Kod duszy. W poszukiwaniu charakteru człowieka i jego powołania

Okładka książki Kod duszy. W poszukiwaniu charakteru człowieka i jego powołania James Hillman
Okładka książki Kod duszy. W poszukiwaniu charakteru człowieka i jego powołania
James Hillman Wydawnictwo: Laurum filozofia, etyka
268 str. 4 godz. 28 min.
Kategoria:
filozofia, etyka
Wydawnictwo:
Laurum
Data wydania:
2014-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2014-01-01
Liczba stron:
268
Czas czytania
4 godz. 28 min.
Język:
polski
ISBN:
9788377466537
Tagi:
Filozofia religia teologia dusza
Średnia ocen

6,6 6,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,6 / 10
38 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
32
18

Na półkach:

Szkodliwe, szczególnie dla młodych umysłów, pseudonaukowe brednie.

Szkodliwe, szczególnie dla młodych umysłów, pseudonaukowe brednie.

Pokaż mimo to

avatar
376
200

Na półkach:

Książka ma 460 stron ktoś źle zaznaczył liczbę stron. Przez te wszystkie strony nie znalazłam odpowiedzi na pytanie jakie jest "przeznaczenie duszy ani jakie jest powołanie duszy" liczyłam, że będzie rozdział na ten temat, nie ma. Zamiast tego jest mnogość opowiastek, historii i biografii, jakby to było opowiadanie. Mało jest wątków na temat duszy i powołania.

Książka ma 460 stron ktoś źle zaznaczył liczbę stron. Przez te wszystkie strony nie znalazłam odpowiedzi na pytanie jakie jest "przeznaczenie duszy ani jakie jest powołanie duszy" liczyłam, że będzie rozdział na ten temat, nie ma. Zamiast tego jest mnogość opowiastek, historii i biografii, jakby to było opowiadanie. Mało jest wątków na temat duszy i powołania.

Pokaż mimo to

avatar
652
578

Na półkach: ,

Bardzo szkodliwa pozycja dla osób pozbawionych punktu odniesienia, tzn nie posiadających żadnej wiedzy z psychologii, filozofii i teologii. Do tego autor wprost odradza chodzenia z dziećmi do psychologów i terapeutów, niezależnie od problemów!

Autor bierze w obronę "trudne dzieci", jak sam twierdzi, i zachęca do rezygnacji z prób ich naprawiania, a wręcz przeciwnie, zachęca do podsycania ich "dziwactwa". Jego nadęta "teoria" sprowadza się do rozbudzania w dziecku ukrytego geniuszu/talentu, za pomocą bezstresowego wychowywania. Tu warto podkreślić, że miarą sukcesu dla autora są zepsuci, rozpieszczeni i rozchwiani celebryci o wielkich talentach, którzy najczęściej marnie skończyli swoje żywoty, przepełnione przepychem, seksem, alkoholem, narkotykami, skandalami i samobójstwami. Co najśmieszniejsze, pan James twierdzi, że taki "potencjał" ma absolutnie każdy, wystarczy go zidentyfikować i pielęgnować (czytaj: pozwalać dziecku na wszystko oraz zapewniać to, o co popr... to znaczy czego się DOMAGA!).

Okropne wodolejstwo i usypywanie chochołów, z którymi później "bohatersko zwycięża". Wg Hillmana w psychologii panuje "mit matki", odpowiedzialnej za wszystko co złe i dobre w późniejszym, dorosłym życiu jej dzieci. Pierwszy raz słyszę o takiej głupocie! "Genialny" James pokiełbasił "każdą matkę" z "matkami dysfunkcyjnymi" - i nie, nie są przyczyną wszystkiego, ale mogą być powodem konkretnych zaburzeń. Nie spotkałem się jeszcze z tym, aby ktokolwiek twierdził, że tylko matka odpowiada za kształtowanie i rozwój dziecka, a ten poświęca cały rozdział na obalanie mitu, który sam wymyślił.

"Obala" też mit "nieobecnego ojca", sprowadzając go do fizycznej nieobecności: bo kiedyś było dużo wojen i ojców często nie było w domu, a jakoś nikt nie robił z tego afery jak dziś :)

Przeszkadzają mu zbyt obszerne i niedookreślone pojęcia jak jaźń, ale sam proponuje żołędzia, który jest talentem, przeznaczeniem, fatum, opiekunem, przewodnikiem, bożą iskrą i nie wiadomo czym jeszcze.

