-
ArtykułyNie jestem prorokiem. Rozmowa z Nealem Shustermanem, autorem „Kosiarzy” i „Podzielonych”Magdalena Adamus7
-
ArtykułyEdyta Świętek, „Lato o smaku miłości”: Kocham małomiasteczkowy klimatBarbaraDorosz3
-
ArtykułyWystarczająco szalonychybarecenzent0
-
ArtykułyPyrkon przygotował ogrom atrakcji dla fanów literatury! Co dzieje się w Strefie Literackiej?LubimyCzytać1
Biblioteczka
Trochę irytowały mnie niektóre manieryzmy autora (jak np. to że prawie cały sprzęt opisany w książce musiał być określony jako najnowszy, najszybszy, najmocniejszy itp.). Czytałem i narzekałem na różne drobiazgi, a potem czytałem dalej... aż w końcu spostrzegłem, że jest druga w nocy, a ja nie tylko nadal czytam, ale też co chwilę poprawiam koc, którym owinąłem się, żeby nie zmarznąć. Nie byłoby w tym nic ciekawego, gdyby nie fakt że był właśnie środek lata i pogoda, jak na polskie warunki, była przepiękna. Mróz w jakiś sposób, pomimo swoich niedoskonałości, wciągnął mnie do tego stopnia, że zacząłem odczuwać na własnym ciele opisywaną tam katastrofę. Fabuła nie jest szczególnie ambitna, a wszystkie postaci są lekko przerysowane i przesadzone, ale poza tym Mróz czyta się świetnie. Jedno z lepszych "czytadeł" na jakie trafiłem. Polecam jeśli ktoś lubi akcję z elementami politycznej intrygi i ma ochotę rozluźnić się przy czymś lekkim.
Trochę irytowały mnie niektóre manieryzmy autora (jak np. to że prawie cały sprzęt opisany w książce musiał być określony jako najnowszy, najszybszy, najmocniejszy itp.). Czytałem i narzekałem na różne drobiazgi, a potem czytałem dalej... aż w końcu spostrzegłem, że jest druga w nocy, a ja nie tylko nadal czytam, ale też co chwilę poprawiam koc, którym owinąłem się, żeby...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2015-03-02
Przeczytałem z zapartym tchem już ponad rok temu i do tej pory uważam ją za niedościgniony ideał. To oczywiście kwestia osobistego gustu, ale jak dla mnie ta książka jest doskonale wyważona. Zawiera dokładnie tyle science fiction ile było potrzebne aby mnie przyciągnąć, tyle tajemniczości i grozy żebym czytał ją w napięciu, dokładnie tyle akcji, żeby całość nie wydała się powolna i w sam raz filozofii, żebym nie zapomniał o niej po zakończeniu. Czytałem gdzieś, że dla Lema była to raczej "chałtura" którą napisał dla zysku. Cóż, może właśnie to sprawiło, że Niezwyciężony jest bardziej przystępny niż niektóre głębsze dzieła Lema. Nie odstrasza trudnymi tematami, za to porywa wizją, akcją i nastrojem. Gorąco polecam.
Przeczytałem z zapartym tchem już ponad rok temu i do tej pory uważam ją za niedościgniony ideał. To oczywiście kwestia osobistego gustu, ale jak dla mnie ta książka jest doskonale wyważona. Zawiera dokładnie tyle science fiction ile było potrzebne aby mnie przyciągnąć, tyle tajemniczości i grozy żebym czytał ją w napięciu, dokładnie tyle akcji, żeby całość nie wydała się...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-10-18
Lubię space opery. To taki mój fetysz. Książki z tego gatunku rzadko są ambitne, rzadko mają coś głębokiego do powiedzenia, ale przynajmniej jest w nich akcja, podróże kosmiczne i czasem jakieś ciekawe wizje przyszłości. Starą flotę zacząłem czytać bez większych nadziei czy oczekiwań. Lubiłem serial Battlestar Galactica, a zarys fabuły książki brzmiał jak wzorowane na BSG fan fiction. Przeczytałem fragment i wydawał się nawet przyzwoicie napisany. Książka jest fascynująca, w takim sensie, że to fascynujące gdy udaje się wydać książkę z gatunku Military Science Fiction, której autor nie ma pojęcia zarówno o “military”, “science” ani o tym jak przyzwoicie napisać “fiction”... czy w ogóle o tym jak przyzwoicie pisać.
Zacznę ekstrawagancko: od podsumowania, potem przejdę do detali, jeśli ktoś będzie chciał dalej czytać. Książkę czyta się lekko i można ją pochłonąć bardzo szybko. Tylko po co? Fabułą i stylem narracji przypomina film klasy B, nieudolnie przerobiony na książkę. W absolutnie żadnym aspekcie nie mierzy ponad przeciętność i nawet tych aspiracji nie osiąga. Jeśli ktoś uwielbia gatunek i nie zostało mu już nic przyzwoitego do czytania, niech sięga po Starą Flotę, ale przecież tyle lepszych rzeczy można zrobić ze swoim czasem.
