cytaty z książek autora "Alejo Carpentier"
wyznaczona nam została era Człowieka-Pszczoły, Człowieka-Zera, kiedy dusz nie sprzedaje się diabłu, lecz Księgowemu albo Dozorcy Galerników
Dzisiaj powziąłem wielką decyzję nie powracania już nigdy t a m (...) Wymknę się przeznaczeniu Syzyfa narzuconemu mi przez świat, skąd przychodzę, ucieknę od niepotrzebnych profesji, od losu wiewiórki kręcącej się w kółko w pułapce, w którą wpadła, od czasy wymierzanego zegarem, od prac ciemności. Poniedziałki przestaną być dla mnie dniem popielcowym i nie będzie powodu pamiętać, że poniedziałek jest poniedziałkiem, a kamień, który toczyłem, przejdzie w ręce tego, kto zechce wyczerpywać swoje siły dźwiganiem bezużytecznego ciężaru.
Nie przerażają mnie lata, ale raczej niepotrzebna szybkość ich biegu.
Ale w tym właśnie jest wielkość człowieka, w pragnieniu ulepszania tego, co istnieje.
I tylko w Królestwie Tego Świata, udręczony bólem, zgięty pod brzemieniem trudów, piękny w swojej nędzy, zdolny kochać pośród plag i nieszczęść, człowiek może znaleźć swoją wielkość, osiągając swój najwyższy wymiar.
Człowiek nigdy nie wie, dla kogo cierpi i czeka z nadzieją w sercu. Cierpi i czeka, i trudzi się dla ludzi, których nigdy nie pozna i którzy z kolei będą cierpieć, czekać i trudzić się dla innych, a ci także nie będą szczęśliwi, bo człowiek zawsze tęskni za szczęściem większym niż to, które zostanie mu dane.
Było tak, jakbym na mocy jakiegoś straszliwego wyroku miał spędzić całą wieczność pośród cyfr, pośród linijek wielkiego kalendarza wiszącego na ścianie, wśród zagmatwanej jak labirynt chronologii, która mogła być chronologią mego życia przeżytego w obsesji godzin, w pośpiechu, który służył tylko po to, by doprowadzić mnie co rano do tego samego miejsca, skąd wyruszyłem poprzedniego dnia.
Według niej małżeństwo, więź prawna, odbiera kobiecie wszelkie sposoby obrony, gdyby chciała bronić się przeciw mężczyźnie. Orężem kobiety wobec jej nielojalnego towarzysza jest możliwość odejścia w każdej chwili, opuszczenia go bez obawy, że może przeciw niej użyć jakiegoś prawa. Legalna małżonka jest dla Rosario kobietą, którą można sprowadzić przez policję, jeśli opuszcza dom, gdzie z winy męża zapanowało cierpienie lub zgubne skutki pijaństwa. Wyjść za mąż to dostać się pod jarzmo praw ustanowionych przez mężczyzn, a nie przez kobiety. W wolnym związku natomiast – twierdzi Rosario sentencjonalnie – „mężczyzna wie, że od jego postępowania zależy to, czy ma kogoś, kto się nim zajmuje i dostarcza mu rozkoszy.
Dwoje ludzi nie może leżeć obok siebie i cieszyć się sobą nawzajem, żeby palce o czarnych paznokciach nie nakreśliły nad nimi znaku krzyża. Trzeba będzie pokropić wodą maty, na których się ściskamy, którejś niedzieli, kiedy zgodzimy się być figurami budującego obrazka.
Czuję, że będę musiał walczyć z najgorszą ze wszystkich tyranii – z ta, którą ten, kto kocha, stosuje zwykle wobec tego, kto nie chce być kochany, używając straszliwej broni tkliwości i uległości .
Dla nich Christophoros – ten Christophoros, który nie zacytował ani jednego wersetu z Ewangelii w swoich listach i relacjach - był w rzeczywistości Księciem Zamętu, Krwawym Księciem, Księciem Łez, Księciem Klęsk, jeźdźcem Apokalipsy.
Żyć w ten sposób, wyłącznie w teraźniejszości, nie posiadając nic, nie wlokąc za sobą dnia wczorajszego, nie myśląc o jutrze - to coś, czego nie rozumiem.
Złośliwa krytyka, małostkowość, a nawet potwarz, kwitną jak dzikie zielsko tam, gdzie ludzie, ponieważ to i owo czytali i uważają, że coś wiedzą, okazują szczególną radość, ostrząc sobie języki na bliźnich, tym bardziej jeśli nie wydają rozkazów, lecz muszą je wypełniać.
Ponieważ nie udaje mi się ze złotem, myślę, że będzie można złoto zastąpić nieporównywalną z niczym energią mięśni ludzkich, siły roboczej, której wartość wyraża się w tym, co produkuje, przy większych w końcu zyskach, niż te, które przynosi zwodniczy metal, przyjmowany jedna ręką, a wydawany drugą.