Narzeka na psychoanalityków, że śmiali szukać źródeł inspiracji modernistycznych pseudoartystów pokroju Pollocka, który sam stwierdził, że "nie jest świadomy tego co tworzy" - bo przecież oczywiste, że jego inspiracją był wewnętrzny "żołądź"! Cokolwiek to znaczy, bo "teoria" Jamesa sprowadza się to do posiadania nadzwyczajnego talentu, ale całość zawinięta jest w kolaż greckich mitów, kabały i orientu.

Jest to dla mnie cholernie zastanawiające, że facet powołujący się co chwilę na Platona, Arystotelesa, Sokratesa, a nawet Tomasza z Akwinu, jednocześnie za wzór do naśladowania i przykład udanego życia podaje zblazowanych i rozpieszczonych celebrytów, czy słynnych przestępców! Czytałeś Pan o umiłowaniu mądrości, kierowaniu się umiarem i dążeniu do cnót, czy tylko wycierasz sobie mordę wielkimi filozofami, żeby uwiarygodnić swoją dętą teoryjkę?

Jedenastolatka samodzielnie organizująca socjalistyczne manifesty? To zew jej dajmona i absolutnie żaden dorosły nie maczał w tym palców! :)

Egzystencjalizm utożsamił z brakiem wiary w Boga, a kilka rozdziałów później przywołuje Kierkegaarda. Masz ty rozum człowieku?
(Kierkegaarda podaje się jako jednego z prekursorów egzystencjalizmu. Kontynuował myśli Pascala i Św Augustyna, utworzył swoją filozofię miłości w oparciu o Pismo Święte. Sam egzystencjalizm występuje zarówno w ateistycznej jak i w teistycznej wersji)

"W opisanych powyżej sposobach myślenia o samotności - socjologiczno-filozoficznym, terapeutycznym, moralnym i egzystencjalnym - natrafiamy na dwa założenia [...], że samotność równa się dosłownemu osamotnieniu [...], że samotność jest czymś z gruntu nieprzyjemnym i niepożądanym". Bzdura na resorach i lepienie chochoła. Przecież sam żeś później Nietzschego przywoływał, który pochwalał i samotność i osamotnienie. Albo facet nie czytał autorów i dzieł na które się powołuje, albo ich nie zrozumiał, albo celowo kłamie (wybieram bramkę nr 3).

Cytuje tylko tych, z którymi się zgadza, a kiedy krytykuje "powszechne grzechy psychologów i terapeutów" nie wiadomo kogo i co ma na myśli. Ucieka do sformułowań "uważa się", "wszyscy psychologowie", "obecna terapeutyka zakłada że". Konkretów brak, bo wtedy można by było go łatwiej przejrzeć.

"Dlatego, jeśli dziś nasze dzieci wykazują różnego rodzaju zaburzenia i anomalie, to nie potrzeba im więcej opieki rodzicielskiej, ile, zapewne, mniej paternalistycznej ingerencji w ich życie, która powoduje, że stają się one nieufne wobec rzeczywistego, fizycznego świata, z kontaktów z którym czerpią coraz mniejszą radość i przyjemność". XD tak, tak, jak dziecko ucieka z domu, to ty się nie interesuj, bo ono poszło poszukiwać ukrytego talentu, bo jej żołądź/dajmon podpowiedział. Jak nic promocja "bezstresowego wychowywania" i walka z instytucją rodziny. Kawałek dalej użala się, że jak rodzice nie wycofają się z wychowywania własnych dzieci, to nici z promowania ekologizmu (nie mylić z ekologią) i multi-kulti. Później, że testy IQ są złe, bo murzyni wypadają w nich niekorzystnie, bu bu bu. Postępackie intencje w końcu wypełzły spod kamienia na światło dnia.

O! Narzekał nawet na Platona (m.in.),że ten śmiał zastanawiać się nad programem edukacji dzieci, aby rozwijały się we właściwy sposób :)

"... skłonność do tuszowania faktów i pseudologii może objawić się w każdym wieku. Wydaje się ona typowa, a być może nawet konieczna i niezbędna w przypadku autobiografii". Pochwała fałszu i kłamstwa. Czy to jest postawa godna naukowca? Czy to jest postawa godna człowieka?
"Ach ci wredni psychoanalitycy i biografowie grzebiący w faktach i życiorysach! Pozwólcie ludziom tworzyć o sobie fałszywe legendy, bo one są o wiele ciekawsze!" krzyczy między wierszami.

