rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Druga część serii Strażnicy Nocy, kontynuacja „Blasku księżyca”, choć główne role pełnią tu postaci, które w pierwszej części tworzyły wątek poboczny: teraz jednak wątki się zamieniły.

Po raz kolejny, natomiast, głównym „nurtem” powieści jest miłość dwojga istot.
Oczywiście, w tle tej historii dzieje się wiele więcej, niemniej jednak ta jej część jest najistotniejsza!
Dla Lindsey to czas, kiedy będzie musiała podjąć jedną z najważniejszych decyzji swojego życia: i choć wszystkim, bez wyjątku, wydawało się (ba, byli wręcz o tym przekonani!), że nic nie jest niejasne, w Lindsey rodziło się coraz więcej lęku, sprzeczności i poczucia winy względem jej własnych uczuć.

Lindsey i Connor byli sobie przeznaczeni. Tak przynajmniej twierdzili rodzice, od samego początku.
Istnieli dla siebie od zawsze. Czy jednak dziecięce zażyłości i zakotwiczane w nich przez lata poczucie wzajemnej przynależności wystarczą, by poświęcić sobie życie?
Lindsey dorosła, dojrzała, i kiedy patrzyła z boku na miłość Kayli i Lucasa, zaczęła orientować się, że istnienie niepodważalnej dotąd więzi łączącej ją z Connorem, powoli, miarowo stawało się być głęboko zakorzenioną iluzją, która w istocie nigdy nie miała w niej miejsca..
Była o tym przekonana za każdym razem, kiedy znajdowała się w pobliżu Rafe’a.
Wówczas czuła, że jej przynależność do Connora była odgórnie ustalonym nakazem, feralnie pomylonym z miłością – następstwem którego był ból własnych pragnień, zaprzeczenie wszystkiemu, co krzyczało w niej i wyrywało się w stronę prawdziwego powodu jej rozedrgania.

Nikt inny, tylko Rafe, był każdym jej odruchem, tchnieniem, drżeniem serca, konwulsjami pod jej skórą..

— „Zanim zdałam sobie sprawę z jego zamiarów, przyciągnął mnie do siebie i pocałował z taką gwałtownością, że przywarłam do niego, zupełnie jakbym tonęła (…) Zawsze myślałam, że pocałunek to po prostu pocałunek. Myliłam się. Moje ciało było całe rozedrgane. Byłam niczym struna harfy, którą ktoś szarpnął i teraz wibrowała słodkim dźwiękiem. Ten pocałunek był gorętszy od jakiegokolwiek, który przeżyłam z Connorem.
Objęłam go za szyję, a on jeszcze mocniej przycisnął mnie do siebie. Jego jedna ręka gładziła mnie po plecach, druga zagubiła się w moich włosach. Wydawało się, że już nigdy mnie nie wypuści. Byliśmy tak blisko siebie, że nie wiedziałam, gdzie kończy się moje ciało, a zaczyna jego. Nic by między nas nie wniknęło.
Ale nawet w tych rozkosznych chwilach mój mózg nie chciał się uciszyć. Krzyczał, że to co robimy jest złe, bardzo złe. Należałam do Connora. Byłam jego. To było postanowione.
Przerwałam pocałunek i odsunęłam się. Dysząc ciężko, wpatrywałam się w Rafe’a. Próbowałam zrozumieć, co się właśnie stało. Wyciągnął do mnie rękę.
— Lindsey…
— Nie – szepnęłam. Cokolwiek zamierzał powiedzieć, ja nie chciałam tego słyszeć. - Tak nie można. (…) W głowie huczała mi prawda.”

Czy więc zasiane w nas usilnie schematy, utarte ścieżki mówiące, że tak powinno być, zdają się wystarczyć?
Czasem, gdy w grę wchodzą uczucia czyste i żarliwe, nie przenikną przez nie ani amulety, ani podjęte zawczasu decyzje, ani nawet magiczne, celtyckie znaki tatuowane odwiecznie na łopatce..

Zatraćcie się w tej historii, chłońcie ją całym sobą. Tak, jak zrobiłam to ja. Coś wspaniałego, i otwierającego oczy.. Ubóstwiam, całym sercem!

