cytaty z książki "Skafander i motyl"
katalog cytatów
[+ dodaj cytat]
Za pomocą sondy połączonej z żołądkiem odpowiednią dawkę kalorii zapewniają mi dwa lub trzy flakony brunatnej cieczy. Dla przyjemności przypominam sobie smaki i zapachy, niewyczerpalne źródło wrażeń. Osobna sztuka kulinarna polega na przyrządzaniu resztek. Ja uprawiam sztukę pichcenia wspomnień. Zasiadam do stołu, kiedy chcę i jak chcę. W mojej restauracji nie trzeba rezerwować stolików.
Z dala od zgiełku, w odzyskanej ciszy, słyszę, jak po mojej głowie latają motyle.
Dzięki pielgrzymkowym zapałom znajomych otoczył mnie prawdziwy krąg wotywny. Można mnie oddać pod opiekę rozmaitych duchów pod każdą szerokością geograficzną. Staram się uporządkować ten rozległy ruch dusz. Kiedy się dowiaduję, że w mojej intencji paliły się świece w bretońskiej kaplicy lub intonowano mantry w nepalskiej świątyni, natychmiast przypisuję duchowemu wstawiennictwu bardzo konkretne intencje.
Prawe oko powierzyłem więc kameruńskiemu marabutowi, którego jedna z przyjaciółek poprosiła, by zjednał mi opiekę afrykańskich bogów. Kłopoty słuchowe powierzam teściowej, utrzymującej pobożne stosunki z mnichami w Bordeaux. Regularnie niech odmawiają za mnie różaniec, a ja przeniosę się duchemdo opactwa, by usłyszeć ich unoszący się pod nieboskłon śpiew. Ich błagania nie dały mi jeszcze nadzwyczajnych rezultatów, ale kiedy siedmiu braciom należącym do tego samego zgromadzenia islamscy fanatycy poderżneli gardła, przez wiele dni bolały mnie uszy.
Jednak te wszystkie wstawiennictwa przypominają tylko zamki na lodzie, babki z piasku, linię Maginota w porównaniu z modlitwą do Bozi odmawianą przez moją córeczkę Celestynkę przed snem. A ponieważ oboje usypiamy prawie w tej samej chwili, wyruszam do królestwa snów z jej cudownym wiatykiem, chroniącym mnie ode złego.
Otrzymuję wspaniałe listy. Otwiera mi się je, rozkłada i przytrzymuje przed oczyma, wedle ustalonego już rytuału, który zamienił się w rodzaj milczącej, świętej ceremonii. Każdy list czytam osobiście, uważnie. Niektóre są bardzo poważne. Mówią o sensie życia, wyższości duszy, tajemnicy każdej egzystencji. Dziwnym zbiegiem okoliczności osoby, z którymi utrzymywałem kontakty pozornie błahe, poruszają sprawy najbardziej zasadnicze. ich lekkość skrywała głębię. Czy byłem ślepy i głuchy? Czy dopiero nieszczęście powoduje, że dostrzega się prawdziwą wartość człowieka?
Odchodzę. Powoli, lecz nieuchronnie. Moja przeszłość znika mi sprzed oczu jak horyzont marynarzowi, gdy wyruszył w daleki rejs. Dawne życie jeszcze tli się we mnie, ale coraz bardziej zamienia w spopielone wspomnienia.
To może prawo komy. Ponieważ nigdy nie powraca się do rzeczywistości, sny też się nie ulatniają, lecz gromadzą i łączą w długą fantasmagorię, powracającą jak serial. Dziś wieczór wyświetlił się jeden ze znanych odcinków.
Czy znajdą się na tym świecie narzędzia, by rozpruć mój skafander? Linia metra bez końcowej stacji? Dość mocna waluta, by odkupić moją wolność? Trzeba szukać gdzie indziej.
W drogę.