-
ArtykułyMama poleca: najlepsze książki dla najmłodszych czytelnikówEwa Cieślik19
-
ArtykułyKalendarz wydarzeń literackich: czerwiec 2024Konrad Wrzesiński5
-
ArtykułyWyzwanie czytelnicze Lubimyczytać. Temat na czerwiec 2024Anna Sierant1190
-
ArtykułyCzytamy w długi weekend. 31 maja 2024LubimyCzytać451
Biblioteczka
"Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono" - te słowa Wisławy Szymborskiej to najlepsza puenta opisująca treść książki. Zostajemy tu bowiem jako czytelnicy postawieni przed wyborem i zmuszeni do zastanowienia się, po której ze stron byśmy się opowiedzieli, gdybyśmy kiedykolwiek mieli zdecydować o życiu innych.
Czy upieralibyśmy się, by odłączyć aparaturę podtrzymującą życie matki i jej nienarodzonego dziecka, czy może za wszelką cenę chcielibyśmy ratować przynajmniej to dziecko?
Gdzie w tym wszystkim miejsce na żałobę po kobiecie, która przecież nie żyje? A jednak wciąż jest jak inkubator dla dziecka, jednak wciąż jej ciało napędzają maszyny. Gdzie miejsce na radość, jaka powinna towarzyszyć narodzinom pierwszego dziecka?
To jest trudny i mocny w swej wymowie tekst. Zmuszający do myślenia, do walki ze swoimi przekonaniami, do stawania w opozycji z bohaterami. Ale też tekst, który daje nadzieję, że miłość może narodzić się tam, gdzie jej się kompletnie nie spodziewamy i nawet wtedy, gdy jej nie chcemy.
Polecam!
"Tyle wiemy o sobie, ile nas sprawdzono" - te słowa Wisławy Szymborskiej to najlepsza puenta opisująca treść książki. Zostajemy tu bowiem jako czytelnicy postawieni przed wyborem i zmuszeni do zastanowienia się, po której ze stron byśmy się opowiedzieli, gdybyśmy kiedykolwiek mieli zdecydować o życiu innych.
Czy upieralibyśmy się, by odłączyć aparaturę podtrzymującą życie...
Kolejny raz autorka zabiera nas w nostalgiczną, ale jakże emocjonującą podróż do świata, który wojna oraz komunizm zmiotły na zawsze. Przepięknie, z czułością, znawstwem i dbaniem o każdy detal oddana została dziewiętnastowieczna rzeczywistość. W tym tomie akurat jest to rzeczywistość swego rodzaju oddechu pomiędzy kolejnymi zrywami powstańczymi, ale mimo to dzieje się dużo.
Dwie młode kobiety, dwie historie, które, jak zawsze u Ewy Sobieniewskiej, splotą się w końcu w jedną, bo Ewa ma niebywały talent do tkania misternych i skomplikowanych opowieści, gdzie zarówno postaci z pierwszego tomu, czyli ze "Srebrnego wrzeciona" jak i zapewne te z przyszłych tomów, spotykają się i wpływają wzajemnie na swoje losy.
Podziwiam maestrię konstrukcji fabularnej, dopracowane i rozległe uniwersum, które jest niby osadzone w historii, niby oparte na realnych przecież miejscach i postaciach, a jednak trzeba było nie lada kunsztu, by tak to opisać, że człowiek ma wrażenie, iż to wszystko prawda, a nie wyobraźnia autorki.
Natomiast o postaciach można byłoby stworzyć osobną książkę. Postępowanie każdej jest doskonale umotywowane, mocno osadzone w przeszłości. Przeszłość bowiem miesza się z teraźniejszością i przyszłością. Dla Eufrozyny przeszłość jest źródłem frustracji, bólu i nieustannej pokuty za to, co zrobiła źle.
Młodziutkiej Elizie przeszłość jawi się jako nieustanne pasmo szczęścia. Jedna i druga marzy jednak o szczęśliwej przyszłości, a czytelnik z całego serca im w tym sekunduje.
Podsumowując, z tomu na tom autorka rozwija przed nami barwny dywan jakże ciekawej przeszłości, utkany losami nietuzinkowych kobiet dążących do szczęścia i wspaniałych, silnych mężczyzn, którzy popełniają błędy, ale mają odwagę się do nich przyznać i próbować je naprawić.
Polecam gorąco!
Kolejny raz autorka zabiera nas w nostalgiczną, ale jakże emocjonującą podróż do świata, który wojna oraz komunizm zmiotły na zawsze. Przepięknie, z czułością, znawstwem i dbaniem o każdy detal oddana została dziewiętnastowieczna rzeczywistość. W tym tomie akurat jest to rzeczywistość swego rodzaju oddechu pomiędzy kolejnymi zrywami powstańczymi, ale mimo to dzieje się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Wiem, że nic nie wiem. Tak mogłabym spuentować w zasadzie tę książkę. Ale od początku.
