cytaty z książki "Mam do pana kilka pytań"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Mam tak dobrane antydepresanty, że od dekady nie płakałam prawdziwymi łzami, są jednak chwile, kiedy tak bardzo chcę się rozpłakać, że wydaję wszystkie odpowiednie dźwięki i przyciskam pięści do oczu, żeby poczuć coś podobnego. Brak łez boli bardziej - albo sprawia, że to, co już boli, bardziej boli - niż gdybym mogła po prostu pobeczeć. W każdym razie w tej chwili na łóżku robiłam właśnie to.
S. 114.
Tak bardzo przywykliśmy do tego, że w filmach licealistów grywają dwudziestoczteroletni aktorzy, a we własnych wspomnieniach wydajemy się bardzo dojrzali, że zapominamy o tym, iż prawdziwych nastolatków cechuje ograniczone słownictwo, niewłaściwa postura i wątpliwa higiena, za głośno się śmieją, nie potrafią się ubierać stosownie do budowy ciała, na lunch chcą jeść nuggetsy i makaron Łatwiej zobaczyć w nich dwunastolatków, którymi byli niedawno, niż dwudziestolatków, którymi będą wkrótce.
S. 270.
To, że nie umiemy sobie wyobrazić, że ktoś mógłby coś zrobić, wcale nie oznacza, że nie jest do tego zdolny.
Oto jest ścieżka dźwiękowa twojej tragedii: tańcz do niej.
Są rzeczy, których nie mogę przestać sobie wyobrażać: twarz Robbiego czerwieniejąca z wściekłości. Jego źrenice, szeroko rozwarte w mroku. Dźwięk pękającej czaszki. Rozpacz i przerażenie na twarzy Thalii. Ciężar jej ciała, choć była chuda. To, że kiedy wrzucił ją do wody, na moment odzyskała przytomność. To, że wiedziała, że to koniec, że właśnie opuszcza ją cały świat.
s. 519.
Bardzo chciałabym być jedną z tych osób, które narzekają na zmiany. Wokół mnie nikt się jednak nie zmieniał: oto cała moja szkoła średnia zakonserwowana w bursztynie. Zmieniało się wyłącznie moje spojrzenie - tak jak wtedy, kiedy po raz pierwszy założyłam okulary, spojrzałam z zachwytem na drzewa i w niewytłumaczalny sposób poczułam się zdradzona. Te wszystkie wyraźnie zarysowane liście były tam od zawsze, ale nikt mi o tym nie powiedział.
Trudno opisać zamęt w mojej głowie, mogę tylko powiedzieć, że straciłam poczucie, co jest prawdą - na temat Jerome'a, Robbiego, Omara, pana. Nie wiedziałam, czy Yahav jeszcze mnie kocha. Nie umiałam stwierdzić, kto więcej wiedział o tym, co spotkało Thalię: ja teraz czy ja ledwo osiemnastoletnia. Moje dorosłe ja, patrzące z perspektywy, przez pryzmat doświadczenia, czy surowe nastoletnie ja, zarazem zblazowane i naiwne, wszystko przyjmujące na świeżo.
Tę szkołę trzymałam na dłoni niczym najdelikatniejsze jajo, unikałam ryzyka, zakochiwałam się tylko teoretycznie, robiłam, co mogłam, żeby nie rzucać się w oczy. Przez cztery lata pracowałam nad tym, że Granby pozostał tym samym, czym był, gdy zobaczyłam go po raz pierwszy z auta Robesonów: miejscem mitycznym, takim, które odwiedzam, a nie takim, gdzie mogłaby mi się stać krzywda.
Gdybym mogła zmrozić się do cna, odnalazłabym równowagę między swoim stanem wewnętrznym i zewnętrznym. To byłoby jak homeopatia, jak klin na kaca, jak trucizna jako antidotum na truciznę.
Dziewczyna jako czysta karta. Dziewczyna jako odzwierciedlenie pragnień, niezmącona własnymi. Dziewczyna jako ofiara na ołtarzu wyobrażenia "dziewczyny". Dziewczyna jako seria zdjęć z dzieciństwa, naznaczonych aurą "tej, która umrze młodo", zupełnie jakby już w trzeciej klasie fotograf powinien wyczytać w jej twarzy, że oto dziewczyna, która na zawsze pozostanie właśnie dziewczyną.
Widz, podglądacz, nawet sprawca - każdy z nich jest rozgrzeszony, skoro dziewczyna urodziła się martwa.
Bałam się, jak pies boi się miejsca, gdzie kiedyś orzech spadł mu na głowę. Irracjonalnie, podskórnie, bardziej ze względu na wspomnienie niż na faktyczne prawdopodobieństwo.
