cytaty z książek autora "Fridrich Nieznanski"
-Zabity na klatce schodowej - powtórzyłem zamyślony. -Coś to przypomina, panie śledczy?
-Zabójstwo bankiera Gudimirowa - odrzekł Sierioża.
-Tak właśnie, i też miało miejsce niedaleko stąd - przypomniał Griaznow.
-Jak został zabity - zapytałem.
-Ten teraz? - nie od razu zrozumiał Griaznow. - Strzałem w nasadę nosa. Robota profesjonalna, powiem wam, fascynujące.
-Zawodowcy nie zabijają dwukrotnie w tym samym miejscu - powiedziałem.
-Czy to mało? - wzruszył ramionami Griaznow. - Od tamtego czasu minęły już trzy miesiące.
-Na miejscu przestępstwa była broń?
-Owszem, walała się łuska od makarowa, a i kulę powinno się udać wydobyć ze zwłok.
-Makarow? - powiedziałem nieco rozczarowany. - To dziwne. Oczekiwałem jakiegoś lugera albo brauninga. Gudimirowa rozwalono z lugera.
-O to właśnie chodzi - westchnął Griaznow. -Ale styl ten sam.
…W telewizji szedł jakiś film przygodowy, ale obie kobiety niezbyt się nim interesowały. Ania wstała i usiadła na oparciu fotela, w którym siedziała Nina, i objęła jej ramiona.
-Ninul, masz problemy?
Nina uniosła głowę, spojrzała od góry do dołu na tę całkiem pustogłową dziewczynę, która żyła swoim chwilowym popędem, i na mgnienie oka pozazdrościła jej tej naturalności. Przyłożyła swą głowę do jej brzucha i wypowiedziała: - Oj, Aneczko, nawet nie wiem...
Ania objęła jej głowę i zaczęła głaskać ją po włosach.
-Rzuć to, Ninul mówiła. - Wszystko nam się ułoży.
Ania, czując narastające przyjemne znużenie, coraz mocniej się do niej przyciskała, coraz niżej schylała i coraz częściej oddychała.
-Nikt nam nie jest potrzebny, prawda? - mówiła do Niny na ucho. - Będziemy żyć we dwie.
Nina sprzeciwiała się jej pieszczotom, lecz opieszale i bez dotychczasowego oburzenia, co zupełnie rozochociła Anię. Zsunęła się więc z oparcia fotela na jej kolana, przywarła do niej i zaczęła ją całować po szyi.
-Jesteś taka silna - mamrotała Ania w podnieceniu. - Tak cię kocham...
...– Jak się pan nazywasz? Pańskie nazwisko?
– Junin, Siergiej – chłopak podał swoje personalia.
– Jestem z prokuratury. Bardzo liczę na twoją pomoc, Siergieju. Chodzi o morderstwo. Powiedz, co się stało, że masz oparzoną rękę. Czy znajdowałeś się w pobliżu ogniska, gdzie palono człowieka?
Młodzieniec zapierał się, ale niedługo – około piętnastu minut. Potem wymienił nazwiska tych, którzy byli najaktywniejsi: Burłakow i Chłystow. To oni wpadli na głupi pomysł, żeby znęcać się nad Komarowem.
Burłakowa i Chłystowa zatrzymaliśmy bezpośrednio na budowie na oczach innych robotników. Wstąpiliśmy do baraku, do kierownika robót.
– Co znów nachuliganili?– zapytał kierownik. Czuć było, że już pociągnął z butelki. – Ileż im głupim natłumaczę: wypiliście, to do domu… – Ale oni nie, do klubu ich ciągnie…
Wieczorem przyniesiono mi wynik ekspertyzy: odcisk na butelce zgadzał się z odciskiem palców Chłystowa. Zresztą nie zapierali się zbytnio: opowiedzieli prawdę już na pierwszym przesłuchaniu… A podczas konfrontacji komsomolcy – kompani od butelki – ubliżali sobie nawzajem, jeden przez drugiego opisywał ze szczegółami, jak znęcali się nad Komarowem.
Okazało się, że pomysł „torturowania” tego wierzącego chłopca zrodził się pod wpływem ateistycznych prelekcji w klubie, które prowadzili lektorzy z obwodowej organizacji komsomolskiej oraz z Towarzystwa „Wiedza”.
Kassarin na znak niezadowolenia pokręcił głową i nagle zupełnie innym, jak spod ziemi głosem powiedział: – Może niejasno się wyrażam? Zbyt górnolotnie? Dobrze, w takim razie zostawmy tę demagogię. Zgodzicie się pracować dla KGB? To znaczy dla mnie? Formalności biorę na siebie... Przed wami otwierają się perspektywy o jakich nawet nie możecie marzyć pracując w sądownictwie. Mamy możność wyjazdów i pracy za granicą, mamy dostęp do realnej władzy i realnych dóbr. Wziąłbym was do siebie od razu, ale nie mogę - nasza instrukcja nie pozwala. Musimy się wam przyjrzeć, w dossier sprawdzić przebieg służby i dopiero później zaprosić do siebie. Od dawna się wam przyglądam, przeglądałem wasze papiery w wydziale specjalnym Uniwersytetu Państwowego w Moskwie. Potrzebni są nam ludzie inteligentni, głupków i gburów obecnie nie bierzemy do pracy w organach. Dla mnie inteligencja to nie przynależność społeczna, lecz stan ducha. No jak?