Czytelnik zostaje wrzucony do zwyczajnego świata całkiem zwyczajnych młodych ludzi, żeby już po chwili zastanawiać się, gdzie się tak naprawdę znalazł i która z teorii mających wyjaśnić to, co się dzieje, jest prawdziwa. Nie będę ułatwiać i nie zdradzę, która, ale powiem to, co usłyszałam od samego autora: najprostsze rozwiązania są tymi prawidłowymi. Zanim jednak do tego dojdziemy, zostajemy przeprowadzeni przez meandry ludzkiej psychiki, zagubimy się, zmienimy rzeczywistość na równoległą i kilka razy usiądziemy z wrażenia totalnie zaskoczeni kolejnym zwrotem akcji, kolejną teorią. I tak kluczymy, plączemy się i wpadamy we frustrację podobnie jak bohater. Tyle tylko, że my możemy z tego labiryntu wyjść. Bohater nie ma takiej opcji.
Ciekawym smaczkiem jest umieszczenie akcji w niewielkim mieście jakim jest Ciechanów. Lubię , kiedy autor pisze o tym, co zna, co mu bliskie i prowadzi nas ulicami swojego miasta, ścieżkami przemierzanymi często w dzieciństwie. Czuje się w tym prawdę.
Polecam miłośnikom mocnych wrażeń, którzy nie boją się wskoczyć na główkę do ciechanowskiego Matrixa.
Wiem, że nic nie wiem. Tak mogłabym spuentować w zasadzie tę książkę. Ale od początku.
Czytelnik zostaje wrzucony do zwyczajnego świata całkiem zwyczajnych młodych ludzi, żeby już po chwili zastanawiać się, gdzie się tak naprawdę znalazł i która z teorii mających wyjaśnić to, co się dzieje, jest prawdziwa. Nie będę ułatwiać i nie zdradzę, która, ale powiem to, co usłyszałam...
Nie miałam okazji przeczytać dwóch wcześniejszych części tej historii, ale autorka tak to zaplanowała, że w zasadzie nie odczułam tego mocno.
Książka zaskoczyła mnie, ponieważ nie znałam kompletnie autorki, co z pewnością nadrobię, ponieważ nie spodziewałam się solidnej konstrukcji fabularnej, przemyślanej w każdym calu. Do tego postaci, z którymi bez trudu można się zżyć i im kibicować. Mimo słabości, mimo nałogu przywiązałam się do Szymona Rafalskiego. A dodatkowe punkty zyskał za ciepłą relację z chłopcem z zespołem Downa, czyli Dawidem.
Tytuł okazała się adekwatny, bo rzeczywiście autorka ze znawstwem ukazała, jak nisko może stoczyć się człowiek, który nie miał łatwego dzieciństwa. Paradoksalnie najłatwiejsze i najprzyjemniejsze rozwiązania naszych problemów niosą największe koszty i pogłębiają kryzys. Tak też było z Szymonem. Uzależniony od narkotyków, bez pracy, z bagażem niewesołych przeżyć rozwala ostatnią dobrą rzecz w swoim życiu - przyjaźń. Czasem bowiem trzeba upaść naprawdę mocno i przy tym się obić, żeby tym mocniej stanąć na własnych nogach, żeby się wręcz odbić i zawalczyć o szczęście i spokój. Najwspanialsze jest to, że mimo wszystko przyjaciele, ci prawdziwi, wtedy i tylko wtedy mają okazję udowodnić nam, że nie jesteśmy sami, że warto zawalczyć, warto wykonać wysiłek i odmienić swój los. Za tę przyjaźń, za podkreślenie jej walorów ogromny plus dla autorki.
Naprawdę z wielką ochotą sięgnę po pozostałe książki autorki.
Nie miałam okazji przeczytać dwóch wcześniejszych części tej historii, ale autorka tak to zaplanowała, że w zasadzie nie odczułam tego mocno.
Książka zaskoczyła mnie, ponieważ nie znałam kompletnie autorki, co z pewnością nadrobię, ponieważ nie spodziewałam się solidnej konstrukcji fabularnej, przemyślanej w każdym calu. Do tego postaci, z którymi bez trudu można się zżyć i...
Starość niesie ze sobą niezbyt przyjemne skojarzenia: choroba, czasem niepełnosprawność, bywa, że demencja i wreszcie osamotnienie. Jak mawiała moja babcia, trochę ta starość Panu Bogu nie wyszła.