Druga część serii Strażnicy Nocy, kontynuacja „Blasku księżyca”, choć główne role pełnią tu postaci, które w pierwszej części tworzyły wątek poboczny: teraz jednak wątki się zamieniły.

Po raz kolejny, natomiast, głównym „nurtem” powieści jest miłość dwojga istot.
Oczywiście, w tle tej historii dzieje się wiele więcej, niemniej jednak ta jej część jest najistotniejsza!
Dla...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

„Strach. Był niczym żywa, mieszkająca we mnie istota. Czasami czułam, jak krąży po moim ciele, usiłując wyrwać się na wolność.”

Większość uznałaby pewnie (bądź już to zrobiła) tę książkę za rzecz niemiłosiernie oklepaną: ja natomiast – nie będąc obszernie się rozpisywać – stanowczo zaprzeczę!
Owszem, jest to jedna z tych książek, którą czyta się szybko, ale i niezwykle przyjemnie!
Temat został już kilkakrotnie co najmniej wykorzystany, jednak tutaj został on wykorzystany bardzo dobrze, ujmująco, dlatego historię pochłania się jednych tchem i z niekłamanym zainteresowaniem.

Bardzo wczułam się w postać Kayli, od początku stała się mi bliska.
Zagubiona w otaczającej ją rzeczywistości, niepewna, nieznająca dokładnie samej siebie i tego, co naprawdę w niej drzemie.. Z szeroko otwartymi oczyma przemierzałam kolejne strony, chcąc wiedzieć, co czuje Kayla i co wydarzy się dalej.
W duchu zazdrościłam jej relacji z Lucasem. On się poruszył, ona też, jak dwa magnesy..
Zaistniało między nimi ogromne przyciąganie, wzajemny magnetyzm, namiętność i pasja. Zrozumienie bez słów. Aż w końcu i miłość, która jak mi się zresztą wydaje, narodziła się w nich już dużo wcześniej..
Razem odkrywali to, co żyje w Kayli.

Była to pierwsza opowieść o (…), którą przeczytałam z nadzieją. I myślę, że się nie zawiodłam.
Z czystym sercem polecam, szczególnie tym zafascynowanym tematem! — Klaudia.

„Strach. Był niczym żywa, mieszkająca we mnie istota. Czasami czułam, jak krąży po moim ciele, usiłując wyrwać się na wolność.”

Większość uznałaby pewnie (bądź już to zrobiła) tę książkę za rzecz niemiłosiernie oklepaną: ja natomiast – nie będąc obszernie się rozpisywać – stanowczo zaprzeczę!
Owszem, jest to jedna z tych książek, którą czyta się szybko, ale i niezwykle...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Z całą pewnością jest to jedna z tych bardziej specyficznych powieści pana Coelho, natomiast jest na pewno także kolejną z tych, po którą warto sięgnąć nim zdążymy jeszcze mrugnąć powieką..

Przesycona mądrością, ponadprzeciętną (według mnie samej) wrażliwością,
to raz przyprawiająca o uśmiech na twarzy, to raz o smutek w oczach opowieść, która nikogo nie pozostawi z niczym.
Nie brak w niej również nadziei, a już na na pewno nie cudownie przedstawionej Lublany, stolicy Słowenii, w której - dzięki tej książce - zdołałam się zakochać: bezwarunkowo, widząc ją jedynie za pomocą zmysłów..

Weronika to postać wielobarwna, nietuzinkowa. Można by i rzec, że balansująca na krawędzi, popadająca ze skrajności w skrajność. Takie wnioski na pierwszy rzut oka nasuwają się na myśl. Jeśli jednak w pełni wczujemy się w tę drobną postać, możemy się zorientować, że Weronika jest również mądrą młodą kobietą. Choć mądrość ta przejawia się w różny - czasem przedziwny, a czasem przepiękny sposób.

Jest dziewczyną, która pewnego dnia dochodzi do wniosku, że jej życie pozbawione jest sensu i nie odczuwa już zupełnie potrzeby jego kontynuowania. Przekonana, że jest za późno, by cokolwiek zmienić, postanawia je zakończyć. Pomimo strachu.