Speszyłem się. Co oni we mnie widzą? ...Na wszelki wypadek zapytałem: – Co powinienem zrobić?
Kassarin powściągliwie się uśmiechnął. Znów na sekundę pojawił się szczur i znikł...
– Kieruję operacją "Eksport". Słyszeliście o takiej?
Wzruszyłem ramionami.
Briukow zaciął się, gdyż prawdopodobnie nie chciał mówić o spotkaniach Bractwa.
– Powiedz no mi, bracie, a gdzież to żeście się spotykali? Mam na myśli spotkania "Bractwa Afgańskiego".
– Dokładnie nie wiem... W jakichś katakumbach, pod ziemią. Przyjeżdżałem na przystanek "Moskworieczje". Tam na mnie czekał Cezar. Wsadzał mnie do samochodu, zakładał na oczy opaskę i gdzieś wiózł. Wymagana była konspiracja. Dopiero potem, jak zwyciężymy, obiecywano – wyjdziemy z podziemia. A teraz – konspiracja. W katakumbach siedzieliśmy w ciemności, żeby nie widzieć się wzajemnie.
– I co mówiono wam w tych katakumbach?...
- Dla kogo torba była przeznaczona?
- Dla Biesa.
- Mów po ludzku. Któż to taki ten Bies?
- Nie znam nazwiska. Pół roku mieszka w Moskwie, pół roku na południu. Tam ma pałac. Miejsce odludne, prawie nikt tam nie bywa. Bardzo mocno strzeżone to miejsce, prawie tak jak obóz. Jest żołnierzem niewidzialnego frontu.
- Kto jest żołnierzem niewidzialnego frontu?
- Bies.
- Czy to zwiadowca albo szpieg?
- Były, on już jest stary. Mówi, że jeszcze nie pora na wymienianie nazwisk takich jak on. Długo pracował na Zachodzie i dla ojczyzny uczynił tak dużo, jak nikt dotychczas. Ani Sorge, ani Abel. Ani ten, jak go tam zwą. Philby.
- Biliasz pracował dla niego?
- Jasne. A do czego potrzebny taki pododdział? U nas dywersji niby nie ma.
- Oddział ten w pełni może być użyty w przypadku rozpoczęcia działań wojennych.
- To coś w rodzaju oddziału Alfa, jaką miało KGB?
- Ogólnie mówiąc, tak, tyle że należy używać krótszej nazwy, po prostu Alfa.
- To nawet aż tak! Wychodzi na to, że pułkownik Skworcow to poważny człowiek?
- Maluję ogromny obraz. Na razie schowany jest tam, gdzie nikt go nie widzi, ale w odpowiednim czasie pokażę ci go.
- Jestem na nim namalowana?
- Jesteś na nim aniołem.
- Wcale nie jestem aniołem. Bardziej pasuje do mnie piekło.
- Na moim płótnie jest i piekło.
- To wierzysz w piekło?
- W to, że za linią śmierci czeka nas kara albo szczęśliwość, nie wierzę. Jestem ateistą. Co przedstawia mój obraz, to raczej udręki oraz rozkosze naszego ziemskiego istnienia..
Marianna i teraz patrzy na Bruna zakochanymi oczyma. Jej twarz jest subtelna, wzruszona, uduchowiona, jak średniowiecznego posągu. Bruno przesuwa szorstkie brązowe palce miedzy jej niedużymi piersiami, ze sterczącymi sutkami, w kierunku ładnie wciągniętego pępka i niżej tam, gdzie kusi trójkąt jasnych włosów...
- Aleksandrze Borisowiczu, nieładnie podglądać - mówi Marianna, patrząc na niego uparcie przez ramię Bruna.
- Aleksandrze Borisowiczu!
Turecki obudził się, ale zanim uświadomił sobie, że nie śpi, w jego głowie kłębiły się różnorakie myśli...Śniło mi się, że rozmawia ze mną Marianna...
- To jakaś głupota - wyraził swoją opinię Reddway.
- Ot-to-to-to, to właśnie głupota. Wtedy jeszcze w to wątpiłem. A teraz jestem pewien. Laboratorium eksperymenty skończyło. I skończyło pomyślnie!
- Chcesz powiedzieć, że im się udało…
- Udało się im zakodować agentów, jak mechanizmy, na włączenie i samozniszczenie! Oto co im się udało! - Turecki nieomal krzyczał.
- Co masz na myśli?
- To przecież jest podstawa. Wszystkie wywiady tym się posługują. Zakonserwowani agenci. Jeszcze z lat pięćdziesiątych. Rozumiesz, skąd ci starcy? Toż to ogromna sieć. Zostali wdrożeni jeszcze wtedy, a potem odwołani. Ich zakonserwowano. Teraz zaś dano im rozkaz włączenia się.