Najnowsze artykuły
- ArtykułySpecjalnie dla pisarzy ta księgarnia otwiera się już o 5 rano. Dobry pomysł?Anna Sierant1
- ArtykułyKeith Richards, „Życie”: wyznanie człowieka, który niczego sobie nie odmawiałLukasz Kaminski2
- ArtykułySzczepan Twardoch pisze do prezydenta. Olga Tokarczuk wśród sygnatariuszyKonrad Wrzesiński9
- ArtykułySkandynawski kryminał trzyma się solidnie. Michael Katz Krefeld o „Wykolejonym”Ewa Cieślik1
Popularne wyszukiwania
Polecamy
Wiesław Dołęgowski
1
7,7/10
Pisze książki: reportaż
Wiesław Dołęgowski – niedowiarek, sceptyk, ale mocno wspierający życiowy program żony. Autor książki Raz... dwa... trzy... do rodziny trafisz... Ty
7,7/10średnia ocena książek autora
15 przeczytało książki autora
30 chce przeczytać książki autora
0fanów autora
Zostań fanem autoraKsiążki i czasopisma
- Wszystkie
- Książki
- Czasopisma
Raz... dwa... trzy... do rodziny trafisz... Ty!
Beata Dołęgowska, Wiesław Dołęgowski
7,7 z 11 ocen
44 czytelników 4 opinie
2014
Najnowsze opinie o książkach autora
Raz... dwa... trzy... do rodziny trafisz... Ty! Beata Dołęgowska
7,7
Z jednej strony zimny system prawny, a z drugiej emocjonalny twór zwany rodziną. Tyle że oprócz zbioru przepisów, mimo wszystko, jasno określających sposób adopcji są urzędnicy placówek przydzielających dzieci poszczególnym rodzicom, a tu często ma się do czynienia z ich "widzi mi się", a nie rzeczywistą troską o dobro dzieci, czym się często zakrywają.
Publikacja Dołęgowskich wskazuje, że niektóre placówki grają z ludzimi spragnionymi stworzyć rodziny w ruletkę. Tak jak dla urzędników innych instytucji publicznych, tak w domach dziecka liczą się statystyki. Czasem można odnieść wrażenie, że jest to niemal handel pod przykrywką legalnej adopcji. Jeśli dokonuje się wypisywania fałszywych danych medycznych np o niepełnosprawności bądź syndromie FAS, bądź też w inny sposób odstręcza się potencjalnych przyszłych rodziców zgłaszających się na pierwsze spotkanie z danym dzieckiem, a przy okazji wychodzi na jaw, że owe dzieci są przeznaczone do adopcji za granice to dla mnie taki proceder jest jak handel.
Placówki opiekuńcze są rozliczane za udane oraz nieudane adopcje (gdy dziecko wraca na placówkę),a statystyka to nie tylko biurokracja, ale również konkretne pieniądze. Oczywiście przetrzymywanie dzieci w palcówkach to też wymierne korzyści, bo za każde dziecko państwo płaci określony miesięczny koszt. Dlatego "umila się" przyszłym rodzicom cały ten proces jak tylko można i w zależności od chyba tylko od ograniczeń wyobraźni danych ludzi niby działających na rzecz dzieci. Można zaliczyć kursy, dostarczyć wnioski, być chętnym nawet na przyjęcie dziecka z wyraźnymi wadami niepełnosprawności, a i tak bedzie się mieć pod górkę. I jeszcze jeśli dana dyrekcja tak będzie chcieć to poprosi o opinie nie tylko psychologa, ale zrobi wywiad środowiskowy dwukrotnie, poprosi o opinie księdza, zażyczy sobie 10-letniego stażu małżeńskiego, a na dodatek powie,że "jeśli państwo chcieli w łatwiejszy sposób stworzyć rodzinę to mogli urodzić własne".