Cała książka sprowadza się do przytaczania ciekawostek z żywotów sławnych ludzi i doszukiwania się wszędzie "magicznej działalności żołędzia". Tylko po co? Co nam to daje? "Teoria", z którą właściwie nie wiadomo co zrobić. Jeśli twoje dziecko wydaje się być zaburzone, (wg Hillmana) nie idź do psychologa, bo to po prostu jego żołądź domaga się zauważenia i trzeba dziecku "pozwolić być sobą". Na potwierdzenie swojej "teoryjki" przytacza setki biografii sławnych ludzi, ale kompletnie przemilcza miliony przypadków osób zaburzonych, które sukcesu nie odniosły, a ich życie skończyło się tragicznym dramatem (np zamordowaniem rodziców, masakrą w szkole).

Po maglowaniu przez 400 stron żywotów sławnych ludzi, stwierdzenie pod koniec, że nie istnieją "przeciętne dusze" brzmi komicznie. Facet najpierw rozbudza w czytelniku fantazje o braniu garściami z życia, a potem poklepuje po pleckach pocieszając: każdy jest wyjątkowy, ale nie każdemu pisana jest sława, a teraz idź, walnij sobie Xanax, kontynuuj swoje nudne życie i wyobrażaj sobie, że świecisz tak samo mocno jak największe gwiazdy świata, tylko że twój Dajmon postanowił ten blask przysłonić korcem.

Spory kawałek poświęcił chwaleniu intuicji, i prawidłowo - moja na samym początku podpowiedziała mi, że jak New York Times coś poleca, to prawdopodobnie będzie to lewackie ideolo, i jak się okazuje, intuicja znów mnie nie zawiodła.

Omijać z daleka. Ja czuję, że muszę przeczytać coś na odtrutkę.

Bardzo szkodliwa pozycja dla osób pozbawionych punktu odniesienia, tzn nie posiadających żadnej wiedzy z psychologii, filozofii i teologii. Do tego autor wprost odradza chodzenia z dziećmi do psychologów i terapeutów, niezależnie od problemów!

Autor bierze w obronę "trudne dzieci", jak sam twierdzi, i zachęca do rezygnacji z prób ich naprawiania, a wręcz przeciwnie,...

więcej Pokaż mimo to

avatar
107
48

Na półkach:

W tej książce najbardziej ujęła mnie różnorodność przykładów sławnych osób, na bazie których autor pokazuje nam, w jaki sposób odczytać czyjś "Kod duszy", bazując na tzw. "teorii żołędzia." Przeczytałam tę pozycję wiele lat temu, kiedy moja wiedza w dziedzinie psychologii była nieduża. Dzięki tej lekturze bardzo poszerzone zostały moje horyzonty, przybyło sporo nowej wiedzy i inspiracji do dalszego eksplorowania tematu. James Hillman ujął mnie również tym, że nazywany jest najsławniejszym heretykiem szkoły jungowskiej. Daje on świeże spojrzenie na twierdzenia swoich poprzedników i rozwija ważne tematy, doszukując się nowych znaczeń i potencjału.

W tej książce najbardziej ujęła mnie różnorodność przykładów sławnych osób, na bazie których autor pokazuje nam, w jaki sposób odczytać czyjś "Kod duszy", bazując na tzw. "teorii żołędzia." Przeczytałam tę pozycję wiele lat temu, kiedy moja wiedza w dziedzinie psychologii była nieduża. Dzięki tej lekturze bardzo poszerzone zostały moje horyzonty, przybyło sporo nowej wiedzy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
685
525

Na półkach:

Czy istnieje kod dla naszych dusz, coś w rodzaju DNA przeznaczenia? Tak postawione pytanie zmusiło Hillmana do przyjrzenia się życiu wielu znanych osób: aktorki Judy Garland, naukowca Charlesa Darwina, przemysłowca Henry'ego Forda, muzyków Kurta Cobaina i Tiny Turner oraz wielu, wielu innych. Ludzi szukających „czegoś” - czegoś, co ich napędzało i sprawiło, że tak nie inaczej żyli.
Hillman przyjmuje, że ​​tak, jak majestatyczny dąb jest osadzony w żołędzi, tak każda osoba nosi w sobie aktywne jądro prawdy, swoich przyszłych dokonań i przeżyć. Nie każdemu jednak dane jest trafić na właściwy grunt, spotkać w swoim życiu wspaniałych rodziców, nauczycieli, mentorów. W imię norm społecznych to jądro zostaje często zadeptane, utemperowane, farmakologicznie stłumione (słynne jungowskie "Bogowie stali się [dziś] chorobami") lub po prostu w porę niedostrzeżone - nawet przez nas samych.
Niby nic nowego - dyskusja o tym, czy natura, czy środowisko (kultura) jest obecna w psychologii od dziesiątków lat, ale Hillman postrzega owo jądro, postać dajmona (geniusza),czy też swoiście pojmowanej duszy, jako czynnik trzeci, którego nie ma ani w biologicznym DNA, ani tym bardziej w otoczeniu. Sięga zatem do greckiego pojmowania pewnej niewidzialnej siły przewodniej kierującej naszym życiem.