Ale Patrycji Żurek wyszła ta książka, i to bardzo. Bo pokazuje, że starość to czas odcinania kuponów od tego, co się w życiu robiło, a co najważniejsze, jakie i jak mocne relacje się nawiązało, na ile się było rodzicem, a na ile przyjacielem.
Bohaterowie tej książki to ludzie starsi, którzy mają nam do opowiedzenia tak wiele, że grzechem jest nie słuchać i nie uczyć się na ich błędach. Jednocześnie jako przeciwwagę Patrycja umieszcza w swojej opowieści Halszkę, młodą kobietę, która zaskakująco dobrze wydaje się rozumieć, że wydawałoby się bezradni i bezużyteczni starzy ludzie mają swoje potrzeby, marzenia, cele i że można dać im poczucie bycia potrzebnym, angażując ich w projekt nietypowy, bo w przytulanie tych, którym w pierwszych dniach życia odebrano ten przywilej, a więc porzuconym i chorym dzieciom. Tak ci na starcie spotykają się z tymi na mecie. I tak w Halszce dojrzewa nie tylko poczucie spełnienia, ale też prawdziwa miłość...
Warto po książkę sięgnąć, zadumać się i pamiętać, że każdy dzień i każda chwila przybliża nas do momentu, w którym będziemy jak mieszkańcy pensjonatu Halszki.
Starość niesie ze sobą niezbyt przyjemne skojarzenia: choroba, czasem niepełnosprawność, bywa, że demencja i wreszcie osamotnienie. Jak mawiała moja babcia, trochę ta starość Panu Bogu nie wyszła.
Ale Patrycji Żurek wyszła ta książka, i to bardzo. Bo pokazuje, że starość to czas odcinania kuponów od tego, co się w życiu robiło, a co najważniejsze, jakie i jak mocne relacje...
Historia Oli i jej rozterek sercowych związanych z pojawieniem się w jej życiu dwóch mężczyzn oraz z wielką zmianą związaną z pracą ma klimat typowych, ciepłych i dobrych na jesień książek. Takie zmiany w życiu każdej z nas powodują niepewność, zagubienie i desperackie próby utrzymania wszystkiego bez zmian, ale te nie zawsze dają się powstrzymać. I na tym właśnie chyba polega uroda życia, dzięki temu się nie nudzimy, dzięki temu przeżywamy je mocniej, intensywniej, jak Ola. Zabrakło mi tu emocji właściwych dla stanu zakochania i opisów tego, jak młodzi i jednak dorośli ludzie mogą się czuć na plaży, w świetle gasnącego słońca, przy osobach, które darzą uczuciem.
Autorka wnikliwie pokazała rozterki tej młodej kobiety. Ola da się lubić, jednak moje serce skradła Zosia i szczerze powiem, że to o niej chętnie przeczytałabym coś więcej, bo jest zabawna, z charakterkiem i niebojąca się życia, choć z własnymi małymi demonami.
Podsumowując, autorka musi popracować nad budowaniem emocji w scenach, bo choć tego typu powieści rządzą się swoimi prawami, to jednak mam wrażenie, że tu wszystko idzie zbyt łatwo i płasko. Mimo wszystko to dość ładnie napisana historia z potencjałem w postaci Zosi.
Historia Oli i jej rozterek sercowych związanych z pojawieniem się w jej życiu dwóch mężczyzn oraz z wielką zmianą związaną z pracą ma klimat typowych, ciepłych i dobrych na jesień książek. Takie zmiany w życiu każdej z nas powodują niepewność, zagubienie i desperackie próby utrzymania wszystkiego bez zmian, ale te nie zawsze dają się powstrzymać. I na tym właśnie chyba...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Patrycja tym razem zabiera nas do nieco bajkowej Mioduli, choć problemy jej mieszkańców wcale nie są bajkowe.
Zahukana, stłamszona przez matkę Maciejka, Jacenty, który zaczyna zmieniać swoje życie, jego żona, Katarzyna, która odkrywa, że jej świat nie jest taki stabilny, na jaki wyglądał. Ich syn poszukujący swej tożsamości i weryfikujący swe dotychczasowe spojrzenie na to, co piękne i godne miłości.
Pomiędzy tym wszystkim mamy autentyczną pasję i miłość do pszczół. W końcu wszyscy jesteśmy jak one... Zbyt daleko od tego swojego gniazda nigdy nie odlatujemy, a jeśli nam się to zdarzy, to trudno jest wrócić. Bo najlepiej nam w ludzkim roju.
Wszystko to opisane w stylu Patrycji, z czułością i wnikliwością oraz bliskością z bohaterami, za którą najbardziej cenię autorkę.