"— Weronika umierała pięknego popołudnia w Lublanie, w takt boliwijskiej muzyki dochodzącej z placu, patrząc na młodzieńca przechodzącego pod jej oknem. Cieszyła się tym, co widziała i słyszała. A jeszcze bardziej tym, że nie będzie musiała uczestniczyć w takim samym spektaklu przez najbliższe trzydzieści, czterdzieści czy pięćdziesiąt lat - bo stałby się tragedią jej życia, tragedią, w której wszystko się powtarza, a każdy dzień podobny jest do poprzedniego.
Żołądek zaczął już podchodzić jej do gardła i poczuła się bardzo źle.
"To dziwne, sądziłam, że po takiej dawce zasnę natychmiast". A tymczasem szumiało jej w uszach i zbierało się na wymioty.
"Jeśli zwymiotuję, nie umrę".
Postanowiła zapomnieć o mdłościach. Usiłowała skupić uwagę na szybko zapadającej nocy, na Boliwijczykach, na ludziach, którzy zamykali swoje sklepy i odchodzili. Szum w uszach stawał się coraz bardziej nieznośny i Weronika po raz pierwszy od chwili zażycia proszków poczuła strach, przeraźliwy strach przed nieznanym.
Ale trwało to tylko chwilę. Wkrótce potem straciła przytomność."

Kiedy jednak po nieudanej próbie samobójczej trafia do kliniki psychiatrycznej, i słyszy stawianą tam diagnozę, dławi ją strach. Strach przed oczekiwaniem na śmierć. I nagła potrzeba życia, doświadczania.

"— Nie chcesz znać stanu swego zdrowia?
— Wiem, jaki jest - odparła Weronika. - Mój stan to nie to, co widzicie w moim ciele, ale to, co dzieje się w mojej duszy. (...)
— No cóż, sama wybrałaś swój los - westchnął lekarz, ważąc każde słowo. - A oto skutki twojego czynu. W śpiączce wywołanej tabletkami nasennymi twoje serce zostało nieodwracalnie uszkodzone. Nastąpiło obumarcie jednej z komór serca... — Twoje serce zostało w sposób nieodwracalny uszkodzone i wkrótce przestanie bić.
— Co to oznacza? - zapytała przerażona.
— Gdy serce przestaje bić, oznaczać to może tylko jedno - śmierć fizyczną.
— Kiedy moje serce się zatrzyma? - przerwała mu w pół słowa.
— Za jakieś pięć dni, najdalej za tydzień.
(...)
Nadeszła noc i Weronika zaczęła się bać. Co innego poddać się szybkiemu działaniu tabletek, a co innego czekać na śmierć pięć dni, może tydzień."

Jest, więc to historia o dziewczynie, która musiała zmierzyć się ze śmiercią, a co gorsza jeszcze, oczekiwaniem na nią ze świadomością, że nieuchronnie nadchodzi, by zechciała w końcu naprawdę żyć! Czy doceni życie, tak, jak powinna była doceniać je od zawsze? Czy zdąży to zrobić?
Niezależnie od zakończenia tej niezwykłej powieści, śmiem twierdzić jedno: zakończenie (jak i cała ta książka) jest doprawdy zaskakujące! Musicie koniecznie przeżyć to sami i zakochać się zarówno w Weronice, jak i w Lublanie..
Bo taka miłość zostaje w nas na zawsze.

Z całą pewnością jest to jedna z tych bardziej specyficznych powieści pana Coelho, natomiast jest na pewno także kolejną z tych, po którą warto sięgnąć nim zdążymy jeszcze mrugnąć powieką..

