-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant1
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński2
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2017-07-18
Sięgając po tę książkę, tak na prawdę sama nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Jednak po cichu liczyłam na lekką, przyjemną powieść na kilka wieczorów. A tu dostałam książkę bardzo specyficzną, alegoryczną, przepełnioną symbolami, a przede wszystkim trudną.
Sama fabuła jak dla mnie bardzo ciekawa. Są momenty, w których akcja gwałtowanie przyśpiesza i nie da się oderwać od książki, ale także chwile, kiedy czytelnik może się zrelaksować czytając o wydarzeniach, w których akcja zwolniła. Uważam, że jest to świetny zabieg zastosowany przez autora, dzięki czemu powieść zyskuję równowagę akcji.
Wiele razy w książkach zdarza się, że główny bohater jest wprost irytujący i nie da się go słuchać. Na szczęście w powieści Beatrycze i Wergili jest zupełnie inaczej. Henry to świetny facet, który swoim urokiem od razu sprawi, że go pokochacie(tak samo jak ja) Jest on dobrym mężem, kochającym ojcem i czułym mężczyzną, który nie pozostawi potrzebującego bez pomocy.
Jak się pewnie domyślacie, również w tej pozycji dużą rolę odgrywają zwierzęta! Yann Martel po raz kolejny w swojej powieści zaczerpnął motyw natury, i to naprawdę dużo znaczący dla tej książki. Dzięki tym dwóm zwierzęcym postaciom autor przedstawił porównanie do czasów wojennych, przepełnionych złem i goryczą. Uważam, że jest to niezwykle warty zabieg!
Styl pisania autora jak najbardziej przypadł mi do gustu. Również wiele rozbudowanych opisów, pomogło mi wyobrazić sobie świat kreowany przez Martela i przenieść się do niego. Także wiele dialogów sprzyjało szybkiemu czytaniu.
Powiem tak, gdyby nie mocna i dobitna końcówka, książkę oceniłabym o wiele niżej. Zakończenie mnie po prostu rozwaliło. Kiedy je czytałam o mało się nie popłakałam, a po skończeniu całej książki musiałam naprawdę wszystko dokładnie przemyśleć.
Podsumowanie: Uważam, że warto przeczytać "Beatrycze i Wergili", jednak trzeba się nastawić na poważniejszą i o wiele trudniejszą powieść. Rosnące tempo akcji pozwoli szybko przebrnąć Wam do samego końca... A to właśnie tam będzie czekała na Was niespodzianka! Dlatego już teraz sięgnij po kolejną pozycję Yanna Martela.
Mam nadzieję, że recenzja wyszła w miarę składna, ponieważ pisanie jej było dla mnie niezwykle trudne... Z powodu, że sama dokładnie nie wiem jak ocenić mam tą powieść, dlatego polecam Wam ją przeczytać, i podzielić się Waszą opinią!
Dodatkowo zachęcam do zaobserwowania bloga PyszneBuki , klikając w przycisk "Obserwuj" po prawej stronie, aby być na bieżąco! :)
Sięgając po tę książkę, tak na prawdę sama nie wiedziałam czego mam się spodziewać. Jednak po cichu liczyłam na lekką, przyjemną powieść na kilka wieczorów. A tu dostałam książkę bardzo specyficzną, alegoryczną, przepełnioną symbolami, a przede wszystkim trudną.
Sama fabuła jak dla mnie bardzo ciekawa. Są momenty, w których akcja gwałtowanie przyśpiesza i nie da się...
Posiadacie własnego pupila ? Spędzacie z nim czas na wspólnych zabawach, spacerach ? A wyobrażacie sobie możliwość stracenia Waszego zwierzęcego przyjaciela ? Moment, w którym dowiadujecie się, że wasz zwierzak jest nieuleczalnie chory , a Wy nic nie możecie z tym zrobić; zostaje Wam tylko czekać. W takiej właśnie sytuacji znalazła się główna bohaterka, a zarazem autorka książki „Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem”.