Patrycja tym razem zabiera nas do nieco bajkowej Mioduli, choć problemy jej mieszkańców wcale nie są bajkowe.
Zahukana, stłamszona przez matkę Maciejka, Jacenty, który zaczyna zmieniać swoje życie, jego żona, Katarzyna, która odkrywa, że jej świat nie jest taki stabilny, na jaki wyglądał. Ich syn poszukujący swej tożsamości i weryfikujący swe dotychczasowe spojrzenie na to,...
Po drugiej stronie szybu jest opowieścią utrzymaną w klimatach onirycznych, ocierającą się o grozę, gdzie Szatan, jak w Mistrzu i Małgorzacie, przechadza się po świecie ze swobodą i pewnością, że nie zabraknie mu dusz, którymi może zawładnąć. I coś w tym rzeczywiście jest, bo pod podszewką świata, który znamy, w miasteczku Rosenau walczą ze sobą demony, trwa rozgrywka, w której stawką jest świat.
Jak się ta walka zakończy? Czy inwazja zaczynająca się gdzieś w głębi śląskich kopalń rozleje się na całą Ziemię? Czy to, co po drugiej stronie szybu zobaczy światło dzienne i zawładnie ludzkimi sercami? Polecam się dowiedzieć z tej ciekawej, nieszablonowej powieści.
Po drugiej stronie szybu jest opowieścią utrzymaną w klimatach onirycznych, ocierającą się o grozę, gdzie Szatan, jak w Mistrzu i Małgorzacie, przechadza się po świecie ze swobodą i pewnością, że nie zabraknie mu dusz, którymi może zawładnąć. I coś w tym rzeczywiście jest, bo pod podszewką świata, który znamy, w miasteczku Rosenau walczą ze sobą demony, trwa rozgrywka, w...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Dla mnie ta książka jest przede wszystkim o samotności i niezrozumieniu, takim totalnym zamknięciu się na drugiego człowieka, na jego marzenia, potrzeby i prawdziwą naturę.
Patrycja potrafi pokazać ludzi z ich niedoskonałościami i bolączkami, z ich ułomnością, jeśli chodzi o współżycie innymi, a ten tęczowy motyw jest tylko pretekstem, by zwrócić uwagę na to, co istotne, a mianowicie na obcość ludzi, którzy z pozoru powinni wiedzieć o sobie wszystko i bezwarunkowo się akceptować. Jednak życie nie jest tak proste i ojciec oraz syn nie potrafią nawiązać porozumienia. Ojciec nie umie wyjść z bańki swych oczekiwań i wyimaginowanych wizji własnej rodziny, które są medialne, ale niewiele mają wspólnego z prawdą. Kiedy wreszcie zrozumie swój błąd, kiedy pojawi się nadzieja na znalezienie płaszczyzny porozumienia... Okaże się, że rodzic nie jest w stanie udźwignąć przeświadczenia, iż zawiódł syna.
Książka poruszająca, tragiczna i warta przeczytania.
Dla mnie ta książka jest przede wszystkim o samotności i niezrozumieniu, takim totalnym zamknięciu się na drugiego człowieka, na jego marzenia, potrzeby i prawdziwą naturę.
Patrycja potrafi pokazać ludzi z ich niedoskonałościami i bolączkami, z ich ułomnością, jeśli chodzi o współżycie innymi, a ten tęczowy motyw jest tylko pretekstem, by zwrócić uwagę na to, co istotne, a...
Książka jest kontynuacją "Skruchy", której jeszcze nie czytałam, ale spokojnie połapałam się w temacie.
Na początku zaznaczę, że jestem fanką Stelara, więc...
Nie spodziewałam się niczego innego, jak tego, że to będzie kawał dobrej literatury z pięknie rozpisanym i przemyślanym wątkiem kryminalnym, z dobrze nakreślonym tłem obyczajowym, z bohaterami, do których człowiek się przywiązuje.
Co mnie nieodmiennie zaskakuje, to miękkość, jaką ma w sobie to Stelarowe pisanie. Taką kobiecą miękkość, gdzie bohatera się urządza w świecie przedstawionym ze szczegółami, daje mu się oparcie w bliskich, daje mu się sporo pozytywnych relacji z innymi bohaterami, czasem seks i tak jest też tym razem. To swego rodzaju przeciwwaga dla zbrodni, takie światełko w tunelu pozwalające wierzyć, że ten świat nie jest aż tak do końca mroczny i zepsuty, że nie tylko krzywda w nim rządzi.