Czytając tekst czuje sie wściekłość! Miałam ochotę krzyczeć, że taki debilizm panuje wśród niewykształconej kardy ( bo to też) profesjonalistów mających za zadanie pośredniczyć miedzy oddanymi dziećmi, gotowymi do adopcji a ludzmi poszukującymi swego malca oraz znieczulica, która pod hasłem "dla dobra dziecka" załatwię własne interesy na dotacje ośrodka i by nie stracić pracowników. W myśl zasady: im mniej dzieci, tym mniej obsługi i pieniędzy na ośrodek - to trzeba zatrzymać ile się da, oczywiście legalnie z zapisem w papierach,że dziecko nie jest w pełni rozwinięte lub też wydzierając sobie dzieci między ośrodkami czy nakłanianiem do porzucenia dziecka przez matkę zanim upłynie 6tygodniowy prawnie przewidziany okres ,gdy kobieta ma prawo zachować ten czas na decyzję, a nie być nękana przez osoby z ośrodka.
"Raz..Dwa..Trzy..." to dokument powstały za sprawą osób, które wierzą, że najważniejsze to dać dziecko rodzinie i by rodzina stała sie szczęśliwym posiadaczem dziecka. I tak wszystkich dopasować by miało szanse powodzenia,żeby nie okazało się za jakiś czas, że nowi rodzice nie mogą podołać obowiązkom,bo zataiło się celowo większe problemy z jakimi może borykać się adopcyjny syn/córka. Nie można wciskać chorego dziecka komuś, kto nie jest gotowy przyjąć je do siebie, nie można bronić zaangażowania w adopcję osobie samotnej, nie można piętrzyć przed przyszłymi rodzicami problemów, bo ci którzy sie decydują na taki krok przeszli już wiele, a wmawianie im,że nie są gotowi na to, bo opierają się adopcji dziecka z zaburzeniami jest po prostu wstrętne. Niektóre ośrodki są przeciwne adopcji ze wskazaniem, co w mojej świadomości jest niepojęte. Jednak to ten typ adopcji, który odbywa się poza procedurami z placówkami adopcyjnymi i jak wiadomo jest najbardziej niekorzystny dla domów dziecka, bo nie podnosi statystyk, bo nie zasila zaplecza finansowego i w końcu nie daje poczucia władzy (tak, o to też tu chodzi!). Dla mnie to najlepsza z możliwości, gdy dziecko ma wskazaną rodzinę i to przez biologicznych opiekunów (lub ich najbliższych krewnych),którzy przecież z różnych powodów nie mogą dopełnić opieki nad własnym dzieckiem. Tacy ludzie mając pewność, komu powierzają dziecko, dając jednocześnie komfort i natychmiastową bliskość ważnych dla niego ludzi do końca życia, a nie oddając personelowi ośrodków, nie wiadomo ile razy zmieniający się, aż dokona się właściwa adopcja.
W Polskiej rzeczywistości nie chodzi jednak o skrócenie, a wydłużenie zabiegów adopcyjnych, tak przez placówki oświatowe przetrzymujące dzieci, jak i sądy, które odwlekają przez wiele lat odebranie praw rodzicielskich zaniedbującym rodzicom biologicznym. Owa publikacja daje światło na to co dzieje się za kulisami tych bolesnych zdarzeń. Nie ma tu suchych statystyk, są nadmienione konkretne przypadki, a za nimi stoją zdarzenia, których by się człowiek nie spodziewał. Myślę,że książka bardzo ważna dla osób przymierzających się do adopcji, będących w trakcie, jak i dla każdego pragnącego poznać, niejako od kuchni, jak wygląda taki proces i to w jego czystej postaci, bez mydlenia oczu.
Raz... dwa... trzy... do rodziny trafisz... Ty! Beata Dołęgowska
7,7
"Adopcja została przez państwo praktycznie zmonopolizowana. A monopol często prowadzi do wynaturzeń i tworzy znakomite warunki dla rozwoju szarej strefy".
Nie od dzisiaj wiadomo, że procedury adopcyjne w naszym kraju są niezwykle skomplikowane i często nielogiczne, wystawiając potencjalnych rodziców i adoptowane dziecko na dużą próbę w kwestii stworzenia rodziny. Nie sądziłam jednak, że w państwie będącym członkiem Unii Europejskiej, może szerzyć się taka patologia i znieczulica w stosunku do bezbronnych dzieci, które już na samym starcie dostały od życia w kość. Jestem wściekła!