A potem, kiedy zginęła Thalia... to jej sponiewierane ciało... to, jak została wrzucona do wody... jak każda dziewczyna jest po prostu ciałem, które wykorzystuje się i odrzuca... jeżeli masz ciało, mogą cię chwycić... jeżeli masz ciało, mogą cię zniszczyć...
W gruncie rzeczy ta myśl mnie oszołomiła. W szczególności idea, teoretycznie oczywista, że w dręczeniu przez Doriana nie chodziło o mnie. Nie miało ono nic wspólnego z tym, kim jestem albo jak wyglądam, byłam po prostu wygodnym rekwizytem, kimś, kto się nie odgryzie.
Co się dzieje, gdy twoją jedyną ucieczką jest właśnie to, przed czym próbujesz uciec?
- Sprawy się rozkręciły! - powiedział Alder. - Sprawy się toczą.
- Nie rób sobie za dużych nadziei - poprosiłam.
Alder wstał i otrzepał dżinsy.
- Jestem czarnym mężczyzną w Ameryce - odparł. - Ja nie mam dużych nadziei.
Nadal patrzyłyśmy tylko w lustro, dwie kobiety w tym samym wieku siedzące w tej samej pozycji. Podczas nauki w Granbym jej filigranowość wydawała mi się cenną walutą, ponieważ wierzyłam, że im drobniejsza jest dziewczyna, tym bardziej świat kręci się wokół niej. Teraz, tuż obok, mniejsza ode mnie o jedną trzecią, Beth wyglądała jak ktoś, kogo zbyt wielki świat przytłacza, ktoś, komu nigdy nie wolno być silniejszym od małej dziewczynki.
Czy dobrze pan sypia?
Czy miewa pan sny?
Czy jest w tych snach przebaczenie?
Oto co w życiu zrozumiałam zbyt późno: jeśli gdzieś wejdziesz tak, jakbyś była u siebie, to będziesz u siebie.
Musiałam pogodzić się z myślą, że w życiu ludzie zasadniczo się mijają.
Była to godna odskocznia. Najszczęśliwsza zawsze jestem wtedy, gdy mogę usiąść w ciemności, wyłączyć własne życie i śledzić rozwijającą się opowieść.
Teraz, w tym wąwozie, czułam, że czas jest porowaty, że tamta dziewczyna z 1995 roku zdołała sięgnąć tutaj, wymienić swój oddech na mój. Że wtedy obudziła się, wykradłszy mój oddech, mój puls z chwili obecnej. W zamian oddała mi swą duszność, niewydolność narządów, nadciągający niebyt. Właśnie nadchodziły.
Kiedy jeszcze byłam surowa i nieuformowana, wszyscy mnie zawodzili. Nikt nie był na stałe. W rodzinnych stronach niektórzy mieli w sobie trochę dobra, ale koniec końców nie dało się na nich polegać. W wieku czternastu lat miałam już tę gorzką świadomość, że polegać mogę tylko na sobie.
Czyż to nie na tym od samego początku polegał problem? Że zawsze tylko bierzemy od innych, od ziemi i od siebie samych?
Większość zabójców to nie czarne charaktery z powieści Agathy Christie.
W innym wszechświecie wtedy pocałowałam Geoffa. W owym innym wszechświecie rozumiałam, że nie jestem obrzydliwa, że jemu to się spodoba, a przynajmniej będzie mu schlebiać. Opuściłam gardę, pozwoliłam sobie na to, żeby spodobał mi prawdziwy, dostępny człowiek, a nie tylko martwi muzycy i najprzystojniejszy facet w szkole. Ale w prawdziwym świecie nawet mi to nie przyszło do głowy.
Mówię to panu, wprost z gniewnego wnętrza swojej jaźni: może chodziło o władzę, może o seks, może o kontrolę, może nawet - w jakiejś pękniętej części pańskiej duszy - było to coś wypaczonego, lecz rodzicielskiego, coś czułego i ślepego. Ale na pewno nie chodziło o miłość.
Vanessa się obejrzała i wtedy, w świetle, jej twarz wydała się jeszcze starsza - zrezygnowana, zastygła. Nagle Vanessa była każdą siostrą każdej zamordowanej dziewczyny, o jakiej kiedykolwiek mówi się w wiadomościach.
Dla nastolatki bycie postrzeganą w określony sposób jest nie gorsze od bycia taką naprawdę - dlatego wkrótce pańska wizja stała się moim wyobrażeniem samej siebie.
Trudno teraz wspominać nas takimi, jacy wtedy byliśmy, nie przez pryzmat tego, kim mieliśmy się stać, trudno nie widzieć dymków nad naszymi głowami: "Zamordowana dziewczyna", "Gwiazdor opery!", "Żałosny pijak".