A krzywda jest tu pojęciem kluczowym. Bo uzasadnia ona zbrodnię, której sprawca jest dość oczywisty. W końcu ofiara, Regina Remus, napisała jego imię własną krwią. Jednak nie zawsze to, co na pierwszy rzut oka zdaje się oczywiste, pozostaje takim, gdy zagłębimy się w ludzkie motywacje albo jeszcze lepiej w przeszłość sięgającą powojennych lat. Autor zabiera nas w podróż w czasie, gdy owa tytułowa krzywda się rodziła, nabierała kształtów i dojrzewała, by zaowocować zbrodnią.
Jak dla mnie to jest mistrzostwo świata. Polecam gorąco!
Książka jest kontynuacją "Skruchy", której jeszcze nie czytałam, ale spokojnie połapałam się w temacie.
Na początku zaznaczę, że jestem fanką Stelara, więc...
Nie spodziewałam się niczego innego, jak tego, że to będzie kawał dobrej literatury z pięknie rozpisanym i przemyślanym wątkiem kryminalnym, z dobrze nakreślonym tłem obyczajowym, z bohaterami, do których człowiek się...
Jestem pozytywnie zaskoczona, jak autorka pokazała mechanizmy manipulacji, którym poddawana jest młodziutka i naiwna studentka.
Tu muszę stanąć w obronie Igi. Manipulator nie przychodzi i nie mówi wprost: teraz z dnia na dzień będę cię od siebie uzależniał. Robi to małymi, ledwie zauważalnymi krokami, bawiąc się ofiarą jak kot myszą. Dając coś, odrobinę, okruszynę, a zabierając znacznie więcej, czego z bliska zupełnie nie widać. Dopiero z dystansu dostrzegamy wyrwę w życiu.
Zaskoczyło mnie kilka zwrotów fabularnych, których absolutnie się nie spodziewałam. I to jest kolejny plus książki.
Jest też coś dla fanów pozytywnych zakończeń, ale nie zdradzę, jak się potoczyły losy Igi.
Natomiast z pewnością ta historia to swego rodzaju mocniejsze uderzenie w repertuarze autorki, które mogę polecić jako kawał dobrej rozrywki.
Jestem pozytywnie zaskoczona, jak autorka pokazała mechanizmy manipulacji, którym poddawana jest młodziutka i naiwna studentka.
Tu muszę stanąć w obronie Igi. Manipulator nie przychodzi i nie mówi wprost: teraz z dnia na dzień będę cię od siebie uzależniał. Robi to małymi, ledwie zauważalnymi krokami, bawiąc się ofiarą jak kot myszą. Dając coś, odrobinę, okruszynę, a...
Powieść “Cukier na duszy” to w istocie cukier dla umysłu czytelnika, który poszukuje w literaturze czegoś więcej niż chwilowa rozrywka.
Pierwsze, co rzuca się w oczy przy czytaniu tej książki, to styl. Prosty, ale trafiający w serce, pełen pięknych metafor, niewydumanych i takich, które zostają w głowie. Styl autora dzięki temu jest niepodrabialny, taki, że bez trudu można go rozpoznać. Nad wieloma zdaniami można się zatrzymać i zadumać się, zapamiętać je, bo są niezwykle sentencjonalne, a jednocześnie proste.
Druga rzecz to świat przedstawiony, tak mi bliski ze względu na to, że opisuje dobrze mi znany z autopsji okres. Świat wtedy był inny, prostszy a zarazem jak się okazuje, wciąż tak samo skomplikowany, może tylko każdy z nas bardziej wsobnie, wewnętrznie wszystko przeżywał, jak ów Dżony, który niczym klamra spina całą opowieść. Od niego wszystko się zaczyna i na nim kończy, a w zasadzie cała akcja też rozgrywa się w jego głowie, spisana z kronikarską, czułą precyzją w trzymanym przez Dżonego pod pachą dzienniku, kiedy dzień po dniu stoi na Słodkim Rogu pewnego miasteczka jakich wiele.
Trzecia rzecz, to niesamowicie zaskakuje zabieg, który polega na tym, że niby w powieści szkatułkowej, historia ukrywa się w historii, ale jednocześnie obydwie zapętlają się i przenikają w czasie i przestrzeni, a wszystko łączy owa zagadkowa postać Dżonego, chłopaka, który pewnego dnia w 1997 r. poszedł do jeziora i się utopił. To fabularne mistrzostwo stworzyć taką historię, która po odłożeniu książki wciąż pracuje w czytelniku, bo wymaga myślenia, zmusza do poukładania w głowie każdego jej elementu od nowa i jest jak wstęga Mobiusa, po której się poruszamy, by w pewnym momencie wrócić do punktu wyjścia. Ta podróż, którą odbywamy z bohaterem, okazuje się być podróżą w poszukiwaniu tożsamości i odpowiedzi na fundamentalne pytania, w głąb człowieka, w zakamarki jego duszy, a ta dusza okazuje się być nieodwracalnie złamana przez zbrodnię.