(Indianie) wyobrażali sobie, że nasze kościoły są miejscami kaźni i postrachu dla sparaliżowanych, kalek, nieszczęśników i potworów, którzy kłębili się przed wejściem.
A najgorsze ze wszystkiego jest to, że nie mam najlżejszego pojęcia, gdzie się znajdujemy.
Mówi się, że aby przywieźć siedmiu płaczących człowieczków o zaropiałych oczach i chorych, trochę liści i roślin, które nie nadają się do niczego innego jak do okadzania trędowatych i złoto, które ledwo widać na dnie tygla, nie warto było marnować dwóch milionów. – A prestiż waszych koron? – krzyknąłem? (...) - Oszust z ciebie jak zawsze.
Pan Nasz powinien nam wskazać, gdzie jest źródło ZŁOTA.
Ani pani Gałki Muszkatołowej, ani pana Pieprza, ani pana Cynamonu, ani pana Imbira nie było nawet na lekarstwo. Co do złota, to mówiono o jego obfitości. I uważałem, że był już czas, aby ten boski kruszec ujawnił się, bowiem teraz, gdy jego istnienie na tych wyspach stało się znane, powstał nowy problem: trzy karawele stanowiły dług dwóch milionów.
Jednakże niewiele złota było na tych wysepkach, któreśmy teraz odkrywali, wciąż tak samo zaludnionych przez nagich mężczyzn i kobiety, które jak to napisałem Ich Wysokościom, miały ”jakieś szmatki z bawełny niezbyt przykrywające ich przyrodzenie” i, wspomnijmy to w nawiasie, usiłowałem przedrzeć się wzrokiem przez te szmatki, podobnie jak moi Hiszpanie, którym na ten widok oczy wyłaziły z głowy tak dalece, że musiałem zagrozić im karom, gdyby w podnieceniu ulegli impulsom swej żądzy.
Nic wielkiego nie można uzyskać bez walki, a co do naszej świętej wiary, to jej litera musi być krwią pisana.
Co prędzej wrócił na Ogromną Łódź, widząc że ludzie, zaledwie ocaleni, zaledwie stworzeni, zabijają się między sobą. I w zależności od pozycji, jaką zajęli w bitwie, na wybrzeżu wybranym na miejsce zmartwychwstania, widać było jasno, że już powstali „ci z wyżyn” i „ci z doliny”. (…) „Myślę, żeśmy stracili czas” – powiedział stary Amaliwak, wprawiając w ruch swoją Ogromną Łódź. I tego wieczora nie żałował sobie trunku z kukurydzy.
Minął czas girland, wieńców laurowych, wina w każdym domu, zawiści słabych i łask kobiet. Teraz miały się zacząć pobudki, błoto, spleśniały chleb, arogancja dowódców, krew rozlana przez pomyłkę, cuchnąca gangrena.
Chodzi o to, aby sprzedać więcej wyrobów glinianych, więcej tkanin, więcej waz ozdobionych scenami wyścigów kwadrygi, utorować sobie nowe drogi do krajów azjatyckich.
Pojawiło się na nowo wielu krewnych. Wróciło wielu przyjaciół. Zapłonęły już jasno kandelabry w dużym salonie. Zabliźniły się szpary fasady. Fortepian stał się na nowo klawikordem (…) Odzyskawszy wigor, Marcial spędzał teraz całe popołudnia w objęciach markizy.
Pochwalała tego, który bezbożnie twierdzi, że dzikusy z Nowego Świata nie mają powodu zamieniać na naszą swojej religii, ponieważ ich wiara bardzo pożytecznie służyła im przez długi czas.
Bogów jest wielu - myślał – A gdzie jest tylu bogów, ile ludów, nie może panować zgoda, tylko trzeba żyć w nieporozumieniu i niezgodzie co do spraw Wszechświata.
Najważniejsze, to wiedzieć, czy ludzie wyszli lepsi z tej próby – powiedział Noe. Kapitanowie zjedli kolację w milczeniu.
Żeby zawładnąć daną krainą, trzeba pokonać nieprzyjaciela, upokorzyć panującego, ujarzmić ludność, otrzymać klucze miasta i przyjąć przysięgę posłuszeństwa. Tutaj wszelako nic takiego się nie zdarzyło. Nic się nie zmieniało. Nikt nie walczył.
Nieufnym z początku, myślącym że to krew tubylcom, czerwone wino przypadło do gustu, gdy poznali jego działanie i teraz co chwila podnosili w górę wielki dzban, który im dałem, domagając się coraz to więcej trunku. Prawdą jest, że starałem się, aby dzień i noc byli pijani, bo wtedy przestawali jęczeć i lamentować, zapewniając mnie, kiedy trunek rozwiązał im języki, że jesteśmy bardzo blisko złota.