Limonette

Profil użytkownika: Limonette

Nie podano miasta Nie podano
Status Czytelnik
Aktywność 5 lata temu
14
Przeczytanych
książek
14
Książek
w biblioteczce
13
Opinii
82
Polubień
opinii
Nie podano
miasta
Nie podano
Dodane| Nie dodano
Ten użytkownik nie posiada opisu konta.

Opinie


Na półkach:

→ nad-okladke.blogspot.com

Wielu może zastanawiać, dlaczego tak przyjemnie, zwyczajnie wręcz napisana książka jest przez wszystkich wychwalana, zyskała całe grono nagród literackich. Mnie też dopadały te wątpliwości. Co więcej, za żadne skarby nie chciałam w nie uwierzyć - wszyscy wiedzą, jak działają okładkowe rekomendacje pt. "Bestseller New York Timesa". Natomiast po dotarciu na ostatnią stronę powieści, czułam wewnątrz bliżej niezidentyfikowane uczucie, które szemrało, że "Chmur z keczupu" nie zapomina się od tak. Zwłaszcza, że w połączeniu z Papierowym Księżycem tworzą duet idealny na każdą pogodę, nawet tę pochmurną!

Naszą narratorką zostaje nastolatka, która sama nadaje sobie imię Zoe. Nadaje nie bez powodu. O jej historii dowiadujemy się bowiem za sprawą listów, które dziewczyna postanawia pisać do Pana S. Harrisa - więźnia skazanego na karę śmierci. Po odnalezieniu adresu jego pobytu w internecie, Zoe postanawia podzielić się jej dramatycznymi losami w przesyłanych mu wiadomościach. Co istotne, wynika z nich, że adresatka podziela los więźnia, gdyż sama dopuściła się najgorszej zbrodni.

Uwielbiam zagadkowość tej książki. Na wstępie dostajemy naprawdę niewiele - nie znamy nawet prawdziwego imienia narratorki. Chociaż autorka wcale nie stawia na zachęcenie czytelnika do rozwiązywania zagadki kryminalnej, wprowadzonej w jednym z wątków, w mojej głowie ciągle pojawiały się nowe pytania: o co chodzi? dlaczego oni się zachowują w ten sposób? I słusznie. Choć mogłoby się zdawać, że w trakcie akcja traci na prędkości za sprawą kolejnej imprezy, kolejnego spotkania z jednym, a potem drugim obiektem westchnień bohaterki, "pod spodem" ciągle piętrzyły się coraz to większe, poważniejsze problemy. A gdy nastąpił punkt kulminacyjny, to z takim impetem oraz wielowymiarowością, że nie podlegał wątpliwościom fakt o nieodwracalnej zmianie, do jakiej doszło w życiu poznawanych w historii postaci.

W tej tajemniczej, choć prostej historii nie zgadzał mi się jeden, jedyny element: wiek głównej bohaterki. Chociaż starałam się za wszelką cenę doszukiwać się w jej zachowaniu 17/18 lat, które faktycznie widniało u niej na papierach, ciągle odnosiłam wrażenie, że narratorka skończyła nie więcej niż 15 rok życia. Lecz to z kolei zupełnie nie grało z chodzeniem na imprezy, piciem alkoholu, sypianiem z chłopakami, a właśnie takie elementy fabuły można także, a nawet przede wszystkim, na kartach powieści odnaleźć.

Warto wspomnieć, że sięgając po książkę Annabel Pitcher, nie zaświadczycie języka charakterystycznego dla typowych amerykańskich obyczajówek. Po pierwsze: akcja rozgrywa się w Anglii. Po drugie: styl autorki przywodził mi na myśl bardziej takie tytuły jak "Byliśmy łgarzami", "Osobliwe i cudowne przypadki Avy Lavender" - każdy z nich wyróżniał się już właśnie na poziomie tekstu, poniekąd świetnie budującego "inność", chociaż nie w nachalny czy sztuczny sposób.