Podsumowując, to z pewnością jest pozycja, którą zapamiętam na długo i która zajmie na mojej osobistej liście bardzo dobrych książek specjalne miejsce.
Powieść “Cukier na duszy” to w istocie cukier dla umysłu czytelnika, który poszukuje w literaturze czegoś więcej niż chwilowa rozrywka.
Pierwsze, co rzuca się w oczy przy czytaniu tej książki, to styl. Prosty, ale trafiający w serce, pełen pięknych metafor, niewydumanych i takich, które zostają w głowie. Styl autora dzięki temu jest niepodrabialny, taki, że bez trudu można...
Jeśli czujecie się zmęczeni pędem świata wokół Was, jeśli chcecie odetchnąć i zwolnić, to ta książka jest dla Was. Fabuła bowiem rozwija się niespiesznie zupełnie jak życie w małym miasteczku, jednak zmierza ku satysfakcjonującemu finałowi - tyle mogę zaspoilerować :-)
Ostrzegam jednak, że zżyjecie się z bohaterami: Łucją, Kacprem oraz Boniem. Początkowo mieszane uczucia budzi Kacper, jednak z czasem coraz lepiej rozumiemy tę skomplikowaną i nietuzinkową postać. Łucja od samego początku daje się lubić i można szybko złapać z nią kontakt. Natomiast Bonio to wulkan energii, który trochę na koniec zaskakuje, bo wydawałoby się, że jest jednoznacznie pozytywny i w związku z tym postępuje zawsze mądrze, a czeka nas mała niespodzianka. :-)
Żeby jednak nie było cukierkowo, to mamy tu wątek znęcania się psychicznego, mamy też sekrety z przeszłości i całą sieć zależności, którą oplata swą rodzinę toksyczny ojciec Kacpra. Wszystko to jednak jest podane w taki sposób, że tchnie z tekstu nadzieja na szczęśliwe zakończenie i na to, że świat wcale nie jest takim złym miejscem, mimo że czasem ludzie rzucają nam kłody pod nogi.
Jeśli czujecie się zmęczeni pędem świata wokół Was, jeśli chcecie odetchnąć i zwolnić, to ta książka jest dla Was. Fabuła bowiem rozwija się niespiesznie zupełnie jak życie w małym miasteczku, jednak zmierza ku satysfakcjonującemu finałowi - tyle mogę zaspoilerować :-)
Ostrzegam jednak, że zżyjecie się z bohaterami: Łucją, Kacprem oraz Boniem. Początkowo mieszane uczucia...
Książkę miała okazję przeczytać, zanim jeszcze było wiadomo, że ukaże się cała seria. O wcześniejszych perypetiach uczniów licealnej klasy II b można przeczytać w 2 poprzednich tomach cyklu Wszyscy mamy źle w głowach.
Choć wszyscy twierdzą, że to młodzieżówka, to uważam, że każdy, kto lubi czytać obyczajowe książki, bez problemu się odnajdzie w świecie licealistów. Postaci są nakreślone mocną kreską, ale z dbałością o szczegóły i z czułością, bo widać, że autorka lubi swoich bohaterów, choć nie szczędzi im problemów. A jakich? To już trzeba sięgnąć do książki :-)
Książkę miała okazję przeczytać, zanim jeszcze było wiadomo, że ukaże się cała seria. O wcześniejszych perypetiach uczniów licealnej klasy II b można przeczytać w 2 poprzednich tomach cyklu Wszyscy mamy źle w głowach.
Choć wszyscy twierdzą, że to młodzieżówka, to uważam, że każdy, kto lubi czytać obyczajowe książki, bez problemu się odnajdzie w świecie licealistów. Postaci...
Jestem szczerze zaskoczona, że można debiutować w takim stylu! Wielkie gratulacje dla autorki za stworzenie opowieści o kobietach zmuszonych do walki o swoje miejsce w świecie, o szczęście, wreszcie o miłość; opowieści napisanej pięknym, melodyjnym językiem; opowieści mocno osadzonej w realiach historycznych, wreszcie opowieści wiarygodnej i przepełnionej emocjami. Towarzysząc Wiktorii Słoczyńskiej w jej ucieczce przed, wydawałoby się, nieuniknionym losem, mamy okazję poznać historie innych kobiet z jej rodziny oraz rodziny Łempickich, ale też możemy spacerować ulicami Wilna i wspominać wielkie zrywy powstańcze naszych przodków. Opowieść rozwijana przed nami niespiesznie, z dbałością o szczegóły niepostrzeżenie nas pochłania bez reszty i emocjonuje tak, że trudno się od niej oderwać.
