rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Generalnie uważam, że „Pójdziesz ze mną?” jest historią nieprawdopodobną. Banalna, odpychająca, wulgarna i zawierająca nieco fantasy. No bo jak wyjaśnić niesamowitą metamorfozę Konrada? Samotnik, nie mający szczęścia w miłości, który latami był nieśmiałym gościem własnoręcznie zaspokajającym swoje potrzeby seksualne po wypuszczeniu swej „anakondy” przechodzi metamorfozę. Rzecz jasna jego członek był ponadprzeciętnych rozmiarów, nigdy nie zawodził i pasował do każdej kobiety. Odbył swój pierwszy stosunek z prostytutką i od swojego pierwszego razu (jak najbardziej udanego) zaliczał każde obrane cele. Nie odmawiała mu żadna kobieta. Magicznym sposobem zawsze nadarzała się idealna okazja by spełnić swoją egoistyczną, perwersyjną zachciankę. Żonata czy nie, w związku czy singielka. Ba, nawet lesbijki mu nie odmawiały! Każdy stosunek był wybitny, długodystansowy. Konrad był taką seks-maszyną, że w ciągu dnia zaliczał więcej stosunków niż ilość zalecanych posiłków do spożycia.

Wulgarna, odpychająca, zawierająca nieprawdopodobne historie. To była najgorsza książka przeczytana w 2020 roku. Nigdy więcej. Tymczasem idę zwymiotować i spróbować zapomnieć.

Generalnie uważam, że „Pójdziesz ze mną?” jest historią nieprawdopodobną. Banalna, odpychająca, wulgarna i zawierająca nieco fantasy. No bo jak wyjaśnić niesamowitą metamorfozę Konrada? Samotnik, nie mający szczęścia w miłości, który latami był nieśmiałym gościem własnoręcznie zaspokajającym swoje potrzeby seksualne po wypuszczeniu swej „anakondy” przechodzi metamorfozę....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Kiedy rozpakowałam przesyłkę i pierwszy raz spotkałam się okładką w twarz z “Błyskiem” pierwszą myślą jaka mi przyszła do głowy była książka, którą niedawno przeczytałam. Styl okładki skojarzył mi się z “Inkubem” Urbanowicza. Mimo że to dwa różne gatunki – horror i kryminał, poczułam, że może mieć to jakieś powiązanie. To tylko mój wymysł, pomyślałam. Później zorientowałam się, że autorzy mają takie samo imię. Ee, przypadek, przecież Arturów w Polsce nie brakuje. Bez snucia zbędnych domysłów zaczęłam czytać “Błysk” i… zaczęło robić się coraz dziwniej. Okazało się, że podobieństw było więcej. Podobnie jak w książce Urbanowicza tak i tu głównym bohaterem jest policjant. Podobnie jak tamten bada tajemniczą sprawę z elementami nadprzyrodzonymi. I znów podobnie jak w “Ikubie” tak i tutaj spotyka kobietę z heterochromią, która odgrywa ważną rolę. Albo gość wzoruje się na Urbanowiczu, albo za bardzo wkręciłam się w “Ikuba” skupiając się na porównywaniu, albo to czysty choć dziwny zbieg okoliczności.

Jest jeszcze jedna rzecz, jaka łączy tych dwóch pisarzy. Obaj według mnie są wybitni. Mówiąc krótko “Błysk” to bardzo dobra książka. Przyznam wprost, że miałam obawy nim po nią sięgnęłam. Bałam się, że jej nie zrozumiem, bo…

…nie jestem fanką superbohaterów i komiksów. Kojarzę pojęcia Marvel, Avengers, ale co to takiego? Przyznaję, nie wiem. Chyba nigdy nie obejrzałam w całości żadnego filmu ze Spidermanem, wiec jak sam widzisz, nie jest to mój świat.

Mimo to książka bardzo mi się spodobała, a nawet nie trudno było mi ją zrozumieć. Postacie, rozwój akcji, poszczególne epizody, a także motyw superbohatera, są bardzo dobrze przemyślane i opisane przez autora. Śmiem stwierdzić, że to książka odpowiednia zarówno dla młodzieży jak i dorosłych czytelników, którzy po prostu lubią dobrą akcję.