"Chmury z keczupu" dzierżą w swoim arsenale potężną broń: niezwykłość w swej prostocie. Czytelnik nie będzie podczas ich lektury zastanawiać się nad każdym pojedynczym zdaniem, analizować głębszego sensu ukrytego w metaforycznych ujęciach rzeczywistości. Realia są wykreowane w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości bądź luk, natomiast zabawa rozgrywa się na poziomie treści, uwypuklonych problemów oraz przesłania. Dla jednych historia zatrzyma się na poziomie pokombinowanego wątku miłosnego, dla innych rozwinie do wyjątkowego tekstu o zwykłej dziewczynie z wyjątkowym darem do opowiadania o swoim zwykłym życiu z wyjątkowymi wydarzeniami.

→ nad-okladke.blogspot.com

Wielu może zastanawiać, dlaczego tak przyjemnie, zwyczajnie wręcz napisana książka jest przez wszystkich wychwalana, zyskała całe grono nagród literackich. Mnie też dopadały te wątpliwości. Co więcej, za żadne skarby nie chciałam w nie uwierzyć - wszyscy wiedzą, jak działają okładkowe rekomendacje pt. "Bestseller New York Timesa". Natomiast...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

/nad-okladke.blogspot.com/

Ile razy zdarzyło się, że chcąc odpocząć, zrelaksować się po ciężkim dniu, wybierałam siedzenie przed ekranem komputera zamiast spaceru, popołudnia w ogrodzie? Mając możliwość krótkiej wycieczki do lasu, na działkę, znajdowałam powody, by na kolejnych kilka godzin zaszyć się w domowym zaciszu z telefonem, słuchawkami, a nawet książką? Z pewnością takich przypadków mogłabym naliczyć co najmniej kilkadziesiąt. Nie ma się co dziwić - po co się trudzić, wymyślać, skoro w naszych czasach internet jest przecież najlepszym lekarstwem na nudę. Po co? Zgodnie z myślą zawartą na okładce dzisiaj omawianej książki, by "odkryć w sobie dziecko"!

To wręcz karygodne, by w pierwszej kolejności zwracać uwagę właśnie na ten aspekt książki, ale wystarczy ją otworzyć, by zaniemówić z wrażenia! Każda strona, poczynając na okładce, poprzez wklejkę, a na dowolnie wylosowanej kartce kończąc, została dopracowana pod względem graficznym, opatrzona klasycznymi, prostymi ilustracjami. A na dodatek wszystko pozostawiono w żółtej kolorystyce! Dla mnie, jako największej fanki tego koloru, to nie tylko idealny wybór, ale też prawdziwa gratka oraz piękna ozdoba na półce.

Wracając do treści, czyli elementu wyróżniającego "Księgę" na tle innych, potencjalnych zakupów w księgarni, prezentów dla kuzyna, siostrzenicy, taty bądź chłopaka, dzieło Davida Scarfe'a to zbiór pomysłów, inspiracji, sposobów na spędzenie wolnego czasu w nowy-stary sposób. Co się pod tym kryje? Nowy, bowiem z punktu widzenia wieku, przyzwyczajeń i wolnego czasu na pewno niewielu z Was wybiera takie opcje na weekendowy relaks. Z drugiej strony, prawdopodobnie wszyscy kiedyś spędzali całe dnie na rozrywkach, których przykłady stanowią te zawarte na kartach książki. A konkretnie, znajdziemy tu rozdziały zatytułowane następująco: "Ile lat ma żywopłot","Rąbanie drewna","Huśtawka na drzewie","Chodzenie po drzewach" lub "Jodłowanie". Czyż to nie brzmi kusząco?

Tak jak na grach planszowych można czasem znaleźć sugerowany wiek graczy: od 4 do 99 lat, tak i tutaj wiek, w którym możesz poczuć się dzieckiem, pozostaje nieograniczony!

