cytaty z książek autora "Marcin Świetlicki"
Będę mruczał
upiorne kołysanki,
świecie zaśnij wreszcie,
zdrętwiej, zemdlej
i nie rań więcej
Już nigdy nie będzie można. Bo tak jak dzisiaj nie będzie już nigdy
(...) nigdy papieros nie będzie tak smaczny, a wódka - taka zimna i pożywna (...)
Ludzie, dowiadując się o czyjejś śmierci, natychmiast pytają: kiedy? o której? na co? Nie wystarczy im proste "umarł".
Na pewno właśnie na tym polega piekło. Na powtarzalności.
Październikowe i ostre powietrze
lepiej by smakowało w innym mieście, nie tu.
wsiąść do nocnego, pustego tramwaju,
drzemać tuż przy swym barwnym odbiciu
w zawilgoconej szybie - jechać, drzemać.
Nic nie mam do [tego] miasta, nic nie mam do tych pokaleczonych murów, nic nie mam do tego co się tu wydarzało. Tylko ci dzisiejsi tutejsi ludzie mnie drażnią (…). To oni powodują, że źle myślę o tym mieście (…)
Ludzie śmieszni specjalnie pchają się na wysokie stanowiska, żeby nie wolno było się z nich śmiać (…) już są w takim wieku, że mamusia ich nie obroni
Coś jeszcze się zdarzy / między nami, bo na razie się / za mało stało
Nie wnikam, kim on jest, nic mnie to nie obchodzi, brzydzę się nim, ale jakby tak na moment się na nim skupić, to jasne dla mnie jest to, że spokojnie może zostać uznany za postać mówiąca nieco o kondycji polskich mężczyzn. Stanowi karykaturalny wizerunek kolejnej lost generation, wiecznych chłopców przeistoczonych niepostrzeżenie w w przedwczesnych starców. Zapity, apolityczny, zbuntowany przeciw wszystkiemu, czyli bliżej nie wiadomo czemu, przeżywa relacje społeczne i uczuciowe w sposób skrajnie niedojrzały. Jest raczej nieszkodliwy, bo przecież niszczy tylko samego siebie. Upozowany, wycofany, szyderczy i depresyjny. Chory na alkoholizm, nadwrażliwy i kompletnie zobojętniały. Dekadent i nikotynista. Postrzegam go jako postać tragiczną i groteskową, antytezę dziarskiego, wszechpolskiego chłopca i uosobienie obywatelskiej niemocy wolnościowego kontestatora z lat osiemdziesiątych. Nie jest prawicowy, ani lewicowy. Nie rozumie świata. Nie dorósł, a zdziadział.
Ja to pierdolę,
dziś jestem w nastroju
nieprzysiadalnym.
Co ja, biedny, grzeszny, rozwiedziony żuczek, w tym świecie wartości wyższych z moją niewyparzoną gębą i kompletnym brakiem wyczucia, i z tą swoją nieważnością i marginesowością robię?
Boję się.
Boję się, że nie zdążę.
Że nagle okaże się, że wszystko się skończyło.
O.
Tę wąską, czarną gumkę, którą ściąga włosy,
w nocy nosi na ręce, żeby nie zginęła,
jej nocne obyczaje są zaskakujące,
długo by można na ten temat.
Wyjechała, lecz wróci i niech wraca ciągle,
niech ciągle powracają jej popołudniowe,
poranne i wieczorne obyczaje, znowu
mam życie, ona mi je robi.
- Najbardziej na świecie boję się agresywnych staruszek - tłumaczył po drodze do Biura mistrz. - Bo to ani się odszczeknąć takiej, bo nie słyszy. Ani użyć logicznego argumentu, bo nie usłyszy, a gdyby nawet usłyszała, to jej logika jest inna. Nie wspominając o odpowiedzi fizycznej na agresję, bo to raczej przesada. Za każdym razem agresywna staruszka wygrywa. I jest to przerażające.
Najprostsze wyjście – myślał mistrz – oszaleć. Przestać kontrolować sytuację. Położyć się na fali. Dać się ponieść. Stracić wszystko. Stracić resztki kręgosłupa, stracić wszystkie bezpieczniki. Zagłębić się w morzu alkoholu i już nie wrócić. Zamieszkać z potworami i aniołami. Wtedy już nie byłoby niczego, czego można by się bać. Wszystkie strachy związane są z tym światem. Z Polską. Z Ziemią. Wyzwolić się od tego. To byłoby bardzo wygodne.
No, spotkał pan przecież w swoim życiu mnóstwo matołów.Takich, do których mówi się jasne i zrozumiałe rzeczy, a oni nic z tego nie rozumieją. Ja wiem, czytałam, że to jakaś tam sprawa koordynacji dwóch półkul w mózgu. Ale czemu aż tylu ma nieskoordynowane mózgi? Czemu tacy są? Obawiam się, że oni nie chcą sobie skoordynować tych półkul. Są dumni, że mają nieskoordynowane. A jeśli człowiek zażartuje, to się na śmierć obrażają.
-E, nie. Gdyby doszło, to w jakimkolwiek byłbym stanie, byłbym to zapamiętał na pewno. Takie rzeczy się pamięta. Pożegnania barmana przed wyjazdem do Nepalu można nie pamiętać, natomiast odbycie stosunku płciowego z narzeczoną kolegi po dwóch miesiącach abstynencji raczej się zauważa, mam nadzieję.
Mam już jeden nóż w plecach
i nie ma tutaj miejsca
na następne.
Przyjdzie wielu jeszcze złych ludzi, będą mili, będą chcieli, abym był miły. Miłe świństwa. Miłe zabijanie. Nie będę miły. I nie będę słodki. Będę wytrawny wytrwale.
Zrozpaczony nacisnął wszystkie naraz guziczki i na nerwowe pytanie "kto tam? kto tam?" wrzasnął:
- SZATAN! SZAAATAAAN!
Ktoś natychmiast go wpuścił.
A potem świt blady, lutowy. Świt brudny i blady. Fałszywy hejnał, o tej porze trębacze nie starają się za bardzo, jeszcze nie ma żadnych wycieczek, jeszcze nie ma komu trąbką pomachać. Odpuszczają sobie - trąbią bez przekonania.
Wrócić, rzucić się, zasnąć. Nie przesadzać, nie śnić.
Wracam. Ale nie przyjdę do siebie tak łatwo.
Nie jestem w miejscu w którym obiecałem
być, bowiem boli. Niewypowiedzianie
niewypowiedzianie boli. Nigdzie nie pojadę,
bo boli. I nie o szesnastej,
ani godzinę później. Bowiem boli. Nie odeślę i
nie odbędę. Gdyż boli. Będę zajęty czym innym
- boleniem. Bowiem boli. Nie przestanie i ja
nie przestanę. Bo nakręcam się.
I przeciwbóle gromadzę na później.