Ale poza dobrze napisaną historią mamy tu jeszcze drugie dno, ważne przesłanie, które wybija się na pierwszy plan: stulecia mijają, ale czy tak znowu wiele się zmieniło w naszym, kobiecym świecie? Czy nie jest tak, że nadal musimy walczyć nieustannie o swoje miejsce w świecie i konkurować z mężczyznami jak robiły to Vaiva i Wiktoria?
Jestem szczerze zaskoczona, że można debiutować w takim stylu! Wielkie gratulacje dla autorki za stworzenie opowieści o kobietach zmuszonych do walki o swoje miejsce w świecie, o szczęście, wreszcie o miłość; opowieści napisanej pięknym, melodyjnym językiem; opowieści mocno osadzonej w realiach historycznych, wreszcie opowieści wiarygodnej i przepełnionej emocjami....
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Do lektury tej książki podchodziłam z mieszanymi uczuciami. Nie jestem fanką fantastyki, nie szukam ani w życiu, ani w książkach tego, co nierealne. A jednak dałam się namówić i nie żałuję, bo to kawał dobrej obyczajówki.
Co różni tę książkę od innych? Ano właśnie podszyta jest nutką niesamowitości i generalnie łamie wszelkie schematy, do których przyzwyczaili nas twórcy książek obyczajowych.
Po pierwsze, bohaterem nie jest kobieta, a mężczyzna. Okazuje się z czasem, że to mężczyzna niezwykły, bo o ile przywykliśmy, że to kobiety bywają wiedźmami, bo kontaktują się z duszami zmarłych i to po kądzieli przekazywane są niezwykłe dary, to Adam jest odstępstwem od tej reguły. Ma dar, choć jeszcze nie umie się nim posłużyć, w zasadzie w I części (tak, jest kontynuacja) odkrywa dopiero prawdę o sobie i swej rodzinie.
Po drugie, na kartach powieści miesza się świat realny z tym fantastycznym, a my wkraczamy razem z bohaterem w sferę, która budzi strach, ekscytuje i fascynuje ludzi od wieków i jest to temat, którego próżno szukać w typowym obyczaju. Mam tu na myśli to, co dzieje się z nasza duszą po śmierci.
Po trzecie, autorka kreuje bohatera, któremu bliski jest zarówno świat zwierząt, jak i natura w ogóle. Zwierzęcy bohaterowie też tu ą i żyją swoim życiem, starając się chronić Adama. Przyroda jest tu ważna, a czytając, ma się wrażenie, że z każdego miejsca wypełza mgła, a wokół rozrasta się potężny, wiekowy las.
Dlatego z wielką przyjemnością zanurzyłam się w świat bohaterów wykreowanych przez autorkę, bo ten świat nas otula niesamowitością i daje nadzieję, że są wśród nas ludzie umiejący się porozumieć z tymi, którzy odeszli i że po drugiej stronie jest jeszcze coś poza pustką i ciszą.
Do lektury tej książki podchodziłam z mieszanymi uczuciami. Nie jestem fanką fantastyki, nie szukam ani w życiu, ani w książkach tego, co nierealne. A jednak dałam się namówić i nie żałuję, bo to kawał dobrej obyczajówki.
Co różni tę książkę od innych? Ano właśnie podszyta jest nutką niesamowitości i generalnie łamie wszelkie schematy, do których przyzwyczaili nas twórcy...
Czy da się i czy w ogóle można połączyć nauki ścisłe, teorie z dziedziny fizyki i literaturę oraz teatr? Czy takie połączenie może wzbudzać emocje tak silne, że wywołują one przyspieszone bicie serca? Czy może sprawić, że się umiera razem z bohaterami i rodzi razem z nimi? Czy da się opowiedzieć o miłości za pomocą naukowych terminów?
Po przeczytaniu tej książki wiem, że zdecydowanie tak! Autor dokonał rzeczy spektakularnej, pisząc powieść o miłości, a więc zjawisku, które wymyka się naukowym teoriom. I zrobił to w takim stylu, z tak ogromnym wyczuciem, wzbudzając przy tym takie emocje, że trzeba czasu, by przetrawić w sobie tę książkę.
Nie jest to jednak tylko powieść o miłości. To również historia uczucia równie starego i równie silnego jak miłość - nienawiści. Takiej bezzasadnej, nie dającej się wyjaśnić czy zaspokoić, ślepej i niszczącej wszystko, co dobre i piękne. I dopiero na przecięciu tych dwóch silnych uczuć dzieją się rzeczy, które czytelnikiem wstrząsają, zostawiając go z milionem pytań w głowie, na które sam sobie musi udzielić odpowiedzi.