Wielu zadaje sobie zapewne pytanie: co książka z instrukcją budowania tratwy może zmienić w życiu podporządkowanemu nowoczesnym technologiom? Warto jednak przynajmniej z przekory zerknąć do jej wnętrza. Niekoniecznie przewertować od deski do deski, może tak jak ja losować sobie co wieczór po kilka rozdziałów, wyzwalając okruchy dziecięcego podekscytowania, na co tym razem się trafi. Nie każdy poczuje, że ta treść do niego przemawia, a tematyka zachęca do głębszej refleksji nad zmianą nawyków. Ale wystarczy przecież, że znajdziecie wewnątrz "Księgi dzikości" pomysł na zapewnienie dzieciom niezapomnianych wrażeń na wakacjach bądź po pobieżnej lekturze wyciągniecie album ze zdjęciami, by przypomnieć sobie czasy, w których chodzenie po drzewach było tak modne jak dzisiaj wstawianie zdjęć na Instagrama. Warto? Oj, warto!

Z własnych doświadczeń dodam, że książka przyszła do mnie w najbardziej trafionym momencie - w dzień pierwszej matury. Wróciłam zmęczona do domu, ledwo zdążyłam przebrać się z eleganckiej koszuli w domowy t-shirt, gdy dostałam do rąk paczkę z tajemniczą zawartością. W owej przesyłce czekała na mnie ten egzemplarz, który bez chwili zwłoki zaczęłam przeglądać. Strona po stronie, kartka po kartce. I wiecie co? Nie mogłam sobie wyobrazić skuteczniejszej motywacji do działania, dalszej nauki. Widząc, jak fantastyczne perspektywy mogą mnie czekać po tych kilku tygodniach siedzenia w książkach, doszłam do wniosku, że warto jeszcze chwilę poczekać. Przemęczyć się, by potem bez skrępowania, bez zmartwień móc ponownie otworzyć moją "Księgę dzikości", zbudować swoją chatkę na łonie natury, budować zamki z piasku i tworzyć wianki ze stokrotek. Tak, właśnie tak będę spędzać najpiękniejsze dni moich najdłuższych wakacji w życiu! I choć brzmi to osobliwie, nierealnie, naprawdę chciałabym wpleść w ten letni czas nieco dziecięcej swobody oraz otwartości, zagubionej gdzieś pomiędzy 14 a 15 rokiem życia.

"Księga dzikości" Davida Scarfe'a odznacza się przede wszystkim idealnie dopasowanym tytułem. Nie jest to bowiem zwykła książka, zrównywana poziomem do setek przeciętnych obyczajówek, kryminałów. To iście magiczna Księga, która niczym księga zaklęć bądź czarów otwiera przed czytelnikami wrota do krainy, którą czasem trudniej sobie wyobrazić niż Stumilowy Las bądź Hogwart. Krainy zapomnienia, wspomnień, dzieciństwa. Przenosi w czasie do lat beztroski i radości z najmniejszych drobiazgów. Do lat, w których odkrywanie dzikości własnego ogródka było zdecydowanie bardziej kuszącą alternatywą dla ekranu telewizora.

/nad-okladke.blogspot.com/

Ile razy zdarzyło się, że chcąc odpocząć, zrelaksować się po ciężkim dniu, wybierałam siedzenie przed ekranem komputera zamiast spaceru, popołudnia w ogrodzie? Mając możliwość krótkiej wycieczki do lasu, na działkę, znajdowałam powody, by na kolejnych kilka godzin zaszyć się w domowym zaciszu z telefonem, słuchawkami, a nawet książką? Z pewnością...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Gdy książka urzeka genialnie wykreowanymi bohaterami, fascynuje tematyką bądź porusza akcją, to sprawa jest banalnie prosta: świetna powieść, czytaj bez dwóch zdań! Ale cóż można poradzić w sytuacji, gdy ocena bazuje w argumentach, które nie do końca da się tak po prostu wyrazić słowami? No.. po prostu... ta książka to.. ach! coś takiego, że.. brak słów! Brzmi czy nie brzmi zachęcająco? Jeśli nie, to jej tytuł powinien Was z pewnością zachęcić.

***

Rachel i Henry byli przyjaciółmi. Byli, zanim Rachel nie przeprowadziła się z rodzinnego miasta, zostawiając Henry'ego samego, bez słowa wyjaśnienia, jedynie z listem, który, koniec końców, do niego nie dociera. A zatem, gdy po kilku latach, wskutek dramatycznych wydarzeń w rodzinie, dziewczyna wraca do Melbourne, musi stawić czoła nie tylko chodzącej za nią krok w krok tragedii, lecz także staremu przyjacielowi powtórnie pojawiającemu się w jej życiu.