Idea obrazu duszy ma długą historię w większości kultur, ale współczesna psychologia i psychiatria całkowicie ją ignorują, zdaniem Hillmana - niesłusznie. Obraz, charakter, los, geniusz, powołanie, dajmon, dusza, przeznaczenie - to oczywiście wielkie słowa i dlatego boimy się ich używać, tym bardziej, że zawłaszczone zostały przez różne religie. W efekcie współczesna psychologia rozkłada każdego z nas na części pierwsze, swoistą układankę cech osobowości, typów i kompleksów.

Problem nie dotyczy jedynie psychologii. Hillman genialnie wskazuje na czynnik, który określa mianem sofizmatu rodzicielskiego. Jest ono m.in. źródłem przekonania, że jesteśmy tacy, jakimi byli nasi rodzice. Tymczasem dzieciństwo najlepiej byłoby postrzegać w kategoriach pewnego ogólnego obrazu, z którym się rodzimy, wchodzącego w kontakt ze środowiskiem, w którym przyszło nam żyć. Niesforność, napady złości, dziwne obsesje dziecka powinny być postrzegane w tym właśnie kontekście. To dajmon walczy o swoje prawo ujawnienia - nie próbujmy go „poprawiać” w drodze terapii.
Zresztą rodzina, do której "trafiamy", dobór naszych rodziców, nie jest - zdaniem Hillmana - dziełem przypadku: dajmon wybrał jajo i nasienie, a także ich nosicieli, zwanych rodzicami. Tym sposobem Hillman objaśnia przedziwne krótkotrwałe związki rodzicielskie, samotne rodzicielstwo i inne przypadki, w których zawodzi powszechne rozumienie rodziny - szybkie zapłodnienia, nagłe dezercje, niezrozumiałe decyzje - znajdują uzasadnienie w czymś znacznie ważniejszym i silniejszym niż prost ludzka miłość, czy zauroczenie.
Wychowani w takiej a nie innej kulturze na pewno możemy mieć problem z przyjęciem tych tez - ostatecznie sprowadzają nasze związki i rodzicielstwo do poziomu absolutnie instrumentalnego. Pisząc o przodkach, Hillman podkreśla, że przekonanie, że to rodzice kształtują naszą przyszłość i nasz świat jest tylko przejawem tzw. sofizmatu "konkretności nie na miejscu" (z ang. misplaced concretness),czyli myleniu konkretów z abstrakcjami. W praktyce przejawia się to w nakładaniu obrazu rodziców na obrazy bogów i na odwrót: potężne formatywne moce i tajemnice przydawane takim abstrakcjom, jak Bóg Nieba i Bóg Ziemi, stają się konkretnymi matkami i ojcami, podczas gdy matki i ojcowie ulegają ubóstwieniu. Ci sami ojcowie i matki, którym dziecko prawie dosłownie "spada z nieba na kolana".
Hillman na tym nie poprzestaje. Zapewnia, że świat jest w stanie zapewnić nam wszystko, jeśli tylko będziemy trzymać się drogi obranej przez własnego dajmona. Piękne przykłady jakie podaje Hillman dotyczą tego, czego nauczyć nas może natura - chociażby kreatywności właściwej zwierzętom: wilga nie widzi wszak gałęzi, tylko okazję by usiąść, kot nie widzi pudełka, lecz okazję do schowania się i obserwowania świata z ukrycia. Tymczasem my sami wiele robimy, aby pozbawić dzieci owej świeżości spojrzenia...
Ale siła dajmona bywa drogą złowieszczą - rozdział „złe nasienie” wskazuje (na przykładzie - a jakże - Hitlera),że zło w czystej postaci także bywa zgodne z owym mitycznym zamysłem, tkwiącym w jądrze każdego z nas. Dlatego Hillman próbuje odróżnić fatum, ślepy los, od współistnienia naszego dajmona z osobowością noszącego go człowieka. Osobowością, która władna jest stawiać opór i piętrzyć wątpliwości, aby nie podążyć za huldrą, która wabi nas z głębi ośnieżonego lasu.
Po spędzeniu książki na przyglądaniu się życiu sławnego Hillman podnosi kwestię mierności, pospolitości, przeciętności. Czy dajmon - geniusz! - może być przeciętny? Hillman odpowiada negatywnie: nie ma dusz miernych, nawet prosty człowiek, może mieć "piękną duszę", "głębie uczuć", "prostotę dziecka" - a to wszystko nosi znamiona niezwykłości.
Hillamn, jako uczeń Junga, przekonany jest, że odkrycie własnego dajmona to najważniejsze nasze życiowe zadanie. Ważne jest uświadomienie sobie, że dajmon istnieć może jedynie w twoim własnym umyśle. Nie da się fizycznie doświadczać jego obecności, długo wydaje się zatem jedynie własnymi myślami. Dopiero z czasem zyskuje swój własny charakter. (Dzieci posiadające „niewidzialnych przyjaciół” są zwykle bardziej rozwinięte w zdolnościach werbalnych i socjalnych. Przyjaciele tacy często pomagają dzieciom przystosowywać się do nowych sytuacji życiowych, zwiększając ich pewność siebie. Osobowości wyimaginowanych przyjaciół są najczęściej przeciwieństwem osobowości dzieci, np. gdy dziecko jest wstydliwe, jego wymyślony przyjaciel jest otwarty. Jest to kolejny przykład ukrytych elementów naszych własnych osobowości).