Więcej na: https://ksiezycova.pl/blysk-awicznie-czytany-kryminal/

Kiedy rozpakowałam przesyłkę i pierwszy raz spotkałam się okładką w twarz z “Błyskiem” pierwszą myślą jaka mi przyszła do głowy była książka, którą niedawno przeczytałam. Styl okładki skojarzył mi się z “Inkubem” Urbanowicza. Mimo że to dwa różne gatunki – horror i kryminał, poczułam, że może mieć to jakieś powiązanie. To tylko mój wymysł, pomyślałam. Później zorientowałam...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

ematyka oparta o inżynierię to zdecydowanie nie mój klimat. Przyznam się, że byłam nieco zmęczona definicjami, których nie rozumiałam i wcale nie chciałam w nie wnikać. Mimo to, "Drzwi do lata" to bardzo dobra książka. Zaskakuje, inspiruje, intryguje. Myślę, że chętnie wrócę do niej za jakiś czas i z czystym sumieniem mogę polecić ją wszystkim fanom science fiction. Jednak mam wrażenie, że jej potencjał nie został do końca wykorzystany. Brakowało mi opisów bohaterów, ich relacji. Byłam nieco rozczarowana, że nie było mi dane bliżej poznać postać Ricky, dokładniej rozpracować Belle. Sugerując się opisem z okładki myślałam, że kot Dana faktycznie zrobi jakieś wybitne show w książce, na co z resztą czekałam :D Niestety za duże miałam w związku z nim wyobrażenia. Jestem pewna, że tą historię można by znacznie rozbudować. Szkoda, ale tak czy siak Heinlein'owi należą się brawa.

Więcej na: https://ksiezycova.pl/drzwi-do-lata-dzielo-mistrza-amerykanskiej-sf/

ematyka oparta o inżynierię to zdecydowanie nie mój klimat. Przyznam się, że byłam nieco zmęczona definicjami, których nie rozumiałam i wcale nie chciałam w nie wnikać. Mimo to, "Drzwi do lata" to bardzo dobra książka. Zaskakuje, inspiruje, intryguje. Myślę, że chętnie wrócę do niej za jakiś czas i z czystym sumieniem mogę polecić ją wszystkim fanom science fiction. Jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nieustannie zachowywany kontakt narratora z młodym czytelnikiem jest ogromną zaletą tej książki. Dzięki temu dziecko jest bardziej skupione na treści jak również jest w nią bezpośrednio zaangażowane (np. pytaniami: "Jak masz na imię?"). Nie do końca jednak spodobało mi się użycie zwrotu "Skarbie". Według mnie jest nieco przesadzone, zbyt bliskie. Mimo, że na ostatnich stronach jest wyjaśnienie dlaczego właśnie taki zwrot padał w "Ekorodzinie", nadal mam problem z zaakceptowaniem go. Ale to nie jest uwaga dla Harnatkiewicz, tylko moja wrodzona czepliwość :)

Więcej na: http://ksiezycova.pl/

Nieustannie zachowywany kontakt narratora z młodym czytelnikiem jest ogromną zaletą tej książki. Dzięki temu dziecko jest bardziej skupione na treści jak również jest w nią bezpośrednio zaangażowane (np. pytaniami: "Jak masz na imię?"). Nie do końca jednak spodobało mi się użycie zwrotu "Skarbie". Według mnie jest nieco przesadzone, zbyt bliskie. Mimo, że na ostatnich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Saga o Ludziach Lodu to moje ulubione książki nr 1. Stoją na vipowskiej półce w mojej domowej biblioteczce! Język, wyobraźnia i pomysłowość Margit Sandemo jest po prostu nieziemska. Uwielbiam losy Silie i Tengela, a także ich potomków. Czytałam każdą część kilkakrotnie i zawsze jestem tak samo oczarowana! Polecam!

Saga o Ludziach Lodu to moje ulubione książki nr 1. Stoją na vipowskiej półce w mojej domowej biblioteczce! Język, wyobraźnia i pomysłowość Margit Sandemo jest po prostu nieziemska. Uwielbiam losy Silie i Tengela, a także ich potomków. Czytałam każdą część kilkakrotnie i zawsze jestem tak samo oczarowana! Polecam!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka niestety mnie nie porwała. Ciekawy pomysł, bardzo fajne postacie, lecz nie odkryłam w niej tego czegoś co musi mieć dla mnie dobra książka :) Mocne sceny erotyczne, szkoda że czasem przesiąknięte mało wyszukanymi słowami. Dobry język, łatwo przyswajalny.

