rzeczy. A poza tym to Stephen...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Rodzina Telemachusów to osobliwa rodzina. Nie tylko biorąc pod uwagę fakt, że są dość ekstrawaganckimi i zamkniętymi w sobie dziwakami. Część ich rodziny ma paranormalne zdolności - na przykład Irene potrafi stwierdzić, czy ktoś mówi prawdę, jej syn Matty umie wychodzić ze swojego ciała, a odludek Buddy jest jasnowidzem. Łatwo się domyślić, że tacy ludzie potrafią wywołać niezłe zamieszanie. A jeśli dołożymy do tego klątwę z przeszłości, problemy z rządem, mafię i ciemne interesy, to katastrofa gotowa.

Standardowo zacznę od postaci - a jest o czym opowiadać. Tak naprawdę to na nich zbudowana jest cała historia. Motyw z paranormalnymi zdolnościami bardzo mi się spodobał, ale to nie one są najważniejsze. Każdy z bohaterów jest unikalny, jedyny w swoim rodzaju, a przy tym samowystarczalny - jednak kiedy działają razem, potrafią zdziałać o wiele więcej. Ich charaktery tworzą prawdziwą mieszkankę wybuchową i chociaż często się kłócą, za wzajemnymi docinkami kryje się miłość. Do tego nie są czarno - biali. Zupełnie jak w prawdziwym życiu - nikt nie jest całkowicie dobry ani zły. Postacie drugoplanowe również zostały zbudowane bardzo dobrze - nie są niepotrzebni, a napędzają powieść do przodu.

Każdy głupek może być fanem drużyny, która wygrywa. Trzeba mieć charakter, żeby wspierać tych, którzy są skazani na porażkę.

Dobrą stroną książki jest zmiana perspektywy - możemy poznać tę samą historię oczami różnych postaci. Dzięki temu otwierają się przed nami nowe wątki, pobudki bohaterów. Autor pozwala nam zauważyć to, że jedna sytuacja może wyglądać zupełnie inaczej oczami różnych osób. Prawdę mówiąc po przeczytaniu opisu miałam nadzieję na powieść fantasy, ale okazało się, że dostałam obyczajówkę - bardzo porządną zresztą. W Wyginaczach łyżeczek poruszone zostają ważne problemy, często zgrabnie ukryte. Miejscami zdaje się, że ta historia ma drugie dno.

Chciałabym napisać coś o fabule, ale tak naprawdę w książce się wiele nie dzieje. Owszem, jest kilka głównych wątków - między innymi wspomniana już przeze mnie sprawa z mafią - ale rozwijają się one bardzo powoli. Nie odbiera to co prawda przyjemności z czytania, ale zabija całe napięcie i sprawia, że tak naprawdę nie czekamy na to, co wydarzy się dalej.

Nic nie zabijało tęsknoty za domem rodzinnym tak, jak powrót do tego miejsca.

Powieść Daryla Gregory to osobliwa, ciekawa i bardzo przyjemna przygoda. Spotkanie z rodziną Telemachusów pozostanie wam w pamięci na długo po skończonej lekturze. Jeżeli lubicie wyraziste postaci, spokojnie płynącą akcję i macie ochotę na książkę z wątkiem paranormalnym w tle - ta historia jest dla was. Jeżeli nie - dajcie jej szansę. Naprawdę warto odkryć wszystko, co ta książka ma nam do przekazania.

Rodzina Telemachusów to osobliwa rodzina. Nie tylko biorąc pod uwagę fakt, że są dość ekstrawaganckimi i zamkniętymi w sobie dziwakami. Część ich rodziny ma paranormalne zdolności - na przykład Irene potrafi stwierdzić, czy ktoś mówi prawdę, jej syn Matty umie wychodzić ze swojego ciała, a odludek Buddy jest jasnowidzem. Łatwo się domyślić, że tacy ludzie potrafią wywołać...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to