Przesycona mądrością, ponadprzeciętną (według mnie samej) wrażliwością,
to raz przyprawiająca o uśmiech na twarzy, to raz o smutek w oczach opowieść, która nikogo nie pozostawi z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To niesamowite, jak bardzo książka przeznaczona - z założenia - dla młodzieży, może poruszyć każdego dorosłego człowieka, bez wyjątku (tak sądzę).
Kiedy po raz pierwszy, w księgarni, trzymałam tę książkę w dłoniach i obiegłam wzrokiem opis i wszelkie króciutkie recenzje, znajdujące się na okładce, coś drgnęło we mnie na tyle, że musiałam przeczytać wszystko raz jeszcze, po czym przez kilka dłuższych chwil wpatrywałam się w to cudo w moich dłoniach i wiedziałam już, że ten egzemplarz należy do mnie, na zawsze..
Nie pomyliłam się, nie poczułam zawiedziona ani na chwilę po dotarciu do ostatniej strony, czułam to od początku. Że ta powieść pozostawi mnie bogatszą i uwrażliwioną.

Pozostawiła. Bogatszą, uwrażliwioną.
Rozdartą, rozedrganą i przejętą do głębi.

Nigdy już się nie rozstaniemy. Nawet, kiedy będę miała lat sześćdziesiąt cztery.

Tak wspaniale stworzona historia nie zdarza się często.
I tak przerażająco realnie wykreowane emocje, jakie można odczuwać wraz z jej postaciami.

Wiele można tam odnaleźć: tajemnice, kłamstwa, odkrywanie zawiłej przeszłości, ból, smutek, tęsknotę, podążanie za prawdą - i oczywiście, miłość.


"— Wmawiam sobie, że to był tylko zły sen, i oddycham. Oddycham po to, żeby się upewnić, że jeszcze żyję, ponieważ to wcale nie wygląda na życie." — Sky

"— Obiecasz mi, że za każdym razem, kiedy znów zrobi ci się smutno z jego powodu, pomyślisz o niebie, dobrze? – Ponownie kiwam głową, choć nie wiem, czemu chce, żebym mu to obiecała. – (...) – Odwraca się z powrotem do gwiazd. – Niebo jest zawsze piękne. Nawet wtedy kiedy jest ciemno, deszczowo lub pochmurno. To moja ulubiona rzecz na całym świecie , bo wiem, że nawet jeśli kiedyś się zgubię,będę samotny albo przerażony, ono i tak zawsze będzie nade mną. I będzie piękne. Odtąd za każdym razem, gdy tata sprawi ci przykrość, możesz zamiast o nim myśleć o niebie." — Dean

"— Przede wszystkim jednak nie powinienem nic zaczynać, zanim nie powiedziałem ci, że cię
kocham. Naprawdę bardzo cię kocham. Nie zasługuję na to, żeby cię dotykać, dopóki nie będziesz
pewna, że dotykam cię tylko dlatego, że cię kocham, z żadnego innego powodu." — Dean.


Nie chcę zdadzać tu nazbyt wiele, bo chyba nie o to w tym wszystkim chodzi, prawda?
Chciałabym jednak utwierdzić Was w przekonaniu, że jeśli jakąkolwiek książkę tak okropnie warto jest przeczytać, to właśnie tę!
Nie jestem pewna, czy kiedykolwiek ktoś powieli jeszcze specyficzny klimat tej powieści, natomiast, gdyby tak się stało, byłaby to rzecz piękna.

To niesamowite, jak bardzo książka przeznaczona - z założenia - dla młodzieży, może poruszyć każdego dorosłego człowieka, bez wyjątku (tak sądzę).
Kiedy po raz pierwszy, w księgarni, trzymałam tę książkę w dłoniach i obiegłam wzrokiem opis i wszelkie króciutkie recenzje, znajdujące się na okładce, coś drgnęło we mnie na tyle, że musiałam przeczytać wszystko raz jeszcze, po...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

— "Nie masz wpływu na to, że ktoś cię zrani na tym świecie, staruszku, ale masz coś do powiedzenia na temat tego, kim ta osoba będzie. Podoba mi się mój wybór."

Niewątpliwie, Hazel i Augustus to postaci, o których ciężko jest zapomnieć. O ile zapomnienie mogłoby być możliwe.. Noszę ich w sercu, i ożywiam w myślach.
Wydawać by się mogło, że spotkanie tych dwojga było im przeznaczone, ośmielę się nawet twierdzić, iż to sam Bóg zapragnął obdarować ich wzajemną miłością!
Miłością, jak sama Hazel - na którejś ze stron - stwierdziła, bez fajerwerków, bez przesadnych uniesień.. jednakże silną, czystą, mającą stałe, ciepłe miejsce w sercu. Dotykającą duszy.