Książka niestety mnie nie porwała. Ciekawy pomysł, bardzo fajne postacie, lecz nie odkryłam w niej tego czegoś co musi mieć dla mnie dobra książka :) Mocne sceny erotyczne, szkoda że czasem przesiąknięte mało wyszukanymi słowami. Dobry język, łatwo przyswajalny.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mocna książka. Od początku do końca chłonęłam słowa Almy bez opamiętania. Wspaniała fabuła, ciekawy, prosty język. Genialny pomysł na powieść w dwóch czasach (przeszłym i teraźniejszym), istoty fantastyczne pełne tajemnic. Autorka nie przeładowała książki motywem wampirów, co często zdarza się w takich książkach. Bohaterowie są bardzo interesujący. Nawet okładka jest idealna... Książka zajmuje vip-owskie miejsce w mojej biblioteczce! Polecam!

Mocna książka. Od początku do końca chłonęłam słowa Almy bez opamiętania. Wspaniała fabuła, ciekawy, prosty język. Genialny pomysł na powieść w dwóch czasach (przeszłym i teraźniejszym), istoty fantastyczne pełne tajemnic. Autorka nie przeładowała książki motywem wampirów, co często zdarza się w takich książkach. Bohaterowie są bardzo interesujący. Nawet okładka jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niestety, książce K.N. Haner mam wiele do zarzucenia... Bardzo łatwo nazwać ją podróbką słynnej niedawno książki, która obiegła cały świat (nie trudno domyślić się o jakim bestsellerze mowa). Do wad zatem zaliczam całą masę wspólnych cech z książką E. L. James "50 twarzy Grey'a".
- bogaty mężczyzna o idealnej, lekko umięśnionej sylwetce,
- ubrany zazwyczaj w garnitur, właściciel dużej firmy,
- posiadający problemy emocjonalne wiążące się bezpośrednio ze sferą seksualną,
- dziewczyna z nieco niższych sfer,
- uparta, mająca swoje własne zdanie,
- odmieniająca dotychczasowe życie bohatera.

Mimo to jest jedna zasadnicza różnica między Grey-em, a Morfeuszem. Czytając wszystkie trzy książki E. L. James, analizowałam książkę głównie pod względem psychologicznym. Choć seria jest erotykiem, niesie za sobą ciekawe przesłanie. Sny Morfeusza niestety zaczynają i kończą się tylko na czystej erotyce, krótko mówiąc: czterysta szesnaście stron przeładowanych dzikim seksem. Choć bohaterowie faktycznie odnajdują w sobie prócz pożądania prawdziwą miłość, oraz zyskują przyjaźń, nie sposób wynieść z tego żadnego jasnego przekazu i osobistych wniosków.

Choć Morfeusz/Adam jest postacią dość intrygującą to kobieca bohaterka zdecydowanie nie przypadła mi do gustu. Potwornie mnie irytowała swoją próżnością i lubieżnością. Działała mi na nerwy głównie tym, że nie dostrzegałam w niej żadnych wyższych wartości i zalet prócz atrakcyjności fizycznej ;)

Do zalet książki koniecznie muszę zaliczyć łatwo przyswajalny, luźny język (choć niekiedy
zbyt wulgarny) oraz akcję, która rozgrywa się w bardzo szybkim tempie. Spodobała mi się postać chorego na białaczkę Tommy'ego oraz motyw klubu Mirror's, które wydały się bardzo interesujące i oryginalne. Jako romantyczka nie lubię niesmacznych wulgaryzmów w scenach łóżkowych. Tych z resztą było zdecydowanie zbyt wiele - niemalże jedna na każdą stronę książki, co z czasem robiło się nudne i uciążliwe. Nie kryję jednak faktu, że szybko przebrnęłam przez całą książkę i podążając jej tokiem, żywiłam cichą nadzieję, że Adam, Cassandra i Tommy, będą w trójkę... Ach, te moje brudne myśli! :D

Czytając ostatnie słowa lektury miałam ochotę wyrzucić ją przez okno, gdy dowiedziałam się, że jest to pierwsza część, która nie uświadomi mi wszystkiego o Mirrors oraz czy Tommy wyjdzie z choroby, ale... Gdy tylko nadarzy się okazja, z pewnością przeczytam drugą część (głównie dla Tommy-ego) oraz dam autorce drugą szansę!

