cytaty z książki "Kościół jest jeden"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Wielowiekowa praktyka wykluczeni poszczególnych ludzi i całych społeczności myślących nieprawomyślnie ze wspólnoty kościelnej nie ocaliła jedności chrześcijaństwa i nie odwiodła wielu ludzi od ateizmu i niewiary. Stała się wręcz przyczyną dalszych podziałów i rozdarć, trwających do naszych czasów. Historii zawdzięczamy to, że chrześcijanie stali się dzisiaj ludźmi bardziej wolnymi. Minęła epoka, kiedy chrześcijaństwo było ideologią całej wspólnoty, narodu lub państwa. Trzeba się cieszyć, że nie żyjemy już w czasach inkwizycji i doczesnych wpływów Kościoła. Jak nie doceniać tego zastanawiającego dobrodziejstwa historycznych przemian!
Dostrzegają to ludzie niewierzący. Nie warto spierać się o to, czy mają oni prawo do wypowiadania się "z zewnątrz" krytycznie o Kościele, bez odniesienia do wymiaru transcendentnego. Uważam, że mają takie prawo, zachowując przy tym świadomość, że nie pretendują do pełnego zrozumienia fenomenu, jakim jest od wieków religia. Nie irytują mnie krytyczne uwagi o Kościele, w tym także o Kościele polskim. Sam je także wypowiadam. Wiele spraw woła o inne myślenie i inne nastawienie. Wiele kościelnych postaw zdradza brak szacunku dla człowieka, bezwzględność i bezduszność. (...) Świat oczekuje Kościoła z ludzkim obliczem (s. 32-33).
Tymczasem ludzie Kościoła często wypowiadają się tak, jakby żyli już w stanie pełnego oglądania prawdy, a nie w stanie wiary i pielgrzymowania ku Rzeczywistości Ostatecznej. Chrześcijanin nie jest człowiekiem, który doszedł już do "pełni prawdy". On także pozostaje w drodze do rzeczywistości jeszcze większej, niepojętej, zasłoniętej przed naszymi oczyma. Nie jest posiadaczem prawdy. Nie ma jej na własność. Jest człowiekiem nadziei. Prawda zawiera w sobie nieodłączny wymiar nadziei. Chrystus mówi o sobie: "Ja jestem drogą i prawdą, i życiem" (J 14,6). Nieprzypadkowo zestawia pojęcie prawdy z metaforą drogi. Droga prowadzi w jakimś kierunku, do jakiegoś celu. Może to jest właśnie najważniejsze: nie tracić w wierze poczucia, że prawda przez nią ukazywana jest otwarta ku przyszłości, że niesie w sobie niezwykły potencjał nadziei i obietnicy (s. 33).
Są to sprawy trudne do przyjęcia dla człowieka niewierzącego. Nie usiłuję go przekonywać, zwłaszcza że i moja wiara wystawiana jest ustawicznie na próbę. Tym bardziej że człowiek niewierzący nie wierzy przecież w istnienie samego Boga i Jego transcendentnego świata. Mogę go tylko polecać Bogu, aby znalazł drogę do Niego, wcześniej czy później, jeżeli nie za życia, to po śmierci i weryfikacji ostatecznej. Taka jest moja nadzieja, ale nie potrafię jej udowodnić tak, by dawała poczucie pewności. W tym sensie teologia, nauka wiary, pozostaje wewnętrznie rozdarta, choć wiara odznacza się swoistą logiką na mocy aktu zawierzenia i zaufania. Jest to rozdarcie pomiędzy tym, co już się dokonało, a tym, co jeszcze się nie spełniło do końca. Oto paradoks samej wiary: już i jeszcze nie, znany ludziom wierzącym od wieków (s. 33-34).
Wiara nie usuwa niepewności. Wciąż odkrywa w sobie cień niedowierzania. Gdyby stała się pewnością, przekształciłaby się w wiedzę. Musiałaby przestać być wiarą (s. 30).
Trzeba pozostać człowiekiem wierzącym z ludzką twarzą, niezrażającym innych arogancją pewności. Twarz prawdziwie ludzka mówi o zmaganiach, o duchowym cieple zrozumienia dla innych przekonań, o radości życia pośród ludzi szukających, błądzących, potrafiących naprawiać swoje błędy. Sam jestem z ich rodu. Ja także poznaję tylko po części. Ja także mógłbym mieć wiele powodów do niewiary i zwątpienia w dobrego Boga. Jeżeli wciąż opowiadam się za wiarą, to nie tylko z powodu wymogów suchej logiki myślenia, lecz również dla racji serca, które dostrzega w ludziach dobro, szlachetność i dzielność. Jeśli dobro istnieje, jaki jest jego rodowód? Skąd ono ostatecznie pochodzi? Serce nie jest wrogiem rozumu. Takie jest moje przekonanie po latach bycia teologiem - człowiekiem zdanym na pytanie, szukanie, a także błądzenie. Czyż nie jest to los człowieka wierzącego i szukającego zrozumienia rzeczywistości? (s. 30).
Jestem głęboko przekonany, iż między wierzącymi i niewierzącymi istnieje trudno wyrażalna solidarność losu. Wierzący łudzą się, wyobrażając sobie, że wiedzą o wiele więcej, nieomal wszystko o człowieku, Bogu i świecie. W rzeczywistości jest to zaledwie "uczona niewiedza". Nasze doktryny dają zwodnicze poczucie pewności, które kruszy się i rozpada przy najbliższym zderzeniu z nieszczęściem, cierpieniem i śmiercią. Pewność wierzących jest tylko pewnością nadziei. Jej miernikiem jest zdolność zaufania i zawierzenia Bogu (s. 31).
Bóg szanuje ludzką wolność. Pozostaje zawsze "Bogiem ukrywającym się" (Iz 45,15). (...) Wiara nie jest przymusem ideologicznym. Jest zaproszeniem do zaufania Bogu i Jego słowom (s. 30-31).