Hillman nie jest zaskoczony, że ludzie, których nazywamy „gwiazdami”, często uważają życie za trudne i bolesne. Obraz własny, jaki daje im opinia publiczna, jest bowiem złudzeniem i nieuchronnie prowadzi do tragicznych upadków na ziemię. Tymczasem koleje naszego życia mogą nie być tak ekstremalne, jak w przypadku celebrytów, ale mogą mieć wspaniały, pozytywny wymiar. Wiele zależy od charakteru, dla objaśnienia roli którego Hillman stosuje porównanie do „listu, jaki żołnierz otrzymuje w przeddzień bitwy, z planami nakreślonymi w namiocie generała”. Życie pozostaje naszym wielkim dziełem.
Ze zrozumieniem odnosi się natomiast do potrzeby kamuflażu, a nawet konfabulacji znanych ludzi. Przytacza słowa Marks Twaina "Im robię się starszy, tym lepiej pamiętam rzeczy, które nigdy się nie zdarzyły". W tym kontekście praca biografów - choć schlebia naszej próżności a z drugiej strony ciekawości (wścibstwu?) - może być postrzegana jako wyjątkowo bezduszna i opresyjna.
Wiele elementów tej książki sprawia wrażenie nadmiernie egzaltowanych, ale bywają i takie, które zachwycają nowością spojrzenia. Jak choćby zagadnienie samotności: momenty przygnębienia i zniechęcenia, fale intensywnej samotności obecnej w sercu kobiet w depresji poporodowej, małżonków po zakończonym procesie rozwodowym, lub śmierci partnera. Dusza wycofuje się wówczas i pogrąża w samotnej żałobie. Maleńkie ukłucia samotności czujemy czasem nawet w trakcie świętowania urodzin lub sukcesów w gronie znajomych. Tradycyjna psychologia widzi w nich rodzaj kompensacyjnego spadku nastroju po wspięciu się na kolejny szczyt. Naturalnej i nieuchronnej reakcji. A przecież czujemy się wtedy osobliwie zdepersonalizowani, oddaleni od otaczającej nas rzeczywistości, trochę, jak na wygnaniu. No właśnie - samotni.
Teorie filozoficzne i psychologia próbują ten stan objaśnić, literatura - opisać, farmakologia - zaleczyć, psychiatria - zaprzeczyć ich realności. Ale czy można te stany zrzucić tak po prostu na nieustanny pośpiech charakteryzujący życie w wielkim mieście, bezosobowy charakter wykonywanej pracy, powszechne zjawisko anomii i dezorientacji jednostki? Oczywiście czujemy się niepewni i wyizolowani z powodu takiego a innego systemu ekonomiczno-przemysłowego, w którym okazujemy się być tylko liczbą w świecie opartym na zasadach bezwzględnego konsumpcjonizmu, pozbawionym poczucia wspólnoty z innymi. W takim ujęciu socjologia, psychologia a nawet filozofia, sprzyjają procesowi wiktymizacji (jesteśmy pokrzywdzeni przez los, jesteśmy ofiarami niewłaściwego stylu życia, którego jednak nie możemy gruntownie zmienić). W takim zapętleniu nagle okazuje się, że problem dotyczy wszystkich, a więc nikt z nas nie powinien się czuć samotny. W ostateczności życie w komunie, rodzinie, aktywność społeczna etc. rozwiąże nasz problem, a odpowiedni poziom zaangażowania społecznego dostarczy nam dodatkowego bonusa w postaci poczucia "przydatności społecznej". Odbierajmy więc telefony, zwróćmy się o pomoc do lekarza. Nie bądźmy samotni, a wyleczymy się z samotności.
Teologia moralna (Zachodu) jest jeszcze bardziej bezwzględna: samotność człowieka to wynik grzechu pierworodnego, wygnania z raju, odseparowania od Boga, utraty Jego miłości i postrzegania. Samotność w tym ujęciu ma się stać naszą szansą - uciszymy wreszcie głos Boga i Jego wezwanie. Płacąc za grzech możemy też go odkupić, nawrócić się, więc uczucie samotności jest tyleż karą, co daje perspektywę zbawienia. (Teologia moralna Wschodu operuje koncepcją karmy, w pewnym sensie bardzo podobnie sytuując poczucie osamotnienia a kategorii grzechu.)
