cytaty z książki "Klątwa prawdziwej miłości"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Wolę spłonąć razem z nim, niż patrzeć, jak on płonie.
Jacks pragnął jej powiedzieć, że już nawet nie pamięta twarzy Donatelli, że twarz Evangeliny jest jedyną, którą widzi, kiedy zamyka oczy, żd poszedłby z nią wszędzie... gdyby mógł.
Patrzenie na niego budziło w niej czułość. Nadąsane usta lekko się rozchyliły, jakby utracił zdolność mówienia.
- Już Ci mówiłam. Jesteś miłością mojego życia. Jesteś mój, Jacksie z Zacisza. I nie będziesz moim końcem.
- Ale umierałaś.
- Nie- odparła lekko zażenowana. - Tylko dech mi zaparło.
- Tak, jestem mordercą. Lubię krzywdzić ludzi. Lubię rozlewać krew. Lubię zadawać ból. Jestem potworem, ale czy to pamiętasz, czy nie, jestem twoim potworem Evangelino.
Evangelina jednak już się przekonała, że miłość to coś więcej niż uczucie. I nie musi to by być bezpieczny wybór, bo miłość ma większą moc niż strach. To najwyższa forma nadziei. Silniejsza od klątw.
[...] - Tak, jestem mordercą. Lubię krzywdzić ludzi. Lubię rozlewać krew. Lubię zadawać ból. Jestem potworem, ale czy to pamiętasz, czy nie, jestem twoim potworem Evangelino.
Evangelina po raz kolejny pomyślała, że jego serce było łamane tyle razy, że nie czuło już nadzieji, jedynie strach.
Po co ma się przyjaciół, jeśli nie po to, żeby wspierali Cię w złych decyzjach?".
Evangelina Fox zawsze wierzyła, że któregoś dnia znajdzie się w baśni.
- Zaczekaj! - zawołała. - Jak się nazywasz?
,,Już to wiesz, Lisiczko".
Dłoń którą wcześniej dotknęła, zaciśnięta była w pięść u jego boku, jakby marzył tylko o tym, by się stąd wynieść.
Ona zaś marzyła tylko o tym, by został.
Był piękny. Nieziemski. Wojowniczy anioł z niebieskimi oczami, złotymi włosami i twarzą, na której widok zapragnęła pisać wiersze. Zdawał się niemal błyszczeć. Pomyślała nawet, że może mieć rację i ona rzeczywiście jest bliska śmierci, a on jest aniołem, który zabiera ją do nieba.
- Nie zabieram cię do nieba - mruknął odciągając ją od studni.
Jacks spodziewał się, że Czas mu coś odbierze. Nie przypuszczał, że odbierze to jej.
- Nie pozwolę ci odejść. Mówiłeś, że jesteś moim potworem. Jeżeli jesteś mój, po co mnie tu przyniosłeś? Żeby zostawić? To nie ma sensu.
Zacisnął zęby.
- To, że jestem twój, nie znaczy, że ty jesteś moja.
Wciąż wyglądała jak w półśnie. Oczy miała mętne, zmęczone. A on wciąż nie mógł oderwać od niej wzroku.
- Kim dla mnie jesteś? - spytała.
Łucznik popatrzył jej prosto w oczy.
- Nikim.
[...] Nie wymagało szycia, ale plama krwi wyglądała okropnie - prawdopodobnie ona sama także.
- Ty nie mogłabyś wyglądać okropnie - stwierdził Łucznik.
Łucznik nie był aniołem ani wybawicielem. Był szalony, może niebezpieczny, a mimo to wydawał się największą nadzieją Evangeliny na odzyskanie wspomnień.
- [...] Jestem lepszy w niszczeniu niż ochranianiu.
To nie była obsesja.
Jedna wizyta to nie obsesja.
Musiał się tylko upewnić, że ona żyje. Że nie jest ranna. W niebezpieczeństwie. Nieszczęśliwa. Zmarznięta. Że jest bezpieczna we własnym łóżku.
- Cożeś w takim kiepskim nastroju? - spytał Castor. - Znowu obserwowałeś Evangelinę?
- Nie przez nią tutaj jestem - burknął Jacks.
- Ale pewnie przez nią ta opyrskliwość.
- Ty zaś jesteś w niepokojąco dobrym humorze jak na kogoś, kto właśnie zaszlachtował całą rodzinę - odparował Jacks.
Evangelina była bezpieczna. Tylko to się liczyło.
Nie potrafił stwierdzić, czy w końcu sobie przypomniała. Był jednak na tyle samolubny, by mieć taką nadzieję.
Przeszedł nad ciałem i zbliżył się do krawędzi łóżka, patrząc na Evangelinę ze złością.
- Jak to się dzieje, że ludzie ciągle próbują cię zabić? - Mówił cicho, prawie że śmiertelną powagą. - Musisz bardziej uważać.
[...] ale chciał, by go pamiętała. By na niego spojrzała chociaż raz i zobaczyła w nim to, co widziała wcześniej.
Jeżeli Evangelina miała mieć przed sobą jakaś przyszłość, to Jacks nie mógł być jej częścią.
- Nie przyszedłeś tu, żeby mnie skrzywdzić.
- Nie wiesz tego. - Szczęki mu zadrżały. - Dziś rano omal nie zrzuciłem cię z mostu.
- Ale też właśnie kogoś zabiłeś, żeby mi uratować życie.
- Może po prostu lubię zabijać.
Gdyby został - gdyby teraz wpadł do komnaty i użył swoich mocy, zmuszając Apolla do patrzenia, jak mówi Evangeline, że nie jest dla niego nikim, że jest dla niego wszystkim, że cofnął czas, by zachować ją przy życiu, i że zrobiłby to jeszcze raz - gdyby Jacks jej przypomniał, że to jego powinna teraz całować przestałaby być bezpieczna. Wtedy już by nie żyła.