***

Do tej pory udało mi się przeczytać dwie książki Cath Crowley. I obie mnie absolutnie zauroczyły! Zarówno "Graffiti Moon" jak i "Słowa w ciemnym błękicie" charakteryzują się niepojętą dla mnie do tej pory naturalnością zachowaną w lekko poetyckiej, ozdobnej formie. Choć brzmi to dziwnie, może niezachęcająco, by wiedzieć, czy powieści tej autorki przypadną komuś do gustu, należy po nie po prostu sięgnąć, choćby po kilka rozdziałów. Rzecz w tym, że Crowley posługuje się prostym językiem, ale operuje nim na tyle dobrze, że w oparciu o niego buduje płynącą fabułę, w której wszystko jest się w stanie idealnie wyobrazić. Nawet emocje bohaterów: często skomplikowane, niejasne.

Każdego zagorzałego czytelnika powinna już na wstępie kupić okładka: urocza, pastelowa, przepełniona książkami. Jak na zewnątrz, tak i wewnątrz książki zdają się wręcz zaglądać z każdego zdania. Główne miejsce akcji - antykwariat - daje o sobie znać nie tylko jako miejsce pracy Henry'ego, lecz także za sprawą tajemniczo brzmiącej Biblioteki Listów. Jest to zakątek w sklepie, do którego każdy może wejść i zostawić w dowolnym, znajdującym się tam egzemplarzu list do wybranej osoby. Co więcej, taki rodzaj korespondencji, a zatem pojedyncze wiadomości, a czasem nawet całe wielokrotne "wymiany" listów odnajdziemy na kartach powieści, przeplatany z rozdziałami. Wywarło to mnie świetne wrażenie i wprowadziło cząstkę rzeczywistej magii do tego bardzo realnego świata.

Spodobało mi się tło, równie mocno spodobała mi się relacja pary głównych bohaterów. Przede wszystkim, jakkolwiek bezlitośnie to zabrzmi, doceniłam autorkę za miejsce, w jakim ustawiła nastolatków: oboje zostali aż nazbyt hojnie obdarzony przez zły los, a na dodatek muszą spróbować na nowo poukładać to, co ich łączy, zestawiając z tym, co łączyło kiedyś. Chociaż nie należę do fanów obyczajówek bazujących wyłącznie na "społecznych problemach", w których przemyca się wręcz treści moralizatorskie, tutaj rzecz ma się zupełnie inaczej. Tutaj trudności sprawiają, że postaci stają się nad wyraz realne i zbliżone do nas, a cierpienie, choć wciąż obecne w zakamarkach stron, nie umniejsza przyjemności czerpanej z lektury.

"Słowa w ciemnym błękicie" pozwalają momentalnie oderwać się od codzienności, by przenieść się do... innej. Chociaż również nawiedzanej przez problemy, troski, smutki, z jakimi zmierzają się Henry oraz Rachel w ich odnawianej relacji, to jednak wrażliwej na piękno drobnych rzeczy i zwyczajnie przeuroczej. Ach i utopionej po brzegi w książkach!

nad-okladke.blogspot.com

Gdy książka urzeka genialnie wykreowanymi bohaterami, fascynuje tematyką bądź porusza akcją, to sprawa jest banalnie prosta: świetna powieść, czytaj bez dwóch zdań! Ale cóż można poradzić w sytuacji, gdy ocena bazuje w argumentach, które nie do końca da się tak po prostu wyrazić słowami? No.. po prostu... ta książka to.. ach! coś takiego, że.. brak słów! Brzmi czy nie brzmi...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika Limonette

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


statystyki

W sumie
przeczytano
14
książek
Średnio w roku
przeczytane
2
książki
Opinie były
pomocne
82
razy
W sumie
wystawione
14
ocen ze średnią 8,3

Spędzone
na czytaniu
88
godzin
Dziennie poświęcane
na czytanie
2
minuty
W sumie
dodane
0
cytatów
W sumie
dodane
0
książek [+ Dodaj]