Nieco bardziej urokliwy na tym tle zdaje się egzystencjalizm - cierpienie znajdujące swoje źródło w poczuciu samotności jest przecież podstawowym elementem ludzkiej egzystencji, w którą jesteśmy wszak rzuceni (Heidegger, Camus). Hillman w żadnym razie nie jest egzystencjalistą, ale warto może wskazać, że pewne wątki egzystencjalne są mu bliskie. Egzystencja człowieka jest wszak formowana przez innych ludzi, przez co jednostka traci część swojej autentyczności. Przypisane człowiekowi pewne role społeczne sprawiają, że zapomina on o swojej wyjątkowości, a swoje istnienie rozpoznaje w momencie, gdy jakieś przeżycie emocjonalne uzmysłowi mu obcość innych bytów. Wolność wewnętrzna pozostaje jednak stale zagrożona urzeczowieniem i utratą autentyczności, co powoduje wewnętrzne rozdarcie i podatność na lęki. Jednak odmiennie niż u Hillmana, egzystencjalista to jednostka indywidualna nie pokładająca nadziei w żadnych siłach wyższych, w pełni odpowiadająca za swój los. Wolność dla niej nie jest sensem, a jedynie wyborem. Nie ma tu z góry określonej ludzkiej (ogólnoludzkiej, ani indywidualnej) natury. Życie to nasz osobisty projekt, w którym zmagamy się z poczuciem bezsensu i absurdu. Samotność wymaga heroicznego wysiłku, który pomógłby ją przekształcić w indywidualna siłę.
W odróżnieniu od wszystkich wspomnianych prądów myślowych i religii, Hillman odrzuca możliwość utożsamienia uczucia (poczucia) samotności i osamotnienia w sensie dosłownym. Tym samym wskazuje na niemożność zaradzenia jej poprzez tak banalne zabiegi, jak okazywanie żalu za grzechy, uczestnictwo w sesjach terapeutycznych (najlepiej grupowych) czy heroiczne wysiłki ukierunkowane na samodzielne tworzenie projektu pod nazwą "życie". Uważa samotność za coś, co przychodzi i odchodzi, jest od nas (i naszych wysiłków) niezależne i nade wszystko - nie jest złem.
Nostalgia, smutek, cisza, tęsknota, marzenia za "czymś innym" - wymagają skupienia i wyciszenia, a nie środków zaradczych. Desperackie poszukiwanie drogi wyjścia z rozpaczy, zazwyczaj dodatkowo ją pogłębiają. Hillman owej nostalgicznej tęsknocie dostrzega niejasne poczucie wygnania z miejsca, które niegdyś było właściwe danej osobie.
Nie oznacza to, że Hillman lekceważy ów problem samotności. Wskazuje nawet, że w USA każdego roku więcej dzieci i nastolatków umiera na skutek samobójstwa niż w powodu raka, AIDS, wad wrodzonych, grypy, chorób serca i zapalenia płuc razem wziętych.
Wielką wagę autor przywiązuje do intuicji, którą definiuje jako "czyste, jasne, szybkie i pełne zrozumienie, pojęcie istotny danej rzeczy", coś co wymyka się procesom racjonalnym i emocjonalnym, choć zarazem z nich czerpie. Jest to wiedza bezpośrednia i niezapośredniczona, wymagająca "błyskawicznego dopasowania do siebie szeregu poszczególnych danych i uchwycenia całej ich złożonej istoty w jednym przebłysku myślowym". W ślad za Jungiem, Hillman zalicza intuicję do czterech podstawowych funkcji psychologicznych (wraz z myśleniem, czuciem, doznawaniem).
Nic dziwnego, że proces szkolnego nauczania, pozbawiony zarówno świeżości dziecięcego spojrzenia, jak i szacunku dla intuicji, Hillman mocno krytykuje, wspierając się ponadto opiniami wielu sławnych ludzi, mających do szkolnego nauczania stosunek - powiedzmy - ambiwalentny. Thomas Mann nazywał szkołę wprost instytucją "pogrążoną w marazmie i stagnacji, kompletnie nieinspirującą"; Richard Feynman nazwał ją "intelektualną pustynią", a plejada znanych osób, które miały problemy z nauka lub egzaminami ciągnie się bez końca! Może zamiast mówić "Nie dawał sobie rady w szkole", powinniśmy raczej twierdzić "Udało mu się ochronić od szkoły" - sugeruje Hillman.
W ostatnich słowach książki Hillman zapewnia, ze jego teoria pomyślana jest tak, aby inspirować i rewolucjonizować, ale także ekscytować i wzbudzać ożywcze przywiązanie do swojego głównego tematu: subiektywnej i osobistej autobiografii, do sposobu, w jaki wyobrażamy sobie nasze życie. To, jak je sobie wyobrażamy, ma bowiem ogromny wpływ na to, jak wychowujemy swoje dzieci, jak podchodzimy do symptomów i zaburzeń wieku dorastania, na poczucie naszej indywidualności w demokracji, na rozumienie osobliwości związanych z procesem starzenia się oraz na to, jak radzimy sobie z nieuchronnością śmierci. Ma to także ogromny wpływ na to, jak wykonujemy zawody związane z edukacją, psychoterapią, pisaniem biografii oraz na nasze życie jako obywateli.