Ta miłość potrzebowała kilku dłuższych chwil, żeby mentalnie dojrzeć. Lecz oni się wybrali.
Hazel i Augustus ze wszystkich sił pragnęli po prostu być, cieszyć się wspólnym czasem, bez stawiania pytań o przyszłość, bez liczenia czasu, bez żalu.. Jak gdyby nigdy nie mieli przestać istnieć. Mimo, iż pojmowali dobrze gorycz sytuacji.
Hazel zakochiwała się w nim miarowo, niespiesznie, głęboko. Kiedy jednak zatraciła się w nim najmocniej, jednocześnie musiała pogodzić się z przejmującą, rodzierającą stratą.
Mimo to wybrali siebie nawzajem. Nie miało znaczenia na jak długo, jak mocno.. niezależnie od bólu, z jakim musieliby się zmierzyć. — "Niektóre wieczności są większe niż inne."

John Green stworzył historię, która nie tylko jest uosobieniem tego, jak bardzo człowiek może kochać, ale i tego, jak wiele - nie tylko dla miłości - zdolny jest znieść..

— "Nie masz wpływu na to, że ktoś cię zrani na tym świecie, staruszku, ale masz coś do powiedzenia na temat tego, kim ta osoba będzie. Podoba mi się mój wybór."

Niewątpliwie, Hazel i Augustus to postaci, o których ciężko jest zapomnieć. O ile zapomnienie mogłoby być możliwe.. Noszę ich w sercu, i ożywiam w myślach.
Wydawać by się mogło, że spotkanie tych dwojga było im...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Wielu z was mówiło, iż ta powieść jest po prostu dobra. Wydawać by się mogło, że takie określenie powinno wystarczyć, ja natomiast ośmielę się twierdzić, że to stanowczo za mało.

Po stokroć za mało, z uwagi na emocjonalną równię pochyłą, jaką ofiarowuje nam każda jej strona.. Wszystkiego w niej można doświadczyć. Odczuć i zawirowań jest pod dostatkiem: mentalny spacer po linie, to idziesz pewnie, to znów się zachwiejesz, nie po to jednak żeby spaść, ale po to, żeby stąpać dalej po tym niepewnym gruncie, bo droga warta jest przejścia.
Wszystko zawarte w powieści jest tak wspaniale i do bólu ludzkie, piękne, smutne i napawające nadzieją. Bo jak po jej przeczytaniu nie chcieć uwierzyć w cuda?
Albo w rozczulającą moc i czystość więzi łączących ludzi?

Najistotniejszy duchowy "roller coaster", zapewniła mi ta część książki, która przedstawiała wspomnienia i rozważania Mii, kiedy rozprawiała o swojej decyzji, a w szczególności fragment, który przepięknie ukazał magiczną moc miłości (a zarazem zdrowego egoizmu). Pozwolę, więc sobie przytoczyć kilka znaczących zdań wypowiedzianych przez dziadka, nad szpitalnym łóżkiem:

"- To w porządku - mówi - jeśli zechcesz odejść. Wszyscy pragną, byś została. Ja też tego chcę bardziej, niż czegokolwiek w życiu. - Głos załamuje mu się z emocji. Urywa, odkasłuje, nabiera oddechu i mówi dalej. - Ale to moje życzenie i możesz się ze mną nie zgadzać. Więc chciałem tylko powiedzieć, że zrozumiem, jeżeli odejdziesz. To w porządku, jeśli musisz nas opuścić. To w porządku, jeśli chcesz przestać walczyć."

Na wyróżnienie zasługuje także relacja łącząca Mię z Adamem.
To właśnie, dzięki wspólnej pasji do muzyki i tkliwej wrażliwości, stopniowo, nieśmiało narodziła się w nich namiętność. Była ona oczywiście następstwem ich miłości.
W powieści znajduje się co najmniej kilka fragmentów, poświadczających o żarliwości ich uczucia, przy jednoczesnym zachowaniu delikatności, która ma możliwość zaistnieć w wyłącznie krystalicznej.. miłości.