Polecam książkę głównie fankom mocnej literatury erotycznej :)

Niestety, książce K.N. Haner mam wiele do zarzucenia... Bardzo łatwo nazwać ją podróbką słynnej niedawno książki, która obiegła cały świat (nie trudno domyślić się o jakim bestsellerze mowa). Do wad zatem zaliczam całą masę wspólnych cech z książką E. L. James "50 twarzy Grey'a".
- bogaty mężczyzna o idealnej, lekko umięśnionej sylwetce,
- ubrany zazwyczaj w garnitur,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedno jest pewne: historia nie jest tak różowa jak można by wnioskować po okładce. Nie byłabym sobą, gdybym nie oceniła pochopnie książki na podstawie jej okładki, przed jej przeczytaniem. Trzymając ją zatem w dłoni miałam jedną wizję - przeciętna romantyczna komedia z nutką namiętności. I tutaj się pomyliłam. Książka ma w sobie tyle ciemnych stron, tyle niebezpieczeństw i szaleństw, że trzymała mnie w napięciu przez wszystkie jej strony. Głównym bohaterem i jednocześnie narratorem był mężczyzna o imieniu Tanner, korespondent wojenny, który po stracie (rzekomo) narzeczonej (nie dostrzegłam w książce informacji o tym, że Stella była jego narzeczoną) i jednocześnie partnerki zawodowej wraca do ryzykownej pracy by stłumić wewnętrzny ból po stracie bliskiej osoby. Na jego drodze staje Beaux, nowa partnerka. Wraz z nią pojawia się cała masa irytacji, kłótni, nerwów, pożądania, namiętności i niepewności. Napięte relacje między dwojgiem bohaterów są niezwykle intrygujące. Na pozór się nienawidzą, lecz podświadomie czują wzajemne przyciąganie. Na drodze do ich spełnienia pojawia się cała masa niespodziewanych wydarzeń. Bohaterzy mają także różne oblicza, które poznajemy w trakcie akcji. Książka jest nieprzewidywalna, fabuła bardzo dynamiczna, język łatwo przyswajalny, dialogi płynne i spójne. K. Bromerg opisuje miłość bardzo subtelnie. Pokazuje, że możliwe jest opisanie scen intymnych (niekoniecznie grzecznych) bez użycia znienawidzonych przeze mnie wulgaryzmów i z pewnymi niedociągnięciami porywając wyobraźnię czytelnika do działania.

Jasny morał, mnóstwo akcji pełnych adrenaliny, dawka rozczarowań i niespodzianek. Wszystko zawarte w jednej książce - "Hard beat. Taniec nad otchłanią". Polecam fankom literatury erotycznej i miłosnej. Przeczytałam lekturę w ciągu jednego popołudnia. A wierz mi, że nie każdej poświęcam tak łatwo swój cenny czas! ;)