Czy istnieje kod dla naszych dusz, coś w rodzaju DNA przeznaczenia? Tak postawione pytanie zmusiło Hillmana do przyjrzenia się życiu wielu znanych osób: aktorki Judy Garland, naukowca Charlesa Darwina, przemysłowca Henry'ego Forda, muzyków Kurta Cobaina i Tiny Turner oraz wielu, wielu innych. Ludzi szukających „czegoś” - czegoś, co ich napędzało i sprawiło, że tak nie...

więcej Pokaż mimo to

avatar
118
45

Na półkach: ,

W książce autor rozpatruje głównie dwie rzeczy – o nie opiera się cała koncepcja książki- mianowicie biografie znanych osób oraz znaczenia słów używanych w psychologii i filozofii.
Nie na to liczyłem, choć może miałem zbyt wygórowane wymagania co do tej pozycji. Nie można nawet nazwać tej książki psychologiczną, ponieważ tak jak wspomniałem to tylko teoria niepoparta badaniami. Wiem, że jeśli chodzi o temat duszy trudno o badania, jednak rozkładanie słów np.: teleologia na człony (teleo - logia) i analizowanie każdego z nich tak by nawiązać do teorii wysuniętej przez Hillmana mnie nie przekonuje.
Wierzę w przeznaczenie, ale niczego ciekawego się z tej książki nie dowiedziałem, chociaż zwróciła ona moją uwagę na to by wrócić w przeszłość- do młodości (wtedy najczęściej dusza daje o sobie znać) - i przyjrzeć się czy nie przejawiałem jakiejś szczególnej cechy charakteru, która to została później przyćmiona lub wyeliminowana.
James Hillman jest świetnym przykładem osoby, która nawet na pustyni potrafiłaby sprzedać piasek, gdyż w swojej książce potrafił nawet fragmenty biblii wykorzystać w swojej teorii. Takie dopasowywanie „na siłę” nie bardzo mi się podobało a fragmenty dotyczące znaczenia jakiegoś słowa jak w przypadku żołędzia (autor swoją teorię nazywa teorią żołędzia) są zbyt rozwleczone i po prostu męczące.