Lauren jest bardzo związana ze swoim siedemdziesięciokilogramowym psem. Od jej dziewiętnastych urodzin, ona i Gizelle stają się nierozłączne. W chwili kiedy weterynarz stawia niekorzystną diagnozę dla Gizelle, Lauren postanawia zabrać ją w ostatnią wspólną podróż i spełnić jej wszystkie marzenia.
„Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem” to osobista historia pisana na wzór pamiętnika. Poznajemy życie głównej bohaterki. Można się w zupełności odnaleźć w jej życiowych sytuacjach, ponieważ nie prowadzi ona spokojnego, sielankowego życia. Na swojej drodze spotykają ją różnego rodzaju kłopoty: choroba alkoholowa mamy, problem ze znalezieniem pracy czy z wynajęciem mieszkania.
Czytając tą pozycję, bardzo zaimponowała mi postawa Lauren. Byłam pod wielkim wrażeniem jej zaciętości. Pomimo tylu problemów, jakie ją spotykały, zaciskała zęby i nie poddawała się. W chwili kiedy dowiedziała się o nowotworze Gizelle, nie załamała się; wiadomo było jej przykro, ale nie popadła w depresje. Zebrała się w sobie i sprawiła, że ostatnie kilka miesięcy życia Gizelle, były dla niej niezapomnianymi wrażeniami, przepełnionymi miłością i czułością skierowaną w jej stronę.
Kolejnym aspektem, który bardzo mi się spodobał to opisana więź, jaka łączyła Gizelle i Lauren. Miłość, jaką sobie okazywały… Uczucie, którymi siebie nawzajem darzyły… . W środku znalazłam również przepiękny cytat: „Miłość działa najlepiej, kiedy jest bezwarunkowa”! Coś pięknego! Czytając tą historię, byłam nią po prostu zauroczona!
„Gizelle. Moje życie z bardzo dużym psem” to książka wywołująca u czytelnika całą gamę emocji. Jak pewnie się domyślacie znajdzie się tu miejsce na smutek i urojone łzy . Ale nie tylko…. Historia ta od pierwszych stron wywołuje u czytelnika uśmiech na twarzy. Również nie brakuje momentów, kiedy należy się powstrzymać, aby nie prychnąć śmiechem.
Samo wydanie książki jest idealne. Brak jakichkolwiek literówek w tekście, spora, a co najważniejsze czytelna czcionka. Książka pisana prostym i łatwym językiem. Zaskakująca, oczywiście bardzo pozytywnie, była dla mnie także wklejka wewnątrz książki przedstawiająca zdjęcia z prywatnego albumu autorki. Fotografie te były dopasowane, po jednej do każdego rozdziału. Uważam, że taki zabieg, jak najbardziej zasługuję na pochwałę, gdyż umożliwia czytelnikowi jeszcze większe zagłębienie się w tą historię i wyobrażenie jej sobie dokładnie.
Pomimo tego, że wymieniłam tyle ochów i achów, książka niestety nie porwała mnie od pierwszych stron. Były momenty, w których czytało mi się ją przyjemnie i lekko, ale z przykrością muszę stwierdzić, że więcej było momentów, w których była ona troszeczkę nudna. Często, już pod koniec pojawiały się oklepane akapity, które niepotrzebnie zwalniały tempo akcji.
Podsumowując: Uważam, że książka „Gizelle. Życie z bardzo dużym psem” to pozycja obowiązkowa dla wszystkich miłośników zwierząt, a przede wszystkim dla sympatyków psów. Chwytająca za serce historia na pewno Was urzeknie. Książka ta daje dużo do myślenia i zapada w pamięć na długo. Dlatego gorąco polecam Wam tę pozycję! Nie będziecie żałować!
Posiadacie własnego pupila ? Spędzacie z nim czas na wspólnych zabawach, spacerach ? A wyobrażacie sobie możliwość stracenia Waszego zwierzęcego przyjaciela ? Moment, w którym dowiadujecie się, że wasz zwierzak jest nieuleczalnie chory , a Wy nic nie możecie z tym zrobić; zostaje Wam tylko czekać. W takiej właśnie sytuacji znalazła się główna bohaterka, a zarazem autorka...
więcej Pokaż mimo to