Jedno jest pewne: historia nie jest tak różowa jak można by wnioskować po okładce. Nie byłabym sobą, gdybym nie oceniła pochopnie książki na podstawie jej okładki, przed jej przeczytaniem. Trzymając ją zatem w dłoni miałam jedną wizję - przeciętna romantyczna komedia z nutką namiętności. I tutaj się pomyliłam. Książka ma w sobie tyle ciemnych stron, tyle niebezpieczeństw i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podobnie jak unikanie oglądania zwiastunów nowości kinowych przed seansem, tak i w świecie literatury nie mam w zwyczaju przykuwać większej uwagi do opisu książki umieszczonego na tylnej okładce. Jestem jedną z tych osób (sroczek), które lubią korzystać z produktów zapakowanych w ładne, niecodzienne opakowania. Tym samym przy wyborze książek często skupiam się na ich okładkach. Jednakże mając w ręku "Caldera" i "Eden", okładki nie porwały mnie (nie przepadam za okładkami z wizerunkami bohaterów. Choć modele są piękni, moja wyobraźnia wykreowała ich na swój własny sposób), ale instynkt i tak podpowiadał mi, że to będzie coś. Po zapoznaniu się z autorką już samo jej nazwisko zobrazowało w mojej wyobraźni genialną pisarkę. Mój instynkt, choć czasem zawodny, tym razem się nie pomylił. Cykl A sign of love jest po prostu f-e-n-o-m-e-n-a-l-n-y. Po wielu przewertowanych książkach, w końcu trafiłam na niezwykle oryginalną historię, wspaniały, łatwo przyswajalny język oraz niesamowicie wciągającą fabułę. Mimo to, że lektura także nie stroniła od scen łóżkowych była pełna romantyzmu, głębi uczuć i prawdziwych doznań, które absolutnie nie gorszyły mnie, jako czytelnika a zwyczajnie obrazowały cielesną stronę szczerej miłości dwojga nastolatków. Na początku nie nadążałam z przyswajaniem natłoku niejasnych informacji, ale zaintrygowało mnie to do tego, by z każdą kolejną stroną zdobywać więcej wskazówek. Bohaterowie Mii są barwni i niezwykle wartościowi. Pomijając Eden i Caldera koniecznie trzeba wyróżnić także niesamowitą postać Hectora - na pozór obłąkanego starca, a z biegiem akcji człowieka po wielu tragediach, który w swym cierpieniu szukał ucieczki od świata realnego. Równie ważną rolę miał Xander, przyjaciel Caldera oraz jego przybrana siostra Maya.

Wielkim plusem i nowością dla mnie była zmienna narracja książki. Rozdziały były podzielone. Raz narratorem był Calder, innym razem Eden. Pozwalało to wgłębić się w myśli każdego z nich. Genialne!

Autorka bez skrupułów zagrała na moich emocjach. Przepłakałam nad książką głośno chlipiąc kilkanaście razy. Mało tego, książka najczęściej rozczulała mnie gdy byłam w pracy, przez co klienci sceptycznie na mnie patrzyli gdy z zapuchniętymi oczami ich obsługiwałam :D Ale o to przecież chodzi, prawda? Książka musi nas porywać, musi wywoływać w nas burzę uczuć, falę emocji. Po tym poznaje się dobrą książkę. Gdy litery zmywają się w załzawionych oczach, gdy ręce nam się trzęsą w obawie przed tym, co znajdziemy na następnej stronie, gdzie uczucia bohatera, stają się naszymi uczuciami.

Nie chcę podążać szlakiem innych recenzentów książek działających w blogosferze, którzy zamiast recenzować usilnie streszczają książkę nie dając jasno do zrozumienia czy książka jest według nich warta przeczytania czy też nie. W zasadzie chcę ukryć jak najwięcej szczegółów książki po to, byście mogli osobiście dać się porwać słowom Mii Sheridan. Warto! To nie jest zwykłe romansidło. Książka uświadamia nam, jakie wartości w życiu są dla nas najcenniejsze, jak wielką siłę na miłość i przyjaźń. Jeśli nie czytałeś tej książki zapewne niewiele pojmujesz z wymienionych imion bohaterów i szczegółów, które tutaj podałam, ale poniekąd do tego właśnie zmierzam... By wzbudzić Twoją ciekawość, nie uświadamiać Ci o czym jest książka oraz jak się kończy.

Polecam książkę z całego serca głównie kobietom-romantyczkom niezależnie od ich wieku, ale i chłopcom i mężczyznom, którzy chcą zaczerpnąć inspiracji by podbić serca swoich ukochanych!

Książki trafiły na VIP-owski regał w mojej nieustannie rosnącej domowej biblioteczce ;)