Zacznę od najpoważniejszych oskarżeń: Uważam, że autor nie za bardzo potrafi pisać, bo choć zdania składa przyzwoicie, to już warsztat ma mizerny. Czytając Starą Flotę miałem wrażenie, że autor głównie ogląda filmy, a książkę napisał dla tego, że produkcja filmu nie było go stać. Książka ma bardzo “filmowy” styl - istnieje w niej tylko to co dałoby się przekazać obrazem lub dialogiem. Przede wszystkim autor zna tylko dwa sposoby na tworzenie świata: albo coś zostanie przedstawione jako bieżące wydarzenie (dzieje się “na oczach widza”) albo zostanie wypowiedziane w dialogu (“exposition dialog”). Dochodzi więc do takich kuriozów, że doświadczeni oficerowie floty tuż przed bitwą informują się nawzajem o rzeczach, które dla każdego z nich powinny być oczywiste (pierwszy oficer nie wie jak działa jedna z podstawowych technologii floty. Kapitan nie wie ilu ma pilotów pod swoim dowództwem!). Do tego książka cierpi na magiczne zakrzywienia czasoprzestrzenne (zwane też brakiem konsekwencji). W jednej scenie amunicji starcza na zniszczenie 1/3 wrogiej floty, chwilę później ta sama uzupełniona (z nadwyżką!) amunicja kończy się po 2 minutach ostrzału (dwa problemy występują po sobie w jednej scenie: 1. “będziemy w zasięgu strzału zbyt krótko” i 2. “kończy nam się amunicja” i autor w żaden sposób nie rozwiązuje żadnego z nich, tylko zapomina o obu).
Przyczepię się też do fiction, bo świat stworzony na potrzeby tej książki jest jak miasteczko z westernów: płaskie, kartonowe atrapy postawione tam, gdzie kieruje się uwagę “kamery” i wyłącznie minimalne “deskowanie” wszędzie indziej. Świat nie żyje, nie ma własnych cech, nie ma żadnej kultury ani technologii (innych niż wojskowe). Postacie do niczego nie dążą (poza karierą wojskową i bitwami) i nie mają własnych cech charakteru (poza dumą, odwagą i bohaterstwem! z wyjątkiem “tych złych” którzy mają chore ambicje i głębie Gargamela ze smerfów).
Troszkę lepiej wypada część “science” (choć nadal słabo). Tu przynajmniej kilka technologii zostało opisanych i ma jakieś względnie akceptowalne wyjaśnienia. Niestety całokształt robi wrażenie, niezbyt wizjonerskiego SF pisanego 50 lat temu. Autor zupełnie ignoruje aktualne postępy w dziedzinie komputeryzacji, AI, robotyki, czy komunikacji. Wszystko (pomijając statki kosmiczne) jest takie jak teraz, a raczej jak 40 lat temu (np. minimalny udział komputerów).
Pozostaje już tylko “Military”. Sporo space oper gdy już nie ma nic więcej do powiedzenia, przynajmniej przyzwoicie oddaje klimaty wojskowe. W Starej Flocie o to też nie zadbano. Nie znajdziecie tu nigdzie wojskowego żargonu: dowódcy rozkazują atakować “ten duży statek”, myśliwce są trafiane “nabojami” a przeciwnicy strzelają “zielonymi promieniami”. Realia przytłaczają swoją naiwnością: piloci transportowców po godzinie treningu na symulatorze, stają się asami myśliwskimi. Kapitan (podobno kompetentny) nie ma pojęcia kim dowodzi, a kosmici są tylko bardzo upartymi tarczami strzelniczymi (niby niszczą prawie całą ludzką flotę, ale z jakiegoś magicznego powodu nie potrafią przy tym zniszczyć jednego statku z którym walczyli już wiele lat wcześniej).
Lubię space opery. To taki mój fetysz. Książki z tego gatunku rzadko są ambitne, rzadko mają coś głębokiego do powiedzenia, ale przynajmniej jest w nich akcja, podróże kosmiczne i czasem jakieś ciekawe wizje przyszłości. Starą flotę zacząłem czytać bez większych nadziei czy oczekiwań. Lubiłem serial Battlestar Galactica, a zarys fabuły książki brzmiał jak wzorowane na BSG...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Jak dla mnie jedna z najlepszych Space Oper jakie czytałem. Ktoś tu w recenzjach zarzuca książce, że świat jest za mało obcy i coś w tym zarzucie jest, jednak mnie to nie przeszkadzało. Da się to jakoś wyjaśnić (choć niestety autor sam tego nie robi wystarczająco dobrze), ale gdy już to zaakceptujemy, trafiamy do magicznego świata, czerpiącego garściami to co dobre zarówno z Military SF jak i z klasycznych powieści marynistycznych czy nawet obyczajowych dworskich intryg. Całość tworzy świat znacznie bogatszy i bardziej przekonujący niż większość znanego mi SF... jakiś taki bardziej prawdziwy, ludzki i "swojski". Autor koncentruje się na losach ludzi, ich osobistych problemach i charakterach dużo mocniej niż na technologii czy walce (choć przy okazji udaje mu się stworzyć jedne z najbardziej przekonujących opisów bitew kosmicznych jakie znam), a kosmos i Obcy stanowią tu tylko egzotyczne tło. Gdyby zamienić planety w wyspy gdzieś na oceanie, a statki kosmiczne na okręty wojenne, książka nadal nie straciłaby "tego czegoś". Bardzo Polecam zarówno fanom SF (jako odskocznię od fabuły obracającej się wokół techniki, fizyki i rozwoju) jak i tym, do których SF zazwyczaj nie przemawia.
Jak dla mnie jedna z najlepszych Space Oper jakie czytałem. Ktoś tu w recenzjach zarzuca książce, że świat jest za mało obcy i coś w tym zarzucie jest, jednak mnie to nie przeszkadzało. Da się to jakoś wyjaśnić (choć niestety autor sam tego nie robi wystarczająco dobrze), ale gdy już to zaakceptujemy, trafiamy do magicznego świata, czerpiącego garściami to co dobre zarówno...
więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to