Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Alkoholizm po polsku: brudny, obleśny, upodlony. Żulczyk jak zwykle pisze potoczyście i książkę czyta się przeważnie dobrze, choć pełna jest ona dopowiedzeń, wyjaśnień, powtórzeń. Nie ma tam zbyt wiele przestrzeni na niuans i interpretację.


Dwa drobiazgi:
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że główny bohater do zachlany bej, jednak drażnią mnie u tego autora charakterystyki kobiet. Bez makijażu, ładna, brzydka, zgrabna, umalowana, rozczochrana, wyglądająca staro, zadbana…

Bardziej osobiste przemyślenie niż ocena: książki ukazujące nałóg w takim stadium degrengolady mogą w niektórych czytelnikach wywoływać fałszywe przeświadczenie, że problem ich nie dotyczy - w końcu do takiego upadku mi jeszcze daleko

Alkoholizm po polsku: brudny, obleśny, upodlony. Żulczyk jak zwykle pisze potoczyście i książkę czyta się przeważnie dobrze, choć pełna jest ona dopowiedzeń, wyjaśnień, powtórzeń. Nie ma tam zbyt wiele przestrzeni na niuans i interpretację.


Dwa drobiazgi:
Zdaję sobie oczywiście sprawę, że główny bohater do zachlany bej, jednak drażnią mnie u tego autora charakterystyki...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Pełna mroku i napięcia opowieść o wynaturzeniach władzy, od imperializmu, przez naukę, przyrodę aż po relacje ze słabszymi i dziećmi.
Największą siłą tej książki jest głos, język głównego bohatera, narratora. Mocny, szczery, pełen wyższości i pogardy. Przez historię jesteśmy wiedzeni monologiem człowieka, którego nie sposób lubić, a jednak od lektury nie sposób się oderwać.
Yanagihara ponadto tak kunsztownie, szczegółowo i malarsko opisuje świat, ze staje się on w głowie czytelnika namacalny.

Pełna mroku i napięcia opowieść o wynaturzeniach władzy, od imperializmu, przez naukę, przyrodę aż po relacje ze słabszymi i dziećmi.
Największą siłą tej książki jest głos, język głównego bohatera, narratora. Mocny, szczery, pełen wyższości i pogardy. Przez historię jesteśmy wiedzeni monologiem człowieka, którego nie sposób lubić, a jednak od lektury nie sposób się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Mroczna, brutalna historia, której wiele stron przeczytałam ze wstrzymanym oddechem.

Gabriel Tallent kreśli przejmujący, wielowymiarowy portret ofiary. Główna bohaterka, Turtle to ogromna siła i słabość jednocześnie. Zło może być głęboko zagnieżdżone, oswojone, bliższe i dające większe poczucie bezpieczeństwa niż dobro. Zło lub rodzaj wypaczonej miłości, które na zawsze łączą ofiarę z katem.

Większa część akcji osadzona jest w bujnej, dzikiej i często niebezpiecznej przyrodzie północnej Kalifornii. Przyroda niesie zagrożenie, ale też schronienie i ukojenie. Turtle znacznie lepiej czuje się w naturze, którą potrafi okiełznać, niż wśród ludzi, w cywilizacji. Wychowywana przez ojca-potwora, lepiej radzi sobie w lesie lub strzelając z karabinu niż w szkolnej ławce.

Bardzo filmowa powieść, opowiadana obrazami, cięciami, z aktami i znaną z kina strukturą akcji i kumulowania napięcia. Gdzieś z tyłu głowy pobrzękiwał mi film „Snowtown” Justina Kurzela, a z pewnością w obydwu przypadkach towarzyszyły mi bardzo podobne odczucia grozy, niepokoju, przygnębienia. A mimo to nie sposób się oderwać.

Mroczna, brutalna historia, której wiele stron przeczytałam ze wstrzymanym oddechem.

Gabriel Tallent kreśli przejmujący, wielowymiarowy portret ofiary. Główna bohaterka, Turtle to ogromna siła i słabość jednocześnie. Zło może być głęboko zagnieżdżone, oswojone, bliższe i dające większe poczucie bezpieczeństwa niż dobro. Zło lub rodzaj wypaczonej miłości, które na zawsze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Oceniam tę książkę surowiej ze względu na to jak wypada w zestawieniu z "Ulicą Nadbrzeżną", którą byłam zachwycona.

Autor w przedmowie uprzedza o zmianie w podejściu do prozy: ograniczeniu opisów postaci na rzecz rozbudowania dialogów. Przypuszczam, że miało to związek z recenzjami krytyków po "Ulicy..." (co znajduje odbicie również w uporczywej niemocy twórczej Doktora, będącej osią "Cudownego Czwartku). Według mnie zmiana sposobu narracji jest ogromną szkodą dla całości, bo właśnie te błyskotliwe, zabawne opisy stanowiły siłę prozy Steinbecka. Ustąpiły miejsca dosłowności, nie tylko samych dialogów, ale też rozmyślań autora. Postaci i sytuacje niestety stały się płaskie. Przebieg wyłącznie linearny. Książka straciła też coś z tej niepowstrzymanej, nieobliczalnej przygody czy wręcz szaleństwa, które oczarowały mnie w "Ulicy Nadbrzeżnej".

Wciąż jednak uważam, że to lektura warta poświęconego jej czasu, spędzonego z niedoścignionym Mackiem, jego nieokiełznanymi towarzyszami i pozostałymi barwnymi mieszkańcami Monterey.

Oceniam tę książkę surowiej ze względu na to jak wypada w zestawieniu z "Ulicą Nadbrzeżną", którą byłam zachwycona.

Autor w przedmowie uprzedza o zmianie w podejściu do prozy: ograniczeniu opisów postaci na rzecz rozbudowania dialogów. Przypuszczam, że miało to związek z recenzjami krytyków po "Ulicy..." (co znajduje odbicie również w uporczywej niemocy twórczej Doktora,...

więcej Pokaż mimo to