Podobnie jak unikanie oglądania zwiastunów nowości kinowych przed seansem, tak i w świecie literatury nie mam w zwyczaju przykuwać większej uwagi do opisu książki umieszczonego na tylnej okładce. Jestem jedną z tych osób (sroczek), które lubią korzystać z produktów zapakowanych w ładne, niecodzienne opakowania. Tym samym przy wyborze książek często skupiam się na ich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Podobnie jak unikanie oglądania zwiastunów nowości kinowych przed seansem, tak i w świecie literatury nie mam w zwyczaju przykuwać większej uwagi do opisu książki umieszczonego na tylnej okładce. Jestem jedną z tych osób (sroczek), które lubią korzystać z produktów zapakowanych w ładne, niecodzienne opakowania. Tym samym przy wyborze książek często skupiam się na ich okładkach. Jednakże mając w ręku "Caldera" i "Eden", okładki nie porwały mnie (nie przepadam za okładkami z wizerunkami bohaterów. Choć modele są piękni, moja wyobraźnia wykreowała ich na swój własny sposób), ale instynkt i tak podpowiadał mi, że to będzie coś. Po zapoznaniu się z autorką już samo jej nazwisko zobrazowało w mojej wyobraźni genialną pisarkę. Mój instynkt, choć czasem zawodny, tym razem się nie pomylił. Cykl A sign of love jest po prostu f-e-n-o-m-e-n-a-l-n-y. Po wielu przewertowanych książkach, w końcu trafiłam na niezwykle oryginalną historię, wspaniały, łatwo przyswajalny język oraz niesamowicie wciągającą fabułę. Mimo to, że lektura także nie stroniła od scen łóżkowych była pełna romantyzmu, głębi uczuć i prawdziwych doznań, które absolutnie nie gorszyły mnie, jako czytelnika a zwyczajnie obrazowały cielesną stronę szczerej miłości dwojga nastolatków. Na początku nie nadążałam z przyswajaniem natłoku niejasnych informacji, ale zaintrygowało mnie to do tego, by z każdą kolejną stroną zdobywać więcej wskazówek. Bohaterowie Mii są barwni i niezwykle wartościowi. Pomijając Eden i Caldera koniecznie trzeba wyróżnić także niesamowitą postać Hectora - na pozór obłąkanego starca, a z biegiem akcji człowieka po wielu tragediach, który w swym cierpieniu szukał ucieczki od świata realnego. Równie ważną rolę miał Xander, przyjaciel Caldera oraz jego przybrana siostra Maya.

Wielkim plusem i nowością dla mnie była zmienna narracja książki. Rozdziały były podzielone. Raz narratorem był Calder, innym razem Eden. Pozwalało to wgłębić się w myśli każdego z nich. Genialne!

Autorka bez skrupułów zagrała na moich emocjach. Przepłakałam nad książką głośno chlipiąc kilkanaście razy. Mało tego, książka najczęściej rozczulała mnie gdy byłam w pracy, przez co klienci sceptycznie na mnie patrzyli gdy z zapuchniętymi oczami ich obsługiwałam :D Ale o to przecież chodzi, prawda? Książka musi nas porywać, musi wywoływać w nas burzę uczuć, falę emocji. Po tym poznaje się dobrą książkę. Gdy litery zmywają się w załzawionych oczach, gdy ręce nam się trzęsą w obawie przed tym, co znajdziemy na następnej stronie, gdzie uczucia bohatera, stają się naszymi uczuciami.

Nie chcę podążać szlakiem innych recenzentów książek działających w blogosferze, którzy zamiast recenzować usilnie streszczają książkę nie dając jasno do zrozumienia czy książka jest według nich warta przeczytania czy też nie. W zasadzie chcę ukryć jak najwięcej szczegółów książki po to, byście mogli osobiście dać się porwać słowom Mii Sheridan. Warto! To nie jest zwykłe romansidło. Książka uświadamia nam, jakie wartości w życiu są dla nas najcenniejsze, jak wielką siłę na miłość i przyjaźń. Jeśli nie czytałeś tej książki zapewne niewiele pojmujesz z wymienionych imion bohaterów i szczegółów, które tutaj podałam, ale poniekąd do tego właśnie zmierzam... By wzbudzić Twoją ciekawość, nie uświadamiać Ci o czym jest książka oraz jak się kończy.

Polecam książkę z całego serca głównie kobietom-romantyczkom niezależnie od ich wieku, ale i chłopcom i mężczyznom, którzy chcą zaczerpnąć inspiracji by podbić serca swoich ukochanych!

Książki trafiły na VIP-owski regał w mojej nieustannie rosnącej domowej biblioteczce ;)

Podobnie jak unikanie oglądania zwiastunów nowości kinowych przed seansem, tak i w świecie literatury nie mam w zwyczaju przykuwać większej uwagi do opisu książki umieszczonego na tylnej okładce. Jestem jedną z tych osób (sroczek), które lubią korzystać z produktów zapakowanych w ładne, niecodzienne opakowania. Tym samym przy wyborze książek często skupiam się na ich...

więcej Pokaż mimo to