Autorami publikacji "Raz… dwa… trzy... do rodziny trafisz… Ty!" jest małżeństwo działaczy społecznych - Beata i Wiesław Dołęgowscy. Beata Dołęgowska to prezes fundacji "Dziecko-Adopcja-Rodzina", beznadziejna fantastka, wierząca w niezbędność polityki rodzinnej, która powinna służyć, a nie szkodzić. Jej mąż, Wiesław Dołęgowski to niedowiarek i sceptyk, który ze wszystkich sił wspiera życiową misję żony.
"Raz… dwa… trzy... do rodziny trafisz… Ty!" to dokumentalna publikacja, skupiająca się na systemie adopcyjnym naszego kraju. Obnaża patologię w działalności ośrodków adopcyjnych, nieszczelność prawa i złą wolę ludzi, którzy winni dbać o dobro dziecka. To dwieście stron wziętych prosto z życia, bez zbędnego teoretyzowania. Same fakty, bez znieczulenia.
Beata i Wiesław Dołęgowscy nadali swojej publikacji niezwykle trafiony tytuł, będący niestety smutną metaforą życia dzieci pozbawionych rodziców. Autorzy przedstawiają bowiem tę stronę adopcji w Polsce, o której przeciętny zjadacz chleba taki jak ja, nie ma zielonego pojęcia. Niejasne procedury adopcyjne rodem z PRL-u, "tumiwisizm" pracowników, biurokracja, przedkładanie statystyki nad jednostkę ludzką, czy zwykła opieszałość w działaniu. Ważne jest to, że wszystkie te patologie systemu zostały przedstawione na konkretnych przykładach. Przykładach ukazujących szokujące historie, będące za każdym razem dramatem jakiegoś niewinnego dziecka. Najbardziej w tym wszystkim jednak zaskakuje rywalizacja pomiędzy ośrodkami adopcyjnymi, czegoś takiego po prostu się nie spodziewałam. Muszę przyznać, że podczas lektury tej książki targały mną sprzeczne emocje, od wściekłości i bezsilności w stosunku do bezdusznych pracowników ośrodków adopcji, do podziwu dla ośrodka w Otwocku za cierpliwość i wolę walki o każde, niewinne dziecko. Zastanawiające jest dla mnie to, jak ludzie, którzy widzą w bezbronnym dziecku wyłącznie statystykę, mogą funkcjonować z czystym sumieniem.
Aby wzmocnić cały wydźwięk publikacji, autorzy zamieścili historię wielu dzieci. Dzieci, którym los od początku nie szczędził trudów życia. Historie, nad którymi nie można przejść obojętnie w żadnym wypadku. Trzymiesięczny Antoś został rzucony o ścianę przez swojego ojca, bo płakał. Sześciomiesięczny Jacuś z wrodzona wadą genetyczną, nie zna innego miejsca niż szpital, to jego marna namiastka domu. Czy takie dzieci nie zasługują na miłość? Te i wiele innych historii poruszyło moją duszę, trudno bowiem nie przeżywać w sobie takich dramatów. Tym bardziej, gdy autorzy przedstawiają każdą historię poprzez dość suchy przekaz, taki zabieg jeszcze bardziej działa na wyzwolenie się różnorodnych emocji.
Oprócz tradycyjnej adopcji, Beata i Wiesław Dołęgowscy poruszyli również dwie, ciekawe kwestie obecne w tym obszarze: adopcja przez osobę samotną, oraz adopcja ze wskazaniem. Szokującym jest także obszerne omówienie wykorzystywania karty dziecka, która często staje się fałszywym narzędziem do manipulacji. W całej publikacji zabrakło mi jednak jednego elementu - swoistego słowniczka, który już na początku książki wyjaśniałby podstawowe pojęcia typu ośrodek adopcyjny, opieka zastępcza czy placówka opiekuńczo-wychowawcza. Myślę, że takie zestawienie znacznie ułatwiłoby późniejsze poruszanie się po samej treści książki.
"Raz… dwa… trzy... do rodziny trafisz… Ty!" to publikacja, która pomimo małej objętościowo treści, szokuje, zaskakuje i niestety zasmuca. Obnażając istniejącą patologię naszego systemu adopcyjnego, ukazuje ludzie dramaty. Dramaty dzieci i osób pragnących stworzyć rodzinę. Mam nadzieję, że dzięki tej książce wzrośnie nasza świadomość, a o adopcji będzie się mówiło w naszym kraju coraz więcej.
http://www.subiektywnieoksiazkach.pl/