Nie byłaby ta opinia pełna, gdybym nie wspomniała o niepodrabialnym stylu autora, o wielopłaszczyznowej narracji i wielowymiarowej kreacji bohaterów.
Mistrzowska powieść! - tylko tyle i aż tyle.
Czy da się i czy w ogóle można połączyć nauki ścisłe, teorie z dziedziny fizyki i literaturę oraz teatr? Czy takie połączenie może wzbudzać emocje tak silne, że wywołują one przyspieszone bicie serca? Czy może sprawić, że się umiera razem z bohaterami i rodzi razem z nimi? Czy da się opowiedzieć o miłości za pomocą naukowych terminów?
Po przeczytaniu tej książki wiem, że...
Zazwyczaj pisząc kilka słów o książce, staram się mieć jakieś jedno istotne założenie, które potem konsekwentnie udowadniam. Tym razem trudno mi się skupić na jednej rzeczy, bo zbyt wiele spostrzeżeń wybija się na pierwszy plan i domaga się rozwinięcia.
Jednym z nich jest to, że smutek, zmęczenie życiem, stany lękowe nie mają płci. I pięknie to autor pokazał, bo przywykliśmy do myślenia o melancholii i strachu w kontekście kobiecości. A faceci też się boją, też ich dusze chorują i nie ma w tym nic nadzwyczajnego. Tak choruje Irek. Po cichu, zawstydzony i nastawiony na szybkie wyleczenie. Potężny fizycznie, ale wewnątrz kruchy, skrzywdzony i rozbity na milion kawałków. Pociechy szukający w bezpieczeństwie, którego doświadczał tylko przy babce. Obserwujemy, jak rodzi się w nim uczucie odsłaniające ogromne pokłady wrażliwości chłopaka aspirującego do bycia szczecińskim gangusem.
Okazuje się też, że mężczyźni są skłonni poświęcić swoje życie, zostawić je za sobą, zrezygnować z niego i się wypisać na długie lata, by się ratować. (Tchórzostwo w wydaniu męskim? Niemożliwe!) Tylko czy przed samym sobą można uciec? Czy da się odciąć od przeszłości i tego, czym jesteśmy i skąd wyszliśmy? Tak jak obrasta bagażem skuter Buliego, tak i my całe życie obrastamy w ludzi, wspomnienia i uczucia. Buli przekonał się, że prędzej czy później musimy wrócić, bo przeszłość upomni się o nas. I kolejny raz zostawia za sobą kawałek życia, by ruszyć z odsieczą obcej w sumie osobie, a przy okazji wreszcie zakończyć coś, co ciążyło nad nim jak fatum, a czego się bał przez te wszystkie lata. Paradoks polega na tym, że nie miał odwagi ratować siebie, ale dla innych był w stanie przenosić góry.
Są w tej książce i kobiety. Toksyczne, zagubione, przegrane, zasiedziałe, przyrośnięte do swoich miejsc w fotelu i w życiu. Kobiety, które w trwającej latami hibernacji czekają... By wyjść i zrobić wreszcie to, co powinno się dokonać dawno i na co latami czekały, ale bez mężczyzny, bez siły napędowej, bez hasła do działania, nie były w stanie. Czyż nie jest tak w życiu, że kobieta potrzebuje bodźca do działania? Kolejny raz okazuje się, że sami dla siebie nie działamy. Działamy z ludźmi i dla ludzi.
I taka niech będzie moja teza i myśl przewodnia, którą autor pięknym językiem, choć prostym i trafiającym w serce, klarownym, pozbawionym udziwnień a jednak metaforycznym zobrazował. Jesteśmy zwierzętami stadnymi, więc działamy najefektywniej dla innych i w trosce o innych. I chyba płeć nie ma tu aż tak wielkiego znaczenia, bo i kobieta, i mężczyzna tak samo może się bać, ale tak samo też może wykazać się siłą i odwagą.
Zostało już tylko polecić tę książkę i całą resztę bardzo charakterystycznej twórczości autora, gdzie wątki kryminalne mieszają się z tymi po ludzku zawikłanymi obyczajowymi, gdzie okazuje się, że lit. piękna może być po prostu zrozumiała i napisana tak, by poruszyć duszę bez względu na płeć.
Zazwyczaj pisząc kilka słów o książce, staram się mieć jakieś jedno istotne założenie, które potem konsekwentnie udowadniam. Tym razem trudno mi się skupić na jednej rzeczy, bo zbyt wiele spostrzeżeń wybija się na pierwszy plan i domaga się rozwinięcia.
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo toJednym z nich jest to, że smutek, zmęczenie życiem, stany lękowe nie mają płci. I pięknie to autor pokazał, bo...