W książce autor rozpatruje głównie dwie rzeczy – o nie opiera się cała koncepcja książki- mianowicie biografie znanych osób oraz znaczenia słów używanych w psychologii i filozofii.
Nie na to liczyłem, choć może miałem zbyt wygórowane wymagania co do tej pozycji. Nie można nawet nazwać tej książki psychologiczną, ponieważ tak jak wspomniałem to tylko teoria niepoparta...

więcej Pokaż mimo to

avatar
27
14

Na półkach:

Podejrzewam, że niskie noty tej książce wystawili czytelnicy spodziewający się kolejnego, napisanego prostym językiem "poradnika rozwoju" serwującego konkretne recepty na doskonalenie swojego życia, osiąganie materialnych celów; bogactwa, kochanek, świetnego samochodu i innych tego typu pop pierdów, jakimi otumanieni są ludzie marzący o sukcesie. Tyle, że poradniki coachingu to parówy, a "Kod duszy" to zdrowa żywność. Ale nie dla wszystkich. Genialność tej książki polega m.in. na wskrzeszeniu zapomnianej, pochopnie ignorowanej platońskiej (i neoplatońskiej) teorii anamnezy. Ta lektura dostarcza czegoś więcej niż samej intelektualnej przygody. Wybitna rzecz.

Podejrzewam, że niskie noty tej książce wystawili czytelnicy spodziewający się kolejnego, napisanego prostym językiem "poradnika rozwoju" serwującego konkretne recepty na doskonalenie swojego życia, osiąganie materialnych celów; bogactwa, kochanek, świetnego samochodu i innych tego typu pop pierdów, jakimi otumanieni są ludzie marzący o sukcesie. Tyle, że poradniki...

więcej Pokaż mimo to

avatar
88
23

Na półkach: , ,

Książka to opis teorii psychologicznej autora. Teoria ta jest ciekawa i wprowadza dla mnie nowe idee takie jak dajmon czy żołądź ale sama książka ma też trochę wad: jest rozwleczona, autor wydaje się że książkę kieruje do rodziców i psychologów, jest bardzo teoretyczna.
Polecam jako poznanie nowego spojrzenie na psychologię ale też ostrzegam że w książce nie ma elementów praktycznych czy takich które na praktyczne można by przekuć (chyba że aktualnie wychowujesz dzieci).Książka nieco mnie zawiodła ponieważ spodziewałem się po niej prawdziwego poszukiwania powołania czy też przeznaczenia każdego z nas - niestety książka nie oferuje żadnych narzędzi w tym zakresie.
Myślę że książka najlepiej trafi właśnie do rodziców kilkuletnich dzieci i względem tej grupy może mieć wiele do zaoferowania.

Książka to opis teorii psychologicznej autora. Teoria ta jest ciekawa i wprowadza dla mnie nowe idee takie jak dajmon czy żołądź ale sama książka ma też trochę wad: jest rozwleczona, autor wydaje się że książkę kieruje do rodziców i psychologów, jest bardzo teoretyczna.
Polecam jako poznanie nowego spojrzenie na psychologię ale też ostrzegam że w książce nie ma elementów...

więcej Pokaż mimo to

avatar
31
31

Na półkach:

Czy można powiedzieć, że ta książka jest odkrywcza? Z jednej strony tak, ponieważ autor opisuje w niej mechanizmy, które rządzą naszym losem i podpiera je konkretnymi przykładami. Z drugiej zaś strony, kiedy przyglądamy się bliżej, zauważamy, że w głębi duszy wiemy, iż to wszystko, co jest w niej napisane, układa się w logiczną całość, że to tylko my nie potrafimy określić za pomocą słów tego, co już wiemy. Książka ta przede wszystkim dowodzi, że wszystkie nasze życiowe decyzje i działania nie są dziełem przypadku, że to wszystko gdzieś musiało zostać gdzieś wcześniej zaplanowane.

Czy można powiedzieć, że ta książka jest odkrywcza? Z jednej strony tak, ponieważ autor opisuje w niej mechanizmy, które rządzą naszym losem i podpiera je konkretnymi przykładami. Z drugiej zaś strony, kiedy przyglądamy się bliżej, zauważamy, że w głębi duszy wiemy, iż to wszystko, co jest w niej napisane, układa się w logiczną całość, że to tylko my nie potrafimy określić...

więcej Pokaż mimo to

avatar
101
35

Na półkach:

Mnie nie przekonała ta wizja, mimo, że jest ciekawa.

Mnie nie przekonała ta wizja, mimo, że jest ciekawa.

Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    245
  • Przeczytane
    46
  • Posiadam
    15
  • Teraz czytam
    10
  • Psychologia
    8
  • 2021
    2
  • Coaching
    2
  • 2020
    1
  • Filozofia/religie/ekonomia/antropologia/psychologia
    1
  • Planowane do kupna
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Kod duszy. W poszukiwaniu charakteru człowieka i jego powołania


Podobne książki

Przeczytaj także