"Usiadłam na łóżku, tak by mieć przed sobą jego długie, wyciągnięte ciało. Drżącą dłonią odłożyłam smyczek. Sięgnęłam lewą ręką i pogładziłam Adama po głowie, jakby to była główka wiolonczeli. Uśmiechnął się znowu i zamknął oczy. Odprężyłam się odrobinę. Musnęłam jego uszy, jakby byłby kołkami, na które nawija się struny, a potem połaskotałam go żartobliwie, aż cicho zachichotał. Ułożyłam dwa palce na jego szyi. Następnie wzięłam głęboki oddech dla dodania sobie odwagi i sięgnęłam do piersi. Przesunęłam dłońmi w dół i w górę przez całą długość torsu, wyczuwając ścięgna przy zakończeniach mięśni, i przypisałam każdemu z nich jedną strunę - A, G, C, D. Końcami palców prześledziłam kolejno ich przebieg. Adam spoważniał, jakby się na czymś koncentrował.
Sięgnęłam po smyczek i przeciągnęłam nim w poprzek na wysokości bioder Adama, gdzie - jak sobie wyobraziłam - znajdowałby się podstawek wiolonczeli. Zagrałam z początku delikatnie, potem z większą siłą i energią, w miarę jak melodia rozbrzmiewająca teraz w mojej głowie nabierała mocy. Adam leżał zupełnie nieruchomo, z jego ust wydobywały się ciche westchnienia. Spojrzałam na smyczek, na swoje ręce, na twarz Adama i poczułam ogarniającą mnie falę miłości i pożądania oraz nieznanego dotąd poczucia siły. Nie miałam pojęcia, że ja mogłabym wywołać u kogoś takie uczucia."

Wielu z was mówiło, iż ta powieść jest po prostu dobra. Wydawać by się mogło, że takie określenie powinno wystarczyć, ja natomiast ośmielę się twierdzić, że to stanowczo za mało.

Po stokroć za mało, z uwagi na emocjonalną równię pochyłą, jaką ofiarowuje nam każda jej strona.. Wszystkiego w niej można doświadczyć. Odczuć i zawirowań jest pod dostatkiem: mentalny spacer po...

więcej Pokaż mimo to

Okładka książki Mały Książę Marcin Brzeziński (zoolog), Antoine de Saint-Exupéry
Ocena 8,3
Mały Książę Marcin Brzeziński (...

Na półkach:

Oceniłam tę książkę, jako wybitną, w skali.
Choć opinie zapewne są dość kontrastowe, z racji swoistego klimatu podanej książki, na mnie wywarła ogromną falę emocji i uczuć, kiedy przeczytałam ją po latach..

Myślę, że warto do niej wracać, bo przeczytanie jej tylko raz, to za mało. Za mało, żeby móc wyciągnąć z niej wszystkie te wartości, które rzeczywiście ze sobą niesie. I odpowiednio je zrozumieć.
Bo tak naprawdę, z każdą kolejną stroną można odnaleźć w niej nowy sens. Wrócić, przyswoić raz jeszcze i na powrót przeanalizować. Uśmiechnąć się, wzruszyć, a nawet nieco zasmucić.
Czasem z pozoru proste sprawy, wydają się być niezwykle łatwe. Po przeczytaniu tej książki stwierdzimy, że są jednak niezwykle skomplikowane, i jakże ogromnie ważne..

Z czystym sercem, i pełnym uczuciem dla tej opowieści - polecam!

Oceniłam tę książkę, jako wybitną, w skali.
Choć opinie zapewne są dość kontrastowe, z racji swoistego klimatu podanej książki, na mnie wywarła ogromną falę emocji i uczuć, kiedy przeczytałam ją po latach..

Myślę, że warto do niej wracać, bo przeczytanie jej tylko raz, to za mało. Za mało, żeby móc wyciągnąć z niej wszystkie te wartości, które rzeczywiście ze sobą niesie....

więcej Pokaż mimo to